1 - Wymarzona okazja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ty chyba oszalałaś! – wykrzyknęła Marinette Dupain-Cheng, patrząc z przerażeniem na swoją menedżerkę. – Nie ma mowy!

- Ale dlaczego? – udała zdziwienie drobna brunetka o wielkich niewinnych oczach, które bynajmniej nie należały do niewinnej osóbki. – Przecież to wymarzona okazja dla ciebie.

- Wykluczone!

- Czy ja cię kiedykolwiek zawiodłam? Czy kiedykolwiek podjęłam złą decyzję? Czy kiedykolwiek...?

- Przestań, Tikki! – przerwała Marinette. – Obie wiemy, że nigdy mnie nie zawiodłaś. Ale to, co proponujesz, to...

- No co?

- To się nie mieści w głowie! – wykrzyknęła dziewczyna i chwyciła się za głowę.

- Nie rozumiem twoich obiekcji. – Tikki teatralnie załamała ręce. – Czy ty widziałaś jego zdjęcia? Przecież to chodzące ciacho!

- To sama się z nim umów!

- To nie ja mam sprzedawać płyty – odparła dyplomatycznie menedżerka. – To nie do mnie mają przychodzić ludzie na koncerty.

- To już cios poniżej pasa...

- A poza tym jestem dla niego o parę lat za stara – dodała po chwili Tikki. – Nikogo nie przekona umawianiem się z trzydziestką.

- Co mnie to obchodzi? – Marinette wzruszyła ramionami i podeszła do okna. – To jego problem, nie mój.

- Zrozum, Marinette... Sami do nas przyszli z propozycją. A taka okazja nie trafia się zbyt często. Zresztą, przypomnij sobie, co ci powiedziałam kilka lat temu, kiedy zaczynałaś karierę. Show-biznes jest okrutny. Można mieć mega talent i nigdy nie wybić się na rynku muzycznym. Prasa musi coś o tobie pisać, bo inaczej nie sprzedasz płyt. Tak to działa.

- Ale nie chcę robić kariery w ten sposób! – oburzyła się Marinette.

- Niby w jaki? – Tikki zmrużyła oczy. Już nie były takie niewinne.

- No, że będę nakręcać sprzedaż skandalami.

- Ja cię nie namawiam na skandale – zaoponowała menedżerka. – Ja tylko proszę, żebyś umówiła się z jednym znanym chłopakiem, który zresztą jeszcze nigdy publicznie nie pokazał się z dziewczyną, więc nie ma mowy o skandalu, że komuś go odbijasz. On też na tym skorzysta. To czysta umowa. Sytuacja win-win.

- Tikki, nie podoba mi się to.

- Mówiłam ci to już z tysiąc razy, więc powtórzę tysiąc pierwszy. Sam talent nie wystarczy. Czasami trzeba mieć trochę szczęścia. A czasami trzeba jeszcze temu szczęściu pomóc. Proszę cię tylko o jedną randkę – powiedziała z mocą Tikki, po czym dodała po chwili: - No, może kilka randek. Dopóki nie ruszymy w trasę koncertową. Ktoś musi te bilety kupić. Chciałabyś śpiewać do pustej sali?

- Och, już dobrze, dobrze! – zirytowała się Marinette.

Tikki przywołała wizję najgorszego koszmaru Marinette – pustej sali. Przecież ona śpiewała dla ludzi. Dzieliła się swoimi emocjami, wyrażając się w muzyce. Pusta sala oznaczałaby, że nie ma z kim dzielić tych emocji.

- Nie sposób cię powstrzymać, kiedy się nakręcisz... - mruknęła jeszcze pod nosem, składając ostatecznie broń.

Gdzieś na dnie serca poczuła jednak niepokojące ukłucie. Zupełnie, jakby właśnie podjęła najgorszą decyzję w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro