Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu wyszło na jaw dlaczego Seraphine tak bardzo chciała szybko pozbyć się biznesu po ojcu. Nigdy nie była w pełni szczęśliwa. Miała jedno marzenie, które chciała spełnić, ale przez swojego ojca nigdy nie odważyła się tego zrobić.

W domu Jacquesa rozmowy na temat jego zmarłej żony były zakazane. Zawsze jak padało jej imię, on wpadał w szał. Wszystkie rzeczy Manon schował w pewnym pokoju, którego drzwi nie otworzyły się już nigdy więcej, z wyjątkiem dnia, kiedy jego córka odkryła, gdzie schował klucz.

Manon Laroche jak się okazało, była pilotką. Miała sporo zdjęć za czasów swojej młodości, jak dopiero zaczynała karierę. Seraphine nawet o tym nie wiedziała, bo jej ojciec nigdy nie wspominał czym się zajmowała, ani jak wyglądała - już rozumiała dlaczego. Jacques patrząc na swoją córkę, od razu widział w niej jej matkę.

W internecie znalazła więcej informacji na temat katastrofy lotniczej w której zginęła. Samolot w pewnym momencie zniknął z radarów, a później jego szczątki zostały odnalezione w Morzu Liguryjskim. Co wskazywałoby na to, że ledwo wylecieli z Nicei i zdążyli wznieść się w powietrze. Jacques zadbał o to, aby linie lotnicze, w których latała Manon zniknęły raz na zawsze, tak jak ona.

Seraphine chciała to skonfrontować z ojcem, ale ten akurat szykował się do wyjazdu do Nowego Jorku, co tylko bardziej ją rozwścieczyło, bo ona nigdy nie miała okazji gdzieś polecieć i nie mogła powstrzymać się od złośliwego komentarza na temat wypadku matki. Jej ojciec stwierdził, że klątwa katastrof lotniczych ciąży jedynie na niej, bo to rodzina od strony Manon ma pecha do samolotów.

Za każdym razem wyśmiewała tą teorię, ale nie była taka odważna jak pierwszy raz wsiadła na pokład samolotu. Pierre myślał, że po prostu panikuje, bo nigdy w życiu nie latała, a nie, że wtedy przypomniała sobie o słowach jej ojca. Jednak starał się ją uspokoić, zagadując ją na temat golfa czy też swoich nowych inwestycjach. Wiedział, że nigdy jej to nie obchodziło, ale przynajmniej nieco pomogło ją odciągnąć od mrocznych myśli na temat śmierci.

Jak tylko wylądowali, wysłała wiadomość do swojego ojca, że jest skończonym frajerem i go nienawidzi. Wiedziała, że nigdy tego nie odczyta, ale traktowała monolog z martwym Jacquesem jako formę terapii. Często w złych emocjach z nim pisała. Nikomu o tym nie mówiła, bo wiedziała jak głupie to było. Pierre czasami myślał, że po prostu kłóci się z jakimś kochankiem, dopóki kiedyś nie zerknął w ekran jej telefonu i nie zobaczył imienia i nazwiska swojego teścia.

Oczywiście spytał dziewczyny o co chodzi, ale ta udała, że nie usłyszała jego pytania. Wróciła do tematu za jakiś czas, przy okazji pierwszy raz dzieląc się z nim faktami z życia. Pierre zaproponował, że on przejmie jej biznes, aby ta mogła pójść w ślady matki, jeśli nie chce czuć się przegrana oddając wszystko Odette, jednak ostatecznie wszystko rozwiązało się samo.

Fałszywe małżeństwo po powrocie ze Stanów, razem wzięło się za zdobycie licencji. Seraphine nie planowała wciągać chłopaka w te wszystkie szkolenia teoretyczne czy też praktyczne. Dzięki temu nadrobili wiele straconego czasu i zaległości w swojej relacji.

- Pieprzą się jak chuj. - skomentowała Carina, kiedy Nathan otworzył Facebooka i zdjęcie państwa Labre wyświetliło mu się jako pierwsze na tablicy.

On i Seraphine się pogodzili, tak jakby. Co prawda jego dawna szefowa przeprosiła za swoje wcześniejsze zachowanie, ale wątpił w jej cudowne nawrócenie. Jednak to co powiedziała Palmer na głos kiedyś też przeszło mu przez głowę. Z ostatnich rzeczy na świecie, tej dwójki razem gdziekolwiek, nie spodziewałby się najbardziej.

- Tłumaczyłem ci już, że to niemożliwe. - odparł spoglądając na nią jak na kosmitkę - Jest gejem.

- Czasami niektórzy wciąż szukają swojej drogi w życiu. - wtrącił Raphael kręcąc się nerwowo po biurze. Robił to odkąd wszedł do biura - Może być tak, że myślał, że tylko lubi facetów, ale lubi też kobiety.

Ronnie oglądał z Eleanor kolejną tego dnia transmisję na żywo z butików, ale i tak czuł jak wszystkie oczy momentalnie powędrowały w jego kierunku:

- Mógłbyś wreszcie przestać rozmawiać o orientacjach seksualnych w mojej obecności?

- A co? Czyżbyś zaczynał mieć wątpliwości co do swojej? - spytał starszy Krieger, a zaraz oberwał z długopisu.

O dziwo rzuciła nim Isabel, która zawsze była spokojna i nigdy muchy, by nie skrzywdziła. Gérardin została nową księgową agencji. Jej drastyczne techniki oszczędzania zostały wreszcie docenione przez innych. W szczególności Odette, która miała problem z wydawaniem pieniędzy.

- Próbuję się skupić jak mam zaksięgować twoje ani trochę niepodejrzane faktury. - dodała, kiedy tamten posłał jej wściekłe spojrzenie - Będę wdzięczna za odrobinę spokoju.

- Skąd taka pewność, że są moje? - podszedł nerwowo do jej biurka, żeby zajrzeć w papiery - Przecież ci napisałem z tyłu jak masz to wklepać. Wyjazd służbowy, chemia..

- Ty chemię kupujesz w Sephorze? - Isabel spojrzała na niego podejrzliwie, a Carina nie mogła powstrzymać się od głośnego śmiechu. Reszta zresztą też była bliska tego.

- A kto bogatemu zabroni? - odezwał się Ronnie - Wszyscy jeżdżą do Walmarta, a Raphael pieprzony milioner Krieger do Sephory. Dobrze, że tonerów do drukarek jeszcze nie zaczął kupować w Gucci. - poczuł lekkie szturchnięcie i przypomniał sobie, że przerywa w tym momencie seans swojej nowej koleżance z pracy - Przepraszam. Już oglądam.

- Ciekawe skąd wy, biedaki wiecie co to za sklep? Ty to się w ogóle popisałeś znajomością. - rzucił w kierunku swojego brata - Może jeszcze z Calvinem Kleinem na ty jesteś?

- Ty lada chwila będziesz na ty z Johnem Kennedym. - Arina weszła do biura i wyciągnęła swojego kochanka na zewnątrz przy okazji trzaskając drzwiami.

Maya z Lucasem wzięli dłuższe wolne, więc Morozova nie miała komu wyżalić się z tego co najlepszego odstawił Raphael. Wiedziała, że jest idiotą, ale nie aż takim, żeby pójść do jej ojca i spytać go o to, czy dostaną jego błogosławieństwo. Nie mógł jak normalny człowiek spytać o chodzenie, tylko robił z tego coś w rodzaju wydarzenia roku? Według niej, zachował się jak gówniarz, a nie prawie czterdziestoletni facet.

W międzyczasie Flores jak zwykle spóźniony do pracy, chciał obronić brata swojego przyjaciela, przed wiedźmą, z pomocą skrobaczki do szyb (w końcu był styczeń i aż prosiło się o wożenie z sobą takich rzeczy). Jednak tamci zapewniali, że obejdzie się bez tego i nie musi nikogo przed nikim bronić - czym od razu podzielił się ze wszystkimi innymi pracownikami.

- Mówię wam. Ona jest jak Meduza. Tylko jej spojrzenie nie zamienia w kamień. Chociaż ostatnio mi się śniło, że podpaliła całe miasto i wszędzie było pełno krwi! - na samo wspomnienie tego snu aż cały pobladł - Nie wiem czy to był gorszy sen od tego z rozstaniem Ronnie'go i Nathana, ale ten też nie był super.

Młody Hiszpan jak usłyszał, że ta dwójka nie jest razem - prawie udusił się własnymi łzami, jakby naprawdę przez niego zakończyli tę relację. Ronnie nie chciał sobie wyobrażać jak tamten zareaguje na swoje własne rozstanie. Czego oczywiście mu nie życzył.

- Czy ty miałeś kiedyś dobry sen? - relacja na żywo Eleanor nareszcie się skończyła, więc mogła razem z Ronnie'm wrócić do żywych - Wiecznie opowiadasz o jakichś złych. - zauważyła.

- Bo te dobre to nic godnego uwagi. - machnął ręką Hiszpan - Zanudziłbym was.

- Zapewne śni ci się Vera w sukni ślubnej. - odezwała się Carina z szerokim uśmieszkiem, a sądząc po jego rumieńcach, to właśnie było to.

- Nie tylko! Śniło mi się kiedyś jeszcze jak znalazłem portfel z pieniędzmi!

- Może to ten z którego korzysta mój brat jak kupuje chemię? - Ronnie wiedział, że przez najbliższe kilka tygodni będzie rzucał tą Sephorą, jak jego ojciec rzucał mięsem podczas kłótni z Klausem - Kto mu w ogóle w to uwierzył? - jak powiedział to na głos, sam znalazł odpowiedź - Coronel ma zdecydowanie zbyt dobre serce.

- Mógłby po prostu się przyznać, że kupuje tam prezenty dla Ariny. - rzucił Nathan obojętnie, wciąż przeglądając swojego Facebooka.

Raphael z Ariną niby się ukrywali, ale i tak wszyscy dookoła wiedzieli co jest między tą dwójką. Z wyjątkiem Ronnie'go, który nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że to mogła być prawda. Nie ex jego brata za lepszą od Rosjanki, ale Mariena przynajmniej nie śniła się po nocach Floresowi w koszmarach. Może też dlatego, że nie wiedział o istnieniu takiej kobiety.

- Jasne. - prychnął Ronnie - Może jeszcze chcecie mi powiedzieć, że teraz, w tej chwili wcale się nie kłócą?

- Zapewne nie. - odparł Katz - Kto wie? Może poszli na tyły auta i..

- Nie kończ. - przerwała mu Carina siedząca obok niego.

- Ale..

- Po prostu tego nie rób. - powiedziała Eleanor.

- Jak kłamiecie, każde z was kupuje mi po paczce papierosów. - szatyn wstał i nerwowo wyszedł z biura.

Udało im się znaleźć jakieś sensowne miejsce przed przyjazdem świętej trójcy francuskiej. Biuro mieściło się w całkiem dobrej lokalizacji, bo w jednym z budynków mieszkalnych w samym środku miasta, więc przy okazji większość właścicieli tych lokali zwracało się do nich z prośbą o przygotowanie oferty.

Trochę nazbierało się ludzi w ostatnim czasie, więc każdemu z nich przydzielono jakąś rolę.

Flores z Cariną najlepiej odnajdowali się w sieci, więc zajmowali się stroną internetową. Hiszpan robił zdjęcia, a ona wybierała najlepsze ujęcia, żeby wszystko do siebie pasowało. Czasami Vera też brała w tym udział.

Lucas i Maya pisali najlepsze poematy jak chodzili do szkoły, więc Arina załatwiła im fuchę w pisaniu opisów. Zbierali wszystkie informacje, żeby później stworzyć tekst, który miał ręce i nogi, a przede wszystkim miał nie odstraszać swoją długością potencjalnych klientów.

Morozova z kolei zajęła się nagrywaniem transmisji na żywo w których Eleanor grała główną rolę pokazując nieruchomości. Przy okazji założyła też kanał na YouTubie, a Nathan został jej montażystą, więc oglądał filmiki przyjaciółki przedpremierowo.

Katz został przy swoim prezentowaniu, ale nie robił tego tak jak zawsze. Starał się nie dawać Kriegerowi powodów do zazdrości. Ale jak sam widział z kim jego chłopak podpisuje umowy, to czuł dziwne ukłucie w sercu. Ronnie chociaż nie patrzył w stronę Nathana wiedział, że jak wrócą do domu, będzie słuchał przez godzinę gorzkich żali.

Coronel z Raphaelem szukali ciekawych miejsc, ale koniec końców i tak czekali na akceptację ze strony Odette czy lokal, który znaleźli w ogóle się nadaje. Wszystko jakoś się kręciło i chyba lepiej być już po prostu nie mogło.

- Więc jaki jest plan? - spytała nagle Carina patrząc znacząco na Nathana.

- Plan? - czarnowłosy nie rozumiał o co jej chodzi.

- Na wasze zaręczyny. - wyjaśnił Flores z lekkim uśmiechem.

- Czekajcie. - odezwała się Isabel - Wezmę kartkę, żeby to finansowo dobrze rozplanować.

- O czym wy do cholery pieprzycie? - spytał Katz nieco podirytowany.

- Nie powiedziałeś tego o Raphaelu specjalnie, żeby go wygonić i z nami to przegadać? - zdziwiła się Eleanor, a on jedynie przytaknął w odpowiedzi - Co jest z tobą nie tak?

Swojego chłopaka jeszcze rozumiał, że na to nalegał - chociaż on ostatnio nie odzywał się na ten temat - ale nie mógł zrozumieć po co ich znajomi i rodzina się w to wtrącali. Katz nawet pokłócił się ze swoim ojcem, kiedy Charles nazwał go w żartach cieniasem, bo Richard lada chwila weźmie ślub, a ten wciąż nie był bliski tego. Standardowo, musiał godzić ich Gavin.

- Jak tak bardzo chcecie się pobawić na weselu to sami sobie bierzcie ślub. - powiedział - Nie wciągajcie mnie w to.

- Wciąż nie zmieniliście płyty? - Coronel pokręcił głową z niedowierzaniem, stając w progu drzwi - Nathan, chodź na chwilę. Muszę się ciebie coś poradzić.

- Byle nie na temat ślubu. - Flores za tą genialną wypowiedź, oberwał od swojego starszego kolegi z nogi prosto w kostkę, kiedy go mijał - Nie musiałeś aż tak mocno. - skomentował zaciskając zęby z bólu.

- Następnym razem się zastanowisz, zanim coś powiesz. - odparł wychodząc.

Coronel nie wiedział ile powinien razem ze swoją żoną włożyć pieniędzy do koperty (ślub miał odbyć się jutro), więc dlatego chciał spytać o to chłopaka. Nathan niewiele mu pomógł, bo jego prezentem ślubnym było pokrycie wszelkich kosztów wesela. Lloyd w tym momencie aż pożałował, że zapytał - co Katz wyczytał z jego twarzy.

*

Nie licząc nawalonego Klausa przed północą pod stołem, obyło się bez większych przebojów na weselu. Najwięksi alkoholicy (Nathan i Ronnie) byli najbardziej trzeźwymi na imprezie. Coronel z Odette wrócili do siebie, zanim znaczna większość zdążyła się upić, bo chcieli oszczędzić swojemu dziecku - które zabrali ze sobą - fantastycznych widoków.

Wyszli na zewnątrz, żeby pobyć z dala od tych wszystkich pijaczyn, a jeden z nich przy okazji mógł podpalić papierosa. Co prawda wszystko zorganizowali u siebie, bo Richard z Raymondem nie zaprosili niewiadomo ile osób, żeby się nie zmieścili, ale chcieli pobyć przez chwilę sami.

- Jak się czujesz w roli świadka? - zagadał Ronnie, kiedy tamten nie spieszył się z odezwaniem.

- Patrząc na to, że twoja siostra ma wszystko w dupie i teraz śpi w naszej sypialni, a ja zostałem sam z tym cyrkiem.. to zajebiście mi z tym. - zaśmiał się Nathan.

Nikt nie był zdziwiony, kiedy to Ray wybrał Theresę na świadkową. Bardziej wszyscy by się zdziwili, gdyby tego nie zrobił. Dziewczyna zastanawiała się czy nie przyjść na uroczystość ze swoim chłopakiem i przy okazji przedstawić go rodzinie, ale szybko odrzuciła ten pomysł ze względu na swoich braci idiotów.

Dawno temu, kiedy chodziła jeszcze do szkoły podstawowej, przyszła do domu ze swoim kolegą z klasy, aby zrobić projekt na lekcję biologii.

Zamknęli się w jej pokoju i zabrali do pracy, co nie przypadło jej rodzeństwu do gustu. Cała trójka siedziała pod drzwiami, podsłuchując co robią. Miny tamtej dwójki, kiedy wreszcie wyszła z pomieszczenia, były bezcenne.

To był pierwszy i ostatni raz, kiedy Theresa zaprosiła do siebie jakiegokolwiek chłopaka. Już wolała, aby Raphael robił maślane oczy do jej koleżanek niż, żeby on wraz z Ronnie'm i Raymondem planowali morderstwo kandydata na swojego potencjalnego szwagra, a jej męża.

- Już nie przesadzaj. - Krieger wywrócił oczami, wypuszczając dym z ust, po czym ugasił swojego papierosa - Aż taki sam to nie jesteś.

- Ale ty nie jesteś świadkiem.

- Doskonale wiesz kim wolałbym być.

Nathan w końcu pomyślał o tym na spokojnie, a nie jak o czymś w rodzaju dożywotniego więzienia, a jeszcze inaczej niż jego partner.

Ilość zer na koncie bankowym Katza nie była żadną tajemnicą (nie wspominając ile gotówki miał jeszcze poza nim). Sytuacje w życiu były różne, więc każde ich zbliżenie czy też pocałunek - mogło być ich ostatnim. Jego majątek mógł trafić wszędzie, ale nie do osoby, której by chciał wszystko po sobie zostawić, więc małżeństwo to najłatwiejsza droga, aby odziedziczyć spadek.

- Wiem. Ale na pewno nie wiesz tego, że taki skromny ślub mógłbym mieć. - odezwał się czarnowłosy przysuwając się na tyle blisko, aby objąć go ramieniem - Po co robić grubą imprezę na całe miasto?

Ronnie myślał, że się przesłyszał. Przez dłuższą chwilę patrzył na niego jak na idiotę i rozważał każdą możliwą opcję. Od ostrego uderzenia się w głowę po ciężką, nieuleczalną chorobę. Nathan jeszcze nigdy nie poparł decyzji o ślubie, a teraz nagle sam mógłby go mieć? Czy to jest ten rodzaj okrutnego żartu, którego nie powinno się stosować?

- Czy to delikatna sugestia, żebym kupił pierścionek? - spytał w końcu szatyn.

- I co? Jutro rano ledwo co otworzę oczy, a ty mi będziesz z nim klęczeć?

- W sumie to dziś rano. - poprawił go. Sądząc po jego uśmiechu, tak właśnie by zrobił - Już dawno po północy.

- No więc właśnie, dlatego umówmy się tak: nie kupujesz żadnego pierścionka i ja tobie też nie. Nie bierzemy się wzajemnie z zaskoczenia, a chwila w której pojedziemy wybrać termin przyjdzie sama.

- Dożyje jej chociaż? - zażartował, ale zaraz spoważniał - Zaraz. Co właściwie chcesz powiedzieć przez to wszystko? Jesteś poważnie chory? Ale spokojnie, przejdziemy przez to razem. Będę zawsze, kiedy tylko będziesz mnie potrzebował.

- Nic mi nie jest, ale zapamiętam to sobie na przyszłość, Ronaldzie. - ucałował go w policzek, uśmiechając się lekko.

- Ty mi tutaj teraz nie ronalduj. Pytałem serio.

Na dziwny szelest dobiegający z krzaków, odskoczyli od siebie, jakby byli co najwyżej kochankami, zdradzającymi swoje drugie połówki. Od razu spojrzeli w tył i zobaczyli tam chowających się Klausa razem z Charlesem. Cała czwórka patrzyła na siebie w ciszy, dopóki nie wyczołgał się stamtąd jeszcze Gavin.

- Zejdź z mojego płaszcza, Nikolaus. - burknął Miller próbując go z siebie zepchnąć.

- Żebym z ciebie zejść, musiałbym na ciebie wejść.. albo w ciebie. - skomentował Klaus prawie dusząc się ze śmiechu.

- Ja powiem Catarinie o tym co wy tutaj odpierdalacie. Zobaczymy czy też będzie jej tak wesoło. - zagroził Charles pierwszy się podnosząc i przy okazji otrzepując swoje spodnie ze śniegu.

- Sam jej o tym osobiście doniosę! - krzyknął Nathan - Nie możemy mieć w swoim własnym domu odrobiny prywatności?!

- No właśnie, w domu. - zauważył jego ojciec - A my aktualnie jesteśmy na waszym ogrodzie.

Nie musieli długo czekać aż cała impreza przeniesie się z domu na dwór. Co prawda niektórych trzymało ciepło alkoholu, ale Ronnie już oddał swoją kurtkę Nathanowi, żeby przestał strzelać zębami. Dodatkowo musiał bronić Raymonda przed Raphaelem, bo ten już zdecydowanie za dużo wypił i wiecznie mówił, że jest jego ulubionym gejem i bardzo go kocha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale ci dwaj bracia nigdy nie pałali do siebie sympatią.

- Tobie też tak miłość wyznaje? - spytał Stan, kiedy Arina najwięcej milczała z całego towarzystwa, zastanawiając się gdzie popełniła błąd w swoim życiu, że sypia z takim gościem.

- Ostatnio stał nawet pod moim blokiem z gitarą i śpiewał swoją autorską piosenkę. - odparła Morozova wzdychając ciężko - Sąsiedzi mnie nienawidzą.

Na pewno nienawidzą jej tak bardzo jak Nathana, który wreszcie kupił pianino i wolne weekendy poświęcał na grę. Ronnie przynajmniej wtedy się mobilizował i powoli skończył swój obraz na ścianie, a później zaczął przeszkadzać Katzowi. Czarnowłosy próbował go nawet nauczyć Wlazł kotek na plotek, ale ostatecznie nakleił na klawiszach kartki z numerami w jakiej kolejności, powinien je klikać. Już zrozumiał dlaczego Rachel nie miała do niego cierpliwości, kiedy to on uczył się grać.

Nash może nie wróciła na stałe do Stanów, ale przez jakiś czas pomieszkiwała u Margaret w Norfolk, żeby z nią znów wybrać się do Cannes. Nigdy nie mówiła o Powell zbyt często, ale Nathan wiedział z doświadczenia, że nikt bez powodu nie rzuca swojego dotychczasowego życia. Nie żałował niczego. Zrobiłby wszystko to samo drugi, trzeci i nawet setny raz. W końcu mógł przyznać ze spokojem, że do szczęścia nie brakuje mu już niczego, bo miał wszystko, czego potrzebował.

- Przecież Raphael nie potrafi grać na gitarze. - zauważyła Yella - Nie wspominając już o śpiewaniu.

- I tu się mylisz matulu kochana. - powiedział jej wcześniej wspomniany syn - Dajcie mi jakieś słowo, które pierwsze przyjdzie wam do głowy. Albo nie, zaśpiewam coś dla mojego ulubionego geja i jego męża. - odchrząknął - Poznali się w samolocie i zakochali się w sobie w locie... przysięgali wierność na lądzie, a kochać będą się w niebie, bo polecą wysoko w chmury..

Z tym poznaniem to była akurat historia prawdziwa. Każdy z nich poleciał do Irlandii w innym celu. Raymond miał odwiedzić dawnego znajomego, a Richard ubzdurał sobie, że tam znajdzie swojego brata i chciał go odnaleźć. Może wrócił bez Nathana, ale przynajmniej z nową osobą w swoim życiu. Szczęście w nieszczęściu.

- Nawet mój najlepszy dzień w życiu musisz mi psuć? - spytał Ray patrząc na niego zmęczony, przerywając mu tym samym koncert.

- Nie myślałeś o tym, żeby założyć jakiś zespół muzyczny? - Richard pokręcił głową rozbawiony stanem trzeźwości (a raczej jej brakiem) swojego szwagra.

- W końcu znalazłem swoich ludzi! - ucieszył się Raphael - Ja oczywiście będę głównym wokalistą. - powiedział dumnie - Muszę tylko znaleźć jeszcze innych chętnych do śpiewania i grania na instrumentach.

- Ja będę grać na cymbale. - wtrącił Apollo nagle.

- Chyba na cymbałkach. - poprawił go Ronnie, a jego kuzyn pokręcił przecząco głową.

- Nie, na cymbale. - powiedział rzucając szybkie spojrzenie w kierunku przyszłej gwiazdy pop, a szatyn trzepnął go za to w tył głowy.

- Role ci się czasem nie pomyliły? - Catarina posłała mu wściekłe spojrzenie - To moje dziecko.

- Przecież nie jest z cukru. - odparł Stan - Czy Apollo umarł? Nie. Czy to znaczy, że powinniśmy zainterweniować? Nie. W takim razie możemy być spokojni.

- Zachowujesz się jakby to była dla ciebie codzienność. - zauważył Klaus.

- Masz tylko jedno dziecko, więc tego nie zrozumiesz. - Charles próbował ułożyć się wygodniej na tarasowych meblach, bo zaczął go już boleć tyłek - Raz trenują na sobie sztuki walki, a raz wskoczyliby za sobą w ogień.

Charles przestał się czuć aż tak niekomfortowo w towarzystwie Yelli i Stana. Podejrzewał co sądzą na jego temat - kryminalista, który zapewne nieraz wpakował swoje dzieci w kłopoty. Skoro Gavin uważał Klausa za zwykłego ćpuna, oni też mieli prawo do takiego zdania. Jednak w końcu jakoś udało im się dotrzeć. Może nie we wszystkich kwestiach się zgadzali, ale jeśli chodziło o dzieci, mówili jednym głosem.

- Lepiej bym tego nie podsumowała. - przytaknęła Yella.

- Ja bym tak nie zrobił dla jednego osobnika tutaj siedzącego. - odparł Raymond i wszystkie oczy zaraz powędrowały w jego kierunku - Z wzajemnością zresztą.

- Teraz to ty jesteś tym, który psuje. - zauważył Miller - Powinieneś się wstydzić.

- No właśnie! - Klaus uderzył mocno Raya w ramię, że ten z wrażenia prawie udusił się własną śliną - Błagaj o wybaczenie!

- Chyba na dziś wszystkim wystarczy. - odezwał się Richard - Kto jest za?

- Później będziecie mieć noc poślubną. - wtrącił Nathan - Jedyne co zróbmy to wróćmy do domu. Zaraz mi narzeczony zamarznie. - mówiąc to, wreszcie oddał mu jego kurtkę.

Nikt nie zwrócił nawet większego uwagi na to w jaki sposób nazwał Ronnie'go, poza nim samym. Chyba naprawdę z tym wcześniej mówił na poważnie, skoro nazwał go narzeczonym.. i to jeszcze przy jego rodzicach. Swoich zresztą też.

- Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? - jego rozmyślania przerwał Katz. Kiedy Krieger się ocknął, zauważył, że tylko oni wciąż nie weszli do środka - Serio tak cię odcięło przez te jedno durne słowo?

- Wcale nie jest durne. - upierał się - Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś.

- Trochę? Siedzimy tu jakieś dziesięć minut jak nie więcej.

- Więc czemu odezwałeś się dopiero teraz?

- Bo ja też się zamyśliłem. - przyznał - Zastanawiałem się w którym garniturze byś lepiej wyglądał: w czarnym czy białym. Bo moim zdaniem lepiej wyglądałbyś nago. - jak zwykle, niezmiennie, od kilkunastu miesięcy tkwił przy swoim zdaniu.

- Nie masz jeszcze dosyć?

- Kochanie, ja się dopiero rozkręcam. - zaśmiał się - Nawet nie wiesz jak bardzo spieprzysz sobie życie biorąc mnie za męża..

- Pozwól, że sam się o tym przekonam.

Nathan usiadł na nim okrakiem i chwycił jego twarz w policzki, żeby zaraz go pocałować. Cały czas miał z tyłu głowy niesprzyjające okoliczności dla ich ewentualnego zbliżenia. Pomijając fakt, że był styczeń, aktualnie przecież trwało wesele ich braci, ale nie potrafił przyprowadzić siebie ani swoich myśli do porządku.

- Weź mnie tu i teraz. - powiedział czarnowłosy łapiąc za pasek od swoich spodni, żeby zaraz dobrać się do tych swojego chłopaka.

- Nasi rodzice są w domu. - przypomniał szatyn - Musimy się z tym wstrzymać.

- I mówi to człowiek, który chciał się ze mną pieprzyć w biurze. - specjalnie otarł się o jego krocze, na co Ronnie odchylił głowę do tyłu, wzdychając ciężko - Nie będę jedynym, który ma ochotę. Zapomnij. - rzucił złośliwie.

Krieger nie miał innego pomysłu, więc znów poszli do samochodu. Zamknęli garaż, aby nikt ich nie nakrył. Na szczęście obudziła się Teresa i większość zajęła się dziewczyną, a oni mogli w spokoju wejść niezauważeni do łazienki, żeby się ogarnąć.

- To jest najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem. - przyznał cicho szatyn, kiedy mieli już stamtąd wychodzić.

- Weź przestań. Nikt nawet nie zwróci uwagi. - odparł, zapinając guziki swojej koszuli - Pomyśl sobie, że drugiego takiego, co da ci taką dawkę emocji nie znajdziesz.

- Ale ja nie chcę nikogo innego.

- I bardzo mnie to cieszy.

Kiedy otworzyli drzwi, natrafili na Klausa opierającego się o ścianę. Nie wiedzieli co tu robił, skoro w domu mieli jeszcze jedną łazienkę. Możliwe, że tamta też była zajęta.

- No wreszcie! - wyminął ich, żeby zaraz wyrzucić zakochaną dwójkę z pomieszczenia i trzasnąć drzwiami - Sikać mi się chce, a wszyscy się dymacie!

- To trzeba było iść na dwór! - krzyknął za nim Ronnie, a zaraz spojrzał na Nathana znaczącym wzrokiem - Nikt nawet nie zwróci uwagi. - zacytował słowo w słowo, kiedy schodzili na dół.

- Skoro wszystko jest jasne.. możemy to powtórzyć. - wyszczerzył się - Okej, okej. Nie możemy. - uniósł ręce w geście obronnym, bo jego partner zrobił minę, jakby chciał go zrzucić ze schodów, ale zaraz jednak się uśmiechnął, co zbiło go z tropu.

- Zobaczymy jak wszystko się rozwinie. - wyjaśnił puszczając oczko w jego kierunku.

Katz doskonale wiedział, że skoro Krieger tak powiedział, to tak będzie. Zapewne miał w głowie już jakiś plan. Inaczej sam z siebie nie zaproponowałby czegoś takiego. Po prostu czuł to w kościach.. i dobrze czuł, bo intuicja go nie zawiodła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro