Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nathan się zastanawiał czy to w ogóle jest dobry pomysł. Nigdy nie był w takim klubie, to jedno, a z kim miał tam iść, to drugie. Niby Pierre pomógł mu z Seraphine, ale nie mógł mu przecież w pełni zaufać - poniekąd wciąż byli ze sobą związani.

Siedział w samochodzie wypisując z tamtą dwójką na przemian aż w końcu wysiadł, targając ze sobą reklamówkę z zakupami. Poza papierosami nie kupił nic szczególnego, ale zostawił tam tyle pieniędzy, że nawet nie chciał sprawdzać paragonu i analizować za co tyle zapłacił.

— Wróciłem! — krzyknął, jakby sam fakt, że trzasnął drzwiami nie był wystarczającym dowodem na jego obecność w domu — Kupiłem nowe poszewki na poduszki. Trochę tandetne, ale tobie raczej się spodobają. — pochwalił się wyjmując je z torby, ale szatyn był zbyt zajęty czymś innym, żeby chociażby na niego spojrzeć.

Katz wykorzystał talent swojego chłopaka i zmusił go, żeby namalował coś w salonie, na jednej ze ścian. Wszystko byłoby dobrze, gdyby czarnowłosy nie wymarzył sobie butelkowej zieleni z biało-czarnymi dodatkami. Krieger stwierdził, że nie powinni przesadzać, bo później wystrój im się odwidzi i będzie problem z zamaskowaniem tego.

Za każdym razem jak wchodzili na temat aranżacji domu, musieli się przy tym pokłócić, ale przynajmniej szybko się godzili. Każdy z nich miał swój własny gust i ciężko było złączyć wszystko w jedno. W końcu ustalili, że jeden robi jedną połowę domu, a drugi pozostałą część. Finalnie nie wyszło im to najgorzej. Przynajmniej zrobili wszystko sami bez angażowania w to kogokolwiek. Mieli tak, jak chcieli i planowali.

— Sam jesteś tandetny. — skomentował Ronnie zerkając kątem oka, ale zaraz znów wrócił do wykańczania swojego dzieła — Będą dobrze wyglądać w sypialni.

— Chyba nie mówisz o naszej.

— A dlaczego nie? Sam mówiłeś, że dobrze wyglądasz w białym.

— One są biało-kremowe. — poprawił go — Na dodatek z frędzlami.

— Więc wstaw je do tej drugiej sypialni.

— Mógłbyś sprecyzować o którą dokładnie ci chodzi? Mamy trzy. — przypomniał.

— To do tej co stoi w niej jedynie łóżko. Później dokupi się jakiś dywan w podobie i już.

Nathan w końcu wypakował zakupy, żeby zaraz usiąść na kanapie i obserwować Ronnie'go. Doskonale wiedział, że nie znosił jak się za długo na niego patrzało i zapewne przez to, przestanie malować. Jednak jego chłopak go zaskoczył. Starał się zachowywać, jakby wybranek jego serca wcale nie pożerał go wzrokiem. Katz nie był z tego powodu zachwycony. Potrzebował uwagi.

— Przestań to robić. — w końcu szatyn nie wytrzymał — Stresujesz mnie.

— Przecież nic złego nie robię. Jedynie podziwiam jak bardzo zdolny jesteś.

— Będziesz podziwiał jak skończę.

— A długo ci to jeszcze zajmie?

— Za takie durne pytania ci zaraz ten pędzel do oka wsadzę.

Ronnie i tak malował ten las tropikalny odkąd się tu wprowadzili. Nie miał weny, żeby go skończyć, ale Nathan wiecznie mu marudził, że mógłby wziąć się do roboty, więc w końcu to zrobił. I co z tego miał? Bo na pewno nie jego wdzięczność, a tak przynajmniej uważał.

— Nie, ale serio pytam, bo mamy zaproszenie od Pierre'a do gejowskiego klubu. Nie wiem jak ty, ale ja nigdy nie byłem na takiej imprezie.

Krieger jak na początku usłyszał od Nathana o orientacji męża Seraphine, nie uwierzył. Jednak to samo potwierdziła też Odette, która przy okazji powiedziała mu prawdę o swojej rodzinie. Nie wiedział co brzmiało bardziej abstrakcyjnie: gej w związku małżeńskim z kobietą - czy ta sama kobieta, spokrewniona z jego najlepszą przyjaciółką.

— Ja byłem, ale dawno temu, ze swoim rodzeństwem. — pochwalił się.

— Przecież Raphael nie jest gejem.

— Bo nie jest, poszedł jedynie dla towarzystwa. Theresa zresztą też nie. Chociaż nie wiem. Skoro podobają jej się faceci, to tak jakby była gejką. Istnieje w ogóle takie słowo jak gejka?

— Tego nie wiem, ale wiem, że to może być ciekawa historia.

Krieger jedynie odłożył swoje rzeczy, żeby zaraz usiąść obok niego i zacząć swoją opowieść.

Raphael wiecznie otaczał się w towarzystwie dziewczyn, a Raymond nawet nie miał żadnych koleżanek, więc najstarszy z braci kiedyś zażartował przy stole, że może Ray jest po prostu gejem i nie chce się przyznać. Ich rodzice nie widzieli w tym nic złego, akceptowali w pełni swoje dzieci takie jakie są i nie mieli zamiaru im narzucać kogo mają kochać, a kogo nie.

Raymond oczywiście twierdził, że to nieprawda. Za każdym razem temu zaprzeczał, więc któregoś dnia Raphael wymyślił sobie, że skoro tak jest, mogą to sprawdzić w jeden z możliwych sposobów. Początkowo mieli pójść do klubu tylko we dwoje, ale Ronnie z Theresą się do nich dokleili, więc po prostu poszli tam wszyscy. To był ostatni raz, kiedy razem gdziekolwiek wyszli. Nie dlatego, że było to niezręczne wyjście. Po prostu później wszystko jakoś się posypało.

Raphael z Raymondem wypili zdecydowanie za dużo, więc pozostała dwójka musiała ich pilnować, żeby tamci niczego durnego nie odstawili. Na szczęście ten najstarszy nie miał nawet siły, żeby podnieść tyłek z siedzenia i wiecznie majaczył pod nosem, że rodzice go chyba zabiją jak pokaże im się w takim stanie.

Nawet nie wiedzieli jak mogli przeoczyć moment, w którym Ray flirtował z nieznajomym przy barze. Ronnie z Theresą nie chcieli się wtrącać, bo myśleli, że po prostu ze sobą rozmawiali, dopóki nie zaczęli się namiętnie całować. Raphael może i był pijany, ale zasłonił im oczy, żeby tego nie widzieli. Nie chciał, by nabawili się czegoś w rodzaju traumy. Dodatkowo poszarpał się z tamtym gościem wyzywając go od zboczeńców, kiedy chciał, aby Raymond z nim pojechał w wiadomych celach. Może nie przepadał za swoim bratem, ale nie pozwoliłby go nikomu wykorzystać.

— Później ja dostałem w mordę od jakiegoś jeszcze innego typa, Theresa kopnęła go ze swoich butów na koturnie prosto w krocze i wyszliśmy stamtąd. — zakończył swój długi monolog — Chyba niczego nie pominąłem.

— Nie wiedziałem, że jesteście aż tacy przebojowi. Chociaż patrząc na ciebie w łóżku, mogłem się tego spodziewać. — szturchnął go lekko ramieniem.

— Wcale nie jestem aż świetny.

— Masz rację, bo jesteś niesamowity.

— Co to ma być? Jakiś dzień dobroci dla zwierząt?

— Cały czas cię komplementuję. Dziwne, że ci się jeszcze w dupie od dobrobytu nie poprzewracało.

— Przecież żartuje. — uśmiechnął się lekko całując go w kącik ust — Po co zaraz się nakręcasz? Złość piękności szkodzi.

— Ja się nakręcam? Wybacz, ale tobie pod tym względem nigdy nie dorównam.

— Bardzo zabawne. Powiedz mi lepiej co zamierzasz zrobić z Pierre'm.

Przez to wszystko, Nathan prawie zapomniał. To nie była jego wina, że Ronnie swoją osobą sprawiał, że inne rzeczy wylatywały mu z głowy. Jedyne o czym myślał będąc z nim, to o nim. Myślał, że ich piękne uczucie i czułe słówka z czasem miną. Że będą żyć razem z przyzwyczajenia, bo ogień ich w związku wygaśnie, ale każdego dnia czuł, że te płomienie zamiast słabnąć, są coraz silniejsze. Nie wyobrażał już sobie życia bez niego. Co to miałoby być za życie, gdyby znów nie dali sobie szansy?

— To zależy od ciebie. Jeśli nie będziesz chciał iść, ja też odpadam.

— Powinieneś równie dobrze bawić się beze mnie, jak i ze mną.

— Kiedy ja nie chcę. — przyznał zgodnie z prawdą — Nawet pranie robimy razem, a ty mi mówisz, że mam iść się spotkać z nim sam.

— Szkoda, że do stania przy garach taki chętny nie jesteś. — zaśmiał się — A ja go nawet nie znam. Na pewno są rzeczy o których chciałby porozmawiać z tobą na osobności. Pieprzyć mnie, po prostu idź i się dobrze baw.

— A wiesz, że z tym pieprzeniem to wcale nie jest taki zły pomysł?

Katz nim Krieger zdążył cokolwiek zrobić, usiadł na nim okrakiem i pocałował prosto w usta. Wsunął dłonie pod jego bluzkę, ale szybko mu się znudziło, więc oderwał się na chwilę, żeby ją ściągnąć i znów do niego wrócić. Nathan jak zwykle musiał rozbierać się sam, bo Ronnie nie raczył mu w tym pomóc.

— Mówiłeś pieprzyć mnie. — skomentował, kiedy czarnowłosy wylądował plecami na kanapie, a szatyn zawisł zaraz nad nim — Ale ta opcja też mi pasuje. — westchnął ciężko czując pocałunki na swojej szyi, które zaraz zaczęły przemieszać się coraz niżej.

*

W takich chwilach, Nathan dochodził do wniosku, że dwie łazienki w domu wcale nie były takim złym pomysłem. W tej na dole, zamontowali prysznic, a w drugiej na górze wannę. Co prawda korzystali głównie z jednej (chyba wiadomo nawet której), ale jak im się kiedyś znudzi siedzenie w pianie, zawsze mogą wziąć szybką kąpiel.

— Chyba naprawdę nie chcesz się ze mną rozstawać. — skomentował Ronnie, kiedy tamten wciąż leżał w jego objęciach.

— A czemu miałbym chcieć? Jest bardzo miło.

— Było, zanim woda zrobiła się lodowata.

— Ale ja jestem gorący.

— Nie na tyle, żeby był tu znowu wrzątek.

— Ty to czasami potrafisz zepsuć chwilę.

— A co miałbym powiedzieć? Że jesteś tak bardzo gorący, że roztopiłbyś Antarktydę?

Katz spojrzał na niego wzrokiem, jakby Krieger powiedział niewiadomo jak złą rzecz, którą powinien był zachować dla siebie. Jednak zaraz uśmiechnął się szeroko, co tamten odwzajemnił.

W końcu wyszli z wody i Nathan cały czas marudził, żeby wyszli też razem z domu. Ronnie jedynie zgodził się go zawieźć w umówione miejsce. Nie dlatego, że podejrzewał go o kłamstwo. Wątpił, aby po takim czasie i takich przejściach coś durnego strzeliło mu do głowy.

— Dobra. — czarnowłosy zaczął rozglądać się dookoła, kiedy zatrzymali samochód na jednym z wolnych miejsc parkingowych — Chyba nigdzie nie ma tej psychopatki.

Mógłbyś sprecyzować o którą dokładnie ci chodzi? — zacytował go — Znamy dwie psychopatki.

— Z czego jedna z nich ma duże szanse, żeby być twoją szwagierką.

— Musimy zacząć odkładać pieniądze na taką okoliczność. — powiedział nagle szatyn, a tamten spojrzał na niego zdziwiony — Jak się zaręczą, pojedziemy do Ariny i powiemy jej, że dostanie sporą sumę gotówki, ale nie może wyjść za Raphaela.

— I myślisz, żeby się zgodziła?

— Ty byś się zgodził, więc ona tym bardziej.

W tej kwestii Nathan wciąż był nieugięty. Nie uważał, że ślub jest im potrzebny do szczęścia. Po co robić tyle szumu i wydawać tyle pieniędzy tylko dla jakiegoś papierka? Jednak Ronnie uważał, że przynajmniej dzięki temu papierkowi będzie mógł nazywać go mężem, a nie chłopakiem/partnerem. Katz jedynie powiedział, że nie widzi przeszkód, aby tak do siebie mówili bez małżeństwa. Krieger nawet napisał referat na ten temat dlaczego powinni pójść razem do ołtarza, ale nawet to niczego nie zmieniło.

— Zrobiłbym to dla nas. Mielibyśmy szybki zastrzyk gotówki. — wyjaśnił.

— Nie wierzę, że naprawdę to powiedziałeś. — skomentował Ronnie uchylając szybę, żeby zaraz podpalić papierosa — Już wolałbym, żebyś w ogóle się nie odezwał.

— Czy nastąpi kiedyś dzień w którym przestaniesz mi jęczeć o ślubie? — widząc jego minę, szybko dodał — Zapomnij. To w sumie głupie pytanie.

Jak ktoś zapukał im w szybę, oboje dostali zawału. Jednak zaraz drzwi z tyłu się otworzyły i dosiadł się do nich Pierre, który był w lepszym nastroju niż oni oboje razem wzięci:

— Co tam moi kochankowie? Wszystko dobrze?

— Widzisz mnie pierwszy raz w życiu, gościu. — Krieger odwrócił się bokiem, a jego chłopak zrobił to samo — Co jest z tobą nie tak?

— Przywykniesz. — odparł Katz klepiąc go lekko po ramieniu, a tamten w zamian dmuchnął mu dymem prosto w twarz — Ulżyło ci?

— Moja rodzina mówi: palenie to grzech. — skomentował Labre śmiejąc się — Nie spodobałbyś im się.

— Twoja rodzina na pewno mówiła, że gejów wysyła się na krzesło elektryczne, więc co tu jeszcze robisz? — Ronnie wyglądał na cholernie dumnego z siebie, dopóki nie dostał po głowie od siedzącego obok niego czarnowłosego.

Nie będzie mu jakiś random zwracał uwagi. I to jeszcze w jego samochodzie. Za kogo w ogóle on się uważał? Naprawdę Francuz myślał, że zrobi na nim pierwsze, dobre wrażenie jak wyskoczy z czymś takim? Nie wiedział czy bardziej go zdenerwował tym, czy swoim wyglądem.

Nie chciał się aż tak dokładnie przyglądać Pierre'owi, żeby nie wyjść na idiotę, ale musiał przyznać, że wyglądał dobrze. Wiadomo Nathan, wyglądał od niego lepiej, a tak właściwie najlepiej ze wszystkich, ale tamten gnojek też nie był niczego sobie. Nic dziwnego, że Seraphine wybrała właśnie jego, na fałszywego męża.

— Może iść z nami, prawda? — spytał Katz rzucając lekki uśmiech w stronę Labre, ale wredny w stronę swojego partnera.

— Przecież was razem zapraszałem. — Pierre nie rozumiał skąd w ogóle pojawiło się takie pytanie.

— Rozmawialiśmy o tym w domu. — dodał Krieger ciszej, zaciągając się fajką — Piszesz mi, o której mam przyjechać, ja przyjeżdżam. Potem targam cię do domu, zajmuje się tobą i idziemy grzecznie spać. — dokończył, kiedy wypuścił dym z ust.

Zaraz po tym, drzwi z tyłu znów się otworzyły. Kogo jak kogo, ale Yannicka z Connorem się tutaj nie spodziewali. Pierre zaczął przeżywać, że chyba jest w homoseksualnym niebie, bo nigdy nie spotkał ich aż tylu naraz w jednym miejscu. Nawet rzucił propozycję seksu grupowego.

— I co? Miałbym znowu całować mojego byłego? Chyba podziękuję. — skomentował Vanacker.

— To naprawdę jest jedyna rzecz, która cię zmartwiła? — Ronnie w końcu ugasił papierosa, ale czuł, że zaraz weźmie drugiego, bo tego nie zniesie.

— Jakby cię tak wykluczyć z tego koła wzajemnej adoracji, nie miałbym nic przeciwko. — im dłużej Yannick to ciągnął, tym bardziej jego przyjaciel w niego nie dowierzał — Przecież żartowałem.

— Dobrze, że to dodałeś, bo miałem wątpliwości czy aby na pewno. — Walsh westchnął ciężko — Rozumiem, że wszyscy idziemy do tego klubu?

— Ja nigdzie nie idę. Wracam do domu.

— A ty to zamknij mordę. — Vanacker siedzący centralnie za Kriegerem, kopnął go z całej siły pod fotelem — Ciebie nikt o zdanie nie pytał.

— To nie było zdanie tylko fakt. Nie chcę być niemiły i was wyganiać, ale moglibyście wysiąść z mojego auta?

Jego były słysząc to, spełnił jego prośbę, ale przy okazji otworzył drzwi od strony kierowcy, żeby siłą go wytargać ze środka. Nathan zaraz spojrzał na Connora, który stwierdził, że jedynie Ronnie ma z nim aż tak źle, ale chyba po prostu ciężko było mu zmienić sposób jego traktowania, skoro całe życie to on rządził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro