Unikalne Pocałunki: Savanaclaw!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leona Kingscholar (leniwe pocałunki)

Nie wydostaniesz się z łóżka bez poprawnego przywitania.

Nie był nawet ranek, ani wieczór, ani żadna pora, która mogłaby wytłumaczyć, dlaczego odpoczywaliście w pokoju Leony, z dala od akademika, w którym niedługo miały się odbyć kolejne zajęcia. Było południe, nieco po drugim śniadaniu i wiedziałaś, że będziecie musieli iść szybkim krokiem, żeby zdążyć na zajęcia pana Crewela.

— Musimy wstawać...~ — powiedziałaś, delikatnie dotykając ramienia Leony. Nie zareagował, ale byłaś pewna, że jest w jakimś stopniu rozbudzony (nie przez dotyk, ale przez twoje upominanie się o czas) i cię doskonale słyszy ze swoim wybitnym słuchem i tobą przy jego uchu. Ale najwyraźniej cię zignorował, bo nie zareagował nawet gdy zaczęłaś rysować palcem kółka na jego dłoni.

Westchnęłaś, przewracając się na plecy. Nie chciałaś poświęcać kolejnej przerwy na wykłady o twoim spóźnianiu się (przez Leonę) i samotnym wysłuchiwaniu skarg (Leona spóźniał się na kazanie. Uciekał i nawet nie zapytał czy chciałabyś do niego dołączyć.)

Postawiłaś już nogi na podłodze i z braku lepszego pomysłu na zapełnienie chwili, bezskutecznie próbowałaś wyprostować kilka niefortunnych fałd swojego uniformu.

W jakiś sposób, ogon Leony owinął się wokół twojej talii, gdy próbowałaś wstać z łóżka i musiałaś zauważyć uważny, ale odrobinę ospały wzrok, który całkowicie nie doceniał i nie rozumiał dlaczego miałabyś rezygnować z kolejnych minut wylegiwania się.

— Wróć tutaj — powiedział, a ty wywróciłaś oczami. A mimo to, ponownie położyłaś się obok niego.

Jego ogon całkowicie rozluźnił uścisk, ale teraz to ręce Leony były na tobie. Palce jednej dłoni prześlizgnęły się po twoich plecach, aż znalazły się tuż przy głowie, którą w końcu Leona podtrzymał i zmusił delikatnie do nachylenia się w swoją stronę. Jego charakterystyczny zapach zmieszany z aromatem trawy i kwiatów stał się bardziej intensywny. Jeszcze chwilę szmaragdowe oczy były na tobie, nim zamknął je chwilę przed tym jak dystans między wami znikł całkowicie.

Znikł—?

Jego usta wpasowały się w twoje, a zęby delikatnie docisnęły się do twoich warg. Leona wydawał się nieustannie zbliżać do ciebie, chociaż z każdą chwilą było to coraz bardziej niemożliwe.

A może już po prostu nie myślałaś trzeźwo.

Chociaż nie czułaś żadnego smaku – lub twoje kubki smakowe w końcu oszalały? - zaczęłaś się upijać samą istotą tego pocałunku. Jednak, gdyby on sam miał smak, byłaś pewna, że byłby intensywny, równie mocno wypełniony zawziętością w celu zaćmienia twoich zmysłów.

...Szkoda tylko, że Leona wyglądał tak triumfalnie, gdy ty traciłaś rozum i serce.

To był również moment, w którym Leona westchnął sennie, opadł na poduszki i powiedział coś o dalszej drzemce. Spojrzałaś na niego z wyrzutem, zaczynając żałować, że dalej cię nie zatrzymuje przed pójściem sobie. A on uśmiechał się mimowolnie.


Ruggie Bucci (pocałunki posyłane ręką)

Ruggie zawsze był zabieganą osobą.

Często mijałaś go na korytarzu, gdy był na sprawunkach dla Leony i biegł zdobyć kolejną zachciankę Leony. Zwykle jego ręce są zajęte, ale ciężar książek nie wydaje się na niego wpływać, gdy przechodzi przez kolejny korytarz.

Gdy masz czas, pomagasz mu zanosić kolejne rzeczy do akademika, do Leony, na którego się skarżycie po drodze. Naprawdę wątpisz, że nawet gdyby was usłyszał, obchodziłoby go zdanie takich maluczkich jak wy, ale Ruggie i tak ostrzega cię, gdy wchodzicie na potencjalny teren pod jego uwagą.

Między zajęciami sporo przerw jest jednak krótkich, a dystanse długie, żeby przejść z jednej klasy do drugiej, znajdującej się na końcu budynku lub nawet poza nim. Nie masz wtedy za dużo czasu na, cóż, cokolwiek związanego z przypadkowym, ciepłym spotkaniem Ruggiego między lekcjami.

— Nie potrzebujesz z tym pomocy? — zapytałaś go, gdy między lekcją historii magii a alchemią, wpadliście na siebie na korytarzu. Wydawał się spieszyć, wykrzywiał się dramatycznie, jakby te kilka tomów, które nosił, sprawiały mu większą trudność niż lekcje pana Vargasa, ale pokręcił głową na twoją ofertę.

— Nah — przerzucił książki pod jedno ramię, by machnąć na twoje słowa ręką. — Masz, chyba, lekcje w przeciwnym kierunku, a ja za moją ciężką pracę mam mieć wolne popołudnie — uśmiechnął się z miną, którą odczytałaś: "Wiesz, w końcu są korzyści!". — Możemy później skoczyć gdzieś coś zjeść. Bo w końcu – uwaga, uwaga, powtarzam! - mam wolne popołudnie.

Dzwonek wypełnił korytarze, a wy musieliście się już naprawdę spieszyć.

Ruggie uśmiechnął się na pożegnanie i obrócił się na pięcie. Spojrzał jeszcze raz w twoją stronę i, gdy zobaczył, że nadal się w niego wpatrujesz, kąciki jego ust wykrzywiły się w górę jeszcze mocniej. Swoimi wargami ucałował swoje palce, a następnie przechylił je w twoją stronę. Dmuchnął na swoją dłoń (z cichym „szu~!"), mrugając jednym okiem.

Udałaś, że jego pośredni pocałunek trafił cię prosto w serce; przyłożyłaś rękę do swojej klatki piersiowej.

Otrzymałaś chichot, który przygłuszały rozmowy innych ludzi.

— No to ja zmykam! Czekaj na wiadomość ode mnie! — krzyknął ba pożegnanie – z kolejnym uśmiechem – i zniknął za kolejnym rogiem.

Już nie mogłaś się doczekać.


Jack Howl (pocałunek-ugryzienie)

Wilk był głodny.

Mogłaś to łatwo stwierdzić, bo, mimo wszelkich starań Jack'a, czułaś na sobie pilny wzrok, który obserwował każdy twój ruch. On sam próbował wbić wzrok w ziemię, ale wolał patrzeć ludziom w oczy, kiedy z nim rozmawiają, a teraz to ty się odzywałaś i...

Cóż, miał dylemat, ale doszedł do wniosku, że ostatecznie woli ciebie widzieć niż nie.

Podobny tok myślenia przewija się w jego pocałunkach – zawsze obserwuje. Powolne, bezmyślne gesty miłości raczej nigdy nie były jego rzeczą, kiedy we wszystko co robił, lubił wkładać swoje ambicje, przekonania. A Jack był pewny, że w akt troski trzeba położyć mnóstwo uwagi.

Właśnie dlatego nie potrafił spuścić z ciebie oczu, gdy każde sapnięcie lub głębszy oddech zwracały jego uwagę.

To zdarzało się często, bo Jack zawsze cię zaskakiwał swoimi pocałunkami. Powinnaś się była już do nich przyzwyczaić—może, po tak długim czasie—ale masz szczerą nadzieję, że tak się nie stanie. A jeżeli miałoby to nastąpić, wiedziałaś, że byłoby to później niż prędzej, bo pocałunki Jack'a były wyjątkowe.

Nie były perfekcyjne, bo Jack nigdy nie miał okazji (ani nawet pomysłu czy potrzeby), żeby tą umiejętność szlifować. Więc, nawet gdy już cię obejmował delikatnie, ale stanowczo, jakby trzymał same Życie w swoich rękach, zastanawiałaś się czym cię zaraz zaskoczy. I wtedy przybliżał się, aż całkowicie nie zajmował twojej wizji.

Nie pamiętałaś, kiedy ostatnio domyśliłaś się, jak będzie wyglądał wasz pocałunek.

Jego usta były ciepłe, ale to nie na nie zwracałaś uwagę. Czułaś na swoich wargach jego kły i język, i chociaż przyjemna sensacja mrowi ci w ustach, nie potrafiłaś powstrzymać cichego sapnięcia, gdy Jack lekko zamknął usta, a jego zęby delikatnie wbiły się w twoją skórę.

— A-auh...

Zauważył drgnięcie i z pewnym wyrzutem, szybko odsunął się od ciebie - na tyle, na ile pozwalał mu zasięg jego rąk, które nadal cię obejmowały.

— Och, a- Zraniłem cię, prawda? — przekręcił lekko głowę i po raz pierwszy oderwał wzrok by spojrzeć w pustą przestrzeń po jego lewej. — Przepraszam.

— Nie, nie — odpowiedziałaś szybko, kładąc dłoń na jego przedramieniu. — Nic nie boli. Za każdym razem jestem tylko zaskoczona. Ale wiesz, że to miła niespodzianka?

— Ale nadal....

...

— Czy... Powinniśmy poćwiczyć? — zaproponowałaś cicho. W twoich myślach ta oferta wyglądała bardziej godnie i zachęcająco, niż słowa, które przedstawiłaś Jackowi, zaczynającego wyglądać na bardziej zawstydzonego niż ty. Szybko dodałaś: — Jeżeli chcesz nauczyć się całować "normalnie", możemy się tego nauczyć...

— C... Co...? — spojrzał na ciebie dziwnie. — To... bardzo dziwna oferta.

— Ale przyznam ci się, że to są twoje ikoniczne pocałunki, które uwielbiam — kontynuowałaś, stając na palcach, by znaleźć się jeszcze bliżej jego twarzy, jego ust. — To, jaka jest twoja decyzja?

16.09.2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro