Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krzysztof Bosak

Nie chciało mi się przyjeżdżać na pierwszą lekcję, więc po prostu na nią nie poszedłem, bo w końcu kogo obchodzi język szatana jakim jest niemiecki? Zapewne spałbym dalej, ale Korwin wydzwaniał do mnie na komórkę, żebym ruszył dupę, więc niechętnie, ale przyjechałem.

- Co ty przyjaciół nie masz czy co? - spytałem, kiedy wpakował mi się do samochodu.

Janusz uczepił się mnie jak jakiś kleszcz. W sumie oboje nie mieliśmy znajomych, ale nie potrzebowałem do szczęścia jego obecności. Wystarczył mi Passat dziadka. Ciekaw jestem czy gdzieś tam z góry widzi, co wyprawiam z jego samochodem.

- Odezwał się ten, który ma ich pod dostatkiem. - prychnął, a ja spiorunowałem go wzrokiem - No co? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś lubiany?

- Przynajmniej nie szukam towarzystwa na siłę. - powiedziałem zgodnie z prawdą - Jak ci się podobał prezent?

- Jaki prezent? - spytał w lekkim szoku.

- Czyli się podobał. - uśmiechnąłem się pod nosem.

Handlowałem narkotykami, ale sam ich nie zażywałem. Nie kręciło mnie to za bardzo. Lepiej było dostawać za nie pieniądze, czasami nie małe. Starałem się, żeby nikt ze szkoły nie dowiedział się o tym co robię.. ale wpadłem. Korwin zdobył mój numer telefonu od jednego z moich klientów i tak mnie znalazł. Nieświadomy, że to on - umówiłem się z nim w wyznaczonym miejscu i oboje byliśmy zaskoczeni. Musiałem spełniać jego zachcianki byleby trzymał dziób na kłódkę. Dobre tyle, że będę miał gwarantowany dochód na jakiś czas.

- Ale o czym ty mówisz?

- No nie pamiętasz już dlaczego przyjechałem na koniec zakończenia? - spytałem unosząc brew - Załatwiałem dla ciebie towar. - przypomniałem mu.

Kiedy zadzwonił dzwonek - oboje wysiedliśmy z samochodu. Miałem z Jankiem historię, więc nie musiałem zaglądać do planu lekcji, a później latać niewiadomo po jakich salach.

Historia była idealną lekcją do tego, żeby spisać nieodrobioną pracę domową z matematyki czy też innych przedmiotów, ale ja wolałem naładować energię na resztę dnia.

Usiadłem na samym końcu sali nie wyjmując nawet książek, bo i tak ich nie używaliśmy. Nauczyciel przez całą lekcję miał uruchomiony jeden slajd i gadał o wszystkim, ale nie tym o czym trzeba.

- Czy wy wiecie co ja wczoraj widziałem w telewizji? - spytał pan Frontczak wchodząc do sali, ale w szkole był znany jako „Fryta" - Widziałem świetny film. Wyciskacz łez normalnie. Tytuł to Titanic.

- Przecież ten film jest do dupy. - chyba po raz pierwszy w życiu odezwałem się na lekcji i to z własnej woli.

Czułem jak wszyscy się na mnie spojrzeli. Zapewne jakieś cizie będą mnie teraz obgadywały, że nie mam serca i inne takie, ale miałem to totalnie gdzieś. Niech ludzie mówią sobie co chcą. Ja swojego zdania nie zmienię.

- A oglądałeś go chociaż Krzysztofie? - spytał Fryta.

- Inaczej bym się na ten temat nie wypowiadał. - kontynuowałem - Też potrafiłbym nakręcić taki tandetny film romantyczny z katastrofą w tle.

Tak naprawdę Titanic był ulubionym filmem mojej matki. Oglądałem go już z ponad dwadzieścia razy i wiedziałem dokładnie co kiedy się stanie. Miałem już dosyć za trzecim razem, ale nie chciałem psuć jej radości. W końcu za dziesiątym uznałem, że skoro mam idealną podzielność uwagi, to mogę w międzyczasie rysować.

Rysowałem ludzi, ale najlepiej widziałem się w portretach. Czasami z nudów nawet „bazgrałem" w swoich zeszytach przypadkowe osoby, ale nikomu się tym nie chwaliłem. Jedynie raz Trzaskowski dorwał mój zeszyt za co dostał wpierdol i pomyśleć, że ja mu portret Dudy zrobiłem.. to były najgorsze godziny mojego życia. Dla takich chwil człowiek chce zrobić oczu kąpiel.

- Czy ty właśnie obrażasz Jamesa Camerona? - załamał się - Jak możesz obrażać mojego ulubionego reżysera?

- Dobrze, niech będzie. Titanic to zajebisty film. - poddałem się w końcu przypominając sobie dlaczego tak właściwie nie odzywałem się na lekcjach. Właśnie dlatego.

- Cieszę się, że w jednym się zgadzamy - mężczyzna uśmiechnął się - To co? Ktoś chce jeszcze wyrazić swoją opinię na temat Titanica?

Skorzystał z okazji i w końcu położyłem się na ławce. Słyszałem jeszcze głosy innych uczniów, ale byłem już bliski zaśnięcia. Jednak poczułem jak ktoś rzucił we mnie czymś w co przypominało kulkę. Niechętnie sięgnąłem po nią i rozwinąłem ją odczytując treść:

Słyszałeś, że Andrzej Dupa startuje na przewodniczącego samorządu?

Janusz Kurwa-Mikser

Myślałem, że źle widzę, ale on naprawdę zamiast „Korwin-Mikke" podpisał się „Kurwa-Mikser".

Odpisałem mu, że nie i odrzuciłem kartkę. W sumie to byłem nawet w szoku, że startuje. Nikt nie jest w stanie pokonać Roberta Biedronia, a w szczególności ktoś, kto nie ma żadnego poparcia w szkole.

W końcu zadzwonił dzwonek, więc wszyscy wyszliśmy z sali. Na korytarzu zobaczyłem Andrzejka stojącego na drabinie, którą trzymał mu Żółtek. Obok nich stał jeszcze Kaczyński.

Próbowali przyczepić do ściany plakat, który mówił dlaczego powinniśmy wybrać Endrju jako przewodniczącego. Przeczytałem sobie w myślach to co udało mi się zobaczyć i najbardziej rozwaliło mnie: „jeden głos = jeden Lech".

Czy nie mógł wybrać gorszego piwa? To ja bym już zaproponował Perłę, a nie takie gówno.

- Jarek wiem, że masz krótkie nogi, ale wysil się trochę! - krzyknął na niego Duda - Podaj mi kurwa tą taśmę do ręki, bo kostką przecież jej nie złapię!

Nagle znikąd pojawił się Rafał, który podbiegł do kurdupla zabierając mu taśmę. No jeszcze tego tutaj brakowało w kręgu świętej trójcy..

- Siema Duduś. - Trzaskowski podniósł rękę do góry tak, żeby Kaczyński nie mógł jej dosięgnąć - Potrzebujesz pomocy?

- Rafał! - wkurzył się Andrzej - W tej chwili oddawaj mi tą taśmę!

- Dobra! Ale najpierw mnie złap! - krzyknął śmiejąc się i prawie wpadł na Biedronia, który szedł przez korytarz.

A gdzie się podział jego książę na białym koniu? Wiecznie wszędzie latali razem, gdyby mogli to by się skuli w kajdanki i tak chodzili.

- Błękitny.. bardzo ładny kolor! - pochwalił Robert, a ja jedynie wywróciłem oczami. Czy on musi być wiecznie miły dla wszyskich?

- Dzięki! - uśmiechnął się Andrzej - No co tak stoicie? Gońcie Trzaskowskiego matoły! - nakazał, a jego pachołki zrobiły to co kazał.

- Czy ty tak serio? - spytałem, kiedy Robert chciał mnie wyminąć - Duda chce odebrać ci coś co twoje, a ty chwalisz kolor jego plakatu?

- Co w tym złego, że ubiega się o stanowisko przewodniczącego samorządu? - zdziwił się - Przecież każdy może zrobić to samo. Ty też.

- Wystarczy mi już to, że chodzę do tego cyrku. Nie mam zamiaru stać na jego czele. - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Nie bardzo rozumiem o co ci teraz chodzi. Masz problem do mnie czy Andrzeja?

- Wszyscy ludzie to jeden wielki problem i nie chodzi mi o twoją orientację, tęczowy chłopcze.

- To dosyć miłe określenie, nigdy jeszcze go nie słyszałem. - przyznał.

- Bo nigdy z tobą nie rozmawiałem.

Tym o to zdaniem zakończyłem swoją pierwszą życiową pogawędkę z Biedroniem. Wcześniej nie mieliśmy okazji zamienić z sobą słowa. Chyba, że w jakiejś pracy w grupie, ale to było coś zupełnie innego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro