5. Panna Hemsworth

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#TheRoyalPrincessSZ na Twitterze

Gdybym wiedziała, że wykłady wprowadzające będą wyglądać w taki sposób, z całą pewnością bym je sobie odpuściła. Po tym, jak Chamberlain ochoczo wymieniał z jedną ze studentek swoje poglądy, świadczące o tym, że moje rodzina równie dobrze mogłaby nie istnieć, a później z lękiem zauważył, że jestem obecna na sali, aura zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Do tego wszystkiego nazwał mnie „waszą wysokością", podczas gdy w tak bardzo chciałam uniknąć tytulatury.

Najwyraźniej nie był gotowy do prowadzenia dzisiejszych zajęć, skoro nie znał listy studentów. W przeciwnym razie sytuacja, która miała miejsce, w ogóle by się nie wydarzyła. Co z tego, że później przeprosił za brak profesjonalizmu? Przyznał, że nie przygotował się wystarczająco, a później próbował ocieplić swój wizerunek, sprzedając nam informacje o tym, do której pani w dziekanacie uderzyć, gdybyśmy mieli jakiś problem, i gdzie sprzedają najlepsze pączki.

Nie dowiedziałam się niczego pożytecznego związanego z uczelnią, nie uzyskałam ani jednej informacji, która mogłaby pomóc zagubionej pierwszorocznej studentce.

Facet był tak roztrzepany, że w pewnym momencie otwarcie przyznał, że najprawdopodobniej jest bardziej przerażony niż my.

Nie pomogło nawet jego marne tłumaczenie, że to jego pierwsze zajęcia i tak naprawdę miał je prowadzić jakiś starszy profesor, a on dowiedział się o nich w ostatniej chwili. Skoro miał prowadzić jeszcze inne wykłady, które wchodziły w skład mojego planu, to zaczynałam się obawiać, czy wyniosę z nich jakąkolwiek wiedzę.

Wychodząc z auli, zorientowałam się z przerażeniem, że teraz już nie mam przy sobie Louisy. Musiałam wrócić do akademika w pojedynkę, więc czekała mnie długa przeprawa przez hol, dziedziniec, a później krótki spacer. Rozejrzałam się dookoła, zbierając się w sobie. Wyprostowałam plecy i ruszyłam przed siebie z nadzieją, że ludzie skupią się na sobie, a nie na mnie.

– Panno Hemsworth?

Zatrzymałam się w połowie korytarza. Żołądek podszedł mi do gardła, gdy zastanawiałam się, kto i w jakim celu do mnie mówi. Obróciłam się powoli na pięcie, stając twarzą w twarz ze zdyszanym Chamberlainem.

– Panno Hemsworth – powtórzył.

Zacisnęłam palce na zeszycie, który przypomniał mi jedynie, że nie mam z jego zajęć prawie żadnych notatek. Czego on ode mnie chciał?

Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska. Fakt, że dopiero zaczynał swoją przygodę z doktoratem, tłumaczył dlaczego tak młodo wygląda. Musiał mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć, może dwadzieścia sześć lat i chociaż rysy twarzy zdradzały, iż jest nieco starszy od większości swoich studentów, to i tak przy reszcie wykładowców musiał wyglądać jak dzieciak w piaskownicy.

Jego skupione zielone oczy przestudiowały moją twarz, kończąc wędrówkę na moim wyczekującym spojrzeniu. Nie odzywałam się. Wyczekiwałam w ciszy na to, co miał do powiedzenia, chociaż w myślach zdążyłam przerobić już tysiąc scenariuszy. Już dawno zdążyłam nauczyć się tej magicznej sztuczki, w której wgapiałam się w kogoś bez żadnego słowa, wprawiając rozmówcę w konsternację. Cisza budowała napięcie, zbijając drugą osobę z pantałyku.

– Panno Hemsworth – powiedział po raz trzeci.

– Dokładnie tak się nazywam, powtarzanie nie zmieni tego faktu – odpowiedziałam spokojnie, wysilając się na słaby uśmiech.

Żałowałam, że nie ugryzłam się w język. Czasami moje hemsworthowe geny za bardzo dawały się we znaki, włączając ten cholerny, znienawidzony przeze mnie ton wyższości, który teraz zbił wykładowcę z tropu, bo otworzył usta, by coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Odczekał kilka sekund i odchrząknął.

– Chciałem osobiście przeprosić za swoje zachowanie. Zjadła mnie trema i pozwoliłem sobie na odrobinę prywaty. Moje osobiste poglądy nie powinny wybrzmieć na zajęciach. Mam nadzieję, że nie zostało to potraktowane jako mowa nienawiści.

A więc o to chodziło. Tak łatwo się zdradził. Najzwyczajniej w świecie bał się, że gdzieś to zgłoszę i będzie miał problemy. I to już pierwszego dnia.

– Stwierdzenie, że to mowa nienawiści, jest chyba lekko nad wyraz. – Nie przestawałam patrzeć mu w oczy. Był wyraźnie skrępowany tym dialogiem. – Słyszałam o sobie gorsze rzeczy. Proszę się nie martwić, mój świat nie zawalił się tylko dlatego, że doktorant nie przeczytał przed zajęciami listy studentów.

Cholera, znowu ten władczy ton, przed którym momentami nie potrafiłam się powstrzymać, a teraz wpłynął na postawę szatyna, bo szybko przełknął ślinę, uwydatniając przeskakującą grdykę. Chyba spodziewał się po mnie innej reakcji, bo uniósł wysoko brwi.

– Panie Guildfordzie – rzuciłam, zanim zdążył się odezwać.

Natychmiast mi przerwał, unosząc rękę. Skrzywił się, słysząc swoje imię. Jego usta wygięły się w dziwnym grymasie, jakby ktoś właśnie wbił mu w oko małą szpilkę.

– Wolę, gdy ludzie zwracają się do mnie drugim imieniem.

Chciał coś dodać, ale obok nas pojawiła się ta sama dziewczyna, która kilkadziesiąt minut wcześniej śmiało wygłaszała swoje opinie na temat mojej rodziny, a później wcinała się w każdą możliwą konwersację, starając się przypodobać prowadzącemu. Zdecydowanie była typem pupilki, która zrobi wszystko, by być w centrum uwagi i spijać z ust profesorów pochlebne słowa. Najwidoczniej nie spodobało jej się, że rozmawiam z mężczyzną na osobności, dlatego doskoczyła do nas jak ciekawski piesek.

– Panie Chamberlain. – Jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu, gdy spojrzała na niego z uwielbieniem. – Czy pojawił się tutaj jakiś problem?

Myślałam, że się porzygam, gdy wlepiała w niego te swoje maślane oczka. Była na tyle próżna i wścibska, że nie miała żadnych zahamowań, by wtrącić się w prywatną rozmowę i coś przy tym insynuować. Działała mi na nerwy, ale trzymałam je na wodzy, nie chcąc robić scen. W przeciwieństwie do niej nie potrzebowałam dodatkowej atencji.

– Najmocniej przepraszam, kim pani jest? – spytał, spoglądając na nią z ukosa.

Uśmiech natychmiast spełzł z jej ust. Odsunęła się o krok, dystansując się, jakby właśnie opluł ją jadem. To, że jej nie pamiętał, musiało być dla niej największą obrazą. Przecież tak wytrwale starała się wryć mu się w pamięć, gdy przerywała każdemu studentowi i wcinała się w jego słowa.

– Pamela Greenville – wydusiła przez zaciśnięte w złości zęby. – Właśnie byłam na pańskim wykładzie.

Zmarszczył brwi w zamyśleniu i po raz kolejny na nią spojrzał, by po chwili pokręcić głową.

– Proszę wybaczyć, poznałem tyle nowych twarzy...

Dziewczyna skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i wydęła wargi. Chamberlain musiał stracić w jej oczach, jej postawa otwarcie pokazywała, że ją rozwścieczył. Jak śmiał jej nie pamiętać?

Obraza majestatu dała się nam we znaki, gdy cofnęła się o kolejny krok i zlustrowała moją sylwetkę swoim oceniającym wzrokiem. Wytrzymałam jej spojrzenie, nie dając jej satysfakcji.

– Przypominam, że aula wykładowa powinna być wolna od faworyzowania ze względu na status społeczny – mruknęła.

I z tym pięknym akcentem minęła nas, po drodze zahaczając jeszcze o moje ramię. Zachwiałam się, krzywiąc się z niesmakiem. Co za paskudny babsztyl.

Ponownie zblokowałam spojrzenie z Chamberlainem. Patrzył za Pamelą z błyskiem w oczach, a kąciki jego ust nieznacznie drgały ku górze, jakby ostatkiem silnej woli powstrzymywał się przed roześmianiem. Rozchyliłam usta w niemym zaskoczeniu, gdy zrozumiałam, co mężczyzna właśnie zrobił.

– Nie lubię lizusów. – Wzruszył ramionami, po czym poprawił trzymaną w dłoni aktówkę. Zerknął na zapięty na lewym nadgarstku zegarek. – Zaraz mam kolejne zajęcia, dlatego muszę pędzić na drugą stronę uczelni. Mam nadzieję, że przyjęła pani moje przeprosiny.

Co miałam mu powiedzieć? Że mi konkretnie podpadł, ale ustawiając Pamelę odzyskał swoją szansę na to, że nie będę go nienawidzić do końca swoich dni?

Kiwnęłam powoli głową, nie wiedząc, jak mogłabym inaczej zareagować. Obserwowałam, jak wyjmuje z teczki jakąś kartkę i analizuje zapisane na niej słowa. Zielone oczy śledziły z uwagą każdą literę, gdy zagryzł dolną wargę.

– No cóż, nie mam na liście już żadnych monarchów, których mógłbym obrazić. – Uśmiechnął się delikatnie. Chyba był zadowolony ze swojego żartobliwego tonu. – Do zobaczenia, panno Hemsworth.

Wykonał nieznaczny pożegnalny ruch głową i minął mnie, idąc w nieznanym mi kierunku. Stałam jeszcze przez moment w tym samym miejscu, czując, że wrosłam w ziemię.

To było... dziwne?

Na pewno niespodziewane i wybiło mnie z rytmu. Nie znałam go, dlatego nie mogłam stwierdzić, czy jego słowa były szczere. Być może rzeczywiście chciał pozostawić po sobie dobre wrażenie, bym nigdzie go nie zgłosiła, ale jego zachowanie względem Pameli pozwoliło mi sądzić, że wcale nie jest aż taki zły i może pierwszy dzień w nowej roli faktycznie go przytłoczył. Przecież ja też byłam w pewnym sensie świeżakiem i może powinnam być bardziej wyrozumiała.

Zaczęłam powolny spacer przez korytarz. Gdzieś w tle mignęła mi znajoma blond głowa, dlatego przyspieszyłam kroku i zatrzymałam się dopiero w momencie, gdy stanęłam twarzą w twarz z kuzynką. Ucieszyłam się na jej widok, nie spodziewałam się, że przyjdzie odebrać mnie z zajęć i przez krótką chwilę czułam się jak mała dziewczynka, która wyczekuje, aż rodzice odbiorą ją po pierwszym dniu w przedszkolu. Louisa patrzyła na mnie wielkimi oczami, a ja nie wiedziałam, co jest tego powodem.

– Chyba muszę się wyspowiadać – wydusiła.

– Dlaczego?

– Bo właśnie zgrzeszyłam myślami. – Chwyciła mnie za ramiona i przybliżyła konspiracyjnie swoją twarz do mojej. – Kto to był? Kim był ten piękny człowiek?

Zaśmiałam się z jej reakcji. Musiała widzieć moją rozmowę z doktorantem.

– Nowy wykładowca – odpowiedziałam obojętnie. – A co? Dexter już ci nie wystarcza?

Spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby chciała pokazać, że jest zawiedziona moją postawą, co jeszcze mocniej mnie rozbawiło. Chwyciła mnie pod ramię i pociągnęła ku wyjściu z budynku. Dziedziniec zaroił się od studentów, a tym samym ściągnęłam na siebie kolejne ciekawskie spojrzenia. Przyspieszyłam.

– Dex to złoty chłopak, ale to nie znaczy, że nie mogę podziwiać urody innych facetów. A ten doktorant jest niczego sobie.

Przemilczałam przebieg zajęć wprowadzających. Nie chciałam się żalić i wyjść na beksę, chociaż wiedziałam, że Louisa nigdy by mnie nie oceniła. Mimo to wolałam usunąć z pamięci nieprzyjemne rzeczy i zostawić więcej miejsca na same pozytywy. Co prawda tego dnia jeszcze żadnych nie było, ale przecież dopiero rozpoczynałam studenckie życie i miałam przed sobą kilka lat, by zapełnić głowę miłymi wspomnieniami.

Dziesięć minut po opuszczeniu uniwersytetu znajdowałyśmy się przed wejściem do akademika. Kuzynka stanęła przed drzwiami i obróciła się do mnie bokiem, wskazując na zamek.

– Czas na wykład pod przewodnictwem księżniczki Louisy. – Roześmiała się. – Akademik jest zamykany o północy. Po dwunastej te drzwi można otworzyć jedynie od wewnątrz. Jeśli wyjdziesz z budynku i nie zdążysz wrócić, to masz przesrane, no chyba że ktoś będzie na tyle miły, by ci je otworzyć.

Zanotowałam w głowie tę przydatną informację. W najbliższym czasie nie planowałam nigdzie wychodzić w pojedynkę; nie miałam z kim i nie wiedziałabym nawet, gdzie można się rozerwać. Poza tym po oficjalnym rozpoczęciu roku akademickiego chciałam się poważnie skupić na nauce, by udowodnić rodzicom, że nie popełniłam błędu. Samotne nocne spacery nie wchodziły w grę. Nie znałam tego miasta, które swoją drogą w ogólnej opinii uchodziło za dość niebezpieczne.

– Musimy coś zjeść, później poleniuchujemy, a o ósmej idziemy się zabawić.

– Co? – Złapałam ją ze strachem za łokieć, gdy wchodziłyśmy po schodach na drugie piętro.

– Nie patrz na mnie takim wzrokiem, Jo. Czas rozpocząć studenckie życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro