NK: Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko zaczęło się układać prócz moich relacji z ojcem i dziadkiem.

Cała reszta rodziny i przyjaciół odwiedzała mnie w Helheimie, którego ja nie opuszczałam. Mogłam udać się do Asgardu, jednak po co, skoro nie potrafiłam... Nie byłam gotowa na rozmowę z dziadkiem. Mogłam udać się na Ziemię, ale tam już nie było mojego domu. Tata nie chciał mnie widzieć, a ja nie chciałam się mu narzucać, skoro nie potrafił zrozumieć i zaakceptować mojej decyzji.

Nie mogłam tylko udać się do Jotunheimu. A Loki nie mógł odwiedzać Ziemi, a tak bardzo chciałam poznać Sivę. Musiałam ją zobaczyć, dlatego póki jeszcze trwały wakacje postanowiłam przezwyciężyć swój lęk i stanąć twarzą w twarz z przeszkodami.

🐍🐍🐍

- Loki jest już w Asgardzie. - poinformowała Hela. - Ja zostaję tutaj. - pogładziła ręką swój brzuch. - Tak będzie bezpieczniej dla maluszka.

- Rozumiem. - uśmiechnęłam się do cioci.

Hela była już w czwartym miesiącu ciąży. Zachowywała się dużo bardziej ostrożnie. Praktycznie nie opuszczała Helfheimu, nie piła alkoholu (nawet na swoim ślubie) i starała się nie angażować zbyt mocno w kłótnie dusz, dlatego z chęcią korzystałam z okazji do pomocy cioci.

- Seledrin ci pomoże. - Hela złapała moją dłoń. - Jak dopadnie cię zwątpienie, to przypomnij sobie, że jesteś moją bratanicą, a ja się nie poddaję. - uśmiechnęła się szerzej.

- Będę pamiętać. Dziękuję. - podeszłam do Seledrin i złapałam jego dłoń.

- Widzimy się za kilka godzin! - usłyszałam jeszcze krzyk Heli, nim kolorowe światło zabrało nas do innego Królestwa.

Zdziwiło nas brak obecności Heimdalla w złotej kopule, ale mimo tego ruszyliśmy w stronę pałacu.

- Loki mówił, że będzie czekał przy jeziorze w lesie. - zauważyłam, gdy Seledrin prowadził mnie po ogromnym placu.

- Tak, ale Odyn na pewno już wie o naszej wizycie. - przypomniał.

Skinęłam głową i resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Strach zaczął kiełkować w moim sercu, a zwątpienie zaprzątało moje myśli. Dobrze robiłam?

- Nie. - zatrzymałam się przed złotymi wrotami. - Nie jestem gotowa. Co niby miałabym powiedzieć? - patrzyłam ze strachem na Seldrina. - Cześć dziadku, chciałabym wiedzieć, co sądzisz o związku moim i Lokiego? Wiem, że jesteś zły, ale ta klątwa jest do dupy?! - wymachiwałam rękami, próbując wyrzucić z siebie wątpliwości. - Przecież to głupie!

- Tove... - Seledrin uśmiechnął się lekko, kładąc ręce na moich ramionach. - Właśnie to powinnaś powiedzieć. To twój dziadek. Zrozumie.

- Ojciec nie zrozumiał.

- Nie pakuj wszystkich istot do jednego worka. - mag uśmiechnął się szerzej.

Przytuliłam go, chcąc dodać sobie otuchy.
Bałam się. Cholera, tak bardzo się bałam.

- Będzie dobrze. - zapewnił Seledrin. - Cały czas będę przy tobie. - przypomniał, odsuwając mnie na wyciągnięcie ramion.

Skinęłam głową, łapiąc jego dłoń, a on pocałował mnie w czoło. Poczułam się silniejsza, gdy wiedziałam, że obok mnie jest mój przyjaciel, który mnie nie zostawi.

Asgardzki pałac był dziwnie pusty. Mijaliśmy sale, których strzegli strażnicy, aż doszliśmy do tej największej.

- Wybacz, pani. Ale trwa narada. - strażnik zatrzymał mnie nim otworzyłam złote wrota.

- Tove należy do rodziny królewskiej. - wtrącił Seledrin, bo ja nie wiedziałam, co powiedzieć.

Wtedy przypomniałam sobie ostatnie słowa Heli i wyprostowałam się dumnie, nieco mocniej ściskając dłoń przyjaciela.

- Dziadek na pewno nie będzie zły. - powiedziałam, choć nie byłam pewna swoich słów.

Żołnierze wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym skinęli głowami i otworzyli wrota. W złotej sali byli wszyscy moi przyjaciele i członkowie rodziny. Z tatą i Odynem na czele.

- Tove? - zdziwiła się Ava, na której twarzy od razu pojawił się uśmiech.

- Dawno mnie tu nie było, ale nie przybyłam na długo. - spojrzałam na dziadka. - Przepraszam, jeśli was zawiodłam. - jeszcze mocniej ścisnęłam dłoń stale towarzyszącego mi Seledrina. - Ale miłość i przeznaczenie nie są przestępstwem. - zauważyłam. - Nie zostanę królową Asgardu, dziadku. Przepraszam, ale do tej roli nadaje się moja siostra. Ja zasiądę u boku Lokiego na tronie Jotunheimu. Tak ustaliliśmy. - wyznałam. - Chciałam prosić o zlikwidowanie klątwy. Nikomu z was nikt nie utrudniał dążenia do celu, dążenia do szczęścia z bratnią duszą. Dlaczego więc tak bardzo każecie mnie i Lokiego? Co takiego wam zrobiliśmy, że nie pozwalacie nam żyć razem? - spytałam, patrząc na każdego po kolei. - Nie chcę słuchać ciebie, tato. Znam już twoje zdanie, które nie zmieniło się już od ośmiu miesięcy. - odezwałam się ponownie, gdy tata otworzył usta. - Będę z Lokim, czy wam się to podoba czy nie. Skończę liceum, ale będę mieszkać w Helfheimie. Nie chcę mieć w was wrogów. Chciałabym, abyśmy byli rodziną, tak jak dawniej. - mówiłam na jednym wydechu, przyglądając się twarzom bliskich. - Czy jesteście w stanie to zrobić? Czy możemy być znów rodziną? - spytałam z nadzieją i odwagą. - Wybaczycie nam miłość?

W sali zapadła cisza. Po kilku minutach popatrzyłam na Seledrina i wzrokiem poprosiłam go, aby nas stąd zabrał. Mag skinął głową, a po sekundzie staliśmy na polanie, tej samej na której ponad rok temu graliśmy w wyzwania.

Ciszę zakłócał głośny płacz dziecka. Spojrzałam w stronę jeziora, przy którym stał Loki z niebieskim zawiniątkiem na rękach, a obok niego Desmond.

- Długo kazaliście na siebie czekać. - mruknął Loki, gdy podeszłam do nich z Seledrinem, a on wciąż próbował uspokoić niemowlę.

- Zaliczyliśmy przystanek po drodze. - odezwał się Seledrin, a ja jak zahipnotyzowana, wyciągnęłam ręce w stronę Lokiego.

Laufeyson ostrożnie podał mi dziecko, które otworzyło swe duże, zielone oczy i przestało płakać, patrząc wprost na mnie. Jej oczy były wierną kopią oczu Lokiego. Jedynie jasne włosy nie pasowały do mojego króla.

- Jesteś śliczna. - wyszeptałam, delikatnie muskając palcem policzek dziewczynki, która uśmiechnęła się na ten gest.

- Jak to możliwe? Ja nie mogłem jej uspokoić, a ty tylko wzięłaś ją na ręce i...

- Miłość, Loki. Miłość. - westchnął rozmarzony Desmond, przyglądając się mi i dziecku.

- Będziesz świetną mamą, słońce. - zwrócił się do mnie Seledrin, łapiąc za dłoń swojego chłopaka.

- A Siva moją córeczką. - uśmiechnęłam się do dziewczynki, składając delikatny pocałunek na jej czole i popatrzyłam na Lokiego. - Mogę być jej mamą? Będziemy rodziną?

- Marzę o tym, złotko. - Loki uśmiechnął się szczęśliwy. - Będziemy rodziną, najszczęśliwszą we Wszechświecie. - objął mnie ramieniem w pasie, przyglądając się swojej córce, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej na jego słowa i gest. - Tove Laufeyson. - wyszeptał mi na ucho, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.

W końcu czułam się wolna i silna. Byłam szczęśliwa.

Tylko wszyscy dobrze wiemy, że nic nie trwa wiecznie...
A już na pewno nie szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro