#70
Był to nieznany numer, Karol nie miał go zapisanego w telefonie. Wahając się odebrał, a po chwili usłyszał damski głos:
- Halo, Karol? To ty? - widocznie rozmówca był czymś zdenerwowany.
- Tak to ja... Ale kto mówi? - zapytał zdezorientowany Dealer.
- A no tak, uhm - kobieta odchrząknęła. - Z tej strony mama Huberta.
Serce Dealera na chwilę się zatrzymało, a potem zaczęło bić bardzo szybko. Już zapomniał o tym, jak potraktował Doknesa. Wcześniej nie myślał o konsekwencjach, ale nagle zdał sobie sprawę, co go za to czeka. Najpewniej pani Wydra go zwyzywa, albo gorzej. Mimo wszystko nadal ją lubił, nie chciał toczyć z nią wojen tylko dlatego, że jej syn jest okropny.
- Ja w sprawie Huberta...
W głowie obmyślał wymówki, jak obronić się przed oskarżeniami. Przecież to nie on spowodował tyle problemów, to wszystko blondyn, to przez niego Karol cierpiał.
Przełknął ślinę.
- Tak? O co chodzi?
- Hubert zamierza się zabić.
Do jego oczu napłynęły łzy. Nie chciał płakać, nie zamierzał płakać po tym idiocie, ale nie mógł tego zatrzymać. Pani Wydra kontynuowała:
- Niby ja miałam z nim, ale przecież żyjesz. Nienawidzisz go, ale żyjesz, więc jeszcze nie wszystko.
- Proszę pani...
- Nie - przerwała mu. - Nie obchodzi mnie, że go nienawidzisz, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, masz po prostu sprawić, żeby cię znienawidził to przestanie uważać cię za sens swojego życia. Rozumiesz? Twój mały móżdżek to pojął?
-A-Aha...
- No i świetnie. Liczę na to, że coś z tym zrobisz. A teraz żegnam.
I się rozłączyła, nie dając mu nawet czasu, by odpowiedzieć.
Łzy popłynęły po jego policzkach, czym prędzej chciał je ścierać, ale Zasia już do niego podeszła, przytrzymując jego ręce.
- I co zamierzasz zrobić?
A więc wszystko słyszała.
Karol pękł, zaczął cicho szlochać. Osunął się na podłogę, jakby czuł, że nie będzie mógł się utrzymać na nogach. Nie mógł się pokazać Hubertowi po tym wszystkim.
- Nic. Zostanę w domu.
~~~
Ociechuj Dealer ty tchórzu
Zawiodłam się na tobie
PF
~aŁtoreczqa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro