Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Janusz Korwin-Mikke

Najpiękniejszy poranek to ten, w którym ma się kaca i nie budzisz się obok jakiejś zmywary. Całe szczęście razem z ojcem wynieśliśmy się na działkę, gdzie czasami wpadali moi ziomkowie z innych szkół, albo jego koledzy i razem paliliśmy zioło czy tam urządzaliśmy grube melanże. Dudzixon może się schować z tą swoją dyskoteką dla starców - my się bawimy tutaj tak jakby nie było jutra.

Co do jego „super" imprezki, jestem wręcz oburzony zachowaniem kurdupla. Jak on w ogóle śmiał mnie dotknąć? Ta koszula była nasiąknięta perfumami z najbardziej droższego sklepu w Polsce, dokładniej z Biedronki. Miałem plan jak zniszczyć tego karalucha - poderwę jego dupę.

Zadanie jakie dałem Bosakowi, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, więc musiałem wymyślić mu coś innego. Co prawda mógłbym powiedzieć, że to mój diler, ale daje zbyt dobry towar. Właśnie, będę musiał do niego napisać.

- Ryszard! - krzyknąłem na mojego ojca, który jeszcze spał.

Nie mówiłem do niego „tato" ani nic z tych rzeczy. Sam uważał, że bardziej jestem jego kolegą niż synem, więc dlatego wołałem go po imieniu. Matka prosiła, żebym tego nie robił, ale i tak mimo wszystko mówiłem do niej Maryla, a do ojca Ryszard.

- Czego chcesz? - spytał nie otwierając oczu.

- Nic nie ma w lodówce.

- To idź coś kup.

- Drugi raz z rzędu idę za ciebie.

- Dobra tam, przyjdzie Czesiu z wódką to ci dam.

Czesiu był jego najlepszym przyjacielem. Poznali się na jakiejś manifestacji czy jakimś innym gównie. Oboje rzucili się na jakiegoś lewaka i obili mu twarz, poszli to opić i tak się to wszystko zaczęło.

- Wolę whisky. - przypomniałem zakładając buty.

- Janek. - odezwał się, kiedy miałem już wychodzić - Kup mi papierosy przy okazji.

Dobre tyle, że nie pójdzie to z moich pieniędzy.

*

Łaziłem po Lidlu jakieś pół godziny i miałem dosyć. Zabić kurwa tych wszystkich ludzi, którzy pchają się tymi koszykami jakby walczyli pod Monte Cassino, żeby zdobyć klasztor benedyktynów - a stare baby wiadomo, jebać prądem.

Przechadzałem się przy alejce z napojami i uśmiechnąłem się pod nosem widząc Kaję Godek. W głowie już miałem idealny tekst na podryw. W końcu byłem urodzonym playboyem.

- Witaj zmywaro. - przywitałem się - Chcesz mi wypolerować podłogę na kolanach?

- Daj mi spokój dupku. - oburzona machnęła włosami i chciała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek.

- Ale no co ty.. nie uciekaj jeszcze. Dopiero zaczęliśmy rozmowę, a jest całkiem miło.

- Będzie miło jak się odwalisz.

Myślałem, że jej wcześniejsi adoratorzy żartowali z tym, że jest nie do zdobycia, a oni mieli rację. Przecież czego może chcieć innego baba niż tandetnych róż i jakichś innych dupereli? Chyba, że ona nie była płci żeńskiej. Może to w połowie samiec?

Jednak nawet to nie przekonało mnie do zmiany planów. Psychofanka płodów będzie moja i Jarosław będzie mógł zająć się w spokoju swoim kotem.

- Odwalić to ja się mogę dla ciebie na randewu. - wyszczerzyłem się - Co powiesz na kebsika z ostrym sosem?

- Czy ty jesteś chory psychicznie? - spytała marszcząc brwi.

- A co? Już czujesz tą siłę przyciągania między nami? W końcu oboje mamy nierówno pod sufitem.

- Mów sam za siebie Janusz. - w końcu odeszła zostawiając mnie samego.

Okej. Pierwszą rozmowę mieliśmy za sobą, więc teraz pora na kolejny krok - będzie trzeba zaangażować kogoś jeszcze, żeby uwierzyła, że naprawdę o nią zabiegam albo napiszę list miłosny. Tylko muszę znaleźć jakiegoś romantyka, który zrobi to za mnie.

Z tego co pamiętałem to Morawiecki pisał zajebiste wypracowania na polaka, więc może on mi pomoże? Dłużej nie myśląc, napisałem do niego na Messengerze.

Janusz: Siema Mati, mam sprawę.

Janusz: Napiszesz mi list?

Mateusz: Nie mam czasu.

Janusz: Zapłacę.

Mateusz: Ile?

Co za głupi cwel. Nagle ma czas jak usłyszał, że pieniądze wchodzą w grę? W sumie czego można chcieć od kogoś takiego jak on.

Janusz: Dwa gile jak pytasz ile.

Janusz: Nie no tak serio, to dwie dyszki ci odpalę.

Mateusz: Odpalić to możesz komputer.

Janusz: Komputer się włącza panie mądralo.

Mateusz: Dobra ssij.

No wiadomo. Jak nie ma się argumentu, to zawsze trzeba jakimś głupim tekstem odpowiedzieć.

Morawiecki zdecydowanie nie zasługiwał na to, żeby dostawać wiadomości ode mnie.

Mateusz: Dla kogo ten list?

Janusz: Dla Kai Płodek.

Janusz: Znaczy się Godek.

Mateusz: Nic więcej nie mów, bo chyba zemdleję.

Nie żeby coś, ale ja bym tam na to nie narzekał. Nikt zresztą.

Mateusz: Wyślę ci go jak skończę.

Dobre tyle, że nie musiałem mu najpierw dawać za niego pieniędzy. Bo nie wiedziałem gdzie mieszka, a nawet gdybym wiedział, to jestem leniem i nie chciałoby mi się tam jechać. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż odwiedzanie Morawieckiego w sobotę.

W końcu ruszyłem się z miejsca w kierunku kasy. Po drodze zauważyłem skacowanego Andrzejka, więc uznałem, że go trochę podręczę.

- Witaj Duda, głowa ci nie pęka? A może raczej dupa?

- Co ty tu robisz do kurwy nędzy? - spytał zmęczonym głosem - Śledzisz mnie?

- Zakupy. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - A jak już o śledzeniu mowa, to wątpię by ktokolwiek, był tobą zainteresowany. Poza Trzaskowskim oczywiście.

To chyba nie był sekret, że Rafałowi podobał się Andrzej. Wszyscy o tym wiedzieli, ale Dudzixon zachowywał się jakby był tego w pełni nieświadomy - w co oczywiście wątpiłem.

- Zazdrościsz mi, bo jesteś sam jak palec. - stwierdził - Znajdź sobie kogoś to może przestaniesz być aż tak bardzo wkurwiający.

- Tobie nawet druga połówka nie pomoże w podwyżeniu IQ.

- Może dlatego, że jest zbyt wysokie, żeby je zmienić?

- Każdy gatunek podczłowieka tak mówi.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć czy łaskawie dasz mi spokój?

Przybliżyłem się do niego i wyszeptałem mu do ucha jedno zdanie, które powinno nieco zszokować jego durny łeb. Przy okazji będzie miał lepszy dzień:

- Uprawiając seks z Rafałkiem, należysz do przez ciebie uwielbianej ideologii LGBT.

Szybko pobiegłem i wskoczyłem na wózek, normalnie wyglądałem jakby jechał na rydwanie. Musiałem oczywiście z niego zeskoczyć, bo któryś z pracowników zwrócił mi uwagę, że po sklepie się tak nie jeździ. Kiedyś sam otworzę swój własny sklep i taka jazda będzie wręcz narzucona. Jak ktoś się nie dostosuje do tego nakazu - zostanie po prostu wyrzucony. Nie powinno być litości dla takich i już.

*

Ledwo przekroczyłem próg domu i usłyszałem dźwięk Messengera, więc wyjąłem telefon z kieszeni. Morawiecki skończył pisać wierszyk miłosny. W połowie czytania myślałem, że posikam się ze śmiechu, ale no czego się nie robi dla dobrej zabawy? Teraz tylko Kaja będzie musiała go zobaczyć. Wiedziałem już nawet jak to uczynić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro