12. Ty, który cierpiałeś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Olivia od zawsze była strachliwa. Jako dziecko, miała wrażenie, że kiedy źle ustawi stopę, chodnik się pod nią zapadnie. Gdy Thomas mówił "podłoga to lawa", szybko wskakiwała na kanapę, by nie jej nie dotknąć. Bała się, że ziemia naprawdę okaże się paląca i siedziała skulona na sofie, dopóki brat sam nie zeskoczył i nie powiedział, że wszystko jest okay. Zawsze szła jego śladami. Bała się stworzyć własną ścieżkę. Wolała wybrać tą bezpieczną, wybraną przez niego i iść kilka kroków za nim. Tak było bezpieczniej. Łatwiej. Ukrywała kim była, kim chciała być. Nikt nie wiedział, kim ona naprawdę była. Nawet ona sama. Ale odkąd poznała Rosie — dziwną dziewczynę o cudnym głosie, pełną tajemnic — choć trochę dowiedziała się czegoś o samej sobie. Wiedziała, czemu chciała poświęcić swój wyćwiczony "talent". Chciała grać u jej boku słuchając tych cudownych słów wydobywających się z ust Rosie. Pragnęła tego, jak niczego więcej z życiu. I żeby mogła to zrobić, musiała zrobić jedną, jedyną rzecz, której bała się od zawsze.

Sprzeciwić się matce.

Oczami wyobraźni widziała jej zniesmaczoną, pełną pogardy minę, z którą ją wychowywała. Zawsze taką miała, gdy nie było Thomasa. Kiedy patrzyła na swoją córkę — tą nieudolną istotę, namiastkę prawdziwego człowieka. Żyła w pewności, że była gorsza od innych. Zawsze. Ale jeśli wciąż miała taka być, to chciała przynajmniej robić coś, co lubi. Grać z przyjaciółmi. Grać dla nich. Grać na scenie. Z nimi. Chciała czuć, jak to mieć prawdziwych przyjaciół, których nigdy nie miała. Każdy, kto poznał ją lepiej, znikał. Ale miało być inaczej.

To ona miała zniknąć.

Olivii drżały ramiona. Knykcie zbielały. Trzymała się kurczowo łańcucha huśtawki wpatrując się we własne buty, tak jak robiła to chwilę temu Rosie. Ale się nie bujała. Tkwiła na zabawce powstrzymując łzy. Ostatni raz, kiedy na niej była, siedział przy niej Thomas. Uśmiechnięty, żywy brat. Ich nogi się stykały, ale ona jeszcze nie dosięgała do ziemi. Ściskał łańcuchy zasłaniając ją ręką, żeby nie spadła. Odpychał się od podłoża wydobywając spod tenisówek kłąb kurzu. Miała wtedy sześć lat, a on dwanaście. Byli tacy szczęśliwi... Tak pijani szczęściem... Uwielbiała spędzać czas z Thomasem, bawić się z nim, gdy matka nie zaganiała go do skrzypiec. Czasem, żeby oszukać matkę, włączał stare nagranie swoich prób i szedł do Olivii, by się z nią pobawić. Nawet wtedy, gdy on sam dawno porzucił zabawki. Ale między nimi było sześć lat różnicy. Ale mimo tak dużej różnicy wieku, zawsze się dobrze dogadywali. Umiał się z nią bawić. Nie wstydził się jej przed kolegami. Nigdy jej nie porzucił... Aż do śpiączki.

Czuła, że na tym świecie została sama. Ojciec dużo podróżował, a matka wylewała na nich swoje ambicję, którym Olivia nie mogła dorównać mimo że bardzo się starała. Ćwiczyła dniami i nocami, przez kilka lat. Dosięgnęła prawie perfekcji. Pisano o niej w gazetach. Ale to nie wystarczało, bo nie była Thomasem.

Przegryzła wargę, by się nie rozpłakać. Puściła łańcuchy huśtawki i wstała. Robiło się jej zimno, musiała wracać do domu. Otworzyła drzwi. Ojciec szykował coś w kuchni. Usiadła przy kuchennym stole nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Czuła się... Zakłopotana. Z jednej strony, Rosie była dziwna, ale coś do niej ją ciągnęło. Z drugiej, tęskniła za Thomasem. Od rozmowy z przyjaciółką, tęskniła za bratem coraz bardziej.

Ojciec podał jej kubek z kakao. Z pianką. JEJ ulubione. Nie Thomasa. Jej. On nie lubił pianek. Zawsze oddawał siostrze. To wywołało u dziewczynki świeże łzy. Ledwo się powstrzymywała.

— Nowa przyjaciółka? — zapytał odsuwając sobie krzesło naprzeciwko córki.

— Można tak powiedzieć — szepnęła. Nie wiedziała, co o jej słowach myśleć. Miała kołowato w głowie. Czuła się... Dziwnie. Z jednej strony chciała się śmiać, że w końcu znalazła odwagę, by sprzeciwić się matce, z drugiej tęskniła za bratem prawie jak nigdy, a po trzecie ta pianka... Ojciec pamiętał, co lubiła. To tak ją wzruszyło... Rzadko widywała ojca w domu. Bardzo rzadko. Pracował jako pilot samolotu. Często nie wracał tygodniami. Kochała go bardziej od matki. Zawsze tak było. To on, gdy była mała, przemycał jej cukierki do pokoju. Kłamał żonie, że Thomas ćwiczył, gdy tak naprawdę cały dzień bawił się z Olivią. Dziękowała mu za to.

Pan Chamberlain wyjrzał przez okno.

— Zdawało mi się, że kiedyś ją widziałem... Ale to małe miasteczko, pewnie gdzieś ją minąłem na ulicy. — Spojrzał na córkę z czułością. — Jest trochę starsza od ciebie, co?

— Tak. Ma prawie osiemnaście lat. Jest z mojej szkoły — wytłumaczyła Olivia ocierając łzy.

— Jak ma na imię?

Jakby matka ją tak pytała, stwierdziłaby to za wścibstwo. Ojciec robił to, bo... Bo chciał dowiedzieć czegoś o Olivii. Z czystej troski i z pragnienia porozmawiania z córką.

— Rosie — powiedziała biorąc piankę w palce. Była lepka i ciepła. Ugryzła kawałek. Smakowała, jak pamiętała z dzieciństwa.

— Wygląda miłą — stwierdził.

— Taka jest. — Olivia się uśmiechnęła. — Może nie wygląda, ale jest miła... Jeszcze dobrzej jej nie znam, więc jestem ostrożna, ale jest naprawdę miła. Poznałam kilku jej przyjaciół... Wszyscy interesując się muzyką. Wszyscy na czymś grają, tato!

Ojciec zrobił wielkie oczy.

— Serio? To świetnie! Grasz z nimi?

Przytaknęła. Oczy jej błyszczały z podekscytowania. Mogła z kimś o tym porozmawiać!

— Tak, tylko grają inny rodzaj muzyki. A Rosie możesz kojarzyć, bo chodziła na moje koncerty. Jest moją fanką. Mam fankę, tato. Jak Thomas.

— To świetnie, kochanie. Dobrze, że masz znajomych. I dobrze, że z nimi grasz. Poznanie innych gatunków muzyki, jest dobre. — Jego oczy nagle stały się smutne. — Muzyka klasyczna... To zawsze uwielbiała twoja matka. Ale ja nie. To kompletnie do mnie nie przemawiało. Ale do Thomasa tak. Z chęcią słuchał muzyki Anny, gdy jeszcze grała. Mnie się podobała, ale nie umiałem dostrzec tego, co oni! Rozumiesz o czym mówię, prawda? Zawsze byłaś do mnie bardziej podobna, niż do Anny — jego głos bym coraz bardziej podekscytowany. —Moja krew, Olivio. Na początku też nie lubiłaś muzyki klasycznej, prawda? Lubiłaś słuchać tylko Thomasa. Jego muzykę... Jego gra... Była idealna. Każdy w niej coś dostrzegał. I ty też, później, zapragnęłaś grać. Nie zabraniałem ci tego, choć wiedziałem, że robisz to ze względu na Thomasa i Annę. Nie sprawiało ci to tyle radości, co im, choć też to lubiłaś i masz talent. Ale muzyka klasyczna, nie jest dla ciebie. Cieszę się, że z nimi próbujesz coś nowego.— Pogłaskał ją po głowie.

Tego się nie spodziewała.

— Czyli... Nie byłbyś zły, gdybym porzuciła muzykę klasyczną? — zapytała niepewnym głosem.

Usiadł wygodniej biorąc łyk z kubka córki.

— Jasne, że nie. Dla mnie najważniejsze jest twoje szczęście. Tylko ty, Olivio...  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro