Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Usłyszałem znajomy  głos, wszędzie bym go rozpoznał. Taka delikatna chrypka, tak bardzo charakterystyczna dla jedynej osoby. Mówił cicho, niemal szeptał, ale ja wszystko słyszałem. Pomimo iż miałem zamknięte oczy wiedziałem, że Harry leży obok mnie. Czułem jego smukłe palce, kiedy przeczesywał mi włosy. Bardzo to lubiłem. Mógłby robić to godzinami.

- Tęsknie za tobą. - powiedział i przeniósł teraz dłoń na mój policzek.

Czułem bijące od niego ciepło. Przy nim byłem szczęśliwy, bezpieczny.

- Chciałbym, abyś się już obudził. Mam ci tyle do powiedzenia... - westchnął.

Poczułem jak materac ugina się pod jego ciężarem. Przysunął się bliżej, tak, że czułem jego ciepły oddech na swoim policzku.

- Tak bardzo cię kocham Loueh. - dodał po dłuższej chwili.

Nie musiałem długo czekać, aż poczułem jego miękkie wargi na tych swoich. Było to niemałym zaskoczeniem dla mnie. Tego bym się nie spodziewał. Pocałunek był delikatny i powolny. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Chłopak to wyczuł i odsunął się nieco dalej. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jego twarz. Przez chwilę widziałem w zielonych tęczówkach zaskoczenie, które następnie zamieniało się w radość.

- Ja ciebie też Harry. - powiedziałem ponawiając uśmiech.

W jego oczach widziałem malujące się szczęście. Nigdy go takim nie widziałem. Przytulił mnie do siebie bardzo ostrożnie. Dopiero, gdy poczułem ukłucie w klatce piersiowej wszystko sobie przypomniałem. Ta cała strzelanina, mój ojciec, krew, Des, Harry. Teraz wydawało się to bardzo odległe. Jak złe wspomnienie.

- Nic ci się nie stało? - zapytałem i poczułem drapanie w gardle, strasznie chciało mi się pić. - Co z chłopakami?

- Jestem cały, oni również. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie. Tak bardzo bałem się, że cię stracę...

- Mnie nie da się tak szybko pozbyć. - zaśmiałem się i  wtuliłem bardziej w tors chłopaka.

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz. - powiedział cicho opierając brodę o moją głowę.

- O ile nie będziesz miał mnie dość. - dodałem. - Całkiem niedawno sam cię o to prosiłem.

- Pamiętam. - skinął głową, trącając nosem moją szyję. - I chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Za to, że pozwoliłem cię zabrać. Za to, że nie dotrzymałem tej obietnicy.

- Harry... - zacząłem, lecz mi przerwał.

Pokręcił głową i spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich smutek. On naprawdę się za to wszystko obwiniał. Przecież on nic nie mógł na to poradzić. Nie winiłem go... Może z początku byłem na niego zły za to, że nie mogłem po raz ostatni się z nim zobaczyć, pożegnać. Później, gdy zobaczyłem Marka, pogodziłem się z tym. Jeśli byłem zły to tylko na samego siebie.

- Nie zasługuję na ciebie Lou, ty powinieneś...

Nie dane mu było skończyć, ponieważ położyłem dłoń na jego policzku i zwróciłem jego uwagę na siebie. Zanim cokolwiek coś dodał, tym razem to ja złączyłem nasze wargi razem. To był jedyny sposób by zamknąć mu usta. Nie chciałem słuchać tych bzdur. Kochałem Harryego jak nikogo innego. Chcę zostać z nim, bo on jako jedyny mnie rozumie.

Poczułem jak wplata dłonie w moje włosy na co cicho zamruczałem. Potraktował to jako zachętę, ponieważ zaczął oddawać ten pocałunek z jeszcze większą pasją. Chwilę się z nim droczyłem, aż w końcu to on przejął dominację. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Delikatnie pociągnął za kosmyk moich włosów i jego język wdarł się do mojego wnętrza. Z dokładnością je badał zahaczając językiem o moje zęby.

Gdy zaczynało brakować nam powietrza, Harry minimalnie odsunął się ode mnie. Stąd widziałem jak jego oczy błyszczą a usta są  wciąż rozchylone. Gdy zauważył, że się w niego wpatruje, oblizał lubieżnie wargi i uśmiechnął się. Odwzajemniłem to i mógłbym przysiąc, że zrobiłem się czerwony na twarzy. Nie wiem, co się ze mną działo. Było mi gorąco. Zbyt gorąco.

- Kocham cię. - powtórzył to zdanie już drugi raz tego dnia.

Przybliżył swoją twarz do mojej tak, że czułem jego ciepły oddech na skórze. Chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nie potrzebowaliśmy słów. Były one zbędne. Przy Harrym wszystko inne przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Byłem szczęśliwy. Naprawdę. I choć przedtem, podczas tych dwóch tygodni mówiłem to setki razy, to Harry za każdym razem czynił mnie szczęśliwszym. To dzięki niemu zapragnąłem znów żyć, uśmiechać się.

- Kocham cię. - szepnąłem chwytając jego twarz w dłonie.

Uśmiechnął się i pod opuszkami palców poczułem dołeczki. Harry odgarnął moją grzywkę, która wpadała mi do oczu. Uśmiech ani na chwilę nie schodził mu z twarzy. Cieszyłem się jego szczęściem. Po raz kolejny nachylił się by złączyć nasze wargi w pocałunku, lecz coś nam przeszkodziło. A konkretnie drzwi, które otworzyły się ze skrzypnięciem. Obaj spojrzeliśmy w tym samym kierunku.

Do pokoju wszedł obcy dla mnie człowiek. Nigdy go nie widziałem. Miał blond włosy a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Bez skrępowani podszedł bliżej nas. Spojrzał się na nas po kolei a jego wzrok zatrzymał się na Harrym.

- Harold, miałeś nie męczyć mojego pacjenta. - zaczął i jak gdyby nigdy nic usiadł na brzegu łóżka. - Powinien odpoczywać, a tymczasem mało co się nie udusi. Widzisz jak sapie?

Na jego słowa zrobiłem się cały czerwony. Burak pozazdrościłby takiej barwy jaką przybrała moja twarz. Dosłownie. Spojrzałem się na zielonookiego, który posłał mi uspokajający uśmiech. Nic kompletnie nie rozumiałem. Dopiero teraz zorientowałem się, że nie znajdujemy się w pokoju Sylesa. Szpital to też nie był.

- To jest Chris, opatrzył się, gdy zostałeś postrzelony. Uratował ci życie. - wyjaśnił kręconowłosy.

Jego dłoń znów powędrowała w moje włosy, które odruchowo przeczesywał.

- Cieszę się, że wracasz do zdrowia Louis - tym razem głos zabrał blondyn.

Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Podobnie jak Harry, uśmiechał się jakby coś ćpał. 

- D-dziękuję. - powiedziałem i miałem ochotę się zastrzelić, za to, że się zająknąłem.

Było to irytujące, ale czasem nie panowałem nad swoim głosem. Często w stresujących momentach mi drżał.

- Nie ma za co. - puścił mi oczko i podniósł się z łóżka. - Obściskiwanie przełóżcie na kiedy indziej. Chyba, że chcesz zamęczyć biednego Louisa. - zwrócił się do Harryego poruszając sugestywnie brwiami.

Po tych słowach skierował się z powrotem do wyjścia. Zanim jednak ostatecznie zniknął za drzwiami, jeszcze raz obejrzał się na nas i pokazał dwa podniesione kciuki. Harry jedynie się zaśmiał i spojrzeniem powrócił do mnie.

- Mamy bardzo dużo czasu dla siebie, może  faktycznie nie powinieneś się przeciążać. - powiedział i opadł na poduszkę obok mnie.

 Przygarnął moje drobne ciało do swojej klatki piersiowej i wolną ręką gładził mnie po plecach, rysując małe kółeczka. Zdecydowanie kochałem tego chłopaka.

- Czasu? - zapytałem.

- Nigdzie nie pozwolę ci odejść Lou. Jesteś już częścią naszej rodziny. - uśmiechnął się.

- Rodzina. - powtórzyłem ostatni wyraz na chwilę zatapiając się wspomnieniach.

Ten wyraz nigdy nie miał dla mnie znaczenia. Nie miałem rodziny. Tylko Mark i ja. To nie były szczęśliwe lata. Moje dzieciństwo to horror i udręka. Uważam, że dzięki Harryemu się to zmieni. Rodzina nabierze nowego, pozytywnego znaczenia.


><><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><><>


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro