Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Minął miesiąc od wydarzenia w parku. W tamtych dniach nikt nie zginął. Policja nawet nie dowiedziała się o tym zajściu. Przecież każdy normalny człowiek poszedł by na policję zgłosić taką sprawę, prawda? I to nie dawało mi spokoju. Ciągle o tym myślałem.

- Harry, słyszałeś? - trącił mnie Liam uporczywie mi się przyglądając.

Potrząsnąłem głową i skupiłem się na pozostałych osobach. Próbowałem się skupić i zrozumieć o czym rozmawiają. Mój ojciec miał na pieńku z jednym gliną i teraz kombinował jak pozbyć się tego problemu. Niejaki Tomlinson przeszkodził w zrzucie towaru. Policja zgarnęła mnóstwo narkotyków. To przez to wściekał się Des. Od rana chodził nieźle wkurzony.

- Próbowałem odwrócić jego uwagę i skupić na jakimś porwaniu po przeciwnej stronie miasta. Zignorował zupełnie tą sprawę i wybrał narkotyki. I miał nosa, zgarnął cały wasz towar. Całe szczęście, że nie było was na miejscu. - powiedział mężczyzna.

- Dzięki Dan. - odezwał się mój ojciec, podając dłoń młodszemu rozmówcy.

Dan Blackstar - funkcjonariusz londyńskiej policji. Niski, rudowłosy mężczyzna. Nasza wtyczka w policji a zarazem znajomy. Kilka lat temu ojciec zaczął z nim współpracę. Nie oszukujmy się, praca policjanta nie jest jakoś szczególnie dochodowa. Każdy chce dorobić. Dan sprzedaje nam wszystkie ważne i istotne dla nas informacje. To dzięki niemu wiemy, kiedy i gdzie uderzy jednostka policji. Wiele razy uniknęliśmy przyłapania na gorącym uczynku. Świetnie wywiązywał się z umowy.

- A co do Tomlinsona to zajmę się tym i przekażę wam jakieś istotne informację. Na razie wiem tylko tyle, że chce wejść w jakieś interesy z burmistrzem. Obiło mi się o uszy co nieco.

Pożegnali się i kilku mężczyzn opuściło pomieszczenie. Zostałem sam z ojcem. Liam wyszedł zaraz za resztą. Des siedział w fotelu i stukał nerwowo palcami o podłokietnik.

- Wszystko się jakoś rozwiąże. - powiedziałem.

- Jak nie przetrącimy nosa temu Tomlinsonowi, to niedługo wpadnie na nasz trop. Dobry jest, nie daje się dłużej zwodzić. Chyba podejrzewa, że w ich systemie są przecieki.

- Daj pracować Danny'emu - westchnąłem podnosząc się ze skórzanej sofy.

Skierowałem się do wyjścia. Dziś miałem zamiar spędzić cały dzień w domu. Zayn z Niallem wybrali się na miasto a mnie się nudziło. Liam poszedł do Patricka pomóc mu z dostawą broni. Zostałem sam. Złapałem za klamkę drzwi i je otworzyłem.

- Harry... - usłyszałem głos ojca i odwróciłem się do niego.

- Tak? - zapytałem.

- Ty też na siebie uważaj. Ostatnio zrobiło się niespokojnie. - podszedł do okna i przez nie wyjrzał. - Nie pokazuj się z bronią w miejscach publicznych.

- Skąd? - spytałem.

Puściłem klamkę i podszedłem do ojca. Wciąż  stał plecami do mnie. Nie wydawał się zły czy zdenerwowany. Nie sądziłem, że w ogóle się dowie o tamtym zdarzeniu.

-  Patrick mówił, że to ty wziąłeś Glocki. Nie chcę, aby cię z nimi przyłapano. To wszystko. - machnął ręką.

Już myślałem, że chodzi o tamten wieczór w parku. Nikt o tym nie wiedział oprócz mnie i chłopaków, a im ufam jak mało komu. Są jak rodziną. To oczywiste, że oni nic by nie powiedzieli. Jak mógłbym o tym pomyśleć?

Westchnąłem i opuściłem pomieszczenie zostawiając ojca samego. Pewnie miał masę pracy. Wróciłem do domu i poszedłem do swojego pokoju. Byłem tak znudzony, że zacząłem szukać jakiś informacji o tym gliniarzu o którym mówił Dan.

Thomson? Chyba nie... Tom.. Tomlinson. - przypomniałem sobie jego nazwisko. Wszedłem na stronę komendy policji w Londynie. Nie musiałem długo szukać. Znalazłem jego zdjęcie na stronie głównej. Stał w mundurze, dumnie prezentując swoje odznaczenia. Uśmiechał się szeroko z wyższością. Nie znalazłem nic więcej. Postanowiłem wpisać do wyszukiwarki. Po kilku minutach natrafiłem na artykuł o imprezie zorganizowanej miesiąc temu. Całkiem niedawno. Wszyscy policjanci świętowali zamknięcie ważnej sprawy. Nie podali dokładnie jakiej, to oczywiste. Przeglądałem galerię.

Jakiś gruby facet z wąsem, niska kobieta w czarnej sukience... Grupka facetów ze zwisającymi brzuchami... Na komendzie to chyba rzeczywiście zajadają się pączkami. Nic dziwnego, że wzrasta przestępczość, kiedy stróże prawa nie są w stanie schylić się i zasznurować buta, bo brzuch im  to uniemożliwia.

Przewinąłem w dół strony. Tam rzuciła mi się w oczy ładna dziewczyna, blondynka. Kliknąłem na następne zdjęcie i ujrzałem jego. Byłem pewny niemal na sto procent. To był ten sam chłopak, którego postrzeliłem. Miał na sobie idealnie dopasowany garnitur. Stał obok dziewczyny i się uśmiechał. Wyglądał uroczo. Miał piękne, niebieskie oczy. Włosy były w małym nieładzie, ale to tylko dodawało mu uroku. To na pewno był on. Pomimo iż nie widziałem wtedy twarzy, byłem pewny. Odnalazłem jeszcze dwa zdjęcia. Jedno było zrobione akurat wtedy, kiedy razem wychodzili. Wszystko się zgadzało. Ta dziewczyna też wydawała mi się znajoma. Jej przyjrzałem się tamtego wieczoru najbardziej. Gdy pistolet wystrzelił, nie byłem w stanie normalnie myśleć i nie skupiałem się na wyglądzie chłopaka.

Wróciłem do pierwszego zdjęcia. Pod spodem znalazłem komentarz do niego.

Kate Collins i Louis Tomlinson na policyjnym bankiecie.

A pod spodem dopisek.

Młody Tomlinson idzie w ślady ojca. Miasto zyska kolejnego, dobrego policjanta. Córka burmistrza może czuć się bezpieczna  w jego towarzystwie.


><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Nie mam prądu...

Jednak nie, internet i prąd powrócił!

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro