20. Ty, która masz wiedzieć o mnie wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Olivia nigdy nie słyszała szczerych rozmów w swojej rodzinie. Wszyscy coś ukrywali przed innymi. Używali szyfrów, mowy ciała, by zwieść rozmówcę i by nie musieć odpowiedzieć na pytanie. Jej matka była tego mistrzem. Zwodziła wszystkich, nawet swoją córkę, męża. Jedynie ona i Thomas znali prawdę. Prawdę o jej bracie. I miała się tego wszystkiego dowiedzieć dzięki Rosie. 

Matka przyniosła z kuchni trzy kubki wypełnione herbatą. Jedynie Olivia trzymała naczynie w dłoniach i popijała je, gdy one patrzyły na siebie wilkiem, jakby starając się udowodnić drugiej osobie, która z nich tu rządzi. Nieraz widziała ten wzrok kobiety, ale u Rosie - nigdy. Wydawały się groźne, żądne krwi, jak dzikie zwierzęta. Walczyły o coś, obie wiedziały o co, gdy dla dziewczynki to zostało tajemnicą. Obserwowała je tylko bojąc się odezwać. Dziwiło ją, jak nastolatka z miłej, zabawnej, kochanej przyjaciółki stała się lustrzanym odbiciem jej matki. Walczyły zacięcie, ale to Rosie wydawała się mieć przewagę. I to dużą. Jej uśmiech o tym świadczył. 

— No, pani Chamberlain — odezwała się w końcu starsza z dziewczyn. — Co ten akt oznacza? 

— Smarkulo. Nie muszę ci się tłumaczyć. Jesteś tutaj tylko dlatego, że Olivia o to poprosiła. Więc uważaj na to, co mówisz, bo może się to dla ciebie źle skończyć — ostrzegła kobieta. 

— Mamo... — chciała upomnieć ją córka, ale Rosie jej przerwała: 

— Ach tak? A ja sądzę, że jestem tutaj z innego powodu. Pani nie chcę, żeby policja wzięła w tym udział, prawda? Co się stało z tym dzieckiem? W końcu, to pani. Tak mówi akt.Pani i pani męża. Wasze, rodziców Olivii. Więc dlaczego ona nic nie wiedziała, że ma jeszcze jednego brata? Czy to dziecko żyje? 

Oczy kobiety zaszły mgłą, gdy je przymrużyła. Patrzyła na coś na podłodze. Wydawała się nad czymś zastanawiać. Coś... Wspominać. Coś nieprzyjemnego, bo wygięła wargi w grymas. Wzdrygnęła się. 

— Czy ten chłopiec żyje? — powtórzyła pytanie Rosie. Jej głos był łagodny, ale Olivia wyczuwała w nim zniecierpliwienie. 

— Nie wiem — szepnęła kobieta. — Nie mam z nim kontaktu, odkąd się urodził. 

Rosie odetchnęła z ulgą. Oparła się wygodniej o kanapę. 

— Chryste, jak ja się cieszę, że pani przyznała, że to pani dziecko! Już myślałam, że będę musiała panią zmuszać do przyznania się do mania trójki dzieci.  

— Jestem wpisana na akcie urodzenia. Wypieranie się nie miałoby sensu — zauważyła matka Olivii. 

— Tak, to prawda, ale proszę zauważyć, że czasem, mimo tego, że dowody są skierowane przeciwko jednej osobie, wszystko wskazuje na jej winę, często i tak się wypiera. 

— Trudno. Prawda wcześnie czy później i tak, by wyszła na jaw. 

— Więc... Dlaczego pani oddała to dziecko? 

Kobieta wzięła głęboki oddech. 

— To była moja kara — powiedziała pewnym siebie głosem patrząc na kubek z herbatą. 

— Kara? — zdziwiła się Olivia. — Jaka kara? Za co kara? 

— Mój mąż — kontynuowała, jakby nie usłyszała córki. — nie mógł wybaczyć mi jednej rzeczy. Wybaczyłby mi wszystko... I tak jestem mu wdzięczna, że zrobił aż tyle... 

Rosie pochyliła się przyglądając uważnie twarzy kobiety. 

— Aż tyle? Co pani ma na myśli? 

Matka uniosła głowę. W jej oczach lśniły łzy.  

— Co mam na myśli? — zaśmiała się. — A to, że zdradziłam męża i zaszłam z kochankiem w ciążę.— Przyłożyła dłoń na brzuchu. — James nie jest ojcem Thomasa. Jest nim mój... Kochanek. Cieszyłam się, gdy zaszłam w ciążę, ale nie wiedziałam, że to dziecko nie jest Jamesa. W końcu, gdy urodziłam... Jedno dziecko było, jak on, gdy był młodszy... A drugie... Wyglądało, jak mój kochanek. Jak brat twojego ojca, Olivio. Moim kochankiem był brat Jamesa. Wydało się wszystko, gdy urodziłam. Pobili się... A ja nie mogłam nic zrobić. Ciężko przeżyłam cesarkę. A James... Był na niego wściekły. Myślał, że mnie zgwałcił. — Zaczęła płakać. — A ja go zdradziłam, bo tego CHCIAŁAM. Chciałam zdradzić Jamesa. Jego brat, Thomas, mnie pociągał. I przespałam się z nim. Nieraz. Nie dwa. Kilka. Nawet tego nie zliczę. Nie umiem. Kiedy James wyjeżdżał, Thomas był przy mnie. Opiekował się mną. Kochał mnie... Miałam dwóch braci. Czy to nie wspaniałe? Jak w romansie. Wiele muzyków zdradzało. Ja też... Ale... Ale ja tego nie żałowałam... Kochałam ich obu... 

— Mamo. — Olivia chciała podejść do matki i chciała ją przytulić, ale Rosie ją powstrzymała. Oczy nastolatki były wąskie z wściekłości. 

— Czyli... Pani oddała Jamesa Juniora? 

Kobieta pokiwała głową łkając. 

— Tak. Bo James by tego nie zniósł. Chciał tylko to drugie dziecko. Jedno, nazwaliśmy James Junior, by Thomas pamiętał swój grzech. A my mieliśmy Thomasa - żebym ja zapamiętała, pamiętała, że zdradziłam. Rodzaj kary. Stwierdził, że patrzenie na bliźniaki sprawiłoby mu za dużo bólu. Dlatego mamy tylko Thomasa. Jamesa oddaliśmy kochankowi. To moja kara. Ja... Ja... Ja i tak jestem wdzięczna, że mi wybaczył. Kazał mi zapomnieć o swoim bracie. Nigdy więcej go nie zobaczyłam. Dziecka także.

Kobieta schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre.  

Rosie puściła nadgarstek Olivii, która od razu pobiegła do matki i ją przytuliła. 

Była za mała, za młoda, by wszystko zrozumieć, ale na tyle dojrzała, że poczuła ból w jej głosie. Nie chciała wiedzieć, co kobieta wtedy przeżywała. Ale... Zdradziła. Co ojciec musiał odczuwać? Rozczarowanie? Potępienie? Żal? Złość? Smutek? Rozgoryczenie? Nie wiedziała. Mogła tylko sobie to tylko wyobrażać. 

— To skoro tak pani kocha dzieci, utraciła jedno, a przyszła kolejna - Olivia, to dlaczego pani dla niej taka jest? — wysyczała Rosie. Wstała. — Dlaczego pani jest dla Olivii taką suką?! Suką bez uczuć?! Suką, nie matką. I do tego kurwą? 

Olivia spojrzała się na przyjaciółkę. Jej oczy płonęły z wściekłości. 

— Rosie, przerażasz mnie... — pisnęła dziewczynka. 

— Olivio, twoja matka się puściła. I co? Żałuje tego? Myślę, że żałuje, że została przyłapana. Wiesz, jak takie kobiety są nazywane? Jesteś jeszcze mała, ale powinnaś to wiedzieć, bo twoja matka się puszcza. Kurwa. Anno, jesteś nic niewartą kurwą! Nie żałujesz, że się puściłaś? Może jeszcze Thomas ci płacił? Jesteś... Jesteś... Ohydna. Nie mogę na ciebie patrzeć — powiedziała z czystym obrzydzeniem. 

Dziewczyna wstała i zaczęła iść w stronę drzwi. 

Kobieta zaczęła płakać coraz głośniej. 

— Rosie — pisnęła Olivia. Chciała zatrzymać przyjaciółkę. Obiecała, że przy niej zostanie, to dlaczego chciała odejść? 

— Olivio... — Przyjaciółka spojrzała na nią ze łzami w oczach. —Muszę wyjść. Przepraszam cię. Zadzwonię. Po prostu... Nie mogę tu dłużej zostać. Przepraszam. 

I wyszła zanim dziewczynka zdążyła choćby otworzyć usta. 

Olivia znów została sama obejmując szlochającą matkę.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro