{Październik part 1}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciłam do Kuby i reszty ekipy. W międzyczasie spędziłam kilka dni na rozprawie sądowej, dotyczącej Kingi. Dostała 6 lat pozbawienia wolności, mimo tego, że Grabowski upierał się na conajmniej 10. Wszystko wraca do normy, oby tak zostało.

1 października, godzina 13:45, Warszawa

- Uwierz mi, że ta płyta to będzie hit! - mówi do mnie Zuza po odsłuchaniu ostatniego singla z naszego wspólnego krążka.

- Tak, platyna już jest nasza! - śmieję się i zamykam komputer. - Idziemy coś zjeść? - pytam czując pustkę w żołądku.

Dziewczyna przytakuje i podnosimy się z foteli. Wychodzimy ze studia po drodze żegnając się ze współpracownikami. Wsiadamy do jej samochodu i kierujemy się do najbliższej pizzeri.

Wchodzimy do środka i zajmujemy stolik w kącie restauracji. Po chwili podchodzi do nas kelnerka i zamawiamy średnią pizzę z kurczakiem. Czekamy na zamówienie, a w międzyczasie dzwoni mój telefon.

Na wyświetlaczu dostrzegam numer Krzyśka, więc lekko zaskoczona odbieram połączenie.

- Halo?

- Hej Roksi, słuchaj, możemy się spotkać? Mam ważną sprawę - mówi.

- Jasne, kiedy będziesz w domu? - pytam.

- Już jestem, ale muszę wyjść. Wrócę za godzinę, będziesz co nie?

- Tak, to do zobaczenia! Pa - żegnam się szybko widząc kelnerkę z naszym zamówieniem.

Odbieramy od niej posiłek i zjadamy go ze smakiem. W skórzanej obudowie zostawiam pieniądze razem z napiwkiem i z dziewczyną wychodzimy z restauracji. Szybko wsiadamy do auta i przyjaciółka odwozi mnie pod nasze mieszkanie.

Wysiadam żegnając się z nią i od razu kieruję się do budynku. Wchodzę do środka i rzucam się na kanapę. Z Zui dokańczamy nasz wspólny album i ostatnie dni cały czas kontrolujemy, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Preorder startuje już w czwartek, a jest piątek. Pierwsze egzemplarze już pojechały do produkcji.

Poprawiam swoją pozycję i w międzyczasie zdejmuję buty, płaszcz i szal. Chwytam swój telefon i na wyświetlaczu widzę powiadomienie z Instagrama: "solarmodelu obserwuje cię". Od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech, gdy widzę, że do mnie napisał.

Prowadzę z nim krótką konwersację, w której głównie pyta o płytę, karierę i cała sprawę z Kingą. Już nie boli mnie to tak bardzo, więc wszystko mu swobodnie tłumaczę. Słyszę jednak, że ktoś wchodzi do mieszkania.

- Roksi, super, że jesteś - w przedpokoju zauważam Krzyśka, który ściąga buty i bluzę. Wchodzi do salonu i rzuca się na kanapę.

- No, to opowiadaj, co to za wielce ważna sprawa! - uśmiecham się, aby dodać mu odwagi.

- Byłem dzisiaj w Ciechanowie... U swojej mamy. Jak byłaś jeszcze... - przełyka głośno ślinę. - Zakładniczką Kingi, Adaś poruszył trudny dla mnie temat i musiałem się upewnić, czy to nie są brednie. Dobra, nie będę owijał w bawełnę. Roksana, jesteś... Moją siostrą - otworzyłam że zdziwienia usta i wybałuszyłam oczy.

- Co?! - krzyknęłam. - A-ale... Ja nie miałam matki. Zmarła po moim urodzeniu - zaprzeczyłam.

- A ja nie miałem ojca, podobno wyjechał w delegację i już nie wrócił. Nie rozumiesz? To wymówki, nasi rodzice są po rozwodzie i podzielili się nami, moja matka dostała jeszcze Izę, moją siostrę. Jesteśmy rodzeństwem! - podniósł mnie do góry mocno przytulając.

- Też się cieszę Krzysiu... - wtulam się w niego, a on sadza mnie z powrotem na kanapie.

- A co tu się wyprawia? - do salonu nagle wchodzi Kuba z miną w stylu 'obyście mieli jakieś sensowne wytłumaczenie'.

- No co, nawet do brata nie mogę się przytulić? - uśmiecham się i wstaję z kanapy.

- Brata?! - krzyczy, a ja podchodzę i mocno go przytulam.

- Sama jestem w szoku, ale to prawda. Super, co nie? - uśmiecham się patrząc na czerwonowłosego, który wstał z kanapy i również do nas podszedł.

- Super? Dziewczyno, zajebiście! Teraz jesteśmy jeszcze bardziej ze sobą związani. - całuje mnie w usta, a z Krzychem zbija grabę.

- Dobra, to co? Opijamy sukces! - Krzysiek podchodzi do barku i wyciąga z niego trzy butelki czystej wódki.

Z Kubą patrzymy na siebie porozumiewawczo i śmiejemy się siadając na kanapie. Dosiada się do nas hypeman i razem wznosimy toast za naszą rodzinę. I tak właśnie spędzam resztę dnia. I nocy.

2 października, godzina 6:29, Warszawa

Budzę się i przecieram oczy. Nie mam kaca, bo odmawiałam alkoholu ze względu na ciążę. Za to chłopcy sobie nie żałowali i opróżnili dwie i pół butelki.

Obok mnie leży Kuba. Krzysiek został na kanapie na parterze, bo z nim było o wiele gorzej. Za nic nie mogłam go wnieść po schodach!

- Aaa! - piszczę, gdy czuję na swoich plecach rękę chłopaka. Uśmiecha się do mnie, ale chwyta się za głowę. - Kac morderca nie ma serca? - śmieję się.

- A żebyś wiedziała! - odpowiada zrezygnowany i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.

- Masz, wiedziałam, że się przyda - podaję mu szklankę z wodą i tabletki przeciwbólowe, które już wczoraj przygotowałam.

- Kocham cię kobieto - mówi, po czym połyka pastylki wypijając przy tym całą wodę.

Cmokam go w usta i wstaję z łóżka. Z szafki wyciągam świeże ubrania i kieruję się z nimi do łazienki. Wchodzę pod prysznic i szybko się myję. Później idę do kuchni zrobić śniadanie.

- Hej sis - widzę Krzycha stojącego przy blacie z kubkiem kawy i paletką tabletek w dłoni.

- Hej, ty też skacowany. No się nie dziwię! - śmieję się i podchodzę do lodówki, po czym wyciągam jajka, ser, bekon i paprykę.

- Jadę dzisiaj z Kubą do studia. Chcesz jechać z nami? Będzie Bartek i Igor, od razu omówimy szczegóły wyjazdu do Włoch. - mówi, a ja w tym czasie przygotowuję omleta z dodatkami.

- A kto w końcu jedzie? Ty i Kuba chyba musicie pojechać! - odwracam się do niego, kontrolując jednak potrawę na patelni.

- Tak, jedziemy w squadzie ty, ja, Kuba, Igor i Planek. Pasuje? - śmieje się.

- Pasuje! - na myśl o kolejnym cudownym wyjeździe z ekipą cieszę się jak dziecko.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, a ja w międzyczasie robię trzy omlety. Po kilkunastu minutach dołącza do nas Kuba i razem jemy śniadanie rozmawiając o wyjeździe. Pojedziemy po urodzeniu, bo nie chcemy narażać długą podróżą zdrowia ani życia dziecka.

- To co, zbieramy się! - mówi Kuba, a ja biegnę szybko na górę i z szafy wyciągam puchaty sweter z lisem i czarne rurki z poszarpanymi nogawkami. Do tego wysokie skarpetki w lamy.

Idę do łazienki i wykonuję potrzebne poranne czynności. Po zejściu na dół widzę gotowych chłopaków, więc z uśmiechem wychodzimy z domu.

*20 minut później...*

- Bartek! - rzucam się chłopakowi na szyję, gdy wchodzimy do studia. Odwzajemnia uścisk, po czym wita się z Kubą i Krzychem.

- Jestem! - w korytarzu słychać głos Igora, który po chwili dołącza do naszej ekipki.

- To co, bierzemy się do pracy! - krzyczy radośnie Quebo wyciągając i włączając laptopa.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej!

Sorka za opóźnienia, ale jestem na wyjeździe we Wrocławiu i mamy masę zwiedzania, więc nie jestem w stanie się ze wszystkim wyrobić.

Przy okazji, dziękuję za 10 000 wyświetleń! 🎉 Jesteście wspaniałą społecznością i na pewno wam to jakoś wynagrodzę. Chcecie jakiś specjal? Pytania do bohaterów, dodatkowe rozdziały?

Ohajo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro