la torza luna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popołudniowe promienie słońca leniwie wkradały się w każdy zakamarek wąskich uliczek, zdobionych gzymsów i lekko uchylonych okiennic, racząc mieszkańców nadmorskiego miasta swoim pomarańczowym blaskiem.
W powietrzu unosił się zapach morza i przygotowywanych potraw w pobliskich restauracjach i domach.
Słodka woń wypieków niosła się wzdłuż okien kamienic, kusząc mieszkańców budzących się z popołudniowej drzemki.
Na ulicach słychać było donośne głosy starszych mężczyzn wykłócających się na trywialne tematy dotyczące sportu, cen owoców morza, a także obecnej temperatury, zaś niektóre podniesione kobiece głosy zdradzały temperamentne charaktery, z chwilą w której to wołały swoich członków rodziny na kolację, a także ganiły dzieci za hałasowanie, czy pobrudzone ręce.
To wszystko tworzyło spójny obraz spokojnej codzienności na malowniczej wyspie, która żyła swoim powolnym tempem.

Sukuna Ryomen wypuścił z płuc papierosowy dym, dogaszając pomarańczowy filtr na metalowej poręczy balkonu.
Pociemniałym spojrzeniem obserwował życie mieszkańców, napawając się chwilą wyciszenia której potrzebował.
Wszedł do wnętrza zacienionego mieszkania czując na skórze przyjemny, kontrastujący chłód.
Ciężkie kroki skierował ku centralnej części pokoju, rozsiadając się na kanapie.
Mężczyzna wziął do ręki szklankę, po czym zaczerpnął kilka łyków, w międzyczasie kartkując leżącą na ciemnym, kawowym stoliku gazetę.
Wybiórczo przeczytał interesujący go artykuł, po czym po raz kolejny napił się alkoholu mieniącego się bursztynowym kolorem.
Rozchodzące się po gardle ciepło skwitował ciężkim westchnieniem, zwracając swój wzrok w kierunku zalegającego na blacie zdobionego pudełka, które powinien niedługo zaadresować.
Wskazówka zegara wygrywała rytm mijających minut w pomieszczeniu doszczętnie opanowanym przez przedmioty, porozrzucane w różnych częściach głównego pokoju, lecz mimo to salon wydawał się uporządkowany, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Barwy ścian i mebli były utrzymane w stonowanych kolorach, a wszelkie dokumenty piętrzyły się wyłącznie na blacie biurka.
Bałagan generowały nieposprzątane filiżanki noszące na sobie jasnobrązowe zaschnięte plamy po kawie, a także wypełnione po brzegi kryształowe popielniczki poustawiane w taki sposób, by zawsze były w zasięgu wzroku.

Sukuna z dotąd przewiązanymi wokół pasa białym ręcznikiem wstał z zajmowanego miejsca, orientując się, że jego wolny czas nieubłaganie mija.
Pokonał odległość do sypialni, po czym zaczął wybierać stosowny ubiór, świadczący o jego statusie i taki, który całkowicie zasłoni liczne tatuaże na jego ciele.
Do spotkania przygotowywał się nieśpiesznie, w międzyczasie wkładając do ust kolejnego papierosa.
Ryomen z na wpół zapiętą białą koszulą i w materiałowych, czarnych spodniach wrócił na balkon, w poszukiwaniu zapalniczki.

Zadowolony z tego, że znalazł ją na parapecie, podpalił koniec skręcanego w bibułę tytoniu, po czym z krzywym uśmiechem ponownie pokonał odległość do sypialni, wydmuchując szary, śmierdzący dym.

Stojąc przed lustrem dokonywał ostatnich poprawek w swoim wyglądzie, zapinając mankiety koszuli, a także pozostałe w rzędzie guziki, których wcześniej nie dopiął, mogąc pochwalić się nienaganną sylwetką. Trzymając między wargami filtr, obserwował żarzący się popiół na końcu papierosa, którego nadmiaru musiał się pozbyć, by nie pobrudzić czarnych, świeżo wypastowanych butów.

Usatysfakcjonowany finalnym efektem, leniwym krokiem wszedł do jednej z dwóch łazienek zastygając przed umywalką.
Zaczął układać włosy, kątem oka zauważając ruch w wannie.

Martwe ciało młodego chłopaka poruszyło się pod wpływem własnego ciężaru, zmieniając swoją pozycję.
Sukuna w ciszy obserwował to dziwne zjawisko, po czym niedbale dogasił papierosa.
Odpiął zapięte mankiety i dokładnie podwinął rękawy białej koszuli tuż pod same łokcie.
Podszedł do swojej ofiary, odsuwając do końca plastikową zasłonę, spokojnie układając Itadoriego nieco stabilniej w wannie.
Nieruchome, niegdyś pełne życia i nadziei, oczy obserwowały jego każdy ruch, dokładnie przyglądając się profilowi oprawcy.
Mężczyzna uważał na zastygłą krew, która zdążyła całkowicie skrzepnąć na wątłej, bladej dłoni, po tym jak pozbawił go jednego z palców, usadawiając go w taki sposób by szyja i plecy były stabilne, a ręce zostały przez niego skrzyżowane na sinym, pokaleczonym brzuchu chłopaka.
Poprawił bezwładne, połamane nogi układając je na sobie, tym samym delikatnie rotując ciało na lewy bok.
Po tym jak upewnił się, że nieboszczyk już więcej się nie poruszy, wyprostował się po czym jeszcze chwilę spoglądał na zastygłą w wyrazie desperacji chłopięcą twarz, pokrytą starymi i nieco świeższym ranami, w towarzystwie pożółkłych siniaków, by finalnie ponownie zasłonić go plastikowym materiałem.

Z nikłym uśmiechem na ustach dokończył przygotowania do spotkania, po czym opuścił swój dom, zamykając na klucz mieszkanie skrywające wewnątrz potworną zbrodnię.
Wystukiwał na kamiennej posadzce spokojny rytm, z chwilą w której schodził po schodach, a następnie
wyszedł z kamienicy, czując w nagrzanym powietrzu zapach wieczoru.
Otaczający go gwar ulicy wprawiał go w dobry nastrój.
Rozpalone lampy i światła wewnątrz małych restauracji oświetlały znajome twarze sąsiadów, którzy pokrzykiwali w kierunku Sukuny, by dołączył się do spotkania przy plastikowych stolikach i przy cytrynowym likierze opowiedział jedną z licznych historii.
Mężczyzna z grzecznością odmawiał każdorazowo, prosząc o wyrozumiałość i zapewniając, iż dołączy się do nich następnym razem.
Niosąc w ręce przesyłkę owiniętą w biały papier, z ręcznie napisanym adresem, był wymarzonym zięciem i przykładnym obywatelem, cieszącym się dobrą renomą wśród nadmorskiej społeczności.

Sukuna Ryomen w rzeczywistości był odpowiedzialny za większość zbrodni, które relacjonowali dziennikarze śledczy, a także wiele takich o których świat nigdy nie usłyszy.
W swoich decyzjach był wyjątkowo bezwzględny i brutalny, jednak prawie nigdy nie brudził własnych rąk krwią.
Jedynym wyjątkiem był nastolatek, który za swoją naiwność zapłacił najwyższą cenę i którego fragment ciała leżał we wnętrzu, usłanego czerwonym aksamitem, pudełka.
Dla Itadoriego jutrzejszy dzień nie nadejdzie, ponieważ jego cierpiętniczy los służy jako ostrzeżenie dla tych, którzy spróbują zagrozić Sukunie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro