Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez firmę zdążyło przewinąć się sporo ludzi, ale mało kto został. Głównym powodem tego była Arina, która okazała się momentami być jeszcze gorsza od Yannicka. Ronnie podziwiał odwagę (a raczej głupotę) swojego starszego brata, bo on bał się na nią spojrzeć, a co dopiero z niej żartować.

Trochę się uspokoiła jak namówiła do pracy swoją przyjaciółkę, Mayę, która z kolei wzięła ze sobą chłopaka, Lucasa. Raphael miał wrażenie, że cała trójka przeciwko niemu spiskuje, bo posyłali mu dziwne spojrzenia, kiedy tylko do nich przychodził, ale po prostu znali całą historię i czekali aż ich szef ewentualnie się odpali.

— Weźcie, bo zaraz się zrzygam. — skomentowała Arina widząc jak Flores razem ze swoją dziewczyną ozdabiają biuro serduszkami i innymi (według niej) ścierwami — Po co aż tak się z tym obnosić?

Vera zaczęła być częstym gościem w biurze. Jeszcze na początku kulturalnie pukała, zanim weszła, a teraz już czuła się jak u siebie. Coronel nawet zażartował, że ją zatrudni, ale dziewczyna miała trochę inne plany na przyszłość i nieruchomości nijak się do tego miały.

— Raz do roku można. — odparł młody Hiszpan wchodząc na krzesło, żeby sięgnąć do sufitu — Po to są Walentynki, prawda?

— Nie wiem, nie obchodzę tego gówna.

Arina nienawidziła tego dnia podwójnie. Nie dość, że święto zakochanych, to jeszcze jej urodziny. Jakby nie było innych wolnych terminów w kalendarzu, tylko akurat ten, przeklęty czternasty luty.

— Ja też nie, ale teraz chyba jestem do tego zmuszony. — przyznał Nathan śmiejąc się — Co sobie dajecie, gołąbki? — spytał w kierunku swoich młodszych przyjaciół — Potrzebuję inspiracji.

— Nie możemy ci teraz powiedzieć. — odezwała się Vera — Chcemy sobie zrobić niespodziankę.

— Nie to nie. Znajdę sobie na internecie.

— Wszystko zależy od tego, co lubi twoja druga połówka. — odparła Maya spoglądając na niego.

— Pomyślmy, Ronnie lubi papierosy i chyba mnie.

— Jesteście razem i tylko tyle masz do powiedzenia? — skomentował Lucas, a jego dziewczyna spiorunowała go wzrokiem — No co? Ja bym napisał esej na temat twoich ulubionych rzeczy.

Katz poczuł się zaatakowany. Jak mógł powiedzieć coś więcej o gościu, który przez większość czasu jedynie przed nim uciekał, a dopiero teraz wreszcie go do siebie dopuścił? Ale w sumie jak tak o tym pomyślał, to Lucas miał trochę racji.

— Oni przynajmniej w sklepie o sobie myślą i zawsze coś sobie kupią, a ty nigdy mi nic nie weźmiesz. — wytknęła mu — Muszę ci powiedzieć, bo sam się nie domyślisz.

— Raz albo dwa się tak zdarzyło, a ty już zawsze.

Cześć wam. — wywołali Ronnie'go, który właśnie wrócił z zakupów — Patrz co fajnego ci wziąłem. — mówiąc to, zaczął wyjmować różne rzeczy z reklamówki i kładł je na biurko Nathana — Weź ten syf stąd, bo się nie zmieszczę.

— Już ci kiedyś powiedziałem coś na temat mieszczenia. — skomentował Nathan poruszając znacząco brwiami — Pokażesz mi resztę w domu.

Jakiś czas temu w hotelu była awaria wody, więc Katz wprosił się do łazienki Kriegera. Nie żeby mu to przeszkadzało, bo miał całkiem niezły widok w swoim mieszkaniu. Spodobał mu się na tyle, że zaproponował chłopakowi, aby na resztę jego pobytu, wprowadził się do niego.

Nathan nie był co do tego przekonany, bo od wielu lat z nikim nie mieszkał, więc w niektórych momentach obecność Ronnie'go była dla niego męcząca. Wcześniej widzieli się w pracy, poza nią, ale każdy z nich wracał do siebie. W końcu jakoś się dotarli, chociaż momentami szatyn czuł się jakby to on mieszkał u czarnowłosego, a nie odwrotnie.

— A czemu nie teraz? — spytał szatyn marszcząc brwi, a tamten jedynie spojrzał szybko w kierunku Mayi — Myślisz, że ja się kobiety boję? Weź daj spokój.

— Skończyłeś już pajacować? — spytała Arina rzucając w niego klawiaturą, którą wyrwała razem z kablem — Nie wszyscy chcą tego słuchać.

— Przecież niby się nie boisz. — skomentował Nathan, kiedy tamten schował się pod jego biurko.

— To nie jest kobieta, tylko szatanica. — poskarżył się Ronnie cicho.

— Możesz być spokojny, obronię cię jak będzie trzeba. — zaczął gładzić go po włosach.

Nieco dziwnie to wyglądało z perspektywy osoby trzeciej, a w szczególności dla kogoś, kto nie znał kontekstu. Jak na złość, szef musiał być tą osobą, która znowu ich nakryła w takiej sytuacji. Flores i Vera byli tak zajęci swoimi pierdołami, że nawet nie zwrócili uwagi na tamtą dwójkę, dopóki Coronel wściekły nie zawołał ich na dywanik do swojego biura.

— Cieszę się waszym szczęściem, naprawdę, ale czy nie możecie się zabawiać po pracy? Jaki wy dajecie przykład dzieciom swoim zachowaniem?

— Jakim dzieciom? — Nathan wzruszył ramionami — Pełnoletni są.

— I co z tego, że są?! — uniósł się Lloyd — Nie muszą oglądać starych chujów!

— Kto jest stary, ten jest stary. — skomentował Ronnie, ale widząc jego minę dodał szybko — To tylko źle wyglądało. Nie jestem debilem, żeby robić Nathanowi dobrze przy świadkach.. no dobra, jestem debilem, ale to wszystko wina tej diablicy! Ona mnie kiedyś zabije!

— Dokładnie, gdyby nie Arina, to on nie musiałby wchodzić pod moje biurko. — przytaknął jego chłopak — Weźmy jej kogoś znajdźmy. Może jest taka nerwowa, bo nikogo nie ma?

— Ta twoja to mnie kiedyś wykończy. — powiedział Raphael opierając się zmęczony o futrynę drzwi, a cała trójka spojrzała na niego podejrzliwie — Przestawiałem pierdolone meble w całym domu z trzydzieści razy. Potem nagle jej się odwidziało wasze łóżko w sypialni i pojechałem do Ikei. Spędziłem tam trzy godziny z nią na kamerze, żeby coś wybrała.. wiesz co się stało? Nagle uznała, że ona nie chce innego łóżka, bo w tym się zaręczyliście. Usłyszałem całą tą historię ze szczegółami, o które nawet nie prosiłem.

Odette nie popierała pomysłu, żeby Raphael z nimi zamieszkał, ale Coronel w końcu ją namówił. Krieger starał się nikomu nie przeszkadzać i zachowywał się jakby w ogóle go nie było. Małżeństwo czasami zapominało o jego istnieniu, ale w końcu Raphael się rozkręcił. Rozgadał się trochę na temat swoich podróży, czasami wrzucił coś o Marienie, chociaż z dnia na dzień mówił o niej rzadziej.

— Czy ty mi chcesz zabrać przyjaciółkę?! — oburzył się Ronnie — Znajdź sobie swoją!

— Myślisz, że nie chciała cię zaangażować w tą całą drogę krzyżową? Powiedziałem jej, żeby dała ci spokój, bo masz inne rzeczy do roboty, a ja i tak jestem na miejscu, więc niech mnie wykorzystuje.

— Ale ja chcę być przez nią wykorzystywany!

— Odpierdolcie się, bardzo proszę, jeden z drugim od mojej żony. — Lloyd strzelił z zaciśniętej pięści prosto w biurko — Jak w ogóle ci nie wstyd mówić czegoś takiego przy Nathanie? — rzucił w kierunku Ronnie'go, żeby zaraz przejść do Raphaela — A ty już masz kandydatkę pod nosem. Będziesz mógł przy niej skakać ile ci się podoba.

— Już mieliśmy swoją szansę z Ariną paręnaście lat temu i nam nie wyszło.

Coronel czasami aż nie mógł na nich patrzeć, bo robiło mu się słabo. Na początek się wzajemnie obrażali, ale żyć bez siebie na przerwach nie mogli. Chociaż z tego co mu wiadomo to nigdy się nie całowali, bo jego przyjaciel tak przeżywał jak przeszli się kawałek za rękę, jakby wygrał miliony dolarów na loterii. Nie chciał wiedzieć jak zareaguje na coś więcej.

— Ja nie chce mieć bratowej psychopatki. — odezwał się Ronnie od razu.

— Ty akurat masz tu gówno do gadania. — Nathan kopnął go w krzesło na którym siedział — Nikt nie chciał, żebyś ze mną był i co nie jesteś?

— To była inna sytuacja. — zaczął się bronić — Jakbyś od początku się zachowywał tak, jak teraz, dawno byśmy mieli wiele rzeczy za sobą.

— Nie wracajmy do tego. — uciął szybko Katz.

— W międzyczasie zrobiłem jeszcze ciasto. — pochwalił się Raphael — Ale ty nie będziesz zadowolony, bo nie lubisz rodzynek.

— No to sobie wyjmie, co za problem? — Ronnie wzruszył ramionami, a za sobą usłyszał śmiech swojego starszego brata — Co?

— Ty ananasa z pizzy hawajskiej też nie potrafisz sobie zdjąć. — zauważył.

— Nie lubisz pizzy hawajskiej?! — Nathan udał oburzonego — To jaką my niby będziemy jeść jak pójdziemy do pizzerii?!

— Ty sobie chyba żartujesz. Ja ci zrobię pizzę.

Nathan nie potrafił gotować. Kiedyś nawet próbował się nauczyć, ale chyba czym prędzej podszkoliłby swoje stukanie w klawisze pianina niż zrobiłby coś zjadliwego. Ronnie z kolei potrafił ugotować z niczego, coś porządnego, więc ich plany na przyszłość były bardziej realne niż mogło się im wcześniej wydawać.

— Niegłupie, akurat robisz lepszą ode mnie. — przytaknął Raphael — Talentu do ciast niestety nie odziedziczyłeś.

— Szczycisz się jakbyś najlepiej to robił. — prychnął Ronnie — Raymonda i tak nie przebijesz.

— Ja udam, że tego nie usłyszałem. — obrażony wyszedł z biura, zostawiając ich samych w trójkę.

— Niektóre rzeczy się nigdy nie zmienią.. — skomentował Coronel uśmiechając się lekko.

*

Było już późno, ale Nathanowi niekoniecznie spieszyło się do domu. Wziął do siebie bardzo to co wytknął mu Lucas i nie potrafił wyrzucić tego ze swojej głowy. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.. do teraz. 

Zaczął nawet zadania na które miał jeszcze sporo czasu, aż w końcu zrobił wszystko. Bez celu klikał w różne pliki, dopóki Ronnie niespodziewanie nie zamknął mu laptopa przed nosem:

— Wystarczy ci na dziś. — westchnął ciężko — Resztę dokończysz jutro.

— Możesz już wracać do domu, ja posiedzę jeszcze chwilę.

— Powiedziałeś to jakieś cztery chwile temu. — zauważył — Jest coś o czym chcesz ze mną pogadać i nie wiesz jak zacząć?

Katz spojrzał na niego w lekkim szoku. Albo aż tak było to widać albo jego chłopak potrafił czytać w myślach, bo trafił idealnie.

— Jaki jest twój ulubiony kolor?

Krieger myślał, że się przesłyszał, ale chłopak naprawdę wyglądał jakby oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie. Jeszcze bardziej się denerwował, kiedy tamten jedynie w ciszy patrzył mu prosto w oczy. Nie powinien był o to pytać?

— Nie mam jednego ulubionego. — przyznał zgodnie z prawdą — Ale jak już miałbym wybierać to czarny. Do wszystkiego pasuje, wyszczupla.. no i ty masz czarne oczy.

— No u ciebie to akurat jest co wyszczuplać. — wywrócił oczami — Widziałeś jakie ja mam uda?

— Normalne? — zaśmiał się — Ja tam lubię twoje uda, zresztą, całego cię lubię.

— Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, ty mnie tylko lubisz? — zmarszczył brwi.

— Nie tylko cię lubię. — pochylił się nad nim i ucałował go w czoło — Uwielbiam cię. — poprawił się.

— Ja ciebie uwielbiam mocniej.

— A ja ciebie bardziej.

— A ja.. nie mam pomysłu jak to przebić.

Żaden z nich nie uważał, że powinni sobie zaraz wyznawać wieczną miłość, bo na takie rzeczy było jeszcze dużo za wcześnie. Chociaż i tak z pewnymi sprawami nieco się pospieszyli, ale już tego nie cofną, więc musieli żyć tym, co było teraz.

*

— No to może teraz ty się pochwalisz, jaki jest twój ulubiony kolor? — spytał Ronnie, kiedy wsiedli do samochodu.

— Zgadnij. — Nathan spojrzał na niego, ale zaraz wrócił wzrokiem z powrotem na drogę.

— O takim kolorze jeszcze nie słyszałem. — skomentował — Poczekaj, pomyślę. Samochód masz biały, ale czy ja wiem czy ty aż tak bardzo lubisz biały? W sensie dobrze ci w białych koszulach, ale..

— Za to jeszcze lepiej wyglądam nago w białej pościeli. — przerwał mu uśmiechając się.

Śmiesznie się złożyło, bo akurat Ronnie miał białą pościel. Nigdy nie chciało mu się bawić w jakieś wzorki w kwiatki i inne. Poza tym w markecie biała poszwa była najtańsza. Co prawda po kilkunastu praniach bardziej barwą przypominała śnieg po kilku dniach leżenia na ziemi, ale na szczęście nie miał białych ścian w sypialni, więc nie rzucało się to aż tak w oczy.

— Nie sprowadzaj wszystkiego do jednego. — szturchnął go lekko — Chociaż tu masz rację, ale co do koloru. Wyglądasz mi na kogoś, kto lubi czerwony, ale nie taki wiesz, jak usta Ariny. Taki bardziej wpadający w odcień wina.

— Czemu się gapisz na jej usta? — totalnie zignorował całą resztę jego wywodu.

— Nie gapię się. — zaprzeczył od razu — To nie jest moja wina, że używa takiej jebitnej szminki.

— To jej ją zetrę albo poproszę twojego brata, żeby zrobił to za mnie.

— Jest tyle ludzi na świecie, wybierzcie sobie kogoś innego.

Stara miłość nie rdzewieje, nie słyszałeś kiedyś o tym?

— Ja ci dziękuję za taką miłość, ale jak już o tym mowa..

— No właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. — przypomniał sobie, znowu wcinając mu się w zdanie — Z czego najbardziej byś się ucieszył na te piękne jutrzejsze święto?

— Nie musisz mi niczego dawać. Możemy po prostu spędzić miło ten dzień we dwoje.

— Robimy to kurwa codziennie. — Katz zabrzmiał jakby mu to przeszkadzało, ale nie to dokładnie miał na myśli — Skoro Walentynki są aż tak wyjątkowe to chcę, żeby nasze też takie były. — wyjaśnił.

Ronnie nie liczył, że jego chłopak będzie chciał się do tego przyłożyć. Yannick dawał mu jakieś pierwsze lepsze czekoladki z marketu, ale czasami nie robił nawet i tego. Krieger nie miał z tym problemu, bo Vanacker nie był typem osoby, która obnosiła się ze swoim związkiem. Niewielu w ogóle wiedziało, że jest zajęty.

— No to obwiąż się wstążką i daj mi siebie w prezencie. — zażartował Ronnie, ale Nathan już miał w głowie pewną wizję.

Nigdy nikomu nie pozwolił górować nad nim. Z jakiej racji ktoś, kto widzi pierwszy i ostatni raz, miałby go oglądać w takiej odsłonie? Na samą myśl o tym się stresował, ale skoro Ronnie był w stanie mu zaufać i przed nim upaść, on mógł zrobić to samo dla niego. Przecież jego partner nie musiał się nigdy dowiedzieć, że nie robił tego w taki sposób. Nie powinien poczuć żadnej różnicy, skoro jego życie seksualne (w porównaniu do Nathana) było ubogie.

— Masz to jak w banku. — odparł czarnowłosy śmiejąc się cicho — Tylko muszę pojechać do sklepu. Specjalnie wezmę czarną.

— To ma być prezent pogrzebowy czy walentynkowy?

— Przecież to twój ulubiony kolor. — zauważył — Ale nie to nie. Wezmę jakąś pudrową różową, bo czerwony ci się z Ariną kojarzy.

— Dałem ją tylko jako porównanie. — zaczął się tłumaczyć — Akurat ona pierwsza wpadła mi na myśl.

— To trzeba było wybrać truskawki, a nie jej usta.

— Z truskawkami w lutym może być problem, ale mogę kupić mrożone jak masz ochotę.

— Doskonale wiesz o co mi chodziło.. chociaż truskawki bym zjadł.

Nathan zawrócił do pobliskiego sklepu. Spotkali tam Floresa, który wybierał jakieś pierdoły w koszu walentynkowym. Katz dla niepoznaki wziął tą wstążkę, ale doskonale wiedział, że nie będzie mu do niczego potrzebna. Młody Hiszpan zapytał co planuje i jak jego starszy kolega mu wyszeptał odpowiedź do ucha, aż pożałował, że zapytał. Lepiej mu się żyło bez tej wiedzy.

— Jak będziesz w naszym wieku to dojrzejesz do pewnych spraw. — poklepał go po ramieniu na koniec.

— Ma dojrzeć do wiązania wstążek? — spytał Ronnie zdziwiony.

— Niekażdy ma do tego wprawę. — odparł Nathan dumny z siebie.

— Ja chcę do domu.. — powiedział cicho Flores i chciał pokazać znak pomocy, ale Katz chwycił jego rękę, żeby przypadkiem ktoś nie wziął tego na poważnie. Nie chciał później się tłumaczyć, że prawdopodobnie straumatyzował chłopaka swoim wyznaniem. Ale skąd miał wiedzieć, że tak zareaguje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro