9. Cukiereczek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#TheRoyalPrincessSZ

Panika przejęła moje ciało. Skąd paparazzi wziął się na terenie kampusu? Jakim cudem udało mu się tutaj dostać?

Przełknęłam ślinę, czując w gardle wielką gulę, gdy mężczyzna zaczął iść w moim kierunku, zbliżając się na niebezpieczną odległość. Wzięłam nogi za pas i ruszyłam szybko w drugą stronę, nie dając mu możliwości na robienie zdjęć mojej twarzy, która teraz musiała przypominać kolorem białą ścianę. Co chwilę oglądałam się przez ramię, modląc się w duchu, by facet odpuścił i dał mi spokój, ale on szedł coraz szybciej, nie odsuwając aparatu od twarzy. Skoro już udało mu się wedrzeć na uczelnię, musiał wykorzystać swoją okazję do maksimum.

Skręciłam za róg jednego z budynków i w biegu wrzuciłam niedopałek po papierosie do stojącego przy chodniku kosza na śmieci. Oddychałam coraz szybciej i ciężej, serce łomotało mi w klatce piersiowej, nie dając zapomnieć o zaistniałej sytuacji.

Chciałam przechytrzyć natręta, dlatego w ramach uniku weszłam w zaułek pomiędzy akademikami, a później wyszłam drugą stroną na dziedziniec i ponownie rzuciłam się pędem przed siebie. Chcąc ostatecznie go zgubić, wbiegłam do szarego budynku i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i zacisnęłam powieki, a moje płuca zdawały się palić żywym ogniem. Nadal nie czułam się wystarczająco bezpiecznie, dlatego minęłam kilka pomieszczeń wyłożonych paskudnym jasnozielonym linoleum i pchnęłam kolejne dwuskrzydłowe drzwi.

Znalazłam się na hali sportowej. Dookoła mnie piętrzyły się trybuny, a na samym środku wdzięczył się błyszczący, najwidoczniej świeżo wypastowany parkiet, pokryty licznymi kolorowymi liniami.

Musiałam odpocząć po morderczym biegu, a wątpiłam, by paparazzi miał odwagę pojawić się wewnątrz uniwersyteckiego gmachu, więc weszłam po kilku stopniach i wbiłam tyłek w twardą trybunę. Sapałam jak stara lokomotywa, a na plecach czułam lepkie strużki. Chciało mi się pić, ale nie miałam przy sobie żadnej wody, więc musiałam zdać się na próbę unormowania oddechu. Dotknęłam dłonią gorącego policzka, musiałam wyglądać jak dorodna piwonia.

Już chciałam zejść na dół i poszukać jakiegoś automatu z napojami, gdy z oddali usłyszałam drażniący specyficzny pisk, który od razu skojarzyłam z dźwiękiem, jaki powstaje przy zetknięciu sportowego obuwia z podłożem. Skupiłam uwagę na parkiecie, na który wybiegło kilkunastu chłopaków w sportowych strojach. Jeden z nich trzymał piłkę do koszykówki.

– Rozgrzewka – zawołał wysoki szatyn.

Położył piłkę na podłodze i dał innym znak, by zaczęli biegać dookoła hali, co posłusznie uczynili. Po przebieżce zabrali się za inne ćwiczenia rozciągające. Patrzyłam na nich w osłupieniu, zastanawiając się, jak to możliwe, że jeszcze nie wyzionęli ducha, skoro ja po kilkuminutowym biegu o mało nie wyplułam płuc. Zdecydowanie brakowało mi kondycji i może powinnam zabrać się za jakąkolwiek aktywność fizyczną, ale jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło. W liceum lubiłam jedynie siatkówkę, inne dyscypliny sportowe sprawiały, że chciałam udawać niedyspozycję. Koszykówka też niespecjalnie budziła we mnie sympatię.

– Lincoln, przestań się wygłupiać. – Szatyn wrzasnął na drugiego chłopaka, który wyginał się na boki, udając instruktorkę fitness.

– Tak jest, panie kapitanie.

Reszta parsknęła śmiechem, ale nadal dzielnie wykonywała rozkazy.

– Wystarczy. Mamy tylko godzinę, a później przychodzą dziewczyny od piłki ręcznej.

– Nasz kumpel tylko na to czeka, co? – Lincoln mrugnął okiem, spoglądając w bok. – Będziesz się gapił na Melody? – Zaśmiał się tak głośno, że jego głos odbił się echem od ścian.

– Serio myślisz, że na nią leci? – odezwał się inny chłopak. – On gustuje w starych babach. Trzydziestoletnich.

– Oj, Melody to wyjątek. – Spojrzał wyzywająco na chłopaka, któremu dokuczał. – Może w tym roku w końcu ci się poszczęści i zwróci na ciebie uwagę.

Wydął znacząco usta, udając, że puszcza całusa, ale został zignorowany. Odszedł kilka kroków w tył i zabrał piłkę z podłogi, po czym rzucił nią w kolegę, ale ten nie miał najmniejszego problemu z przechwyceniem jej. Zaczął kozłować, odwracając się w moim kierunku. Natychmiast go rozpoznałam.

Ryan Atkins.

Wgryzłam się w dolną wargę, przypominając sobie przykre zdarzenie z baru, gdy zostałam osaczona przez innych studentów, którzy chcieli się ze mnie ponaśmiewać, a wtedy Ryan wkroczył do akcji i postanowił mi pomóc. Byłam wdzięczna za to, co zrobił i należało mu się szczere podziękowanie. W dodatku nadal miałam w pokoju, jak się okazało, jego bluzę, którą powinnam oddać.

– Cześć, piękna. – Podskoczyłam w miejscu, słysząc obok siebie głos innej osoby.

Odwróciłam głowę, spotykając się twarzą w twarz z blondynem, który kogoś mi przypominał, ale nie potrafiłam odszukać go w pamięci. W ostatnim czasie przez moją głowę przewinęło się tyle imion, że z trudem mogłam je zapamiętać.

– Czyżbyś przede mną uciekała?

Miałam wrażenie, że w jego oczach błysnęła jakaś iskierka i dopiero wtedy zaskoczyło – Joel Finch. Ten, przed którym ostrzegała mnie Louisa. Ten sam, który chciał ją wykorzystać.

Przesunęłam się dalej, powiększając dystans między nami. Dlaczego musiałam trafić akurat na niego?

– Dlaczego jesteś taka milcząca? Czyżbym cię onieśmielał?

Wbiłam spojrzenie w biegających sportowców, licząc na to, że ten natrętny koleś da sobie spokój, ale to były tylko czcze życzenia. Ponownie się zbliżył, przez co z automatu znowu się odsunęłam. Nie chciałam go w swoim otoczeniu, a jego bliskość mnie drażniła. Szkoda tylko, że on tego nie widział, a może po prostu nie chciał widzieć.

– Uważasz, że tak jest? – spytałam z niechęcią, nadal dysząc po morderczym truchcie.

– To chyba oczywiste, cukiereczku.

Skrzywiłam się, słysząc określenie, jakim mnie uraczył. Dosłownie mnie zemdliło, a on powiedział to na tyle głośno, że zwrócił na nas uwagę koszykarzy. Spojrzeli z zaskoczeniem w naszą stronę. Chyba nie spodziewali się, że mają publiczność, ale wrócili do gry równie szybko, jak ją przerwali. Widok dwóch osób na trybunach nie zrobił na nich wrażenia.

– Może dasz się wyciągnąć na randkę? – Joel dotknął ręką mojego kolana, lecz szybko ją strząsnęłam.

– Nie, nie jesteś w moim typie. Poza tym wiem, co zrobiłeś Louisie.

Zacmokał, kręcąc głową z niezadowoleniem. Wypuścił głośno powietrze. Czułam, że patrzy na profil mojej twarzy, dlatego usilnie skupiałam uwagę na parkiecie, by nie złączyć się z nim wzrokiem. Najpierw paparazzi, a teraz on. To zdecydowanie nie był mój dzień.

– Czuję między nami chemię – zamruczał.

Zazgrzytałam zębami. Gdybym zacisnęła je nieco mocniej, pewnie bym je wyłamała.

– Ja też. To chyba kwas.

Westchnął ze znużeniem. Moja niedostępność musiała go zdenerwować, ale czego się spodziewał? Najpierw dobierał się do mojej kuzynki, by pochwalić się swoim kumplom, a teraz próbował zrobić to samo mnie. Musiał mieć nierówno pod sufitem, jeśli myślał, że nabiorę się na jego gierki i rzucę mu się w ramiona, dając się wyzyskać dla jego chwały wśród znajomych.

Po raz trzeci przesunęłam się na trybunie, ale nie dał za wygraną. Położył dłoń na moim udzie i zacisnął na nim palce. Odepchnęłam go od siebie, robiąc to z takim zaangażowaniem, że chłopak stracił na moment równowagę i zakołysał się na ławce, uderzając wolną ręką o metalową barierkę przed sobą.

– Jeszcze raz dotkniesz mnie w ten sposób, to przysięgam, że cię wykastruję – syknęłam.

Otworzył usta ze zdziwieniem, a jego oczy zapłonęły gniewem.

– Szydzisz ze mnie? – Podniósł głos. – Uważasz się za lepszą?

Skuliłam się w sobie, gdy ruszył się gwałtowanie ze swojego miejsca. Wstał. Górował nade mną, a ja przez krótki moment poczułam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która została odcięta od jedynej drogi ucieczki. Nawilżyłam z trudem gardło, odwracając wzrok, by sprawdzić, czy jeśli teraz wstanę i pójdę w lewo, to zdołam przed nim zwiać. Tylko że po tej stronie trybuna łączyła się ze ścianą, a on stał po mojej prawej, przez co nie miałam szansy na dezercję.

– Skończyłeś już to swoje pierdolamento? – Głos z oddali nieco ostudził zapędy Joela.

Odchyliłam się, by zerknąć w miejsce, skąd dobiegał. Chłopak, który był kapitanem drużyny, patrzył na intruza ze zmarszczonymi brwiami. Nie spodobało mu się, że ktoś zakłócił grę, ale Joel nie sprawiał wrażenia poruszonego, że ktoś go upomina.

– Zajmij się sobą. Rozmawiamy.

Ryan Atkins, który do tej pory z zapałem kozłował pod koszem, zatrzymał się w połowie kroku obok kapitana i zacisnął dłonie na piłce.

– Chyba tylko ty rozmawiasz, bo dziewczyna ma cię ewidentnie dość – warknął z agresją. – Zabieraj stąd dupę i zejdź nam z oczu, zanim dostaniesz piłką w ryj. 

Spuściłam głowę, przeklinając w myślach wszystkie bóstwa za to, że niezależnie gdzie się pojawiałam, zawsze musiałam wywołać jakieś zamieszanie. Albo miałam niewyobrażalnego pecha, albo w poprzednim życiu bardzo czymś zawiniłam.

Złączyłam palce obu dłoni, bawiąc się nimi, by zapanować nad drżeniem. Paparazzi, a później natrętny Joel rozstroili mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam trzymać nerwów na wodzy. A chciałam jedynie odrobiny spokoju i wytchnienia.

Finch szarpnął z wściekłością za swój plecak. Posłał mi ostatnie, pełne złości spojrzenie i ruszył ku wyjściu z hali.

Zapragnęłam być niewidoczna. Skurczyłam się w miejscu, otwierając swój zeszyt z notatkami i mając nadzieję, że świadkowie tego zdarzenia wrócą do swoich zajęć, co rzeczywiście od razu nastąpiło. Rozbiegli się po całym boisku, wrzeszcząc do siebie i podając między sobą piłkę. Co jakiś czas podnosiłam głowę, obserwując ukradkiem, jak wysportowani studenci robią wsad kosza z taką gracją, jakby robili to od urodzenia. Chociaż nie lubiłam koszykówki ani nie znałam wszystkich jej zasad, patrzenie na zaangażowanie chłopaków wprawiało mnie w oczarowanie. Widać było, że kochają to, co robią, i wkładają w to całe swoje serce. Musieli spędzać na hali długie godziny; mięśnie na ich ramionach poruszały się przy każdym zetknięciu z piłką, a gdy podskakiwali, nieświadomie wstrzymywałam oddech.

Przyłapałam się na tym, że dosłownie się na nich gapię. Nie zarejestrowałam jednak momentu, w którym część z nich zaczęła się ociągać i grać gorzej niż na początku. Kapitan zaczął ich upominać i przeklinać, próbują zmotywować, ale szło im coraz słabiej. W pewnym momencie stanął na środku parkietu i odbił piłkę od podłoża z taką siłą, że poszybowała daleko w bok. Zacisnął szczęki i odwrócił się w moją stronę, skupiając na mnie swoje niezadowolenie, ale nie odezwał się ani słowem. Wreszcie mruknął coś pod nosem, robiąc to tak cicho, że z tej odległości nie byłam w stanie go usłyszeć. Kiwnął głową na Atkinsa, który posłusznie ruszył w moim kierunku. Chłopak przeskoczył bez przeszkód co dwa schodki. Stanął trybunę niżej, ale był tak wysoki, że i tak nade mną górował.

– Musisz tutaj siedzieć? – spytał bez zahamowania.

– Nie można? Sorki, nie wiedziałam, że to zamknięty trening.

Złożyłam zeszyt i zaczęłam szukać kolorowego pisaka, który upadł mi pod nogi.

– Można, ale... rozpraszasz chłopaków i nie mogą się skupić.

Wyprostowałam się, przerywając poszukiwania, i uniosłam wysoko obie brwi.

– Niby czym?

Patrzył na mnie ze znudzeniem, jakby odpowiedź miała być najoczywistsza na świecie. Przekrzywił lekko głowę, a jego brązowe oczy zblokowały się z moimi.

– Sobą.

Wypuściłam z ust urywany śmiech. Czy naprawdę grupa dorosłych facetów nie potrafiła skupić się na swoim zadaniu tylko dlatego, że nieopodal znajdowała się dziewczyna?

– Ciebie też rozpraszam? – rzuciłam wyzywająco.

– Nie. Ja akurat umiem się kontrolować i nie rusza mnie fakt, że na trybunach siedzą królewskie pośladki ładnej dziewczyny.

Zagryzłam wnętrze policzka, by nie śmiać się na głos. Przesunęłam wzrokiem po stojących na parkiecie koszykarzach, którzy rzeczywiście chyba tylko czekali na to, aż się ulotnię, dlatego westchnęłam ciężko i wstałam. Musiałam opuścić halę i zostawić im bezpieczną, nieskażoną swoją osobą przestrzeń.

– Więc uważasz, że jestem ładna? – Próżne pytanie zbyt szybko opuściło moje usta.

Ryan przewrócił oczami i zszedł jeszcze niżej, odwracając się do mnie plecami. Schylił się pod ławkę i wsunął tam rękę. Wyjął mój długopis i wrócił na górę, wciskając mi go w dłoń. Jego wargi stale wykrzywiały się w znaczący sposób, jakby hamował się przed tym, co naprawdę chciał powiedzieć.

– Atkins, kończ pogaduchy i wracaj do gry! – ktoś krzyknął z głębi hali.

Ryan odwrócił się na pięcie i zaczął zbiegać z nonszalancją godną sportowca.

– Chyba masz lustro, prawda? – rzucił przez ramię, by po chwili cmoknąć prześmiewczo. – Cukiereczku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro