Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałem jak zwykle koło dziewiątej, słonko ładnie świeciło i przedzierało swoje promienie przez zamkniętą roletę. Zszedłem po schodach, mając nadzieję że jeszcze spotkam babcię.
I stało się tak, jak chciałem.
- Hej.
- Dzień doberek Dawidku - staruszka uśmiechnęła się promiennie. Siedziała na kanapie w salonie.
- Jak się czujesz? Już lepiej?
- Tak, jest dobrze. Przecież ci mówiłam, że nie musisz się mną przejmować. Dam sobie z dziadkiem radę. - pogłaskała mnie po głowie.
- No wiem, ale jednak się trochę przejmuję. W końcu jesteś dla mnie ważna.
- Ile razy mam powtarzać? Dzwoń do tego swojego kolegi i mów, że jedziesz! Nie chcę żebyś przeze mnie nie pojechał.
- No ale..
- Nie ma żadnego ale! Dzwoń, dzwoń szybciutko. - roześmiała się.
- Jesteś na sto procent pewna?
- Tak, będzie dobrze.
- Trzymam za słowo...

Kończyłem się pakować, za dwie godziny mamy z Krystianem pociąg. W sumie to zawsze jeździłem nad morze autem, więc to będzie mój pierwszy raz. Mój pierwszy raz z Krystianem. Brzmi dość dwuznacznie, prawda?

Spotkaliśmy się o 18 na stacji. Było ciepło, w końcu był to letni wieczór. Jak nie cierpię tej pory roku, tak lubię ją w nocy, bo przynajmniej nie ma 40 stopni w cieniu.
- Na pewno wszystko wziąłeś? - z zamyślenia wyrwał mnie Krystian.
- Z tego co pamiętam, to niczego nie zapomniałem. Ale znając mnie to w połowie podróży okaże się, że zapomniałem jakiejś oczywitej rzeczy, czegoś w stylu portfela albo telefonu na przykład.
- Lepiej jak byś się mylił - roześmiał się.
- Tak w ogóle to daleko mamy ze stacji w tamtym mieście do tego domu twojej ciotki?
- Z tego co pamiętam to będzie około godziny piechotą, ale zawsze możemy zamówić taksówkę.
- Serio? Kurde, myślałem, że będzie bliżej - zdziwiłem się, bo w sumie pierwszy raz jestem na takiej 'wycieczce'.
- Przynajmniej schudniesz grubasie, trochę ruchu ci nie zaszkodzi - zaśmiał się.
- Nawet tak nie mów, bo popadnę przez ciebie w kompleksy - udawałem smutek.
- A właśnie, co z twoją babcią? Czuje się już lepiej? - spoważniał.
- Jakby nie czuła się lepiej, to by mnie tu nie było, wiesz? To głównie ona mnie namawiała do tego wyjazdu. Jakby nie chciała mnie ograniczać, bo według niej już sporo się nacierpiałem - odpowiedziałem szczerze, w końcu mogę uważać go za przyjaciela, prawda?
- Teraz mi trochę głupio - podrapał się w kark - tak bardzo nalegałem, a jak coś jej się stanie, czego oczywiście jej nie życzę, będę się pewnie obwiniać, za to że nie ma cię przy niej - rozmowa stawała się napięta, smutna.
Chciałem szczerze cieszyć się tym wyjazdem. Wiedziałem, że to ten czas. Czas na suchy żart.
- Krystian.
- Tak? - spojrzał na mnie.
- Wiesz dlaczego melon pływa w wodzie?
- Co? O czym ty...
- Bo to WATERmelon! - nie dałem mu dokończyć i zarazem zacząłem się dziko śmiać jak debil.
On tylko walnął facepalma i cicho się zaśmiał, miałem wrażenie że ze mnie, a nie mojego świetnego suchara, ale przynajmniej się uśmiechnął.
- Chyba już pociąg jedzie - zauważył.
- Przed nami długa droga, o której tam będziemy?
- Na internecie pisało, że mamy być coś koło 2 na tamtej stacji, ale trzeba będzie też wziąć pod uwagę jakieś opóźnienia, w końcu to polskie PKP - zaśmiał się krótko.

I wyjechaliśmy,  podróż była długa i męcząca, chociaż odrobinę lepsza niż samochodem. Nie przepadam jeździć autem, a w pociągu mieliśmy cały jeden przedział dla siebie, więc może dlatego bardziej mi się podobało. Nie spaliśmy, a przynajmniej ja nie spałem. Jakoś nie miałem ochoty, czekałem aż dojedziemy na miejsce i będę mógł spokojnie się położyć w łóżku. Ciekawe czy będziemy coś dzisiaj robić, może od razu, jak odeśpimy, pójdziemy na plażę? W sumie nie przepadam za plażą, bo jest tam gorąco, wieje wiatr, jest pełno dzieci i tak dalej, ale jakoś teraz mam ochotę trochę poleżeć na piasku i porobić dosłownie nic. Później ewentualnie się wykąpać w morskiej wodzie, a jak znudzi mi się plaża, to pójść na przykład na zapiekanki albo pizzę, a może frytki. Później pochodzić między starymi kamienicami i pooglądać towary na deptaku, które oferują sprzedawcy. Takie wakacje lubię. A do tego mam jeszcze fajne towarzystwo. Zapowiada się wspaniały tydzień.

Szliśmy już sporo czasu, było ciemno, ciepło, a ja byłem zmęczony podróżą i taskaniem jakże lekkiego plecaka, w którego pewnie bym się zmieścił gdyby nie moje rzeczy. A do tego jeszcze drugi plecak, tym razem mniejszy z bagażem podręcznym.
- Krystian, daleko jeszcze? Nie chcę mi się już taskać tych rzeczy - zaczynałem już narzekać.
- Jak chcesz to mogę ci je trochę ponieść, ale został nam naprawdę już mały kawałek.
- A co ja jakaś baba jestem, że chcesz nosić za mnie bagaże? - lekko się zaśmiałem.
- A co chciałbyś być mój? - też się zaśmiał.
- No jasne, a kto by nie chciał - nie wytrzymałem i śmiechłem.
- Widzisz ten domek? - pokazał palcem biały, zadbany domek blisko lasu.
- No widzę.
- To tam mieszka moja ciocia.

Dalej szliśmy rozbawieni, Krystian rzucił w międzyczasie paroma żartami. Nie powiem że nie, bo były śmieszne.

Przez dłuższą chwilę Krystian szukał kluczy do mieszkania, grzebał po tych kieszeniach, w plecaku szukał. I przestał. Spojrzał na mnie.
- Nie mam kluczy. Zapomniałem ich.
- Ty sobie chyba żartujesz, jak ich nie masz? - spojrzałem na niego przerażony. Gdzie my niby będziemy spać jak ich zapomniał?!
- No nie mam no.
- Ja cię kiedyś zabiję Krystian.
Nie odezwał się. Usiadłem więc pod drzwiami i zdjąłem plecak. On usiadł obok mnie. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Żartowałem - wyznał.
W tym momencie miałem wielką ochotę, żeby zrobić mu krzywdę.
- Ty idioto! - uderzyłem go pięścią w ramię.
- No przepraszam! Musiałem, nie mogłem się powstrzymać - zaczął się śmiać jak opętany.
- Nic nie musiałeś, w ogóle otwieraj te drzwi. Nie będę siedział przed nimi jak debil i gapił się jak śmiejesz się ze mnie, bo jesteś idiotą - zdenerwował mnie, nie lubię takich żartów, zwłaszcza gdy jestem zmęczony.
- I co jeszcze sobie życzy moja księżniczka? - dalej się śmiał.
- A mogłem nie jechać, po co ja się słuchałem babci. Dość tego, wracam do domu.
Wstałem i ruszyłem przed siebie bez plecaka, bo jestem głupi i o tym zapomniałem, a nie miałem zamiaru wracać do tego debila.
- Gdzież ucieka moja ukochana księżniczka? - ten debil za mną krzyczał.
Nie chciało mi się nawet odpowiadać. Szedłem przed siebie zlewając go totalnie.
Chwilę później poczułem ucisk na mojej dłoni.
- Chodź już do domu i się nie obrażaj, to był tylko niewinny żarcik - powiedział Krystian, nadal trzymają moją rękę.
- Następnym razem to serio sobie gdzieś pójdę, najpierw mnie przestraszyłeś, a później śmiałeś się ze mnie, że dałem się nabrać.
- Bez portfela to daleko nie zawędrujesz, w dodatku o 3 w nocy - zaśmiał się cicho.
- Wróćmy już i nie wspominaj o tym,  proszę.
- Niech i tak będzie - dalej było mu wesoło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro