🐍 Przeznaczona Kłamcy: Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zostałem zmuszony, aby znów zejść na Midgard, bowiem mój brat doczekał się drugiego potomka. A raczej potomkini.

Strażnik przerwał mi czytanie księgi, aby poinformować mnie o tej ważnej dla Thora i Agathy uroczystości. Frigga i Odyn, a także przyjaciele mego brata udali się do Thora, jego żony i córek już wczoraj, ale ja zwlekałem na ostatnią chwilę. Im mniej czasu spędzę w otoczeniu tych ludzi tym lepiej.

Żenowała mnie zwłaszcza ta miłość, roztaczająca się teraz w domu Thora. Przeznaczenie. Los, który przez jedno spojrzenie łączy ze sobą dwie dusze już na zawsze, tak mocno, że aż można umrzeć, chcąc się uwolnić z tej pułapki.
Na szczęście mnie to nie spotkało.

Jeszcze. Jednak skoro przeżyłem już tyle lat...

Thorowi też długo zajęło znalezienie tej jedynej, co wcale nie jest dziwne, biorąc pod uwagę cały Wszechświat. Tylko nieliczni mogą znaleźć swą drugą połówkę wybraną przez los. Reszta istot łączy się z miłości, przyjaźni, albo...
Właściwie sam nie wiem po co? Chyba, żeby zapełnić samotność.

Ale ja nikogo nie potrzebuję. Jest mi dobrze tak, jak jest. A to przeznaczenie to tylko wrzód na tyłku.

Z takimi myślami stanąłem przed zaśnieżonym domem brata. Był już tu spory tłum, zapewne rodzina Agathy i cała banda prymitywnych asgardczyków.

Środek zimy, grudzień. W Asgardzie zima była piękna, natomiast tutaj... Cóż, ujdzie.

Wziąłem głęboki oddech, przymykając oczy. Ludzie, jak ja ich nie znosiłem.

- To tylko kilka godzin. - powiedziałem do siebie uspokajająco i uniósłem rękę, by nacisnąć guzik, który był dzwonkiem.

Kilka sekund później drzwi otworzył mi brat z czteroletnią blondynką na rękach.

- Loki, jak dobrze cię widzieć! - wykrzyknął uśmiechnięty na mój widok.

- Wujek! - ucieszyła się czarnooka, wyciągając małe ręce w moją stronę.

Thor uścisnął mnie mocno jednym ramieniem, uważając na córkę, a gdy się odsunął podałem mu elegancko opakowane pudełko.

- Wiesz, że nie musiałeś nic przynosić. - powiedział szczęśliwy, zamykając za nami drzwi.

- Tradycja. - wzruszyłem ramionami, powstrzymując się od przewrócenia oczami.

- Wujek! - odezwała się Ava, przypominając o swojej obecności.

Wziąłem ją na ręcę, wiedząc, że jeśli nie zrobię tego teraz, później nie da mi spokoju. Powstrzymałem grymas, który pchał się na moją twarz, gdy dziewczynka ciasno objęła moją szyję .

- Nie mów tak do mnie. - przypomniałem.

- Mam siostsyckę, wujku. - pochwaliła się dumna, ignorując moje słowa.

- Ja mam brata. Nie polecam. - puściłem jej oczko z lekkim uśmiechem.

- Loki. - skarcił mnie Thor, a ja tylko się zaśmiałem.

- Taka prawda. - wzruszyłem ramionami, gdy weszliśmy wspólnie do zatłoczonego salonu.

Nikt nie zwrócił na nas szczególnej uwagi z czego się w duchu cieszyłem.
Thor pociągnął mnie w stronę swej żony, obleganej przez dziadków. Na ręce trzymała białe zawiniątko.
Agatha miała zaledwie dwadzieścia osiem lat. Była brunetką o czarnych oczach, liczącą metr siedemdziesiąt wzrostu. Wysoka, jak na Midgardkę, ale przy Thorze, który mierzył prawie dwa metry wyglądała niczym krasnal.

- Cieszymy się, że już przybyłeś, synu. - odezwał się Odyn, gdy tylko mnie zauważył.

Na jego słowa tylko skinąłem głową.
Postawiłem Avę na podłodze, a dziewczynka od razu pobiegła na kolana do szczęśliwej Friggi.

- Witaj Loki. - zwróciła się do mnie Agatha.

- Stworzyliście kolejnego półboga, który będzie mnie nazywać wujkiem. - wykrzywiłem się.

- Półboginię. - poprawiła mnie z uśmiechem brunetka, patrząc na zawiniątko na swoich rękach. Od jej wzroku pełnego miłości naszły mnie mdłości. - Ma na imię Tove. - wstała, by pokazać mi dziecko.

Małe, brzydkie coś, niemal bez włosów. Co w dzieciach było tak niesamowitego, że wszyscy ich pragnęli?

Niemowlę miało otwarte oczy. Były niebieskie, identyczne jak u Thora. Na małej twarzycce gościł radosny uśmiech, który wywołał we mnie mieszane uczucia.
Nagle zapragnąłem, widzieć go codziennie. Chciałem, aby ten uśmiech już nigdy nie zszedł z twarzy dziewczynki.

Na główce miała białą czapeczkę, spod której wystawały króciótkie czarne włoski, jak u mamy.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, gdy dziewczynka przygladała mi się z uśmiechem.

Mogłaby to robić godzinami, pomyślałem.

Podałem Tove zimny palec, gdy wyciągnęła malutką rączkę w moją stronę. Złapała go mocno swoją ciepłą dłonią, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Co się ze mną działo, do cholery?

- Chyba cię polubiła. - powiedziała rozbawiona Agatha. - Chcesz ją potrzymać? - spytała, ale nim zdążyłem odpowiedzieć, już trzymałem dziecko na rękach.

Przytuliłem zawiniątko do siebie, bojąc się, żeby nie upuścić dziecka.
Dziewczynka cały czas trzymała mój palec, a ja zapragnąłem jej dotknąć. Pochyliłem się, by złożyć niemal niewyczuwalny pocałunek na jej czole i dopiero wtedy do mnie dotarło, co tak właściwie się dzieje.

Przerażenie ogarnęło moje ciało, gdy ponownie spojrzałem na dziewczynkę, która nieświadoma powagi sytuacji, z uśmiechem bawiła się moją ręką.
Rozejrzałem się dookoła, by upewnić się, że nikt na mnie nie patrzył. Miałem szczęście, bo każdy zajęty był rozmową. W tłumie odnalazłem Thora i bez słowa oddałem mu dziecko, by jak najszybciej wyjść z domu niezauważonym.

- Na Odyna! - krzyknąłem wściekły i zrozpaczony, przed domem brata.

Nie mogło być nic gorszego od losu, który przeznaczył mi bratanicę.












19.04.2023r.

Wattpad usunął mi konto, które wiele z was już zapewne znało. Próbuję więc tutaj odbudować Isdes_. Mam nadzieję, że choć trochę się to uda.

Udanego życia 💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro