2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Idąc do domu rozmyślałam. O wszystkim i o niczym. Często tak robię. Myślę nad tematami filozoficznymi i wyobrażam sobie sytuacje, które nigdy- w niektórych przypadkach to nawet dobrze-  nie będą miały miejsca.
     Otworzyłam furtkę do mojego domu, jednocześnie, sięgając do kieszeni po klucze. Włożyłam rękę głębiej. O nie! Tylko nie to! Nie dzisiaj...
      Sięgnęłam do drugiej kieszeni. Nie ma. Ściągnęłam plecak. Szukam. Nie ma. Przetrzepuję małą kieszonkę. Też nie.
- Cholera jasna! Czy tylko mi przytrafiają się takie rzeczy?!- o nie, nie, nie... Nie będę siedziała na mrozie do 20. Tak, do 20, bo moja cała rodzinka postanowiła załatwić wszystkie sprawy do końca roku, kurna.
    Rozglądnęłam się. Mój wzrok stanął na niewielkim oknie od garażu. Było uchylone. ,,Skoro Millie się udało to mi chyba też, nie?" pomyślałam, podeszłam do niego i obejrzałam je ze wszystkich stron.
- Co ja robię ze swoim życiem...
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam coś przy nim majstrować żeby je otworzyć. Chwilę mi to zajęło zanim cokolwiek się stało, ale w końcu się udało.
    Wrzuciłam plecak do środka i zdałam sobie sprawę, że to wcale nie będzie takie proste.
    Kiedy połową ciała byłam już w garażu i nie mogłam się zdecydować czy tam wskoczyć, czy lepiej się wycofać, usłyszałam chrząknięcie gdzieś za moimi plecami.
    Podniosłam głowę i zamarłam. Zaczęłam powoli i niezdarnie wypełzywać z okna i miałam wrażenie, że zaraz rozpłaczę się ze wstydu.
    Gdy już stanęłam na własnych nogach,Felix uśmiechnął się delikatnie i zapytał:
- Nie przeszkadzam?
   Doskonale widziałam, że chce mu się ze mnie śmiać, ale powstrzymuje się tylko dlatego żeby mnie jeszcze bardziej nie pogrążyć.
- Nie.- czułam, że muszę mu wytłumaczyć to, co się właśnie stało, ale nie mogłam wydobyć z siebie nic poza półsłówkami.
- Mam nadzieję, że to twój dom.- uśmiechnął się delikatnie i pokazał głową budynek za mną.
- Tak.
- To dobrze. Mam coś twojego.-co?!- I zapewne dlatego byłaś zmuszona włamywać się do własnego garażu.- powiedział i wyciągnął w moją stronę pięść. Byłam tak zdezorientowana, że nie wiedziałam co się tak właściwie dzieje. Zanim zdążyłam się ogarnąć, poczułam na swojej ręce chłód.  Wystraszona, szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę i wytrzeszczyłam oczy na widok ręki chłopaka na mojej.
   Po chwili ją wziął, a w mojej w dłoni zostały klucze od domu.
-Skąd...?
- Wypadły ci z kieszeni na przystanku przed szkołą.
    Znowu się uśmiechnął. Tym razem trochę zakłopotany. Jeju, dlaczego na osobności zachowuje się całkowicie inaczej niż w szkole? Teraz wydaje mi się jeszcze bardziej tajemniczy i złożony.
    W tym momencie poczułam, że pękła jakaś niewidzialna bariera pomiędzy nami.
- Jezu, naprawdę ci dziękuję. Moja matka by mnie zabiła jakby się dowiedziała, że zgubiłam klucze. W dodatku miałam dwie opcje: albo siedzieć na polu do wieczora, albo włamać się do własnego domu. Więc, można powiedzieć, że mnie uratowałeś.- wyszczerzyłam się, ale uśmiech szybko zszedł mi z twarzy w momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że powiedziałam ciut za dużo.
- Wow, ty umiesz mówić!- udał zaskoczonego.
- I kto to mówi...- wymruczałam pod nosem, ale na tyle głośno żeby usłyszał. Zerknęłam na niego spod włosów i zdałam sobie sprawę, że jakoś posmutniał.
- No, to ja już chyba pójdę.- odwrócił głowę w stronę ulicy, chwilę tam patrzył, a później znowu spojrzał na mnie.- Albo jednak nie...
   Kiedy to powiedział, spotkał się z moim pytającym wzrokiem.
- Wiem, że mamy 16 lat, ale dziadek miał odebrać mnie z przystanku, a ja nie wziąłem kluczy.- ehh... jego zażenowanie dało się wyczuć na kilometr. Aż mu współczuję...
- Emm... no to... możesz iść do mn...
- Dobra.- przerwał mi.
   Przekręciłam delikatnie głowę w bok i popatrzyłam na niego spod ukosa. Wzruszyłam ramionami i udałam się w kierunku tunelu stworzonego przez tuje, który prowadzi do wejścia do domu.

- Witam w moich skromnych progach.- powiedziałam, otwierając drzwi i wchodząc do środka.- Chcesz się czegoś napić?- zapytałam lekko zakłopotana. Naprawdę nie potrafię pojąć co się właśnie dzieje. Przez dwa lata bałam się choćby stać obok Felixa a teraz rozmawiam sobie z nim jakby nigdy nic.
- Może herbaty.- odpowiedział, rozglądając się we wszystkie strony.
   Sięgnęłam do tylnej kieszeni i zdałam sobie sprawę, że mój plecak- z telefonem włącznie- nadal leży w garażu, a okno jest otwarte.
- Felix, idź do mojego pokoju na górze. Ja zaraz przyjdę.- to naprawdę odważne posunięcie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie mi grzebał w szufladzie z majtkami.
   Cóż, ,,zaraz"  wcale nie trwało tak krótko, bo okazało się, że ponowne zamknięcie okna nie należy do najłatwiejszych.
   Weszłam po schodach. Stanęłam przed drzwiami mojego pokoju i otworzyłam je łokciem (w rękach miałam kubki z herbatą).
- Sorki, że tak długo Zrobiłam ci herba...- przerwałam na widok chłopaka sączącego herbatkę i oglądającego mój stary album ze zdjęciami.
- Ejejejejej... co ty tu?!
- Byłaś słodkim dzieckiem. Z resztą...- uniosłam jedną brew z myślą, że dokończy zdanie, ale w końcu się nie doczekałam.
- Widzę, że się zadomowiłeś.- stwierdziłam i popatrzyłam wymownie na szklankę w jego dłoni.
- No tak. Długo cię nie było, więc pomyślałem, że zrobię nam herbatę. A, skończył ci się cukier.
- No, to teraz będziemy musieli wypić po dwie.- uśmiechnęłam się krzywo.
   Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy o wszystkim o niczym. Tak jak ja myślę czasami o wszystkim i o niczym. I mimo tego, że już od dłuższego czasu mam obsesję na punkcie tego chłopaka, to dopiero teraz zrozumiałam dlaczego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro