NK: Walka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wierzę, że naprawdę dałam ci się na to namówić. - westchnęłam, stając na Bifroście. - Dzień dobry, Heimdallu. - przywitałam się ze Strażnikiem.

- Witaj, Tove. - odpowiedział czarnoskóry. - Spodziewaliśmy się twojej wizyty.

- Naprawdę? - nie ukrywałam zdziwienia.

- Zapomniałaś, że on wie wszystko? - zaśmiałam się ciocia.

- No tak.. - westchnęłam.

- Gratuluję, córko Odyna. - Strażnik zwrócił się do Heli.

- Nareszcie. - uśmiechnęła się szeroko brunetka. - Nareszcie go spotkałam.

- To niebywałe szczęście. Kolejny powód do świętowania. - Heimdall odwzajemnił uśmiech.

- Będzie ich jeszcze wiele. Obyś i ty znalazł swą bratnią duszę. - życzyła mu zielonooka.

- Dziękuję, ale mi dobrze jest, tak jak jest.

- Ja też tak myślałam, Heimdallu. Do dzisiaj. - ciocia uśmiechnęła się ciepło, wychodząc z kopuły.

Wzruszyłam ramionami, spoglądając na Strażnika, który popatrzył na mnie z uśmiechem.

- Do zobaczenia! - pożegnałam się z Heimdallem i wsiadłam na karego konia za ciocią. - Skoro się spodziewali...

- Heimdall wiedział, że prędzej czy później przybędziesz do Asgardu. Loki nic nie wie, Frigga, Odyn i Ava również. - wtrąciła. - Właściwie, nikt nie wie.

- Miło.

Jechałyśmy w ciszy, aż zatrzymałyśmy się na złotym placu, gdzie zsiadłam z konia, tak samo, jak ciocia. Chciałam się zatrzymać i dokładnie przyjrzeć otoczeniu, by dostrzec co takiego się zmieniło. Ale nie chciałam tracić czasu. Miałam przekonać Lokiego do koronacji i wrócić do domu.

- Powinnaś najpierw udać się do Avy. Dawno się nie widziałyście i...

- Teraz jest wieczorny trening, prawda? - przerwałam Heli.

- Tak. - potwierdziła zaskoczona.

- Więc właśnie tam będę. - bez słowa ruszyłam w dobrze zapamiętane miejsce.

W Asgardzie zima wyglądała jeszcze piękniej niż na Ziemi. A ja, choć miałam na sobie jedynie różowy podkoszulek, czarne jeansy i czarny kardigan z kapturem, nie czułam zimna.

- Tove?! - Fandrall przerwał trening z Hogunem, gdy tylko mnie zauważył.

Ulf, Sif, Sten, Volstagg, Hogun i Fandrall patrzyli na mnie zaskoczeni, ale uśmiechnięci. Jak za dotknięciem różdżki na mojej twarzy również pojawił się uśmiech pełen szczęścia. Cieszyłam się, że znów mogłam ich spotkać. Przyjaciele mieli na sobie swoje tradycyjne stroje, zupełnie tak, jakby nie ważne było, czy jest lato, czy zima. Im zawsze było ciepło. Przywilej bycia bogiem.

- Jak ja za wami tęskniłam! - rzuciłam się w ramiona przyjaciół.

- Tak to jest, jak się nie odwiedza starych znajomych. - mruknął Volstagg, gdy odsunęliśmy się od siebie.

- Dawno cię tu nie było. - dodał Ulf.

- Przepraszam. - westchnęłam. - Miałam dużo nauki i w ogóle. - uśmiechnęłam się. - Ale jestem i potrzebuję treningu.

- Już? Teraz? - zdziwiła się Sif.

- Tak. - podniosłam z ziemi miecz, którego nikt nie używał.

Był jakby cięższy, niż te, którymi walczyłam ostatnio. Zdjęłam kardigan, odrzucając go na bok, aby było mi lepiej walczyć.

- Lepiej teraz, niż miałabym rozwalić coś w pałacu. - stanęłam na zaśnieżonym placu, a Sif ustawiła się naprzeciw z niepewnością.

- Wszystko w porządku? - spytała wojowniczka, przyglądając się mi dokładnie.

Nic nie jest w porzadku...

- Jak najbardziej. - uniosłam miecz i zaatakowałam.

- Tove!

Nim nasze miecze styknęły się ze sobą w głuchym uderzeniu, powietrze przerwał jego krzyk.

Odwróciłam twarz w jego stronę, nie mogąc się powstrzymać, a miecz wypadł mi z rąk. Gdy go zobaczyłam, idącego w naszą stronę z szczęściem, smutkiem i nadzieją na twarzy...

Nabrałam gwałtowny oddech, odwracając wzrok i szybko podniosłam miecz, który upadł u stóp Sif.

Przyjaciele patrzyli to na mnie, to na Lokiego, nie wiedząc, o co chodzi. Bo dlaczego tak na niego zareagowałam? Oni nie wiedzieli tego, co my. Nikt nie wiedział prócz Heli, która podążała za bratem.
Powiedziała mu, że tu jestem. A to jędza.

Uśmiechnęłam się do Sif, przygotowując się do ataku, jednak wojowniczka stała, jakby nie zamierzała ze mną walczyć.

- Wszystko w porządku? - powtórzyła z kpiną i zeszła z pola walki, odkładając miecz na ziemię.

Westchnęłam, spoglądając na przyjaciół, którzy przyglądali mi się z troską i niezrozumieniem.

W tym samym czasie Loki stanął tuż przede mną z lekkim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę, a włosy idealnie zaczesane do tyłu. Wyglądał tak samo dobrze, jak te parę miesięcy temu. Jedynie blask szmaragdu jego tęczówek nieco przygasł.

- Wróciłaś. - wyszeptał, skanując każdy milimetr mojej twarzy.

Przełknęłam gulę w gardle, która nagle się tam pojawiła. Zacisnęłam ręce w pięści na ogarniającą mnie złość.

Schyliłam się, aby podnieść miecz Sif. Złapałam rękojeść szabli, którą walczyłam, a drugą broń złapałam prawą dłonią za ostrze, podając rękojeść Lokiemu. Moją dłoń przeszył nieznośny ból, a szkarłatna ciecz spływała po błyszczącym sztylecie.

To był prawdziwy miecz! Nie drewniany! Dlatego był cięższy!, przeklęłam swoją głupotę w myślach.

- Walcz ze mną. - powiedziałam na tyle głośno, że usłyszeli to również wojownicy, czy ciocia i na tyle cicho, że nienawiść w tych słowach usłyszał tylko on.

Uśmiech zszedł z jego ust, gdy przeniósł wzrok na broń i moją dłoń, zaciśniętą na jej ostrzu. Nie zwracałam uwagi na ból i krew, spływającą po mojej prawej dłoni.
Ten ból to nic w porównaniu do tego, który dawał mi on.

Chwycił rękojeść miecza, więc puściłam go, łapiąc w obie dłonie swój. Ugięłam lekko nogi w kolanach, przygotowywując się od ataku. Czułam na sobie wzrok zebranych, jednak nikt nie śmiał się odezwać, nie wiedząc, o co chodzi.

Zaatakowałam.

Uderzałam mieczem w zakrwawione ostrze Lokiego z całych sił, a on nie atakował, jedynie odpychał zadane mu ciosy. Miałam wrażenie, że nie miał pojęcia, co powinien zrobić w takiej sytuacji.

W tej walce miecz stał się moją nienawiścią, a każdy atak był jej wybuchem. Uwolnieniem z mojego ciała.

Po jakimś czasie po moich policzkach zaczęły lecieć łzy, ale nie przestawałam go atakować, a on wciąż tylko się bronił. Nasze miecze stykały się co chwilę z głuchym trzaskiem, ale nikt nie przegrywał.

Jak można przegrać z przenaczeniem?

Wymierzyłam kolejny cios, gdy Loki nagle puścił miecz, upadając przede mną na kolana.

Poddał się.

Ostrze mego miecza zatrzymało się tuż przed jego szyją, gdy ukrył twarz w moim brzuchu, obejmując mnie ramionami w pasie.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale nie odsunęłam ostrza miecza od jego skóry. Patrzyłam na drzewo w oddali, nie chcąc patrzeć na przyjaciół, którzy cały czas przyglądali się tej dziwnej sytuacji, ani tym bardziej na niego.

Łzy wciąż spływały po moich policzkach, a prawa dłoń nie przestała krwawić. Serce biło mi, jak szalone przez wysiłek w walce i przez bliskość bruneta. Mój oddech także stał się przyspieszony z tychże powodów. Nie pomagało to, że obejmował mnie mocno, nie pozwalając się od siebie odsunąć, a jego ciepły oddech uderzał w mój brzuch okryty jedynie cienkim, różowym materiałem.

- Wybacz mi... - odezwał się nagle.

Wśród zebranych rozszedł się szmer niezrozumienia, a po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez, gdy zacisnęłam zranioną rękę w pięść.

Laufeysona odsunął głowę od mojego brzucha, aby spojrzeć na mą twarz, jednak ja uparcie patrzyłam przed siebie. Nie mogłam pokazać mu swojej słabości. Nie chciałam być mu uległa

- Wybacz mi. Proszę. - powtórzył, a w jego głosie wyczułam rozpacz.

Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, spojrzałam w dół. Na jego twarz, na oczy przepełnione bólem i nadzieją. Nie odezwałam się, zaciskając usta w cienką linię i powstrzymując napływające łzy.

Tak bardzo chciałam go kochać. Tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować... Powiedzieć, że już wszystko będzie dobrze, że będziemy razem już na zawsze.

Ale czy może tak być?
Może tak być, gdy on jest Kłamcą?

- Błagam cię, Tove. - odezwał się ponownie. - Możesz mnie nienawidzić, ranić, gardzić... Cokolwiek! - po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. - Ale mnie nie zostawiaj. - dokończył błagalnie. - Błagam, wybacz mi i zostań.

Odusnęłam miecz od jego szyi, odrzucając go na bok. Nie mogłam na niego patrzeć, gdy był w takim stanie z mojego powodu. Czułam się winna, choć to on przez cały ten czas ranił mnie. Nie na odwrót.

Jak mam mu wybaczyć? Jak mam wybaczyć to, co zrobił przez te wszystkie lata? Albo chociażby przez te cztery miesięce?

Chęć przytulenia go wzrosła, gdy po jego bladych policzkach popłynęło więcej łez. Wbrew rozumowi podniosłam prawą dłoń i delikatnie starłam palcem łzy, zostawiając na jego skórze ślad krwi, która wciąż wypływała z mojej zranionej ręki.

Zabiłam się w myślach, gdy przegrałam walkę z rozumem i silną wolą.

Nie odsuwając się od niego, położyłam lewą dłoń na jego policzku i pochyliłam się, aby na oczach wszystkich zebranych, pocałować jego zimne usta. Odwzajemnił pocałunek, a moje ciało i myśli opanowały skrajne emocje. Chciałam go bić i krzyczeć na niego, a jednocześnie nie opuszczać jego silnych ramion i całować go już przez wieczność.

Musiałam stanąć na palcach, by dosięgnąć jego ust, gdy wstał z klęczek, nie przerywając pocałunku przepełnionego bólem i tęsknotą. Ten pocałunek smakował naszymi łzami, cierpieniem.

Jego palce zacisnęły się mocniej na mojej talii, przyciągając mnie tak blisko jego ciała, że nic nie było w stanie zmieścić się pomiędzy nas. Zacisnęłam palce na jego koszuli, chcąc więcej. Więcej jego, więcej pocałunku i więcej jego zimnego ciała.

Nie istniało nic oprócz nas. Cały plac, wszyscy zgromadzeni przestali istnieć, gdy nasze usta były złączone w namiętnym tańcu. Byliśmy tylko my. Uczucia, które sobie przekazywaliśmy i nasze pragnienia oraz nie złożone obietnice.

- Tove?! - błyskawicznie oderwałam się od Lokiego, gdy naszą bańkę chwilowego zapomnienia przerwał głos Avy.

Zrobiłam kilka kroków w tył, patrząc na siostrę i powiększając dzielącą mnie i Lokiego odległość. Przetarłam dłońmi twarz, chcąc pozbyć się łez i smaku mężczyzny.

- Siostro. - uśmiechnęłam się.

Chciałam brzmieć pewnie, ale mój głos był zachrypnięty, a na widok blondynki, której nie widziałam od dwóch miesięcy, moje serce ścisnęło się boleśnie.

Co prawda Ava i Sten, czy babcia i dziadek odwiedzali nas na Ziemi, jednak nie często. To tata i mama częściej odwiedzali Asgard, od kiedy Ava w nim zamieszkała.

Pokręciłam głową i nie zwracając uwagi na przyjaciół, ciocię czy Lokiego, pobiegłam, by rzucić się starszej siostrze na szyję.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - wyszeptałam jej do ucha, przytulając mocno.

- Trzeba było nas odwiedzać. - zaśmiała się blondynka. - Nigdy nie uwierzę, że masz tak dużo nauki, że nie posiadasz czasu, aby odwiedzić Asgard, do którego za pierwszym razem tak bardzo cię ciągnęło. - dodała, odsuwając mnie od siebie na wyciągnięcie ramion. - Schudłaś. - stwierdziła, przyglądając się mojej twarzy. - I jesteś trochę wyższa.

- Mówisz, jak mama. - uśmiechnęłam się. - Rosnę, siostrzyczko. Starzeję się.

- To ja jestem starsza. Nie zapominaj. - Ava przytuliła mnie jeszcze raz. - Wszystko w porządku? Płakałaś? - troską w jej oczach łamała mi serce.

- To z tęsknoty. - pomrugałam oczami, chcąc odgonić kolejną falę łez. Miałam dość tych wszystkich kłamstw i tajemnic.

- Wracajcie do swoich zajęć. - usłyszałam poważny głos dziadka. - I nie rozgłaszajcie plotek.

Odsunęłam się od siostry, aby odwrócić się i spojrzeć na Odyna, który stał teraz na placu z groźną miną, obok Lokiego. Z twarzy bruneta biła zimna obojętność, której tak bardzo nie lubiłam. Był wyprostowany, a ręce złączył z tyłu. Nie patrzył na mnie, a na pałac za nami z tym chłodem w oczach. Na jego twarzy nie było śladu łez, zupełnie jakby wcześniej nie płakał.

Zebrani wrócili do swoich zajęć, szeptając między sobą, a wcześniej z szacunkiem ukłonili się przed Odynem. Wojownicy wrócili do swoich treningów i ćwiczeń. Wiedziałam, że mieli mnóstwo pytań. Czułam to i ponownie nawrzeszczałam w głowie na swoją głupotę.

Dziadek poczekał, aż na placu zostałam tylko ja, Ava, Hela, Loki, a także Frigga i ćwiczący w oddali strażnicy.

- Musimy porozmawiać, moja droga. - stwierdził dziadek, przechodząc obok mnie z dumnie uniesioną głową i poważną miną.

Patrzyłam, jak wraz z Friggą ruszył w stronę pałacu, a w tym czasie obok mnie stanął Ulf i Sif.

- Masz przejebane, księżniczko. - stwierdził Ulf, kładąc mi rękę na ramieniu.

Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy w niezrozumieniu. Kątem oka widziałam, jak Sif skarciła go spojrzeniem.

- Dlaczego? - nie rozumiała Ava. Nie wiedziała tego, co oni. Nie słyszała błagań Lokiego.

- Nie macie przypadkiem treningu? - nim ktokolwiek z nas zdążył coś powiedzieć, Laufeyson pojawił się obok mnie i mierzył uważnym spojrzeniem Sif i Ulfa.

- Misja wykonana. Wrócił stary Loki. - rozbawiona Sif popatrzyła na Helę, która uśmiechnęła się zadowolona.

Natomiast moja siostra, Sten, Ulf i Loki posłały kobietom zdziwione spojrzenia. Miałam ochotę przewrócić oczami na spisek cioci.

- Powodzenia. - życzyła wojowniczka, odciągając swojego przeznaczonego do treningu.

Sten uśmiechnął się do mnie pocieszająco również wracając do swoich ćwiczeń.

- Nie każmy staruszkowi czekać. - uśmiechnęła się szeroko Hela, patrząc na mnie i Lokiego.

Wymieniłam z brunetem niezrozumiałe spojrzenie, gdy ciocia z Avą u boku ruszyły do pałacu tą samą drogą, którą chwilę wcześniej odeszli dziadowie.

Wzruszyłam ramionami i poszłam śladem Heli i Avy, a Loki podążył za mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro