6. who

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawsze byli tylko częścią jego historii.

Każda wspólna wycieczka. Zjedzony posiłek. Wymienione myśli. Wszystko służyło jakiemuś celowi, sprawiało, że coraz bardziej zbliżali się do wydarzeń, w których to Kazuha miał okazać się kluczowy.

Heizou nigdy nie próbował oszukiwać siebie w tej kwestii. Głowa upadającego klanu, znakomity szermierz, wędrowiec o spokojnym temperamencie i nieskazitelnej duszy. Kazuha był słońcem, wokół którego obracał się cały świat. Każdy, kto go spotykał, natychmiastowo poddawał się urokowi młodego, a niezwykle dojrzałego mężczyzny.

Ideał.

Gdy Tomo zginął w walce z Shogun, Heizou miał wrażenie, jakby wypełniło się jakieś przeznaczenie. Tragiczna śmierć przyjaciela Kazuhy, która popchnie go do działania i wywoła w nim przemianę do tego konieczną. Tak, jakby nie było mowy o tym, by Tomo przeżył. Odegrał swoją rolę i nie był więcej już potrzebny w tym świecie, a jego rola jako drugoplanowej postaci się zakończyła.

Heizou nie znał Tomo zbyt dobrze. Byli jedynie znajomymi, którzy rzucali do siebie puste "cześć", gdy mijali się w mieście. W zasadzie naprawdę łączyła ich tylko przyjaźń z Kazuhą. Prawdziwą rozmowę przeprowadzili między sobą jedynie raz, w przeddzień pojedynku. Spotkali się wtedy pod wielkim drzewem w dolnym mieście, gdzie Heizou przesiadywał czasem, rozmyślając nad swoimi śledztwami.

— No nareszcie, wszędzie cię szukałem! — radosny głos rozlegający się nad jego głową sprawił, że Heizou wzdrygnął się lekko. Chwilę później miejsce obok niego nie było już puste. — Mam szczęście, że udało mi się na ciebie trafić. Nie przeszkadzam, mam nadzieję?

Trzeba było zadrzeć wysoko głowę, by natrafić na spojrzenie błyszczących, fiołkowych oczu Tomo. Uśmiech nie opuszczał jego twarzy mimo niespokojnej atmosfery panującej w całym mieście, czego Heizou nigdy nie potrafił zrozumieć. Zupełnie, jakby ten postawił sobie za punkt honoru, by zarażać wszystkich optymizmem. Cóż, w tamtej chwili detektywowi nie było do śmiechu. Jako członek Tenryou Commission nie musiał martwić się represjami ani wizją, lecz wszędzie czające się straże i codzienny widok nieszczęśliwych ludzi dołowały go na każdym kroku. A wtedy przychodził taki Tomo, myśląc, że odrobiną radości rozwiąże wszystkie problemy.

Mimo to Heizou tylko wzruszył ramionami.

— I tak nie robię nic specjalnego — skłamał. Właściwie to nowoprzybyły przerwał mu łamanie sobie głowy nad sprawą zabójstwa, jednak lepiej, żeby Kazuha nie przyszedł tu później, żądając wyjaśnień, dlaczego jego najlepszy przyjaciel został brutalnie spławiony.

Tomo najwyraźniej albo uwierzył, albo tak naprawdę nie przejmował się tym, jaka może być odpowiedź, bo rozsiadł się wygodnie na trawie i utkwił spojrzenie w oddali.

— Wiesz, Heizou — zaczął, a jego uśmiech nieco zbladł. — Naszym rodakom chyba brakuje wiatry we własne siły.

Jego rozmówca uniósł jedną brew. Ten człowiek właśnie stwierdził fakt oczywisty w taki sposób, jakby ciężko mu było w to uwierzyć.

— Cóż, właśnie tracą swoje wizje, a wraz z nimi nadzieje, ambicje i siły. Ty się jeszcze dziwisz, że nie mają wiary? — Na te słowa Tomo jedynie zmrużył nieco oczy. Wyglądał zupełnie tak, jak wszyscy kryminaliści, gdy wpadają na kolejny genialny pomysł mający skończyć się ich zgubą. — ...Nie wiem, o czym myślisz, ale przestań. Nie pogarszaj naszej sytuacji. Gdy Shogun zobaczy w nas wrogów... — Dreszcz grozy przeszedł mu po plecach. — Nie znasz jej, ale ja tak. Widziałem ją. To bezwzględna osoba. Wyrżnie każdego, kto stanie jej na drodze.

Ale Tomo nawet, jeśli się tym przejął, to zupełnie nie dał tego po sobie poznać. Odwrócił się z powrotem do Heizou i i złapał go za ramiona.

— Jeśli ktoś odważy się jej przeciwstawić, reszta pójdzie za nim, prawda? — Nadzieja aż kipiała z jego ust. Nadal się uśmiechał, lecz w oczach koloru lawendy nie widniał już ten typowy dla niego błysk radości.

On mówił poważnie.

— Ten, kto by się na to pisał, byłby totalnym szaleńcem — padło z ust Heizou, który rozejrzał się z niepokojem, czy ktoś ich nie jest w stanie ich usłyszeć. — Słuchaj Tomo, prosisz się o kłopoty. Nie wiem, co ci przyszło do głowy i szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć, ale proszę, jeśli zależy ci na uczuciach Kazuhy, daj sobie spokój.

Tomo tylko urwał z ziemi źdźbło trawy i zagrał na nim powolną, spokojną melodyjkę

„Tu tu tu, tu tu"

— Ktoś musi postawić pierwszy krok. Wtedy lud chwyci za broń. Ona jest do pokonania, tylko trzeba zobaczyć w niej żywą istotę.

— Zwariowałeś! Jak Kazuha się dowie, to...

Nie dokończył. Tomo włożył mu trawę do ust, a gdy Heizou próbował ją wypluć, jego towarzysz skorzystał z okazji i objął go ramieniem.

— Wiesz co? Bardzo doceniam twoją troskę o Kazu. Mogę ci zaufać, że się nim zaopiekujesz, prawda?

— Oczywiście, że będę się nim opiekował — padła odpowiedź, gdy Heizou zdołał wyjąć z ust ostatnie źdźbło. — O ile on tego potrzebuje.

Uśmiech, jaki posłał mu wtedy Tomo był najszczerszym, jaki kiedykolwiek został mu podarowany.

I właśnie wtedy wszystko stało się jasne. On stał się symbolem walki przeciwko archonowi, tym, który pierwszy rzucił kamieniem. Heizou natomiast miał wziąć udział w pilnowaniu, by Kazuha był w stanie bez problemu uciec z kraju. Wszystko to doprowadziło do wyzwolenia Inazumy z tyrańskich rządów. Rola dwójki przyjaciół głównego bohatera dobiegła końca.

Ale Kazuha nadal stał na scenie. Stało się to jasne, gdy za drzwiami komnat samej Raiden Shogun rozległ się jej gniewny głos:

— Oczywiście, zawsze to musi być Kaedehara. Cóż, nawet, jeśli dotrzesz do celu, ten cel cię zmiażdży, a ty zrozumiesz, że ten, którego pokochałeś, tamtego dnia zginął.

Kazuha. Coś się z nim stało. Niewiele myśląc, Heizou przylgnął do drzwi, starając się wyłapać padające w sąsiednim pomieszczeniu słowa.

— Gdzie jest ta maska... Ah, mam cię. A mogłeś zachować swoją wolność... Choć wydaje mi się, że ona akurat przysporzyłaby ci jedynie cierpienia.

Maska. Podporządkowanie. Ten, którego Kazuha kochał.

Tomo.

No tak, można się było tego spodziewać po samym archonie. Cokolwiek zrobiła, Tomo najwyraźniej żyje, a Kazuha... Ma kłopoty.

Przez chwilę stał nieruchomo, próbując przyjąć do siebie te wiadomości. Musiało minąć kilka dłuższych chwil, zanim przypomniał sobie, co tutaj robił i że stanie tak przy komnatach Jej Ekscelencji było dość podejrzane.

— I jak, masz jakieś przydatne informacje? — odezwała się Sara, gdy tylko wrócił na dziedziniec. — Przesłuchanie się udało?

Odpowiedział jej delikatny uśmiech, nieco sztywniejszy i bardziej nerwowy, niż zazwyczaj.

— Tak, tak, już wiem, kto ukradł jej klejnoty. Zaraz napiszę raport i nakaz aresztowania, tylko muszę gdzieś pójść, jeśli pozwolisz...

I zniknął tak szybko, jak się pojawił, by odegrać swoją rolę w tej historii.

•••

Wystarczyło jedno spojrzenie na spiętą Ayakę, od której aż biło poczuciem winy, by zrozumieć, co się święci. Członkowie klanu Kamisato bez wątpienia wiedzieli o obecnych działaniach Kazuhy. Kto wie, może nawet mu pomagali. Albo wręcz przeciwnie.

— Chciałbym z nim porozmawiać — odparł delikatnie uśmiechnięty. Jeszcze tego brakowało, żeby spłoszył tak cenne źródło informacji. — Wspominał mi jakiś czas temu, że zamierza was odwiedzić i od tamtej pory go nie widziałem... Wiesz może, gdzie znowu zniknął?

Oczywiście Kazuha wcale nie zdradzał mu ostatnio żadnych swoich planów, ale takimi słowami można z łatwością zdobyć zaufanie swojego rozmówcy. Heizou nie łączyła z Ayaką żadna przyjacielska więź, ale znali się wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że ta młoda kobieta potrafi trzymać język za zębami. Jeśli więc Heizou chciał się czegoś od niej dowiedzieć, musiał przede wszystkim zdobyć jej zaufanie i sprawić wrażenie, jakby powinien wiedzieć o wszystkim, co jest przed nim ukrywane.

Obrzydliwe kłamstwo, ale skuteczne.

Tym bardziej potrzebne, że Ayaka ledwo była w stanie patrzeć Heizou w oczy.

— Przepraszam, ale... Kazuha wyjechał. W jedną z tych... No wiesz... Podróży.

„Oj droga Lady Kamisato, nie potrafisz kłamać, co?" pomyślał gorzko. Taka niewinna istota gra w z nim w grę, w której on jest mistrzem. Trochę było mu jej szkoda.

— No tak, oczywiście... Rzeczywiście, wspominał coś na ten temat. — Zaśmiał się serdecznie. — Mówił tak chaotycznie, że zupełnie mi to umknęło.

Jego towarzyszka spuściła wzrok. A więc trafił w punkt. Kazuha podchodził emocjonalnie do tego, co się stało. To potwierdzało tezę mówiącą, że w to wszystko zamieszany jest Tomo. Akurat sam fakt, że ten mógł nigdy nie umrzeć, wcale nie był taki nieprawdopodobny. W końcu po co Raiden Shogun miałaby pozbywać się jednego z najlepszych wojowników w Inazumie?

Gdy po kilku sekundach niezręcznej ciszy nie pożegnał się, jak zapewne oczekiwała Ayaka, kobieta powstrzymała chęć westchnienia i stanęła bokiem do wejścia do posiadłości.

— Skoro już tu jesteś, może coś zjesz? — zapytała z wymuszonym uśmiechem. Ewidentnie wolałaby pozbyć się kłopotliwego gościa.

„Wybacz, ale musisz się jeszcze trochę pomęczyć" przeszło Heizou przez myśl, gdy pokiwał głową i dziękując, ruszył do wnętrza budynku.

Powstrzymał pokusę rozglądania się wokół. Czasami bywał w domu Kamisato, jednak za każdym razem fascynowało go, jak to otoczenie zmieniało się w zależności od tego, jakie wydarzenia miały tam miejsce. Niestety, jeśli chciał sprawić, by Ayaka się wygadała, nie mógł sprawiać wrażenia znadmiernie zaciekawionego. Zamiast więc wodzić wzrokiem po ścianach korytarza, w drodze do salonu postanowił nawiązać kolejny dialog.

— Raiden Shogun zdaje się być ostatnio dziwnie nerwowa... Moje wizyty w pałacu zazwyczaj kończą się na tym, że uciekam jak najszybciej od panującej tam przerażającej aury — zagaił, przybierając zakłopotany wyraz twarzy. — Też to wyczułaś?

Nawet jego zaskoczyła reakcja Ayaki, która przystanęła gwałtownie i wbiła w niego pełne niepokoju spojrzenie rozszerzonych oczu.

— Wiesz, o co się gniewa? — spytała półszeptem.

Kolejna wskazówka, a przy okazji nieostrożne zrzucenie zbroi. „Masz zbyt dobre serce."

Wszystko szło tak gładko, że niemal przyjemnie. Lady Kamisato nieświadomie zdradziła mu kluczowe fakty, potwierdzając teorie. Już przegrała, teraz wyśpiewa mu wszystko.

Ale najpierw trzeba pozwolić jej myśleć, że to on jest tu od sprzedawania informacji.

— Słyszałem, jak gadała do siebie coś na temat Kazuhy... Zresztą właśnie dlatego tu przyszedłem.

Chociaż jedna rzecz, która nie jest kłamstwem.

Jeśli to było w ogóle możliwe, oczy Ayaki rozszerzyły się jeszcze bardziej.

— Kazuhy...? O nie... Ona wie...

Bingo!

— O czym wie, Ayaka? Kazuha... Czy on jest w niebezpieczeństwie?

— Ja... — przez chwilę jego rozmówczyni wpatrywała się w niego niepewnie, zapewne zastanawiając się, czy może mu zaufać. Gdy jednak dostrzegła na jego twarzy jedynie troskę i niepokój, westchnęła tylko. — Cóż, myślę, że i tak już wiesz za dużo. Chodź, wtajemniczę cię w sprawę.

Poszło łatwiej, niż myślał. Pokiwał głową z powagą i dał się poprowadzić do niewielkiej, skromnie urządzonej jadalni, by tam poznać prawdę.

Tylko, że nie takiej prawdy się spodziewał. A może jednak domyślał się, że taka właśnie będzie ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli? Możliwe, w sumie nawet pewne.

Ayaka opowiedziała mu o notatkach i przygotowaniach do podróży. Wyznała wszystko, co wiedziała na temat Dark Sea oraz swoich podejrzeń wobec tego, co mogło stać się z Tomo. Była blisko prawdy. Czuła, że Raiden Shogun maczała w tym palce, ale nie potrafiła dojść do niczego więcej. Może po prostu nie podejrzewała, do czego potrafiła się posunąć ich bogini.

Ale Heizou wiedział. Praca w Tenryou Commission sprawiała, że wiele razy napotykał electro archona na swojej drodze. Nawet po wojnie nie opuściło jej zimne, surowe spojrzenie. Zawsze patrzyła przed siebie z dumą i niestrudzoną ambicją. Co najgorsze, wciąż wyznawała zasadę: „Cel uświęca środki".

Jeśli dostrzegła w Tomo jakiś pożytek, na pewno zdecydowała się go wykorzystać. Zapewne umieściła go na terenie Dark Sea nie bez powodu. Albo, żeby ukryć go przed wzrokiem świata, albo...

— W tych notatkach była mowa o... Pracy, zgadza się? — zapytał, popijając herbatę.

W odpowiedzi Ayaka pokiwała głową.

— Tak, ale czym miałby się tam zajmować? Wydobywaniem jakiejś zaczarowanej rudy?

Nie, do tego nie przyda jej się zbuntowany szermierz. Tomo to wojownik, więc na pewno wzięła go do pracy, w której przydaje się umiejętność władania mieczem. Skoro żyje do tej pory, na co wskazywały słowa Shogun, to nie brał udziału w żadnej prawdziwej walce. Gdyby trafiali się wrogowie możliwie do pokonania przez śmiertelnika, bogini nie potrzebowałaby go, tak więc...

Musiał czegoś pilnować.

W przypadku, gdy na nieznanym lądzie coś jest zapieczętowane, wystarczy, by ktoś dbał o to, żeby uwięziona siła nie zaskoczyła nikogo swoim uwolnieniem. W razie, gdyby jednak tak się stało, może Tomo byłby w stanie zatrzymać to na czas wystarczająco długi, by Shogun zdążyła zareagować.

A jedyne, co według znanych faktów jest uwięzione na terenie Dark Sea, to bogowie, którzy ponieśli klęsce w wojnie archonów.

Wszystko nabrało sensu. Tomo przegrał pojedynek z Raiden Shogun, która wykorzystała go do pilnowania zapieczętowanego bóstwa. Odebrała mu pamięć, ale zanim ten proces dobiegł końca, on jakimś cudem zdołał napisać te notatki i powierzyć je oceanowi. Pudełko z zapiskami wylądowało na brzegu Watatsumi Island, gdzie znalazł je Traveler, który skontaktował się w ich sprawie z Kazuhą.

A Kazuha, przeczytawszy te notatki, z pomocą Yashiro Commission wyruszył w podróż mającą na celu odnalezienie zaginionego przyjaciela. Tylko, że Shogun jakimś cudem dowiedziała się o tym i zamierzała postawić przeciwko niemu samego Tomo, by ten pozbył się nieproszonego gościa.

„I tu właśnie zacznie się moja rola" postanowił Heizou.

— Potrzebuję waszej pomocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro