-22-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nigdy nie sądziłem, że piękny weekend zamieni się w piękny tydzień. Tak właśnie było, gdy każdego dnia spędzaliśmy z Luniakiem bardzo dużo czasu razem. Spaliśmy w jednym łóżku, przygotowywaliśmy się razem o poranku do kolejnego dnia, wygłupiając się przy tym w uroczy sposób, wykorzystywałem każdą okazję, aby skraść pocałunek z jego ust i czułem się po prostu szczęśliwy.

Podczas lekcji zwykle się rozdzielaliśmy, bo jednak byłem bardzo przyzwyczajony do tego, że siedzę z Jamesem i nie chciałem go opuszczać. Remus na szczęście to rozumiał i nie miał nic przeciwko. Poprosił mnie jednak, abym pracował z nim na eliksirach, na co oczywiście się zgodziłem. 

Od soboty byliśmy raczej grzeczni, choć ja jak to ja, potrafiłem się do niego znienacka dobrać, gdy akurat zostaliśmy sami, lub gdy nadarzyła się okazja. Z tego powodu między innymi, spóźniliśmy się na czwartkowe zajęcia, bo wpakowałem się z nim pod prysznic. 

Podczas tego tygodnia wszyscy mówili o tylko jednym wydarzeniu. Oczywiście, chodziło o dzień świętego Patryka i imprezę, którą organizują ślizgoni w pokoju życzeń. Chodziło mi więc po głowie, aby znów pomyśleć o czymś przyjemnym, co moglibyśmy zrobić razem z Luńkiem. 

— O, cukrowe pióro. — Wyjął je z kieszeni kurtki w czwartkowe popołudnie, gdy wróciliśmy z zajęć. — Zapomniałem o nim.

— My ostatnio podmieniliśmy kilka nauczycielom, ale tak, żeby nie zauważyli. — Przyznał James. Usiedliśmy sobie w pokoju wspólnym. On i Peter rozłożyli planszę do szachów czarodziejów, natomiast Lunio dobrał się do cukrowego pióra.

Podczas gdy tamta dwójka grała, a on obserwował ich, zajmując usta piórem, ja wpatrywałem się w niego, bo moja wyobraźnia wybiegła o wiele za daleko. Jednocześnie wpadło mi do głowy, co mógłbym zrobić z nim na imprezie.

Tak, to dobry pomysł, w końcu to cholernie przyjemne, z tego co pamiętam.

Miałem więc jeszcze około dwóch dni, aby dokładniej to przemyśleć. Może wpadnie mi do głowy jakiś lepszy pomysł? A może on wyjdzie z jakąś inicjatywą? W jego zeszycie na razie nie pojawiło się nic na ten temat, dlatego też miałem mały kłopot, aby coś wymyślić.

W nocy jeszcze raz zajrzałem do nowych wpisów, znów chowałem się w łazience, aby to zrobić. Powoli w zeszycie kończyło się miejsce i niepokoiło mnie to. Gdzie będzie zapisywać kolejne rzeczy, gdy zabraknie mu kartek?

— Syriusz? Co ty tu robisz? — Usłyszałem nad sobą zaspany głos Jamesa i prawie dostałem zawału, natychmiast zamknąłem zeszyt i schowałem go za plecami. 

— Nic. Ja tylko... Musiałem coś sprawdzić...

— O trzeciej w nocy? W łazience? — Popatrzył na mnie i przetarł oczy. Nie miał okularów, więc miałem nadzieję, że nie dostrzegł wcześniej zeszytu.

— Nie chciałem palić światła w dormitorium... — Uśmiechnąłem się niewinnie i zacząłem kierować do wyjścia, nie odwracając się do niego. 

— Co tam chowasz? — Zapytał i skinął głową w moją stronę.

— Nic. To tylko zeszyt. — Odpowiedziałem. — Sprawdzałem w nim taką jedną rzecz. Już wszystko wiem.

— Poczekaj chwilę... — Złapał mnie za ramię, gdy już chciałem wyjść, a wtedy zeszyt wypadł mi z rąk na podłogę. James podniósł go, nim ja zdążyłem to zrobić i jakby co najmniej odzyskał wzrok, spojrzał najpierw na okładkę, a potem na mnie. — Ty... Ty wiesz co to za zeszyt?

— Wiem. — Pokiwałem głową. — Od transmutacji.

— Syriusz. Nie rób ze mnie debila. — Wywrócił oczami. — Jak długo o tym wiesz?

— A ty? — Uniosłem brwi i skrzyżowałem ramiona.

— Miesiąc. — Oznajmił bez zawahania. Przygryzłem usta i spuściłem wzrok.

— Ja wiem od września. — Przyznałem. On z niedowierzaniem przyglądał mi się i po chwili podparł ręce na biodrach, tak jak zwykle robiła to jego mama, gdy coś nabroiliśmy.

— Nie mogę uwierzyć... I nic mu nie powiedziałeś przez tyle czasu? Co ty do cholery kombinujesz, co?

— Nic nie kombinuję, przysięgam. Używałem tego jedynie jako małą pomoc... Spełniałem jego życzenia, chciałem dla niego jak najlepiej, James... 

— Porozmawiamy o tym jutro. A teraz odłóż to na miejsce i zejdź mi z oczu. — Oddał mi zeszyt do rąk.

— I tak mnie nie widzisz, więc co to za różnica, czy będę tu czy wyjdę. — Odpowiedziałem, posyłając mu uśmieszek. On najpierw spojrzał na mnie z powagą, a potem też parsknął śmiechem.

— Dobra, po prostu stąd idź, bo muszę się odlać.

Wróciłem więc do pokoju i po cichu odłożyłem zeszyt na miejsce, a potem położyłem się znów obok Remusa i zamknąłem oczy. 

Cholera, dałem się tak łatwo przyłapać. Następnym razem muszę zablokować drzwi, w razie czego.

Następny dzień przebiegał w miarę spokojnie, choć spodziewałem się poważnej rozmowy z Rogaczem. Wiedziałem, że tego nie uniknę i sam też zacząłem układać sobie w głowie to, co dokładnie mu powiem. Podczas obiadu w Wielkiej sali podszedł do nas Reg i przez chwilę porozmawiał z Jamesem, a potem wręczył mi kolejny list od naszej matki i oznajmił, że musi koniecznie coś jej odpisać.

— Spotkajmy się wieczorem, coś wymyślimy. — Powiedziałem.

— Dobra, gdzie?

— Tutaj, usiądziemy razem i coś odpiszemy na spokojnie.

— Niech będzie. — Pokiwał głową, po czym pochylił się i pocałował Rogacza w policzek. — Muszę iść, do zobaczenia.

— Żegnaj, piękna gwiazdeczko! — Odpowiedział mu, odprowadzając go wzrokiem. Ja zerknąłem na Remusa, który właśnie kończył jeść i jednocześnie przysłuchiwał się całej wymianie zdań.

— Po lekcjach muszę na moment pójść do biblioteki. — Powiedział. — Muszę coś sprawdzić do wypracowania.

— Jasne, Luńku. Poczekamy na ciebie w pokoju wspólnym, i tak ja i Łapa mamy coś do obgadania, prawda? — James rzucił mi spojrzenie, a ja pokiwałem głową.

— Tak. Dokładnie.

I takim sposobem, gdy Remus poszedł sam do biblioteki, Peter chyba wybrał się sam do kuchni, a my we dwóch zasiedliśmy w pokoju wspólnym przy kominku i rozpoczęliśmy poważną rozmowę.

— Więc ty wiesz o tym zeszycie, tak? I wykorzystujesz to, co on tam zapisze? — Dopytywał Potter.

— Tak jakby. Wykorzystuje to w dobrym celu, sprawiam, że jest szczęśliwy.

— Nie powinieneś tego robić w ten sposób. To nie jest w porządku. Powinieneś mu o tym powiedzieć, że wiesz.

— Jeszcze nie teraz. Ten zeszyt mi pomaga, dzięki niemu wiem, gdzie popełniam błąd i mogę wszystko naprawić! Poza tym, on pisze o mnie takie piękne rzeczy w tym zeszycie...

— A nie sądzisz, że błędem jest korzystanie z niego? Co jeśli on nagle przestanie go prowadzić, co?

— Wtedy będę się martwił. Dzięki temu, że on prowadzi ten zeszyt, mogę być dla niego prawie jak dżin!

— Taak, z tą różnicą, że on nie musi pocierać twojej lampy, żebyś spełniał życzenia.

— Och, ależ on to robi, szczególnie ostatnio! — Wyszczerzyłem zęby, James prychnął śmiechem. 

— No tak. Ale mimo wszystko, nie powinieneś korzystać z tego zeszytu w taki sposób. Powinieneś przyznać się, że o nim wiesz. Zastanów się nad tym. 

— Dobra, pomyślę o tym, ale na razie myślę o imprezie ślizgonów. Mam pewne zamiary.

— Och, jakie?

— Zamierzam dobrać się do niego tak, jak on dobrał się do tego cukrowego pióra wczoraj. — Uśmiechnąłem się łobuzersko. — Spodoba mu się. 

— Uuu no, nie wątpię... — James pokiwał głową. — Talent do tego macie w rodzinie, więc z pewnością.

— Udam, że tego nie słyszałem. — Rzuciłem mu oceniające spojrzenie i zerknąłem w stronę wejścia do pokoju wspólnego. Pomijając to, co kiedykolwiek zadziało się między nim a mną, nie zamierzałem nawet dopuszczać do siebie myśli o tym, co on i mój brat robią, gdy zostają sami. Ten obraz nie był mi do niczego potrzebny. 

— To nadal nie jest dla ciebie komfortowe, że z nim jestem, co nie? — Zapytał nagle Rogacz. Zwróciłem znów na niego wzrok.

— To nie tak. Nie przeszkadza mi to, po prostu... To jest trochę dziwne, słyszeć o tym, co mój najlepszy przyjaciel robi z moim młodszym bratem.

— Rozumiem...

— Ale powoli się przyzwyczajam. Naprawdę, nie mam absolutnie nic przeciwko. Wiem, że ty go nie skrzywdzisz. — Posłałem mu uśmiech. — I mam szczerą nadzieję, że on nie skrzywdzi ciebie...

— On? Gdzież... — Pokręcił głową. — Między nami jest coś specjalnego, żaden z nas na pewno by nie chciał tego zepsuć. 

— Trzymam za was kciuki, w takim razie. 

Nim James mi odpowiedział, do pokoju wrócił Remus. Od razu go zauważyłem. 

— Spotkałem Rosiera. — Oznajmił. — Przypomniał mi o jutrzejszej imprezie. Na siódmym piętrze. 

— O, no tak, to już jutro! — James uśmiechnął się. — Napijemy się znowu! 

— A coś jeszcze mówił Rosier? — Dopytałem, ciekaw co ten debil dokładnie chciał od mojego Luńka. — Coś od ciebie chciał? Zrobił ci coś? 

— W sumie nic mi nie zrobił, chciał chwilę porozmawiać o czymś, co mi ostatnio powiedział. 

— Czyli o czym? — Zaciekawiłem się jeszcze bardziej.

— Cóż, okazało się, że to tajemnica, więc nie powinienem chyba o tym mówić. — Stwierdził i usiadł obok mnie, od razu obejmując mnie ramieniem. 

— Ale teraz jestem ciekawy, co on ci powiedział! — Popatrzyłem na niego, robiąc najbardziej uroczą minę na jaką było mnie stać. 

— To chodzi o to, co powiedziałeś mi i Reggiemu ostatnio? — Odezwał się James. 

— Tak, i lepiej nikomu więcej tego nie mów. — Polecił mu Lunio, a ja oburzyłem się, że o niczym nie wiem. Jak tak można.

— Powiedzcie mi! — Skrzyżowałem ramiona, patrząc na obydwu. Lunio w końcu wymiękł i postanowił podzielić się ze mną tą tajemnicą.

— Ale masz nikomu nic nie mówić, jasne? — Spojrzał mi w oczy, a ja kiwnąłem głową. Potem pochylił się bliżej i szeptem opowiedział mi o tym, że pomiędzy Rosierem i Wilesem kilka razy coś się zdarzyło. 

— Wiedziałem! — Krzyknąłem i klasnąłem w dłonie. Miałem co do tego podejrzenia, ale nigdy nikt niczego nie potwierdził, aż do teraz. — Kurwa wiedziałem! 

— Łapo, ciszej... — Lunio złapał mnie za ramię. — Nikomu nic nie mów, rozumiesz? Nie chcę mieć problemów z tym kretynem.

— Tak tak, nic nie powiem. — Pokiwałem głową, posyłając mu uśmiech. — Ale miałem wrażenie, że coś między nimi było.

— No, myślę, że wiele osób ma takie wrażenie. — Stwierdził i wzruszył ramionami. Ja przypomniałem sobie nagle, że miałem spotkać się z Regulusem, dlatego też sprawdziłem godzinę na zegarku Lupina. To już był ten czas.

— Dobra, panowie, muszę was opuścić. Będziemy z moim bratem pisać list do domu, trochę to pewnie potrwa, zanim wymyślimy jakąś wiarygodną historyjkę. — Powiedziałem i cmoknąłem Luńka w policzek, a potem wstałem, aby opuścić pokój wspólny.

Do Wielkiej sali zawitałem jako pierwszy i usiadłem sobie przy stole, gdzie czekałem na przybycie mojego brata. Reg pojawił się po chwili i usiadł obok mnie, razem przejrzeliśmy jeszcze raz ostatni list. 

— Ej, a wziąłeś jakieś pióro, pergamin czy coś, żeby odpisać? — Zapytał, spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. 

— Ja? Myślałem, że to ty coś przyniesiesz. 

— Cóż, to chyba musimy pójść po to do dormitorium... — Westchnął. 

— Do twojego, bo u mnie jak zobaczysz się z Jamesem to przepadniesz i znów nic nie napiszemy. — Zarządziłem. On lekko się uśmiechnął tylko i potem posłusznie wstał. 

Razem ruszyliśmy w drogę do lochów i po przejściu przez pokój wspólny ślizgonów, dotarliśmy do dormitorium mojego brata. W środku nikogo nie było, dlatego też postanowiliśmy tam zostać, aby napisać odpowiedź. 

Reg usiadł przy stoliku i chwycił za pióro, a ja przechadzałem się z jednej strony w drugą i wymyślałem, co można napisać.

— To może tak... Syriusz ciągle przebywa w towarzystwie swoich kolegów, tych zdrajców krwi i mieszańców, i nie zauważyłem, aby był blisko z jakąkolwiek dziewczyną. — Dyktowałem, a on pisał. 

— Ponadto... — Zaczął Reg, jednocześnie zapisując. — Ostatnio zachowywał się prawidłowo, z tego co mi wiadomo nie trafił na żaden szlaban i ostatnio profesor McGonagall pozwoliła mu i jego kolegom komentować mecz Quidditcha.

— I poszło mu bardzo dobrze. — Dodałem.

— Teraz trzeba wymyślić coś, co ją usatysfakcjonuje, w sensie... Gdy za bardzo cię pochwalę w liście, to będzie to podejrzane. — Stwierdził. 

— Masz rację... Pomyślmy... — Zacząłem się zastanawiać. Drzwi od pokoju otworzyły się nagle i do środka wszedł Rosier wraz z pozostałymi współlokatorami mojego brata.

— O, a ty co tu robisz? — Zapytał, gapiąc się na mnie. 

— Pomagam mojemu bratu odpisać na list. — Oznajmiłem i podparłem się o stolik.

— Już prawie kończymy, zaraz sobie pójdzie. — Powiedział Reg. 

— Jasne... Napisałeś już może, że znalazł sobie chłopaka? To na pewno by się spodobało waszej matce. — Stwierdził Rosier. Spiorunowałem go spojrzeniem, a Reg westchnął głośno.

— Evan, to czy sobie znalazł chłopaka, czy nie zupełnie nikogo nie obchodzi. Nie przeszkadzaj nam, proszę cię.

— Właśnie. O, możesz napisać, że przywaliłem Rosierowi. 

— Żebym ja ci zaraz nie przywalił! — Zacisnął pięści i zaczął podchodzić bliżej.

— Ej, ej, spokój! — Zarządził Reg i wstał. — Uspokójcie się. Już wystarczająco razy przerywałem wasze dziecinne bójki w przeszłości, naprawdę, wystarczy tego. Syriusz, ty go nie prowokuj, a ty Evan nie zwracaj na nas uwagi i pozwól nam dokończyć ten cholerny list. 

— Dobra, dobra... — Odburknął Rosier i odszedł do swojego łóżka. Pozostali ich koledzy nawet nie komentowali sytuacji, jeden po prostu skupił się na jakiejś książce, a drugi bez słów obserwował, co się dzieje. 

— Zapisz to. — Wyszeptałem do mojego brata, a on jedynie pokręcił głową, po czym i tak to zapisał. Jakoś dokończyliśmy ten list i zapakowaliśmy go w kopertę. 

— Pamiętacie, że na jutro trzeba ubrać coś zielonego. W końcu to dzień świętego Patryka.— Odezwał się znowu Rosier, gdy już zbieraliśmy się, aby wyjść do sowiarni.

— Och, no tak. W innym kolorze nie wpuszczacie? — Zapytałem. 

— Nie. Takie są zasady, musisz mieć coś zielonego. 

— No dobra. — Wzruszyłem ramionami.

— Chodźmy, bo jest już późno. — Reg pociągnął mnie za rękaw i wyszliśmy z jego dormitorium. Udaliśmy się prosto do sowiarni z naszym listem i wysłaliśmy go, a w drodze powrotnej rozwinęła nam się dość ciekawa rozmowa.

— Ty i James zamierzacie znów nam gdzieś zniknąć na imprezie?

— Pewnie tak. Gdy się napije to zawsze mnie gdzieś porywa. 

— Ja może jutro porwę Lupina w jakieś ustronne miejsce... 

— Och, masz jakiś ciekawy pomysł? — Reg szturchnął mnie w ramię.

— Owszem, mam. Ale jesteś moim bratem więc nie wiem, czy wypada mi się z tobą dzielić takimi rzeczami. — Zerknąłem na niego. 

— Cóż, fakt. 

— Ale powiem ci tyle, że James stwierdził, że to bardzo dobry pomysł i podobno masz do tego talent.

— Och, to już chyba wiem, o czym mówisz. — Pokiwał głową. — Mam nadzieję, że James nie opowiedział ci tego ze szczegółami.

— Nie, chociaż gdybyśmy nie zmienili tematu, to pewnie by opowiedział. On już taki jest. — Wzruszyłem ramionami. 

— Dlatego zapytałem... W ogóle, on to dopiero jest niesamowity...

— Reg, nie musisz mi tego opowiadać, jestem twoim bratem. — Zerknąłem na niego. — Nie wiem, czy powinniśmy rozmawiać o takich rzeczach, naprawdę. 

— Nie mam nikogo innego z kim mógłbym o tym pogadać, jeśli mam być szczery. Evan od razu idzie za daleko w wyobrażeniach, Rabastan nie chce tego słuchać, a Barty... Barty nigdy nie ma czasu na takie rozmowy. — Reg zatrzymał się, a ja razem z nim. — I szczerze ci powiem, chciałbym pogadać na temat Jamesa, wygadać się trochę komuś... 

— Rozumiem. — Kiwnąłem głową, patrząc cały czas na niego. Spodziewał się po mnie, że go wysłucham, a ja z jakiegoś powodu nie chciałem go rozczarować i uciec jak zwykle. — Dobrze, możemy gdzieś usiąść i porozmawiać, jeśli tego potrzebujesz.

On z uśmiechem się zgodził i razem postanowiliśmy wykorzystać w tym celu jedną z pustych sal lekcyjnych. Wkrótce miała być cisza nocna, dlatego zachowywaliśmy się bardzo cicho. Usiedliśmy naprzeciwko siebie na blatach ławek i przez moment panowała cisza.

— Nie wiem od czego zacząć... — Powiedział Reg, przygryzając usta. 

— Od początku najlepiej. — Wsunąłem dłonie do kieszeni. — Szkoda że szlugów nie wziąłem...

— Gdybyś zaczął tu palić, to by nas od razu znaleźli i wygonili. — Stwierdził, posyłając mi oceniające spojrzenie, a potem westchnął. — No dobrze, zacznę od tego, że James mówił mi różne rzeczy... Ale wydaje mi się, że wciąż nie wiem o nim wszystkiego. W sensie, mam wrażenie, że przede mną miał jakieś doświadczenia, ale gdy pytałem, to twierdził, że tylko mi się zdaje... No ale nie wiem... 

— Cóż... — Uniosłem brwi, a przed oczami przeleciało mi nagle wspólne lato, które spędziliśmy z Rogaczem na przekraczaniu wszelkich granic. — Nie przypominam sobie, aby mi opowiadał, że z kimkolwiek był. W sensie, na paru imprezach chyba coś tam się działo, ale to przy okazji takich pierdół jak gra w butelkę... Nic poważnego.

— Przyjaźnicie się, i tak byś mi nie powiedział całej prawdy, więc nie oczekuję tego od ciebie. Po prostu się zastanawiam, co takiego mogło się dziać, że on nie chce o tym mówić. No i to jest pierwsza rzecz. Kolejna sprawa... Mam wrażenie, że niekoniecznie ma ochotę przedstawiać mnie swojej rodzinie.

— Dlaczego tak uważasz? James ma świetny kontakt z rodzicami, na pewno zechce, abyś ich poznał. Teraz po prostu nie ma jak tego zorganizować, ale w wakacje na przykład...

— Jak były święta, liczyłem że mnie zaprosi...

— Ale wtedy o was nie wiedziałem i pewnie nie chciał, aby wasz związek zbyt szybko się wydał. Wciąż nie rozumiem, czemu się tak głupio chowaliście przede mną...

— Wydawało mi się, że mnie znienawidzisz, bo jestem z nim za blisko. Że pomyślisz, że ci go odbieram...

— Ale tak nie pomyślałem, nawet przez chwilę. — Pokręciłem głową i poklepałem go po ramieniu. — Naprawdę, akceptuję wasz związek. 

— Dzięki. — Reg posłał mi uśmiech.

— No... To jest coś jeszcze w kwestii Jamesa, czym chciałbyś się podzielić ze mną?

— Hmm... — Zaczął się zastanawiać. — Nie wiem...

— A tak z czystej ciekawości, co tak wystraszyło Petera wtedy, co nie wrócił na noc do dormitorium, a ja byłem z Lupinem? — Zapytałem. 

— Ach... — Reg zaśmiał się krótko i zmierzwił swoje włosy, tak jak zwykle robi to James. — To było mniej więcej tak, że ja i James byliśmy w nastroju na, jak to on określa, zabawy z różdżką. W sensie, ja się nakręciłem, a on nigdy nie ma nic przeciwko...  Więc siedziałem już pomiędzy jego nogami i akurat gdy wziąłem go do ust, Peter wszedł do pokoju, krzyknął jakby co najmniej się paliło i wybiegł. No i tyle go widzieliśmy. 

— Biedny... — Prychnąłem śmiechem i pokręciłem głową. — Do czego to doszło...

— No, potem doszło do innych rzeczy... 

— Oczywiście. Jakże by inaczej. 

— Jutro pewnie też to zrobimy. Tylko tym razem bez ryzyka, że ktoś zobaczy. — Uśmiechnął się i zerknął na zegarek. — Już późno.

— Owszem. Mamy jeszcze jakieś ciekawe tematy? — Zastanowiłem się. 

— Z mojej strony to już wszystko. Może ty chcesz o czymś pogadać? — Zapytał, wpatrując się we mnie. — Może potrzebujesz jakiejś rady albo czegoś?

— Ja? — Zastanowiłem się chwilę i wzruszyłem ramionami. — Tak właściwie... W sumie głównie z ciekawości... No i to zależy, czy zechcesz podzielić się ze mną twoimi wskazówkami, co do zabawy z różdżkami.

— Czyli jednak chcesz o tym rozmawiać? A co się stało z "jestem twoim bratem, nie powinniśmy rozmawiać o takich rzeczach"? — Reg spojrzał na mnie z rozbawieniem. 

— Znaczy, nadal uważam, że rozmawianie o tym będzie trochę dziwne, ale moja ciekawość jest silniejsza, szczególnie że James twierdzi, że masz do tego talent. — Poruszyłem brwiami, uśmiechając się cwaniacko. On zaśmiał się krótko i westchnął.

— Zgadzam się, to będzie dziwna rozmowa, ale dobra, trochę ci powiem... — Oznajmił i dotrzymał słowa. Nasza konwersacja na ten temat nie była długa, a niektóre rzeczy pokrywały się z tym, co już wiedziałem. Podsunął mi parę przydatnych pomysłów, choć nie wiedziałem, czy z nich skorzystam. Mimo wszystko, było to trochę pomocne i w sumie mniej dziwne, niż się spodziewałem. 

— To co, wracamy? — Zapytał, gdy tylko skończyliśmy rozmawiać.

— Tak. Już chyba czas. — Pokiwałem głową. — Dziękuję za wskazóweczki. 

— A ja dziękuję, że ze mną pogadałeś o tym wszystkim. — Reg posłał mi uśmiech. — Wiele to dla mnie znaczy. 

— Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość. — Puściłem do niego oczko i zeskoczyłem z blatu ławki. On poszedł w moje ślady i razem wyszliśmy z sali. Każdy z nas po cichu wrócił do siebie. Rozmowy, które przebyliśmy tego wieczoru zdecydowanie ociepliły naszą relację i właściwie byłem zadowolony, że się na nie zgodziłem. Mimo, że ta druga była zupełnie dziwna i pewnie wiele osób uznałoby to nienormalne. 

Cóż... Prawda była taka, że żaden z nas nie był normalny więc... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro