🐍 Narzeczona Kłamcy: Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Westchnęłam, po raz kolejny próbując rozwiązać to cholerne zadanie.

- Bazgrzesz w tym zeszycie już od trzydziestu minut. - wyszeptał mi na ucho rozbawiony Desmond, który siedział obok mnie, po lewej stronie. - Plus pół roku. - dodał tym razem zmartwiony. - Wszystko w porządku?

- Nic nie jest w porządku, zapomniałeś? - skarciła go szeptem Irsa, siedząca po mojej prawej stronie.

To z czarodziejką siedziałam w ławce, a chłopak siedział z Chasem - człowiekiem, który od tego roku chodził z nami do klasy i jednocześnie był chłopakiem Irsy, co dołowało mnie jeszcze bardziej. Naprawdę się kochali mimo braku przeznaczenia. Mieli coś, czego pragnęłam najbardziej i zazdrościłam im tego. Chase blond włosy farbował na różowo i miał brązowe oczy.

Minęły cztery miesięce. Prawie pół roku od mojej ostatniej wizyty w Asgardzie i spotkania z nim. Od tamtej pory starałam się żyć, nie wspominając. Szłam dalej, Asgard zostawiając w przeszłości.

- Pytam z troski. - mruknął Des.

- To Tove. Poradzi sobie. - zauważył Chase.

Ani słowem nie skomentowałam wymiany zdań przyjaciół. Starałam się słuchać matematyka i rozwiązać to zadanie, które rok temu nie sprawiłoby mi żadnego kłopotu. Jednak od kiedy wróciłam z Asgardu moją głowę cały czas zajmowały niechciane myśli.

Pan Edan właśnie miał kogoś wybrać do tablicy, aby rozwiązał zadanie, ale drzwi sali otworzyły się gwałtownie, a w nich stanęła czarnowłosa kobieta.

Nie widziałam jej zbyt dobrze, bo siedziałam w ostatniej ławce, ale wszędzie rozpoznałabym ten głos.

- To już chyba setna sala, którą sprawdzam, aby znaleźć jedno dziecko. - odezwała się, mierząc wzrokiem uczniów. - Przepraszam. Muszę porozmawiać z Tove Thorisdottir. Czy to jej klasa? - zwróciła się do nauczyciela.

Uczniowie pisnęli z zaskoczenia, gdy brunetka i nauczyciel w jednej chwili zbliżyli się do siebie i pocałowali na oczach klasy. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, ale jednocześnie szczęścia.

- Chyba właśnie zostaliśmy rodziną. - zaśmiał się cicho Desmond.

Nasz matematyk był jego tatą. Wampirem, jak jego syn. Mama Desmonda zmarła kilka lat temu. Nie była przeznaczoną pana Blake'a, a zwykłym człowiekiem. Kochali się, no i to by było na tyle, bo straciła życie w wypadku samochodowym i nikt nie dał rady jej uratować.

- Tak. Chyba tak. - potwierdziłam z lekkim uśmiechem.

Uczniowie klaskali, wiedząc, że nasz matematyk właśnie znalazł swoją bratnią duszę. Było to coś wspaniałego. I jednocześnie okropnego, ale chyba tylko ja zdawałam się to dostrzegać.

- To sprawa przeznaczenia. - po chwili usłyszałam głos brunetki.

- Oczywiście. - uśmiechnął się ciepło pan Edan. - Panno Tove. - brunet popatrzył wprost na mnie, obejmując kobietę w pasie, przez co zielone oczy również spoczęły na mnie.

- Cześć, ciociu. - wstałam, aby kobieta lepiej mnie widziała. - Nie spodziewałam się twojej wizyty na Ziemi. Ale co za niespodzianka. - uśmiechnęłam się szeroko. - Gratuluję. - dodałam, patrząc na nią i matematyka.

- Dziękuję, ale nie zmieniaj tematu, Tov. Wiesz, po co przybywam. - Hela zrobiła krok w moją stronę.

- Nie zbyt. - wzruszyłam ramionami, nie chcąc robić afery na całą klasę.

- Musisz udać się ze mną do Asgardu. - wytłumaczyła, choć wiedziała, że wiem, o co jej chodzi.

- Nie. - zaprzeczyłam. - Nic nie muszę, a tym bardziej tam wracać!

W tym momencie zadzwonił dzwonek, przez co wszyscy uczniowie odwrócili od nas uwagę i spakowali się szybko, aby opuścić salę. Mimo wszystko poczułam ulgę. Choć ludzie wiedzieli o bogach, wampirach, czarownicach i superbohaterach uwielbiali robić z tego przerysowane opowieści. Nie chciałam być jedną z nich.

W sali zostali jedynie pan Edan, Desmond, Irsa, Chase, ciocia i ja.

- Proszę cię, Tove. - odezwała się ponownie ciocia.

Wiedziałam, że zna prawdę, bo już wcześniej kilka razy próbowała mnie przekonać do powrotu do Asgardu. Musiał jej powiedzieć, a ona dotrzymała tajemnicy.

- Nie wrócę tam. Nie gdy ona jest w ciąży z nim. - pokręciłam przecząco głową, czując łzy w oczach.

Desmond położył dłoń na moim ramieniu w pocieszającym geście.

- Loki ma koronację za dwa dni. - powiedziała Hela, a słysząc jego imię, coś ostrego wbiło mi się w serce. - W twoje urodziny, Tove. I zamiast do Jotunheimu chce przybyć na Ziemię. - wytłumaczyła. - Pomóż mi, Tove. Pomóż mu, bo jeśli nie ty do niego, to on przyjdzie do ciebie.

- Nie mogę. - pokręciłam głową.

- Zrób to dla niego. - poprosiła. - To tylko weekend. Nie zaniedbasz nauki. - brunetka popatrzyła na pana Blake'a.

- To prawda. - zgodził się z nią nauczyciel.

- Wiadomo. Ciocia zawsze musi mieć przewagę. - uśmiechnęłam się lekko.

- Ma rację. - odezwała się Irsa. - To przeznaczenie. Będziesz szczęśliwa. Zaufaj mi. - dodała, gdy popatrzyłam na nią zaskoczona.

- Idziemy na lekcję. Do zobaczenia. - Chase, trzymając Irsę za rękę, poprowadził ich w stronę drzwi.

- Ja jestem po twojej stronie, Tove. - zapewnił Desmond, ruszając za parą.

Poczekałam aż nauczyciel i moi przyjaciele opuszczą salę. Dopiero wtedy ponownie spojrzałam na ciocię.

- Nie ode mnie zależy, czy zostanie królem czy nie.

- Ale od ciebie zależy, czy ty zostaniesz królową. - Hela wyciągnęła rękę w moją stronę. - On nie będzie żył na Ziemi, bo jest stworzony do władzy. Więc pomóż mu dokonać wyboru, sama go dokonując. - mówiła ze stanowczością, ale jednocześnie troską. - I zawsze pamiętaj o marzeniach, miłości i szczęściu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro