11. Nie kumpluję się z tchórzami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#TheRoyalPrincessSZ

Gdy usiadłam na wolnym krześle, do rozpoczęcia wykładu pozostawało jedynie kilka minut. Wyłożyłam na blat długopis i otworzyłam notatnik na zapiskach z poprzednich zajęć. Coraz bardziej przybliżałam się do stwierdzenia, że laptop przydałby mi się bardziej niż kilka wypełnionych bazgrołami kartek. Zakodowałam w myślach, że następnym razem muszę zabrać ze sobą komputer.

Chamberlain tym razem przybył punktualnie. Rozłożył na biurku materiały pomocnicze i uruchomił rzutnik, na którym zazwyczaj wyświetlał krótkie streszczenia zajęć, które pozwalał nam później przepisać, by szybciej przyswoić wiedzę. Lubiłam jego przedmiot i choć antropologia nie była wcale tak ciekawym zagadnieniem, jak wcześniej sądziłam, mężczyzna opowiadał z takim zaangażowaniem i pasją, że człowiek nie był w stanie przestać słuchać. Widać było, że czas mu służy. Gdyby porównać jego pierwszy dzień z teraźniejszością, jakość prowadzenia przez niego wykładu urosła od zera do setki. Wyrobił się, nabrał odwagi.

– Dziękujemy za spóźnienie, panie Atkins – rzucił gdzieś w górę auli.

Obróciłam głowę, a mój wzrok spoczął na zbiegającym po schodkach Ryanie. Wcisnął się pomiędzy kilku innych studentów i oklapł na krzesło obok swojej koleżanki, która jak zwykle trzymała dla niego wolne miejsce.

– Nie ma za co – odpowiedział bez krzty zawstydzenia.

Chamberlain zacisnął usta i pokręcił głową. Zdjął marynarkę i zawiesił ją na oparciu swojego fotela, pozostając w białej koszuli, u której moment później podwinął rękawy. Odwrócił się do nas tyłem i zaczął rozrysowywać coś na tablicy interaktywnej. Natychmiast zabrałam się za przepisywanie.

Nie chciałam pozostać w tyle, jednak już po chwili zauważyłam po mojej prawej jakiś ruch. Odwróciłam głowę, widząc, jak jakaś blondynka przesiada się bliżej, zajmując miejsce obok. Wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że coś ścisnęło mnie w żołądku. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Chciała się ze mną zapoznać? O coś zapytać? Nie odzywała się, więc nie mogłam rozgryźć, co się dzieje w jej głowie. Odchrząknęłam i ponownie skupiłam się na tablicy, by nic mi nie umknęło.

– Widziałam cię, gdy rozmawiałaś z moim chłopakiem, suko – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Moja ręka zatrzymała się w połowie pisanego zdania. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o czym ona bredzi.

– Czyli z kim? – wyszeptałam cicho.

Szybko przebrnęłam w myślach przez wspomnienia ostatnich dni. Rozmawiałam z wieloma osobami, ale żadna konwersacja nie była wystarczająco ciekawa i nie zapadła mi w pamięć na tyle, by blondynka mogła rzucać jakimikolwiek oskarżeniami. Policzyłam facetów, z którymi dane mi było zamienić kilka słów - Chamberlain, koledzy Louisy, Joel Finch, jakiś koleś przy kiosku, Ryan Atkins.

– Zostaw Joela w spokoju. Nie masz u niego szans! – Jej podniesiony głos, nad którym przestawała panować, sprawił, że obejrzała się na nas dziewczyna z rzędu przed nami.

– Słucham? – prychnęłam.

No ładnie. Niezłe ziółko z tego Fincha, skoro dobierał się do wszystkiego, co miało dwie nogi, mimo że miał stałą partnerkę. Biedna dziewczyna. Pewnie nie zdawała sobie sprawy, jaką szuję hodowała pod swoimi skrzydłami.

– Drogie panie. – Dobiegł mnie głos wykładowcy. – Na pogaduchy przyjdzie jeszcze czas. A teraz proszę o ciszę.

Ale blondynka nie zamierzała skapitulować. O ile było to możliwe, przybliżyła się jeszcze bardziej. Jej twarz znajdowała się nie dalej jak trzydzieści centymetrów od mojej i aż musiałam się odchylić. Niczym nie zawiniłam, a byłam oskarżana o czyjeś błędy. Bóg jeden wiedział, co ten przebrzydły manipulant jej naopowiadał, skoro była do mnie tak wrogo nastawiona.

– Jeszcze raz cię z nim zobaczę...

– To co? – wyrwało mi się. – Co mi zrobisz?

Spojrzałam na nią z obojętnością, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Zapewne oczekiwała mojego wybuchu, ale nie tędy droga. Nie zamierzałam być celem w miłosnych potyczkach obcych mi ludzi, mimo że ton jej wypowiedzi sugerował groźbę.

– Lepiej, żebyś się nie przekonała.

Uśmiechnęłam się słodko. Fałsz musiał wylewać się z moich oczu.

Nie spodziewałam się, że sprowokuję ją do takiego stopnia, aż posunie się do agresji. Złapała mocno mój nadgarstek i wbiła w niego długie paznokcie. Syknęłam z bólu.

– Uważasz się za lepszą, ale nawet twoja królewska pizda nie jest na tyle dobra, żeby zadowolić Joela.

– Twoja chyba też nie, skoro szuka innej.

Wzmocniła uścisk. Igrałam z ogniem. Spuściłam wzrok na skórę, która przybierała coraz ciemniejszy odcień czerwieni.

– Mam w dupie twojego chłopaka. – Wyrwałam rękę i potarłam obolałe miejsce. – Jesteś nienormalna.

Nie zdawałam sobie sprawy, że moja mowa przybrała na sile i prawdopodobnie słyszały mnie osoby w innych rzędach.

– Panie Chamberlain! – Z drugiej strony auli przedarł się znajomy głos.

Znowu ta pierdolona Pamela Greenville.

– Tak? – Doktorant rzucił jej zaciekawione spojrzenie. – O co chodzi? Czy coś jest niezrozumiałe?

– Jest pan na tyle kompetentny, że niemożliwym jest, by czegoś nie zrozumieć. Chciałam jednak zwrócić uwagę, że niektóre osoby tego nie szanują i przeszkadzają innym.

– Czyli kto? – Rozejrzał się dookoła z pełną dezorientacją.

– Nie chciałabym wskazywać palcem. – Dziewczyna mówiła tak wyniośle, że zapragnęłam wyszarpać ją za włosy na korytarz. Jej wymowne spojrzenie na moją osobę dało wyraźny sygnał, kogo dotyczyły jej uwagi. – Niektórym brakuje pokory.

Zacisnęłam zęby, by powstrzymać się przed nawrzucaniem jej przed wszystkimi studentami. Jak długo jeszcze zamierzała mi uprzykrzać życie, mimo że nic jej nie zrobiłam? Nie mieściło mi się w głowie, że można być tak wrednym w stosunku do człowieka, którego ani trochę się nie znało. Jaki miała w tym cel? Chciała wypędzić mnie ze studiów? Jej niedoczekanie.

– To prawda, cały czas mi przeszkadza. – Dołączyła się dziewczyna, która jeszcze kilka minut temu wyrządzała mi fizyczną krzywdę.

– No właśnie – krzyknął ktoś za nami. – Cały czas gada.

– Mnie też przeszkadza...

– I mnie!

Rozlegały się kolejne obciążające mnie głosy. Patrzyłam po kolei z obrzydzeniem na ludzi, których nawet nie znałam. Niektórych widziałam po raz pierwszy, a oni i tak oceniali mnie i nienawidzi za to, kim byłam. Chciałam być silna, trzymać się ryzach. Nie powinnam pokazać, że ich zachowanie mnie dotyka i dołuje, ale to było cholernie trudne.

Chamberlain oblizał wargi. Jego oczy wędrowały między studentami. Pewnie zastanawiał się komu wierzyć, co zrobić i jak to wpłynie na całokształt zajęć. Po chwili oparł się dłońmi o biurko i spojrzał na nas z rezygnacją. Westchnął. Raczej nie marzył o tak kłótliwych podopiecznych. Otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale ubiegła go koleżanka Ryana. Dziewczyna obróciła się do Greenville.

– To musi być męczące, Pam.

– Co? – Dziewczyna wydawała się zaskoczona.

– Bycie kłamliwą pizdą.

– Maud! – Chamberlain zareagował, słysząc ostre słowa studentki. – Zapominasz się. Nie będę tolerował takiego zachowania.

– Nie wrzeszcz na nią! – Ryan wyprostował się niczym struna. – Najlepiej schować głowę w piasek i udawać, że nic się nie dzieje, zamiast zareagować, gdy grupa ewidentnie się nad kimś znęca.

– Nie jesteśmy kolegami – upomniał go prowadzący.

Poczerwieniał na twarzy.

– Oczywiście, że nie. Bo ja nie kumpluję się z tchórzami.

– Koniec tego. – Doktorant uderzył ręką o blat. – Zaraz ktoś stąd wyleci.

Pamela skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i wbiła plecy w oparcie twardego krzesła. Nie była zadowolona z przebiegu sprawy, nie udało jej się mnie pozbyć. Fuknęła z emocjami, robiąc z siebie jeszcze większe widowisko niż do tej pory. Chryste, co za atencjuszka.

– To sala wykładowa, a nie zoo. Jeśli komuś się to nie podoba, to może w tej chwili opuścić pomieszczenie. Panie Atkins, czyni pan honory?

Ryan wstał bez wahania i zabrał z krzesła swój plecak. Nasunął na głowę kaszkietówkę i obrócił ją daszkiem do tyłu. Przepchnął się między studentami, dobijając do brzegu swojego rzędu, po czym zaczął wchodzić po schodach.

– Świetnie, drzwi stoją otworem. Tak samo jak brak zaliczenia z przedmiotu.

Brunet stanął na samej górze i chwycił za klamkę, nawet nie oglądając się za siebie.

– Nie zesraj się, Elliot.

Wyszedł z auli, trzaskając za sobą drzwiami. Co tu się, do cholery, działo?!

Przełknęłam ślinę. Ryan chciał chronić swoją koleżankę, Maud, ale robiąc to, narysował też szkic problemu, z jakim się borykałam. Po raz kolejny stanął w mojej obronie i został przez to niesprawiedliwie potraktowany. To była moja wina, więc niewiele myśląc, zamknęłam zeszyt i podążyłam za nim.

– A pani dokąd? Proszę usiąść, panno Hemsworth.

Zerknęłam przez ramię na doktoranta. Był wyprowadzony z równowagi, ale któż mógłby mu się dziwić, skoro na jego zajęciach studenci zachowywali się jak skaczące sobie do gardeł małpy. Żyłka na jego szyi zrobiła się tak widoczna, że sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała eksplodować. Był wzburzony.

– Chyba coś powiedziałem?

– Ale panie Chamberlain, przecież...

– Siadaj, Josephine! Więcej razy nie powtórzę. – Znowu uderzył ręką o biurko, aż podskoczyłam w miejscu, nie spodziewając się takiego obrotu spraw.

Rzuciłam szybkie spojrzenie na niego, a później na wyjście. Wgryzłam się we wnętrze policzka, robiąc to tak mocno, że poczułam w ustach rdzawy posmak krwi. Nie czekając na reprymendę, pobiegłam w górę i zniknęłam za drzwiami, zanim ktokolwiek zdążył mnie powstrzymać. Oparłam się o najbliższą ścianę, oddychając ciężko jak po długodystansowym maratonie. Przysunęłam się do pobliskiego okna i zlustrowałam dziedziniec, który znajdował się na zewnątrz. Gdzieś na chodniku mignęła mi głowa Atkinsa, dlatego rzuciłam się biegiem do głównych drzwi.

– Ryan – zawołałam. – Poczekaj!

Przystanął i odwrócił się, zaskoczony.

– Znowu mi pomogłeś – wydusiłam, z trudem łapiąc powietrze.

– Nie schlebiaj sobie, Hemsworth. To nic osobistego.

– Więc zawsze ratujesz uciśnione księżniczki? – zażartowałam, ale nie spotkało się to z jego aprobatą.

Zmarszczył brwi. Był zły. Ta rozmowa przebiegała nieco inaczej, niż się spodziewałam.

– Tylko te, które są na tyle głupie, by pozwalać po sobie cisnąć.

Musiał się na kimś wyżyć, a tylko ja byłam w zasięgu jego wzroku.

– A ja już chciałam ci podziękować. – Pokręciłam głową. – Kolejny błąd głupiej księżniczki – skwitowałam z sarkazmem.

Jego brązowe oczy przestudiowały uważnie moją twarz. Przez chwilę pozostawaliśmy w ciszy. Mój oddech spowalniał, Ryan chyba również zaczynał się uspokajać. Poprawił na ramieniu plecak, po czym zdjął czapkę, przeczesał palcami ciemne włosy i ponownie je przykrył.

– Przepraszam, że cię obraziłem. Chujowe zagranie. Mam gorszy dzień, ale to mnie nie usprawiedliwia, wybacz.

– Wybaczone.

Obserwowałam, jak salutuje. Zrobił to tak samo jak wtedy, gdy byliśmy w barze. Oddalił się, zmierzając w kierunku akademików.

Co za dziwny typ.

– Ryan? – zawołałam, gdy coś mi się przypomniało. – Nadal mam twoją bluzę.

– Wiem. Nie upominam się, bo zamierzam doliczyć odsetki za każdy dzień zwłoki. Nie wypłacisz się.

Roześmiałam się, tym razem szczerze i pełną piersią. Chłopak skręcił za róg jednego z budynków, a ja ruszyłam w stronę kawiarenki. By ukoić poszargane nerwy, potrzebowałam dużego kubka mocnej kawy i co najmniej dwóch rogalików z czekoladowym nadzieniem. Złożyłam zamówienie i cierpliwie czekałam, aż dziewczyna za ladą zaparzy aromatyczny napój. Podgryzałam brzegi kruchego francuskiego ciasta, gdy poczułam wibrację w tylnej kieszeni spodni. Wyjęłam telefon i odblokowałam ekran, na którym czekała na mnie wiadomość od nieznanego numeru. Kliknęłam palcem na ikonkę, pod którą czekał na mnie dosadny przekaz groźby.

"Kiedyś się doigrasz, myszko. To dopiero początek."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro