-22-
Po moich urodzinach, między mną a Syriuszem wszystko działo się niczym w jakiejś pięknej bajce. Przez te kilka dni byliśmy nierozłączni, każdej nocy spaliśmy w jednym łóżku, o poranku sukcesywnie budziłem go bez pomocy pozostałych i razem się wygłupialiśmy, zanim wstaliśmy by zacząć dzień.
Na lekcjach jednak nie siadaliśmy w jednej ławce. Wiedziałem, że jest bardzo przyzwyczajony do towarzystwa Jamesa i nie chciałem ich rozdzielać. W końcu, od początku szkoły siedzieli zawsze obok siebie. Poprosiłem go jedynie o to, żeby na eliksirach współpracował ze mną, na co z ochotą się zgodził.
Ogółem, nie obnosiliśmy się ze sobą publicznie. Raczej zachowywaliśmy się normalnie, z tą różnicą, że częściej go obejmowałem, gdy stał obok, a on czasami przytulał się do mojego ramienia, lub dyskretnie całował w policzek. Lecz gdy zostawaliśmy sami, nie mogliśmy się od siebie odkleić.
W moim zeszycie powoli kończyło się miejsce do zapisywania wszystkich moich wrażeń i uczuć, więc pod pretekstem szukania czegoś do wypracowania, udałem się sam do biblioteki w piątkowy wieczór, by poszukać jakiegoś zaklęcia, które pozwoliłoby mi rozwiązać ten problem.
Przechodziłem między półkami, oglądając tytuły książek, gdy nagle zostałem schwytany za ramiona, obrócony i przyciśnięty do jednej z półek. Przede mną stał widocznie wściekły Evan Rosier.
— Lupin... Takie malutkie pytanko mam do ciebie. — Mówił półszeptem. — Czy przypadkiem nie wspomniałeś młodszemu Blackowi czegoś o mnie i o Wilkesie?
— Ja... Możliwe... — Odpowiedziałem, równie cicho, przyglądając mu się.
— Ja pierdole... — Westchnął i zacisnął dłonie na moich ramionach, jego oczy wydawały się bardziej szalone, niż wcześniej. — Po chuj ja ci o tym mówiłem, zaraz wszyscy się dowiedzą.
— Nikomu więcej nie mówiłem. A to była tajemnica? — Zapytałem.
— Była. To dobre określenie. Była. — Pokiwał głową.
— Przepraszam, nie sądziłem, że mówisz mi to w tajemnicy. Nic bym nie powiedział, gdybym był tego świadomy. — Przygryzłem usta, patrząc na niego. On westchnął i puścił mnie, po czym jedną dłoń przyłożył do swojego czoła, jakby zawiódł się sam na sobie.
— Dobra, posłuchaj, Lupin. — Znów na mnie spojrzał i podszedł niebezpiecznie blisko. — Nikomu więcej ani słowa, jasne? To tajemnica.
— Jasne. — Pokiwałem głową. — Przepraszam jeszcze raz.
— W porządku. — Poklepał mnie po ramieniu i odsunął się. — W ogóle, jutro dzień świętego Patryka, impreza na siódmym piętrze, słyszeliście, prawda?
— Tak, James coś wspominał. — Pokiwałem powoli głową.
— Przyjdziesz? — Rosier poruszył brwiami. — Możemy znowu zdenerwować Blacka, jak coś...
— Pewnie przyjdę. — Wzruszyłem ramionami. — Nie chciałbym go już denerwować, jeśli mam być szczery. A ty nie powinieneś mnie wykorzystywać do tego, by go wkurzyć.
— Jakbyś zmienił zdanie, to wystarczy, żebyś mnie znalazł na imprezie. — Uśmiechnął się łobuzersko i puścił mi oczko, a potem odszedł, zostawiając mnie samego między regałami.
Westchnąłem i pokręciłem głową, po czym ponownie wziąłem się za szukanie potrzebnej książki. Na szczęście dość szybko odszukałem w jednej z pozycji to zaklęcie, które było mi potrzebne i spisałem sobie jego formułkę, a potem wróciłem do wieży Gryffindoru.
— Spotkałem Rosiera. — Oznajmiłem, podchodząc do Rogacza i Łapy, którzy siedzieli na kanapie przy kominku. — Przypomniał mi o jutrzejszej imprezie. Na siódmym piętrze.
— O, no tak, to już jutro! — Ucieszył się James. — Napijemy się znowu!
— A coś jeszcze mówił Rosier? Coś od ciebie chciał? Zrobił ci coś? — Dopytywał Syriusz, przyglądając mi się. Wzruszyłem ramionami.
— W sumie nic mi nie zrobił, chciał chwilę porozmawiać o czymś, co ostatnio mi powiedział.
— Czyli o czym?
— Cóż, okazało się, że to tajemnica, więc nie powinienem chyba o tym mówić. — Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
— Ale teraz jestem ciekawy, co on ci powiedział. — Syriusz zrobił uroczą minę, patrząc na mnie. Moje serce prawie się rozpłynęło na ten widok.
— To chodzi o to, co powiedziałeś mi i Reggiemu ostatnio? — Zapytał James.
— Tak i lepiej nikomu więcej tego nie mów.
— Powiedzcie mi! — Black z oburzeniem spojrzał na nas obu i skrzyżował ramiona.
— Ale masz nikomu nic nie mówić, jasne? — Popatrzyłem mu w oczy, a on pokiwał głową. Pochyliłem się i wyszeptałem mu na ucho, że coś się kilka razy zdarzyło pomiędzy Rosierem a Wilkesem.
— Wiedziałem! — Krzyknął i klasną w obie dłonie. — Kurwa wiedziałem!
— Łapo, ciszej... — Złapałem go za ramię. — Nikomu nic nie mów, rozumiesz? Nie chcę mieć problemów z tym kretynem.
— Tak tak, nic nie powiem. — Black pokiwał głową i posłał mi uśmiech. — Ale miałem wrażenie, że coś między nimi było.
— No, myślę, że wiele osób ma takie wrażenie. — Wzruszyłem ramionami. Syriusz chwycił mój nadgarstek i spojrzał na zegarek, który na nim nosiłem.
— Dobra, panowie, muszę was opuścić. Będziemy z moim bratem pisać list do domu, trochę to pewnie potrwa, zanim wymyślimy jakąś wiarygodną historyjkę. — Oznajmił Syriusz, po czym szybko pocałował mnie w policzek, wstał i pożegnał się z nami. Odprowadziłem go wzrokiem do wyjścia, a następnie sięgnąłem po swój zeszyt, by w końcu zająć się sprawą jego objętości. James i tak o nim wiedział, więc nie przeszkadzało mi, że mi się przyglądał. Wyjąłem różdżkę i położyłem zeszyt na stoliku.
— W końcu go zabezpieczyłeś? — Zapytał, unosząc brwi.
— Nie, kończy mi się miejsce i zaraz rozwiąże ten problem. — Posłałem mu uśmiech, a potem stuknąłem różdżką w okładkę, wypowiadając cicho zaklęcie. Stron przybyło o drugie tyle, z czego byłem zadowolony.
— A powiedziałeś mu już o tym zeszycie?
— Oczywiście, że nie. Myślę, że pomyślałby sobie, że jestem jakiś nienormalny, pisząc takie rzeczy na jego temat... — Schowałem różdżkę i zeszyt, spoglądając na Rogacza, który wzruszył ramionami.
— Ja tam myślę, że byłby raczej zachwycony, że ktoś go wielbi na tyle, by pisać o nim pamiętnik.
— Fakt, tak mogłoby być. Ale boję się jego reakcji. Na razie wszystko między nami jest świeże i nowe, więc nie chcę go przypadkiem spłoszyć.
— No tak, obaj przez ostatnie dni chodzicie z głowami w chmurach, śpicie w jednym łóżku, a pewnie i inne rzeczy się dzieją, gdy jesteście sami. — Rogacz poruszył brwiami, posyłając mi łobuzerski uśmiech. Zaśmiałem się krótko i lekko pokiwałem głową.
— Owszem, może nie takie rzeczy, jak w sobotę, ale dzieją się. Wczoraj rano wpakował się ze mną pod prysznic. Dlatego się spóźniliśmy.
— O patrz, a myślałem, że będziecie się codziennie naparzać jak niewyżyte króliki!
Roześmialiśmy się obaj, a ja schowałem twarz w dłoniach.
— Może to jeszcze przed nami. Ostatnim razem mówił, że spróbujemy jeszcze zamienić się pozycjami i zobaczymy, jak będzie nam lepiej.
— To dobry pomysł. — James pokiwał głową. — Czasem fajnie jest się zamienić.
— Tak czy inaczej, zastanawiałem się nad jutrzejszą imprezą. Zaskoczyłbym go czymś, ale nie mam pomysłu.
— Cóż... Tak mi teraz wpadło do głowy, że jak ostatnio dobrałeś się do tego cukrowego pióra, które ci kupił, to przez cały czas gapił się na ciebie, dopóki całego nie skończyłeś. — Rzekł James, poruszając sugestywnie brwiami.
— Do czego ty zmierzasz? — Spojrzałem na niego, nie do końca pojmując, co to ma do rzeczy.
— No, jeśli zamiast cukrowego pióra w twoich ustach znalazłoby się coś innego, z pewnością by mu się spodobało. Myślę, że przeszło mu to przez myśli wtedy.
— Cóż, to akurat ciekawa opcja, ale nie do końca wiem, jak powinno się to robić...
— Jeśli chcesz, dam ci wskazówki. — Zaproponował Rogacz. Jego pomysł oczywiście był bardzo dobry i przyznaje, przez moment rozważałem taką opcję, tyle że zahamował mnie mój brak doświadczenia i obawa, że zrobię coś źle, ale jeśli dostanę wskazówki, może rzeczywiście to zrobię.
James opowiadał o tym, jakby przedstawiał taktykę gry w Quidditcha. Dziwiło mnie, że ma aż tyle do powiedzenia w takim temacie, lecz potem wyznał, że "Reggie uwielbia takie zabawy z różdżką", gdzie nie miał absolutnie na myśli tej magicznej. Jakkolwiek nieswojo czułem się z tą wiedzą, starałem się jak najwięcej zapamiętać z tego, co usłyszałem.
— O czym gadacie? — Pojawił się nagle Peter w towarzystwie dziewczyn, wszyscy usiedli naokoło nas, a my spojrzeliśmy na siebie lekko spanikowani.
— O niczym, tak sobie rozmawiamy... — Powiedział James, uśmiechając się niewinnie.
— Znowu planujecie jakiś żart? Obiecaliście McGonagall, że do końca miesiąca będzie spokój. — Przypomniała Lily.
— Wyluzuj, Evans, mamy zaplanowane żarty do końca roku. — Oznajmił James. — W sumie to zastanawialiśmy się co ubierzemy jutro na imprezę.
— Trzeba mieć coś zielonego, w końcu to dzień świętego Patryka. — Zauważyła Marlene.
— Cholera. — Westchnąłem głośno. — Nie mam nic zielonego. No, może skarpetki albo bieliznę, ale raczej wypadałoby mieć coś jeszcze.
— Ja chyba też będę musiał coś pożyczyć, bo zazwyczaj nie noszę zielonych ciuchów. — Rzekł Rogacz. Peter też pokiwał głową.
— Ja to w ogóle nie przepadam za zielonym.
— Och, Peter, wiadomo, nie lubimy ślizgonów, ale to nie powód, żeby nie lubić zielonego. — Odezwała się Mary.
— No, chyba nie wszyscy ich nie lubimy, Mary. — Zauważyła Lily i spojrzała na Jamesa. On uśmiechnął się pod nosem i też skierował na nią wzrok.
— Cóż, Evans... Lubię tylko jednego ślizgona, zresztą, podobnie jak i ty, tyle że w przeciwieństwie do ciebie, ja mam chyba lepszy gust.
— O czym ty mówisz, Potter? — Rudowłosa zdziwiła się.
— No wiesz, ty i Snape. Jesteście dość blisko, nie? — Rogacz poruszył brwiami, a Lily spojrzała na niego z oburzeniem.
— Weź, Potter... Aż tak blisko z nim nie jestem. Ostatnio prawie wcale nie rozmawiamy, więc właściwie twoje podejrzenia są bezpodstawne.
— W ogóle, Snape wybiera się na imprezę? Ciekawe czy założy w końcu coś kolorowego... — Zastanowił się James.
— Zawsze możemy mu służyć pomocą przy doborze koloru. — Dodał Peter, a potem obaj przybili sobie piątki.
Dziewczyny zaczęły nam opowiadać o swoich przygotowaniach i zamiarach co do imprezy, a my się przysłuchiwaliśmy, coraz to podrzucając jakieś sugestie, o ile mieliśmy jakiekolwiek zdanie w danym temacie.
Po jakimś czasie rozbolała mnie głowa, więc wróciłem do dormitorium, gdzie zjadłem kawałek czekolady i korzystając z okazji, zapisałem kilka rzeczy w zeszycie.
James dał mi wskazówki, które może przydadzą mi się jutro. Chciałbym zaskoczyć Syriusza i może zostać tak samo zaskoczonym przez niego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro