#73
Zanim jeszcze przekroczyli próg mieszkania, słyszeli krzyki dochodzące z wewnątrz:
- Myślisz, że możesz sobie tak przychodzić bez niczyjej wiedzy?! I tak w ogóle to kto ci pozwo... - Zasia przerwała w momencie, kiedy Karol nacisnął na klamkę. Na kanapie siedziała jakaś dziewczyna o jasnych włosach, bynajmniej żaden z chłopców jej nie znał.
- Zasia, co się stało? - w pierwszej chwili myślał, że to jakaś osoba, która zaleca się do jego kuzynki, a ona jej nie lubi, więc nieco podejrzliwie spojrzał na nieznajomą. Nie sądził, że wokół niego może być tyle homosiów.
- No bo... - widocznie zdenerwowała się tą całą sytuacją. Może dziewczyna tak naprawdę ją prześladuje, a ona ma tupet przychodzić do jego mieszkania, kiedy ona w nim jest? - Ona mówi, że teraz ona tu mieszka!
Tego Karol się co najmniej nie spodziewał. Z resztą kto by się spodziewał, że pewnego ranka ktoś wbije ci na chatę i powie, że od teraz to on tu mieszka?
- Powiedz jej, że to nieprawda, wygoń ją i zjedzcie z Hubertem romantyczną... romantyczny obiad!
- Przepraszam - Dealer zwrócił się do obcej - ale czemu miałaby pani to zamieszkać? Ja tu mieszkam.
- Cóż, jak już mówimy per "pani", to przez ostatnie miesiące był PAN w szpitalu, czyż nie? - dziewczyna podniosła się z kanapy, stawiając kilka kroków w stronę chłopaków.
- Tak... - szatyn zmarszczył brwi. - Skąd pani o tym wie? Co to ma wspólnego?
- Cóż, skoro mnie pan pyta, to najwyraźniej muszę odpowiedzieć - wetknęła kosmyk włosów za ucho. - Uwielbiam pana oglądać, nie, ja po prostu pana kocham.
Karolowi po całym ciele przebiegł dreszcz. Przeczuwał coś złego.
- A ponieważ mieszkam w Warszawie, to gdy tylko zrozumiałam, co do pana czuję, postanowiłam pana znaleźć. Cóż, to nie było trudne, odnaleźć, gdzie pan mieszka. I tak od kilku tygodni pana śledzę - jej usta wygięły się w uśmiech.
- Co to ma wspólnego? - po jego czole spłynęła kropelka potu.
- W szpitalu nie miałeś jak płacić podatków, więc teraz powinni cię stąd wywalić!
~~~
Zawsze chciałam opublikować rozdział o 00:00
Ciekawe co teraz zrobią
~aŁtoreczqa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro