Od tępej strony, czyli jak Ron widzi sytuację

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wychodzisz już, czy nie? Spóźnię się przez ciebie do szkoły!

Piskliwy głos Ginny przedarł się przez głośny szum suszarki do uszu rudzielca. Nic sobie nie robiąc z krzyków, dalej suszył włosy.

- Ron, debilu! Wyłaź!

Głośne pukanie do drzwi. Żeby tylko ich nie wyważyła.

- Bo powiem mamie!

- A se mów! – odkrzyknął w końcu zirytowany Ron.

- Mamooo!

Jak co dzień około siódmej wybierał się do szkoły i jak co dzień jego głupia siostra nie mogła wbić sobie do głowy tego, że będzie zajmował łazienkę przynajmniej dwadzieścia minut – zarost sam o siebie nie zadba. Mieszkała z nim całe swoje życie, mogła się już przyzwyczaić, ale nie! Codziennie musiała być kolejna awantura o gówno w bucie.

Po dokładnej pielęgnacji twarzy oraz brody odprężony nastolatek zszedł na dół. Zobaczył, że przy stole siedzą tylko rodzice, więc szybko wszedł, zabrał kanapkę i już miał zamiar wyjść, gdy zatrzymał go głos matki:

- A ty gdzie się wybierasz, młodzieńcze? Do stołu i jedz śniadanie, ale już!

- Ale mamo... - zaczął chłopak.

- Nie ma żadnych „ale". Odłóż tę kanapkę do plecaka i zjedzmy jak normalni ludzie przy rodzinnym stole.

- Spóźnię się do szkoły – spróbował znów rudzielec, wiedząc, iż ten argument działa zawsze.

Twarz Molly przybrała mniej surowy wyraz. Była bardzo wyczulona na punkcie nauki najmłodszego z sześciu synów. Jako jedyny nie odnosił tak dużych sukcesów, co jego poprzednicy. Nawet młodsza siostra wyprzedzała go ze stopniami. Kobieta uważała to za hańbę, lecz jej mąż zawsze uspakajał ją słowami:

- Nie martw się, moja droga, to, że nie idzie mu w szkole, nie znaczy, że nie pójdzie mu w życiu.

Coś w tym było. Jednemu z braci Arthura kiepsko wychodziła nauka, lecz gdy opuścił liceum, zarobił miliony na jakimś projekcie technicznym, który zrobił furorę w świecie. Okazało się, że miał do tego naturalny talent, a informacje, które serwowali mu nauczyciele tylko gmatwały jego własny sposób pojmowania świata. Ron miał nikłą nadzieję, iż w jego przypadku będzie podobne.

Nie lubił się uczyć. Uważał książki za ogłupiające, a lekcje za stratę czasu. Mionkę zawsze denerwowało, gdy chłopak tak wyrażał się o jej ukochanych papierach z mnóstwem nabazgranych, wymyślonych na siłę, nieistniejących i nie miejących szans na zrealizowanie się w prawdziwym życiu opowiadankach. Dlatego rudzielec starał się jak mógł nie wyrażać swojego zdania na ten temat, gdy tylko wypływał w rozmowach. Harry jeszcze coś tam ogarniał, jeśli chodziło o sprawy książkowe, a czasem nawet dyskutował z Hermioną zawzięcie, gdy padał jakiś tytuł, ale Ron... To już była przegrana sprawa.

Jakimś cudem Ginny pierwsza dotarła pod bramy szkoły. Pewnie to zasługa jej nowego kochasia. Próbuje jak może, by Harry w końcu zauważył jej zaloty albo chociaż poczuł się zazdrosny. Biedaczysko, rudzielcowi było okropnie żal swojej siostry. Taki żarcik, dobrze jej tak. Nie zasługuje na jego przyjaciela, on jest wysoko ponad takie mizdrzące się pindy.

Po wejściu do budynku pierwszym, czego zaczął szukać Weasley były brązowe, splątane włosy. Hermiona robiła wszystko, co mogła, aby je ułożyć, lecz udawało się to raz na ruski rok. Jednak Ron nadal uważał, że wyglądała pięknie. Nawet gdy nie zawsze potrafiła dobrać kolorystycznie ubrania, czy pomalować sobie paznokci. Nikt nie śmiałby nazwać tej dziewczyny brzydką. A jeśli już komuś by się coś wymsknęło, miałby do czynienia z rudym tornadem furii i testosteronu.

- Ron! – do uszu chłopaka dobiegł dźwięczny głos.

Odwrócił się i odruchowo odsunął lekko głowę, gdy smukłe ramiona obejmowały go za szyję. Mimo, że uwielbiał szatynkę, zarost był zbyt cenny.

- Mionka! Jesteś sama? A gdzie Harry?

Dziewczyna lekko urażona pytaniem odpowiedziała, że nie wie i zaproponowała śniadanie na patio. Weasley z entuzjazmem przyklasnął temu pomysłowi, więc nie tracąc czasu przemieścili się w inny rejon szkoły. Tam też znaleźli odpowiedź na pytanie rudego chłopaka. Harry wraz z Malfoyem stali pod drzewem i najwyraźniej dyskutowali o jakiejś spornej kwestii, ponieważ brwi Pottera stworzyły coś na kształt groźnego odwróconego namiot. Ron nie rozumiał, skąd ta nagła zmiana w relacji tej dwójki. Coś mu świtało, że to zaczęło się jakoś po incydencie z czarnym notesem, ale czy na pewno? No chyba tak, jednak musiało stać się coś jeszcze. Przecież to niemożliwe, żeby nagle ot tak rozmawiać sobie z podmiotem swoich szykan.

Rudzielec spojrzał na Hermionę, która jakby ze zrozumieniem pokiwała głową. No co, do cholery...? I tak mu nie powie. Nigdy nie mówi, nawet jak wie. Uważa, że to nielojalne. Może, ale przecież są przyjaciółmi, psia mać. Wszyscy we trójkę. Lecz czasem zdawało się że tamta dwójka ma przed Ronem więcej tajemnic, niż mógł to sobie wyobrazić.

- Hermiona, co się dzieje? – spytał chłopak, gdy usiedli w pewnej odległości od dyskutujących nastolatków.

- A co ma się dziać? – odpowiedziała pytaniem Hermi, wyjmując termos z herbatką. No tak, czegóż można się było spodziewać?

- Wiesz, o co mi chodzi. Harry. Malfoy.

- Mhm – dziewczyna potaknęła, odkręcając pokrywkę. Poczuła, że Ron wpatruje się w nią z wyczekiwaniem. Westchnęła. – I co z nimi?

- No ty mi powiedz! – uniósł się Weasley.

- Ale nie ma o czym mówić!

Rudzielec zmrużył oczy, lustrując uważnie twarz szatynki. O Boże jakie ona ma piękne- Nie, nie, nie! Trzeba się teraz skupić na Harrym. Harry, Harry, Harry. Dobra, jest.

- Ale nie masz żadnych podejrzeń? Nic? Nic ci nie mówił? No Hermi błagam, zrób wyjątek, choć ten jeden raz!

- Ja naprawdę nic nie wiem, Ron. Jedyne, czego mogę być pewna to to, że zaczęło się po znalezieniu tego przeklętego notesu, którego nawet nie mogłam cholera przejrzeć, bo nasz kochany przyjaciel stwierdził, że chce zrobić to sam. I od tamtego czasu dzieje się coś złego. Tyle wiem.

Po twardych słowach Mionki zapadła ciężka cisza, którą przerywał tylko szum jesiennego wiatru. Ron musiał się zastanowić. Czyli przeczucia go nie myliły; to zaczęło się tego dnia. Naprawdę martwiło go zachowanie przyjaciela. Był tak bardzo nieswój. Nawet po różnych sytuacjach w domu wujostwa nie było z nim aż tak źle. Tylko że tamte sytuacje miały podłoże fizyczne. Nie, nigdy nie został zgwałcony, ani nic, ale momentami było ostro. To z Malfoyem musiało mieć inny wymiar.

No ale nic, trzeba żyć dalej. Na razie nie miał siły, aby nad tym dumać, zbyt dużo czasu już na to poświęcił. Może zorganizuje jakąś imprezkę w plenerku? Tak na zakończenie sezonu? Tak, to chyba dobry pomysł. Brunet nieco się rozluźni, może przestanie w końcu myśleć o tym kujonie i innych sprawach... A zresztą, to musi być mocne. Ten rok trzeba zakończyć z kopem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro