ŻK: Groźba i przysięga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tove Thorisdottir

Uśmiechnęłam się do Lokiego i złapałam go za dłoń, gdy drzwi sali otworzyły się. Sten powoli wszedł do pomieszczenia, a my tuż za nim i Odynem. Na dużym łóżku leżała Ava, a w ramionach trzymała białe zawiniątko, z którego wydobywał się głośny płacz. Obok mojej siostry, na skraju łóżka siedziały Hela i Frigga, a po sali krzątały się starsze kobiety, zapewne medyczki.

- Jestem ciocią. - wyszeptałam zafascynowana, przyglądając się zmęczonej siostrze, gdy zatrzymaliśmy się przed łóżkiem.

- Yhm... - mruknął Loki, obejmując mnie w pasie.

Uśmiechnęłam się, gdy Sten ostrożnie odebrał dziecko od swojej żony, a Odyn pocałował w czoło Friggę.

- Spisałaś się, siostro. - stwierdziłam, gdy szwagier pokazał mi moją siostrzenicę. - Jest śliczna i silna.

- Po mamie. - odparł Sten.

- Och, to na pewno. - mruknął Loki, jednak na tyle głośno, aby każdy go usłyszał. - Ty urodą nie grzeszysz.

Szturchnęłam go łokciem w brzuch, na co uniósł dłonie w geście kapitulacji, ale mimo tego na twarzach wszystkich pojawił się uśmiech rozbawienia.

- Chcieliśmy cię poprosić, Tove, abyś została matką chrzestną Hiry. - odezwała się zachrypniętym głosem Ava.

- Naprawdę? - popatrzyłam na siostrę szczęśliwie zaskoczona.

- Jeśli chcesz oczywiście. - dodał Sten. - Ale nie wyobrażamy sobie w tej roli kogoś innego.

- Oczywiście. Wow, to dla mnie zaszczyt. - zgodziłam się bez wahania z szerokim uśmiechem. - Więc Hira?

- Tak. - uśmiechnęła się zmęczona Ava.

Sten podał dziecko Odynowi, który uśmiechnął się, odsłaniając biały materiał z główki dziewczynki. Palcem ostrożnie narysował runę na czole dziecka, które patrzyło na niego dużymi, niebieskimi oczami.

- Witaj w rodzinie, Hiro. - dziadek pocałował główkę dziewczynki, po czym oddał dziecko mamie.

🐍🐍🐍

Kilka dni później odbył się uroczysty chrzest Hiry. Ojcem chrzestnym dziewczynki został Volstagg.

Tata popłakał się, gdy po raz pierwszy, tamtego wieczoru, gdy Hira przyszła na świat, wziął swą wnuczkę na ręce. Była to niebywale urocza scena.

Bardziej niezręcznie było, gdy cała rozradowana wbiegłam do komnaty Desmonda i Seledrina. Zastałam mężczyzn nagich w łóżku. Musiałam wyglądać niebywale głupio, bo chłopcy roześmiali się, ale co miałam zrobić? Nie spodziewałam się, że zastanę przyjaciół w takiej chwili. Mój humor jednak poprawił się, gdy przypomniałam sobie o siostrzenicy. Chłopcy cieszyli się ze mną z narodzin nowego członka rodziny.

- Będziesz mnie unikać do końca życia? - gdy wyszłam z sali, w której świętowano chrzest Hiry, natknęłam się na Sygin.

Nie było okazji porozmawiać wcześniej, a może prawdą było to, że jej unikałam?Nie chciałam mieć z nią żadnego kontaktu. Nie po tym, jak namieszała w moim życiu. Nie pozwolę, aby zniszczyła życie Sivie.

- Jakoś nie paliło mi się do rozmowy z tobą. - przyznałam szczerze. - A teraz wybacz, spieszę się. - próbowałam ją wyminąć, ale ta złapała moje ramię.

- To, że zabroniliście mi widywać się z własną córką, nie znaczy, że nie jestem jej matką. - wysyczała, mocniej zaciskając dłoń na moim ramieniu.

- To tylko więzy krwi. - wtrąciłam. - Gdybyś jeszcze nie zauważyła, nie mają wielkiego znaczenia w naszych czasach.

- Dlatego pozwala ci to być z Lokim? - syknęła. - Wujek z bratanicą. To okropne.

- Nikt ci nie każe wtrącać się w nasze życie. - zauważyłam spokojnie. - Znajdź sobie kogoś. - poleciłam. - Może zajmie twój cenny czas bardziej niż wtrącanie się w szczęście innych. Przecież wielu mężczyzn jest w stanie zrobić dla ciebie wiele, nieprawdaż? Wystarczy, że kiwniesz palcem. - uśmiechnęłam się lekko. - Dlatego Lokiego zostaw w spokoju i nie niszcz naszej relacji.

Dlaczego tak długo zajęło mi odgadnięcie, że to Sygin zasiała niepewność w Lokim jakiś czas temu?Przecież to było zbyt oczywiste, jednak nie wiedziałam, że Loki z nią rozmawiał. Ale to tylko rozmowa, więc...

- Nie możesz kazać mi przestać walczyć o to, co należy się mnie! - warknęła Sigyn, przybliżając wściekłą twarz bliżej mojej i tym samym mocniej wbiła chude palce w moją skórę.

- Zgłupiałaś?! - próbowałam wyszarpać rękę z jej uścisku, jednak okazała się silniejsza niż myślałam. - Niby co należy do ciebie? Loki? Siva?

- Obydwoje.

Puściła moją dłoń, odpychając mnie w tył. Wyprostowała się, poprawiając swą idealnie prostą, pomarańczową suknię.

- Zdobędę to, czego pragnę. - obiecała, stawiając krok w moją stronę. - Wszystkie zdobędziemy, bo tylko ty jesteś przeszkodą. - uniosła wyżej głowę, posyłając mi ostatnie wyniosłe spojrzenie, po czym oddaliła się, mijając główną salę.

- To groźba? - patrzyłam na plecy blondynki, w głowie studiując jej słowa.

Co chciała przez to powiedzieć? Czy zdrajca, który dosypał nam trucizny był powołany z jej rozkazu? Czy ona właśnie przyznała się do tego, że pragnie mojej śmierci? Bądźmy szczerzy. Nigdy tego nie ukrywała.

- Wszystko w porządku, złotko? - dotyk zimnych rąk na odkrytych ramionach wyrwał mnie z zamyślenia.

Odwróciłam wzrok od korytarza, za którym już dawno zniknęła Sygin i spojrzałam na Lokiego, który przyglądał mi się z zainteresowaniem i nutą troski.

- Tak, nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się lekko. - Porozmawiamy później. Wracaj na przyjęcie, ja... Muszę do łazienki. - pocałowałam Lokiego w policzek i nim zdążył mi odpowiedzieć ruszyłam w stronę wspomnianego miejsca.

Gdy tylko zamknęłam się w pomieszczeniu, upewniłam się że nikogo nie ma i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Zacisnęłam ręce na kraju umywalki, zamykając oczy. Pozwoliłam łzom płynąć po twarzy, a po chwili spojrzałam na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Obmyłam twarz zimną wodą, pozbywając się resztek zepsutego już makijażu i łez.

Czułam się okropnie zmęczona walką z wszystkimi przeszkodami, które los regularnie stawiał na naszej drodze. Czy nie mogłam być po prostu szczęśliwa? Czy mi i Lokiemu nie należał się spokój? Przecież prosiłam o tak niewiele.

- O co chodzi, złotko? - przestraszyłam się, gdy nagle usłyszałam za sobą męski głos.

Odwróciłam się błyskawicznie, opierając biodrami o umywalkę, a ręce zacisnęłam w pięści, gdy moje serce zabiło szybciej. Jednak widok ukochanego wypełnił mnie ulgą

- Wystraszyłeś mnie. - westchnęłam, patrząc w zielone oczy Lokiego.

- Przepraszam. - brunet podszedł bliżej mnie i położył dłonie na mojej talii. - Co się stało?

- Nic. - wyszeptałam, poprawiając materiał fioletowej, przylegającej do ciała sukienki do kolan, z długimi bufiastymi rękawami.

- Nie kłam, złotko. - ręka Lokiego ostrożnie przesunęła się w górę mojego ciała i zatrzymała na ramieniu, w miejscu, które ściskała Sygin.

Wykrzywiłam się nieznacznie na zimny dotyk Lokiego w bolącym miejscu. Znał mnie zbyt dobrze. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi. Brunet podwinął rękaw mojej sukienki i spojrzał na mnie zmartwiony, gdy zobaczył czerowne ślady palców dookoła ramienia.

- Kto ci to zrobił? - spytał, a jego zimny dotyk koił ból ręki.

- Rozmawiałam z Sygin. - odpowiedziałam. - Groziła mi, że... Powiedziała, że jestem przeszkodą i zrobią wszystko, aby zdobyć, to, czego pragną. - wyznałam. - Nie wiem, o co dokładnie chodzi Loki, ale ona na pewno miała na myśli ciebie i Sivę. - zacisnęłam palce na czarnej koszuli Lokiego, gdy patrzyłam w zielone oczy. - A ja nie pozwolę, aby ktokolwiek mi was odebrał.

- Nikt nas nie rozdzieli, złotko. - Loki pocałował mnie w czoło, obejmując ramionami. - Możemy wrócić do Jotunheimu szybciej. Nie musimy spędzić tutaj jeszcze tych trzech tygodni.

- Zostańmy. Chcę spędzić więcej czasu z rodziną. - poprosiłam. - Poradzę sobie z Sygin.

- Poradzimy. - poprawił mnie Loki.

Odsunął się ode mnie, gdy do łazienki weszły trzy kobiety, dwórki zaproszone na chrzciny Hiry.

- Pomyliłem łazienki. - Loki uśmiechnął się do nich onieśmielająco. - Już wychodzę naprawić swój błąd. - ukłonił się lekko, po czym spojrzał na mnie i puścił oczko.

Wyszedł z łazienki, zostawiając mnie z rozbawionym uśmiechem na twarzy i chichoczącymi kobietami.

- Zmieniłaś go, księżniczko. - odezwała się jedna. - Widać szczęście w jego oczach.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do nich szczerze. - To miłość.

Cztery miesiące później

- Nie mogę uwierzyć, że to już dzisiaj moja mała córeczka naprawdę przestanie być małą dziewczynką. - mama położyła dłonie na moich ramionach, przyglądając się mojej twarzy.

Po miesiącu spędzonym w Asgardzie, wróciliśmy do Jotunheimu. Do dzisiaj nie znaleźliśmy zdrajcy, który próbował nas otruć, jednak to nie powtórzyło się drugi raz. Często odwiedzaliśmy Krainę Bogów, zwłaszcza, że Siva mówiła coraz więcej, a kontakt z dziećmi, których w jotuńskim pałacu praktycznie nie było, bardzo jej pomagał.

- Wszystko minęło tak szybko. - westchnęłam.

- Twoja siostra była starsza, jak wychodziła za mąż. Jesteś pewna, że nie chcesz jeszcze poczekać? - próbowała mnie przekonać.

- Kocham Lokiego, mamo. - złapałam dłoń brunetki. - Chcemy stworzyć prawdziwą rodzinę. Mieć dzieci. Będę królową. - wymieniałam. - A dzisiaj o naszej miłości dowie się cały Wszechświat, jeśli o niej zapomniał.

- Jestem z ciebie taka dumna. - mama przytuliła mnie ostrożnie, uważając na biały materiał.

Kobieta ubrana była w prostą suknię wieczorową o kolorze pistacjowym, na grubych ramiączkach, z długim, luźnym rękawem i serkowym dekoltem. Na szyi brunetki błyszczał złoty naszyjnik z rubinem.

- Kocham cię, mamo. - odwzajemniłam uścisk rodzicielki.

- Też cię kocham, córeczko. - Agatha odsunęła się ode mnie i poprawiła materiał mojej sukienki. - Wyglądasz ślicznie.

Tak też się czułam, ale nim zdążyłam odpowiedzieć do komnaty wszedł Thor.

- I kto by powiedział, że to moja mała córeczka... - zatrzymał się kilka metrów przed nami.

Miał na sobie czarny garnitur spod którego wystawała pistacjowa koszula i czarny krawat. Długie blond włosy spiął lekko z tyłu głowy, a na palcu spoczywał złoty pierścień z rubinem.

- Mam już prawie dziewiętnaście lat. - uśmiechnęłam się. - Nie jestem mała, a dorosła.

- Moja mała córeczka wychodzi za mąż. - jęknął Thor, podchodząc do mamy. - Wyglądacie ślicznie, moje panie. - pocałował mamę w policzek. - Gotowa? Wszyscy już na ciebie czekają.

Odwróciłam się w stronę lustra, ostatni raz sprawdzając swój wygląd. Długa rozkloszowana suknia zdobiona koronką i tiulem pasowała na mnie idealnie. Piersi zakrywał delikatny koronkowy materiał, który ładnie przechodził na ramiona i zamieniał się w tiul. Długie rękawy poruszały się z każdym moim ruchem, będąc niczym tren. Szyję zdobił złoty naszyjnik, który niegdyś podarował mi Loki, a na palcach mieściły się pierścionek zaręczynowy, sygnet Lokiego, a także pierścionek, który dał mi, gdy zostałam jego dziewczyną. Na nogach miałam błyszczące szpilki. Czarne włosy Seledrin splótł mi delikatnie, jednocześnie pozostawiając je rozpuszczone, a na głowie umieścił złoty diadem i długi, biały welon. Cała suknia była jego projektem szytym specjalnie dla mnie.

Ostrożnie zakryłam twarz welonem i odwróciłam się w stronę taty z uśmiechem. Byłam gotowa, by spędzić wieczność z ukochanym.

- Gotowa. - podałam tacie swą dłoń, gdy ten wyciągnął swoją w moją stronę.

- Będę na was czekać na miejscu. Powodzenia. - mama posłała ostatni uśmiech w naszą stronę, po czym opuściła komnatę.

- Chyba jednak nie jestem gotowa. - spojrzałam na tatę, mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu, gdy ruszyliśmy w stronę drzwi. Nieznany stres oplótł moje myśli.

- Każdy na początku się boi. To normalne. - Thor zatrzymał się.

Patrzył na mnie z ojcowską miłością, szczęściem i uśmiechem. Tak bardzo się cieszyłam, że udało nam się pogonić i mimo wszystko jego relacje z Lokim były całkiem udane.

- Gdy ja żeniłem się z twoją mamą prawie uciekłem sprzed ołtarza. - zaśmiał się na to wspomnienie. - Odyn wyprawił mi przemowę motywującą, nim twoja mama dotarła na ślubny kobierec.

- Najwyraźniej pomogło. - uśmiechnęłam się.

- To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Potem wasze narodziny i każda wspólna chwila. - Thor złapał moją dłoń i pocałował jej wierzch. - Jesteś piękną, mądrą kobietą, słońce. Loki jest... Cóż... Całe życie był moim wrednym, chociaż mądrym bratem. - westchnął z rozbawieniem. - Jeśli jesteś szczęśliwa, ja również. Cieszy mnie szczęście twoje i Avy. - zapewnił. - Jednak, jeśli uronisz przez niego choć jedną łzę, nawet ty nie powstrzymasz mnie przed zrobieniem mu krzywdy. - ostrzegł.

- Nie skrzywdzi mnie. - byłam tego pewna. - Dziękuję, tato. - przytuliłam mężczyznę, który odwzajemnił mój uścisk.

- Chodźmy. - odsunął się ode mnie. - Jeszcze nie wypowiedzieliście słów przysięgi, a ja zaraz się rozpłaczę.

- To do ciebie nie podobne, tato. - zaśmiałam się cicho, gdy wyszliśmy na korytarz.

- No widzisz, słońce. Nawet bogowie mają słabości. - wzruszył ramionami. - Zwłaszcza oni...

Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Tata pozwolił mi zagłębić się w swoich myślach. Kochałam Lokiego i byłam pewna, że chcę spędzić z nim życie, ale nagle wizja wyznania tego przed setkami ludzi wydała mi się przerażająca. Loki miał rację, ślub był tylko papierkiem. Czymś, czego wymagali inni, aby każdy wiedział, że jesteśmy zajęci. Przecież i bez tego kochaliśmy się na zabój.

- Zawsze możesz uciec sprzed ołtarza. - przypomniał tata, gdy zatrzymaliśmy się przed ogromnymi mahoniowymi wrotami. - Pamiętaj, że umiem latać, więc przemieszczenie się nie jest problemem i...

- Skorzystam innym razem. - zaśmiałam się cicho, biorąc głęboki wdech.

- Jak chcesz. - tata dał znak żołnierzom, którzy otworzyli ciężkie wrota.

A gdy tylko to się stało, salę wypełnił odgłos marsza weselnego. Moim oczom ukazała się ogromna biała sala i rzędy krzeseł zajętych przez tysiące gości. Zacisnęłam mocniej dłoń na ramieniu taty, gdy spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się na mnie, a po sali przeszły szepty i szmery.

Czerwony dywan na środku sali prowadził nas do Lokiego i stojącego obok niego Odyna. Dziadek miał na sobie złoty garnitur, białą koszulę i dużą złotą koronę na głowie.

Natomiast Loki ubrany był w biały garnitur ozdobiony błyszczącą koronką. Spod białego materiału wystawała również biała koszula i krawat, a na nogach miał czarne oxfordy. Długie czarne włosy zaczesał do tyłu, a na głowie spoczywała biała korona. Wyglądał niesamowicie przystojnie i inaczej. Pierwszy raz widziałam go w tak jasnych kolorach, ale bardzo mu pasowały. Biel przyjemnie kontrastowała z czernią jego włosów.

- Uciekasz? - wyszeptał mi na ucho Thor, gdy już prawie staliśmy na ołtarzu.

- Nie. - odszepnęłam, nie odrywając spojrzenia od oczu Lokiego, które śledziły każdy mój ruch.

Thor zaśmiał się cicho, a gdy stanęłam naprzeciwko Lokiego, uścisnął mu rękę, posyłając groźne spojrzenie i szepcząc coś na ucho, po czym odszedł, zajmując miejsce obok mamy. Posłałam narzeczonemu zaciekawione spojrzenie, ale on tylko puścił mi oczko, uśmiechając się cwaniacko. Czyli nie dowiem się, co powiedział mu tata.

- Spotkaliśmy się dziś tutaj, aby połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim... - rozpoczął uroczystość Odyn, a na sali zapanowała cisza.

Nie odrywałam wzroku od oczu Lokiego, które tak samo patrzyły wprost w moje. Po dość długim wstępie Odyna, podaliśmy sobie prawe dłonie, które Wszechojciec objął swoimi. Chwilę później, po wypowiedzeniu kwestii dziadka, Elri przyniósł białą, jedwabną poduszeczkę, na której błyszczały dwie złote obrączki w kształcie małych koron.

- Teraz wasza kolej. - dziadek dał nam cichy znak, więc Loki wziął z poduszeczki mniejszą obrączkę. Puścił mi oczko, nim zaczął głośno mówić, nie odrywając ode mnie łagodnego spojrzenia.

- Ja, Loki Laufeyson... - zaczął, trzymając moją prawą dłoń, a w drugiej obrączkę. - Biorę sobie ciebie, Tove, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. - powoli wsunął obrączkę na mój serdeczny palec. - Oraz, że będę z tobą przez wieczność. Zawsze.

Uśmiechnęłam się, gdy pocałował wierzch mojej dłoni, po czym zabrałam z poduszeczki drugą obrączkę.

- Ja, Tove Thorisdottir, biorę sobie ciebie, Loki, za męża... - trzymałam jego zimną dłoń z uśmiechem. - I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. - wsunęłam obrączkę na serdeczny palec jego prawej ręki. - Oraz, że cię nigdy nie opuszczę i zawsze będę o nas walczyć.

- Co los złączył niech nikt nie rozdziela. - Odyn uśmiechnął się szeroko. - Oto ogłaszam was mężem i żoną. - odsunął się lekko w tył. - Możesz pocałować Pannę Młodą. - zwrócił się szeptem do Lokiego.

Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. Mój mąż pokonał dzielącą nas odległość. Ostrożnie odsunął biały welon z mojej twarzy do tyłu, po czym złączył nasze usta w czułym pocałunku. Cały Wszechświat stracił znaczenie, gdy teraz stałam tutaj, na ślubnym kobiercu, w ramionach mojego ukochanego mężczyzny. Dopiero gdy Loki odsunął się ode mnie z braku powietrza, dotarły do mnie oklaski, krzyki radości i gwizdy gości.

- Chyba będziesz musiał częściej nosić białe kolory. - wyszeptałam, stojąc w objęciach męża.

- Co tylko zapragniesz, najdroższa. - uśmiechnął się rozbawiony Loki, a jego oczy błyszczały szczęściem i miłościom.

- Nawet jeśli byłby to różowy jednorożco-pegaz? - uniosłam brwi z wyzwaniem.

- Wszystko. - zapewnił, a potem znów złączył nasze usta w namiętnym pocalnku. - Teraz czas, abyś została królową. - wyszeptał mi na ucho, chwilkę później.

Skinęłam głową, by zaraz przenieść swój wzrok na Odyna. Tym razem to Grinkel trzymał w dłoniach czerwoną poduszeczkę z białą koroną z diamentami. Natomiast Rendar trzymał drugą taką samą poduszkę z czerwonym jabłkiem i granatowym berłem. Uśmiechnęłam się do Lokiego, który stanął przede mną, u boku Odyna, po czym uklęknęłam przed dziadkiem i mężem, a na sali ponownie zapadła cisza.

- Tove Laufeyson... - odezwał się Odyn, a Rendar podał Lokiemu jabłko i berło. - Czy jesteś gotowa dźwigać ciężar korony?

- Jestem. - odpowiedziałam głośno.

- Czy obiecujesz wiernie służyć u boku męża w imię Jotunheimu i jego ludu?

- Obiecuję.

- Czy będziesz walczyć, o to, co kochasz, nie zapominając o swym królestwie?

- Będę. - odpowiedziałam. - Za wszelką cenę. - dodałam ciszej.

- Niech ta korona będzie znakiem twej władzy. - Odyn podniósł przedmiot z poduszeczki.

Grinkel natomiast zdjął z mojej głowy złoty diadem, na którego miejscu chwilę później spoczęła biała korona. Nieprzyjemny ciężar sprawił, że miałam ochotę się skrzywić, ale nie mogłam tego zrobić. Teraz, tutaj musiałam być idealną, pozbawiona wątpliwości.

- Niech każdy, kto ośmieli ci się sprzeciwić, pozna gniew władcy. - Loki podał mi berło. - Żądź wiecznie i sprawiedliwie. - w drugiej ręce spoczęło chłodne jabłko.

Uśmiechnęłam się do męża i wstałam z gracją, po czym posyłając uśmiech w stronę dziadka i doradców, odwróciłam się w stronę zebranych. Salę wypełniły brawa i okrzyki, a niektórzy ukłonili się przede mną, pokazując w ten sposób, że uznają moją władzę. Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gdy ramię Lokiego objęło mnie w pasie, a król złożył pocałunek na moim policzku.

- Witaj w naszym królestwie, moja żono. - wyszeptał mi na ucho.

Teraz miało być tylko lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro