7. Ty, który nigdy nie płakałeś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Thomas żył, mieszkał razem z nimi, Olivia znikała w jego cieniu. Wszyscy patrzyli się tylko na niego, a ona rozpływała się w powietrzu, jak iluzja. Kiedy się odzywała, ludzie wydawali się zdziwieni, że ona w ogóle istnieje. Rozumiała dlaczego. Thomas był zawsze od niej we wszystkim lepszym, ale ona nie miała mu tego za złe. Może w przyszłości, gdyby wypadek się nie zdarzył, byłaby na niego zła, że zawsze stał przed nią, zasłaniając kompletnie przed światem. Czuła, że to był pewien rodzaj troski, którego nie rozumiała. Może chciał chronić ją przed potworami? A może przed czym, czego nie widziała?

Minął tydzień odkąd postanowiła grać razem z licealistami. Najcudowniejszy tydzień w jej życiu. Na każdej przerwie do niej przychodzili i podczas lunchu, mogła usiąść razem z nimi. Uśmiechali się, gdy mijali się w korytarzu podczas lekcji. Spuszczała wzrok, kiedy Warren się do niej szczerzył. Dłonie się jej pociły na jego widok, serce waliło jak oszalałe. Nigdy niczego takiego nie czuła i nie rozumiała, co się z nią działo. Ignorowała to. Spuszczała głowę, gdy widziała jego koszulkę z rysunkiem super bohatera, czy z logo zespołu, którego nie znała. Jednak często się zdarzało, że zostawała z nimi po lekcjach, by posłuchać śpiewu Rosie, gry Warrena na wiolonczeli albo Olivii. Lubiła dla nich grać. Nie grała tylko muzyki klasycznej. Także z filmów, a także z bajek Disneya, które uwielbiała oglądać. Rodzice często jej wtedy wyłączali telewizor, bo uważali to za dziecinne, ale ona zbierała tablet z biurka Thomasa i oglądała w swoim pokoju.

Najbliżsi kupowali prezenty dla Thomasa, jakby z nadzieją, że się obudzi i będzie mógł się nimi bawić. Część z nich to pluszaki, choć wszyscy wiedzieli, że on już z nich wyrósł, gdy był w wieku Olivii, czyli rok przed wypadkiem. A teraz, w wieku piętnastu lat, dlaczego miałby do nich powrócić? Zapewne numerem jeden znów się staną dla niego skrzypce. Musiała przyznać, tęskniła za jego grą. Kochała patrzeć na taniec jego palców przeskakujących po strunach; jak kiwał się na czubkach butów wsłuchany we własną grę; miękkie, delikatne ruchy nadgarstka, dłoni trzymającej smyczek; jak cienie rzucane przez rzęsy tańczą, kołyszą się w takt muzyki, które wychodziła z jego wnętrza, z jego serca... Tęskniła za tak małymi rzeczami, za tak naturalnymi, ale czuła, że nigdy już ich nie ujrzy. Trzy lata to kupa czasu. Z każdym dniem szansa na jego wybudzenie malała. Po ponad tysiącu dniach jest małe jak istnienie Olivii.

Jak w każdy dzień, po lekcjach poszli do sali muzycznej i przestawili ławki tak, by mogli spokojnie grać. Warren z Davem nosili je, trzymając nad głowami, a dziewczyny siedziały na podłodze w kręgu z małym głośniczkiem na środku podłączonym do telefonu Rosie. Mimo gorąca, panującego na dworze, miała na sobie koszulkę z długim rękawem, długie spodnie. Olivia nie mogła się napatrzeć na jej twarz z mocnymi, ale bardzo ładnymi rysami, którą zazwyczaj zasłaniały włosy, ale tym razem je związała. Miała przekute uszy w kilku miejscach. Jeden kolczyk szczególnie się jej spodobał- smok owinięty wokół ucha, jakby pilnował jakiegoś skarbu. Olivia jej zazdrościła. Rodzice zabronili jej przekucia sobie uszu. Dlaczego? Tego się nie dowiedziała. Dziś na sobie miała koszulkę w pięciolinię z kawałkiem utworu, który był źle napisany. Bez sensu. I dlatego jej się tak bardzo podobała. Miała na sobie szarą plisowaną spódniczkę, czarne podkolanówki i trampki.

— Co dziś gramy? — zapytała Anabeth.

— A co cię to obchodzi? I tak nie grasz na żadnym instrumencie — zauważył Dave.

Chłopak zawsze był szczery, aż do bólu. Nigdy nie widziała go z inną miną niż z czystym znudzeniem, obojętnością. Nie widziała, co o nim myśleć. Lekko ją przerażał, ale także go szanowała za to, że był sobą niezależnie od sytuacji. Dave to... Dave. Nie umiała tego inaczej określić.

— No tak, ale mi się nudzi! — jęknęła.

— Mam pomysł — powiedziała nagle Rosie, nie patrząc na nikogo. Wzrok miała utkwiony w monitor telefonu.

— Jaki? — zapytał Warren, siadając tuż obok Olivii. Serce jej mocniej zabiło. Spojrzała się na niego nieśmiało i lekko się odsunęła, uważając, żeby go nie dotknąć.

— Obejrzymy anime! — wykrzyknęła radośnie.

— Na tym małym telewizorze? Głupota — powiedział Dave.

Olivia się zarumieniła. Potarła policzek. Nigdy tego nie oglądała, ale z pojęciem już się spotkała. Wsłuchiwała się w rozmowę, nie biorąc w niej udziału. Bała się przyznać, że nie miała z tym styczności, oprócz Pokemonów, bo mogliby ją wyśmiać...

— Co powiecie na "Madokę"? — zapytała Anabeth, wstając i wymachując jakoś dziwnie rękami. Jakby trzymała muszkiet i go rzucała za siebie.

— Lepiej "No game no life" — powiedział Dave. - — To anime przynajmniej czegoś uczy.

- Taa... Szczególnie Shiro z aparatem Sory. Podziękuję — odparła Rosie.

— "One Piece"? — dołączył się Warren.

— Ponad siedemset odcinków? Podziękuję — odrzuciła pomysł Rosie. — Ej, a może, Olivio, ty wybierzesz, co?

Jej serce zabiło szybciej. Bała się. Dłonie zaczęły się jej pocić jeszcze bardziej, nie tylko przez towarzystwo Warrena.

— J-ja... - wyjąkała.

— No co? — zapytała Rossie. — Ach! Chyba rozumiem! Nie oglądasz tego badziewia, tak?

Przytaknęła ruchem głowy.

— Trzeba nadrobić zaległości — zaśmiała się. Wsadziła w jej dłonie swój telefon. - Tutaj masz listę. Opisy, gatunki, ilość odcinków. Wybieraj. Co chcesz. Zgodzimy się na wszystko, prawda? W końcu nigdy żadnego nie oglądałaś.

— Oprócz "Pokemonów" — jęknęła cichutko.

Zaśmiali się, jakby opowiedziała jakiś żart, ale nie złośliwie. Razem z nią. Serdecznie.

Olivia zaczęła przeglądać listę.

— Rozumiemy. Ojeju, jak ja sobie przypominam początki, to aż łezka się w oku kręci. — Anabeth pociągnęła nosem.

— Mojego lepiej nie wspominać — powiedział Warren, chichocząc.

— Czemu? — zapytała Rossie.

— "Kiss x Sis".

Zaczęli rozmawiać o różnych seriach, dopóki Olivia nie wybrała serii. "Nana". Wszyscy wydawali się zaskoczeni, ale Rosie tylko się uśmiechnęła, jakby wiedziała, że to wybierze. Wydawało się dosyć jasne, bo w opisie był romans i muzyka. Idealne dla niej, a także komedia — dla chłopców. Dla każdego coś dobrego. Tak myślała. Oglądając pierwsze odcinki na rzutniku w klasie, już miała łzy w oczach. Romans, dramat i komedia, mieszanka idealna, wyszła na pierwszy plan, tworząc bombę uczuć, które pożerały ją od środka. Nie mogła powstrzymać łez, gdy była historia Hachico Nany, nieszczęśliwie zakochanej w chłopaku. Ona się stała, kochała go, a on ją zdradził, nie doceniał tego, co ona dla niego robiła.

Płakała, gdy Nana zrozumiała, co się stało. Że on już jej nie kocha. Woli inną.

Wtedy Olivia się popłakała, a Rossie przytuliła ją do siebie, gładziła po głowię. Nie wiedziała, dlaczego się wzruszyła- przez anime, czy dlatego, że poczuła się w końcu dobrze w czymś towarzystwie. Przy kimś, kto nie był Thomasem.

//

Hej :D

Przepraszam, że trochę nie pisałam, ale końcówka szkoły i po szkolę od razu na wyjazd i nie wzięłam laptopa.

Historia pomału się rozkręca. Za niedługo pierwsza tajemnica. Ktoś ciekaw? Ktoś wie, jak potoczą się losy Olivii? Starałam się dać kilka wskazówek, ale cóż... Może ktoś odkrył i pierwsze teorie spiskowe już są? Mam nadzieję, że tak!

Miłego dnia, ludki!

Kreona  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro