Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poza poranną kawą, wyskoczyli jeszcze do kina tego samego dnia. Zamiast oglądać film w ciszy to wiecznie go komentowali. Skończyło się na tym, że zdenerwowani ludzie zaczęli rzucać w nich popcornem, a oni nie pozostali im dłużni. Kiedy wyszli z sali kinowej, musieli powyjmować resztę ze swoich ubrań. Parę kawałków uczepiło się do włosów dziewczyny, więc Flores pomógł jej je powyciągać. Parę razy spojrzeli sobie w oczy, ale nie na długo, bo chłopak zaraz odwracał wzrok. Jeszcze żadna nie patrzyła na niego w taki sposób.

Dopiero kiedy wylądowali w Starbucksie, zdali sobie sprawę, że nawet nie znają swoich imion. Jednak poratowała ich dziewczyna przyjmująca ich zamówienie, kiedy nabazgrała je markerami na plastikowych kubkach.

— Naprawdę nazywasz się Flores?

— Nie, to moje nazwisko. Ale wszyscy go używają zamiast imienia. — wyjaśnił — Łącznie ze mną, pani Veronico.

— Ale co zaraz tak oficjalnie, drogi panie? — spytała rozbawiona.

— Na pana to trzeba mieć wygląd, a przede wszystkim sobie zasłużyć. — skomentował — Skoro nie pani Veronico, jak mam do ciebie mówić? Vera? Vee? Vivi? Nica?

— Możesz wybrać którekolwiek albo dodać do tego jeszcze Ronnie. Każdy mówi do mnie jak mu wygodniej.

— Nie gniewaj się, ale jeden Ronnie w moim życiu w zupełności mi wystarczy.

— Chyba wiem o którym mówisz. Był parę razy na uczelni u profesor Dolores.

— To jego ciotka. Czasami prosi go, żeby zajął się jej synem. O dziwo jeszcze nie zrobił mu krzywdy.

— A co? Nie lubi dzieci?

— Nie lubi to mało powiedziane - on ich nienawidzi.

Ronnie nawet nie musiał mówić, że ich nie lubi, bo wszystkie dzieciaki dookoła normalnie to czuły i niepotrzebnie go nie denerwowały. Z wyjątkiem jego kuzyna, który miał pożywkę z jego nerwów. Krieger wiele razy prosił Catarinę, żeby nie dawała mu Apolla pod opiekę, bo kiedyś źle to się dla nich obojga skończy. Rozmawiał też na ten temat ze swoją matką, ale ona uważała, że to dobry pomysł, aby spędzili ze sobą trochę czasu i poprawili swoje relacje. Nic z tego nie wyszło.

— Ja zależy jakie. — przyznała Veronica — Jak nie są jakieś nie wiem, rozwydrzone to mi nie przeszkadzają.

— To widzę, że mamy tak samo.. ale tak naprawdę to jakoś nigdy wcześniej o tym nie myślałem. Jestem jeszcze za młody na takie rzeczy.

— Niektóre moje koleżanki to już od dawna matkami są, a ty mi mówisz, że jesteś za młody?

— To co one nie wiedziały o czymś takim jak antykoncepcja?

— Też sobie zadaje to samo pytanie.

*

W końcu ich spotkanie musiało dobiec końca, bo każde z nich miało swoje zajęcia, ale przynajmniej miło rozpoczęli poranek w swoim towarzystwie. Flores widząc Connora zaraz się do niego dosiadł, a ten zachowywał się do przez cały dzień, jakby go nie widział. W sumie to od wczoraj był jakiś dziwny. Dlatego po skończonych zajęciach, postanowił z nim wyjaśnić parę rzeczy.

— Wszystko jest w jak najlepszym porządku. — skomentował Connor w połowie jego wywodu.

— Gdyby było to bym się chyba tak nie produkował, co? Przecież widzę, że coś ewidentnie jest nie tak.

— No dobra. Masz rację. Ale nie chcę ci o tym mówić, bo będziesz się ze mnie śmiał.

— Czy ja kiedykolwiek się z ciebie śmiałem? No więc właśnie. Możesz powiedzieć mi wszystko.

Siedzieli w ciszy przez kilka minut. Flores go nie pospieszał, bo wiedział, że nic z tego nie będzie jak będzie cały czas na niego naciskał.

— Najwyżej po tym zacznę sobie kopać grób. — odezwał się w końcu Connor — Kiedyś po pijaku pocałowałem twojego przyjaciela, ale on chyba nie był aż tak wstawiony jak ja, bo kazał mi spierdalać. Znaczy, nie powiedział tego dosłownie, ale..

— Przecież Nathan bierze wszystkich jak leci. — dopiero jak przeszło mu to przez gardło, doszło do niego, że nie wcale o nim była mowa — Powiedz, że nie chodzi o Yannicka. — sądząc po jego minie, właśnie o niego chodziło — Chyba już bym wolał tą pierwszą opcję.. ale co ci w ogóle strzeliło do tego durnego łba?! Jakim cudem wy się w ogóle spotkaliście i czemu ja nic o tym nie wiem?!

Flores czasami się bał na niego spojrzeć i nawet jak rozmawiali to nie robił tego często, żeby nie zarobić w twarz.. ale jego przyjaciel go przebił. Co prawda z pomocą alkoholu, ale jednak doszło do jakiegoś zbliżenia między nimi. Nigdy jakoś nie mógł sobie wyobrazić Ronnie'go i Yannicka razem w łóżku.. jak niby to miało działać? Krieger nie bał się go dotknąć czy był aż tak nienormalny i życie było mu niemiłe?

— Sam do mnie przyszedł. Chciał mi jedynie dać whisky na urodziny i pójść, ale otworzyliśmy ją i stało się. — wyjaśnił w dużym skrócie — Jak się napił to nie był takim chujem. Zresztą dla moich rodziców też jest zupełnie inny.

— Jak tak bardzo chcesz mieć starszego chłopaka to weź sobie Ronnie'go. Jest miły, ma talent do gotowania i pieczenia. Jedyną jego wadą jest palenie papierosów, ale zawsze mógłby być alkoholikiem prawda?

— On już ma swojego adoratora. — mówiąc to akurat patrzył w jego kierunku — Randka udana?

Nathan nigdy nie odwiedzał Floresa na uczelni, ale tym razem akurat miał po drodze, więc postanowił do niego wstąpić, żeby pochwalić się, że i tak dostał to czego chciał. Jednak jego kompan go ubiegł, na co jedynie się uśmiechnął.

— Zaraz powinien przyjść ci SMS. — powiedział Katz w kierunku Floresa — W sumie to nie wiem czy tak zaraz, ale trzymam kciuki, że do końca dnia się pojawi.

— Od kogo? — spytał Hiszpan niczego z tego nie rozumiejąc.

— No jak to od kogo? Od naszej kaleki. — założył ręce na piersi — Poprzenosiłem mu wszystkie pierdoły na nowy telefon, nawet numer ten sam ma, ale nie. Zabieraj mi te gówno, gdzie tutaj się dzwoni, ja nie ogarniam takich rzeczy. — zaczął go przedrzeźniać — No dobrze kurwa, że ten swój ogarniał.

Można powiedzieć, że prawie wrócili na stare śmieci, bo znów zaczęli się kłócić jak zwykle, chociaż nie do końca. Ronnie później go przeprosił za swoje zachowanie. Nathan był w takim szoku, że mu za to podziękował i dopiero po chwili doszło do niego co tak właściwie się stało.

Chociaż ten spokój nie trwał długo, bo tym razem to Katz nie chciał podać mu swojego numeru telefonu. Doskonale wiedział, że normalnie Krieger czym prędzej wypaliłby całą paczkę papierosów niż dałby do siebie jakiekolwiek namiary.

Ronnie wpadł na genialny pomysł i schował telefon Nathana, żeby tamten nie mógł go znaleźć. Chłopak nie myśląc, puścił do siebie strzałkę z jego komórki. Dopiero jak to zrobił, zrozumiał, że to wszystko było zrobione celowo. Chociaż musiał przyznać, że szatyn nieźle to sobie wykombinował.

— Oho, dzwoni. — skomentował Nathan sięgając po swój telefon z kieszeni. Oddalił się kawałek dalej, żeby tamci nie słyszeli jego rozmowy.

— Naprawdę przyjechał tylko po to, żeby ci o tym powiedzieć? — spytał Connor kręcąc głową rozbawiony.

— Dupy do sklepu nie ruszysz, ale taką trasę to już zrobisz?! — usłyszeli jak Katz zaczyna się drzeć — Aktualnie to się umawiam z Floresem i jego przyjacielem Conradem na drinka.

— Connorem. — poprawił go Flores, kiedy znów do nich podszedł — I nigdzie z tobą nie..

— No sam słyszysz, że jestem zajęty. — Nathan chciał popchnąć lekko młodszego, ale tamten jakoś źle stanął na nogach i wpadł prosto w krzaki — Zgadamy się na inny dzień czy coś.

— Wkręca cię. Wcale nie będziemy z nim pić. — Connor wyrwał mu telefon i zaczął biegać między samochodami, a właściciel urządzenia zaraz za nim.

— A my to się w ogóle znamy? — zdziwił się Ronnie.

— Connor Walsh chyba nie wiele ci powie. — mówiąc to zamknął się w swoim aucie od środka, żeby tamten go nie dopadł — Tak czy inaczej miło poznać. Flores trochę mi o tobie opowiadał. No i masz całkiem niezłą ciotkę.

Connor nie mógł wytrzymać ze śmiechu, kiedy wyzywała swojego męża po hiszpańsku, a ten z kolei obrażał ją po niemiecku. Ani jedno ani drugie się nie rozumiało, chociaż kiedyś Catarina włączyła translator i kazała Klausowi powtórzyć jedno zdanie, bo była niemal pewna, że nazwał ją kurwą. Oczywiście tamten się zapierał, że to nieprawda, ale nie zrobił tego o co prosiła.

Flores czasami rozumiał co mówiła pani profesor i robił za tłumacza. W końcu jego rodzice byli rodowitymi Hiszpanami, więc dziwnie, gdyby nie znał swojego ojczystego języka. Wiele osób jak go poznawało, dziwiło się, że nie ma akcentu, ale nie miał jak go nabyć, skoro urodził się w Stanach. Latał w rodzinne strony, ale ostatnio nie miał na to czasu.

— Mogłeś sobie darować to o Catarinie. — skomentował Krieger wzdychając ciężko — Ale wracając..

Connor dostał zawału, kiedy drzwi od jego strony się otworzyły. Patrzył przerażony na Nathana, który trzymał jakiegoś pręta w ręce, żeby zaraz schować go do kieszeni marynarki.

— Myślisz, że ja nigdy samochodu bez kluczyków nie otwierałem? — prychnął łapiąc go mocno za nadgarstek w którym trzymał telefon. Walsh chcąc nie chcąc z bólu oddał mu jego własność — Oddzwonię do ciebie jeszcze. — nie czekając na odpowiedź z drugiej strony, rozłączył się — Czy ty jesteś jebnięty?

— Najpierw prosisz Floresa o adres Ronnie'go, a teraz nie chcesz się z nim spotkać, ale to ja jestem jebnięty?

— Po pierwsze, chuj ci do tego. Po drugie, nie nazywaj mnie jebniętym. Jestem od ciebie dużo starszy, więc szacunek mi się należy.

— Odsuń się od niego! — Flores nie wiedział czy to będzie dobry pomysł, ale wziął na obronę kijka, którego wyrwał przy upadku — Nie zawaham się tego użyć!

— Nie no błagam cię. — Nathan zaczął się śmiać widząc Hiszpana w bojowej pozie — Ile ty masz lat? Osiem?

— Mówię serio! Zostaw go w spokoju!

— Zaraz ci to do dupy wsadzę. — zagroził mu, robiąc krok w przód, żeby go wystraszyć — Dobrze wiesz co potrafię, więc mnie nie wkurwiaj.

— Nie strasz nie strasz, bo się zesrasz Nathaniel.

Flores doskonale wiedział, że chłopak nienawidzi jak ktoś mówi do niego pełnym imieniem, więc zrobił to specjalnie. Connor nigdy nie mieszał się w bójki, ale stanął pomiędzy nimi, żeby w razie potrzeby ich rozdzielić. Hiszpan chciał strzelić z kijka swojego starszego kolegę, ale źle wycelował i trafił prosto w Walsha. Nathan skomentował coś odnośnie, że znowu się wpierdolił i ma za swoje, ale przynajmniej odechciało mu się żartów.

— Przecież bym go nie uderzył.. — skomentował czarnowłosy oglądając jego twarz — Otwórz mi te oko normalnie.

— Jakby mnie nie bolało to bym chyba to zrobił, nie? — prychnął Connor.

— Naprawdę nie chciałem! — Flores był spanikowany jak nigdy — Przepraszam!

— Tak się kończą wasze durne zabawy! — wybuchł w końcu Katz — Nic by się nie stało, gdybyście dali mi normalnie dokończyć rozmowę!

— Trzeba było nie kłamać. — skomentował Walsh.

— Chcesz przestać widzieć na drugie oko? To zamknij mordę. — spojrzał na Hiszpana — Nie macie tutaj jakiejś pielęgniarki czy czegoś takiego?

*

Pojechali do pierwszego lepszego lekarza. Nathan z przyzwyczajenia chciał zapłacić za wizytę, ale był zdziwiony, kiedy taki młody gnojek to zrobił. On w jego wieku dopiero powoli zaczynał rozumieć jak to jest w ogóle mieć pieniądze. Na graniu na pianinie niewiele zarabiał. Dopiero później jak zaczął dostawać zaproszenia na jakieś większe wydarzenia.

Podrzucił ich pod uczelnię, żeby wsiedli do swoich samochodów, chociaż nie był przekonany, aby Connor dał radę wrócić. Chociaż Walsh się upierał, że już jest lepiej odkąd dostał jakimś preparatem, Nathan nie podzielał jego zdania. Na szczęście chłopak nie mieszkał daleko, więc po prostu podrzucił go do domu, żeby stamtąd przejść się z buta po swój własny. Zdziwił się, kiedy Flores jeszcze nie ruszył z parkingu. Minęło trochę czasu, co on nadal tu robił?

— Nie mogłeś powiedzieć od razu dlaczego nie chcesz się z nim spotkać? — spytał Hiszpan wysiadając ze swojego samochodu.

Ronnie wymyślił sobie, że wsiądzie za kierownicę i przyjedzie do hotelu w którym aktualnie ulokował się Nathan. Posiedzą chwilę, a później przejadą się trasą w której miał wypadek razem z Odette. Katz myślał, że to tylko durny żart, ale on mówił całkiem serio. Chyba naprawdę polubił szpital i znów chciał do niego trafić. Poza tym nie uważał, że on powinien tam z nim jechać.

— I tak wyjdę na tego złego. Connor już na pewno się poskarżył Yannickowi i znowu mi wpierdoli.

— Nie są w dobrych relacjach. Przynajmniej on mi tak powiedział, zresztą nasz szanowny kolega z pracy nawet się nie pochwalił, że go zna.

— Myślisz, że Ronnie'mu by nie powiedział?

— Nawet gdyby to zrobił, on tego nie pamięta.

— Jak większości innych rzeczy. — zauważył — W niektórych przypadkach wychodzi to na plus. — widząc jego minę, dodał — Zrozum też mnie. Korzystam póki mogę. Nie wiem jak długo to potrwa, ale.. — przerwał, kiedy Floresowi zadzwonił telefon. Widząc jak zaświeciły mu się oczy, kiedy w niego zerknął, uciął krótko — Nie skrzywdzę go, masz moje słowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro