Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odetchnąłem zimnym powietrzem i nagle poczułem pewien zapach, od którego włosy stanęły mi dęba.
- W nogi! - Syknąłem i ruszyłem sprintem w stronę naszej jaskini. 
- Co się dzieje? - Usłyszałem za sobą zdziwiony głos Strumienia.
- Idźcie za nim. - Rzucił Cień, a ja stanąłem jak wryty.
- Nie idź tam! Zabiją cię! - Krzyknąłem cicho, tak, by mnie usłyszał. 
- Aru, co się dzieje? - Zapytał Luke, w kilku susach doganiając mnie.
- Czuję ludzi. Świeży trop. - Sapnąłem i zobaczyłem, jak jego oczy rozszerzają się w niedowierzaniu. 
- Chodu! - Rozkazał Cień i jednym, płynnym ruchem wyciągnął Kamilę, i Artura z wody, posadził na grzbiecie Strumienia, po czym popchnął ją delikatnie, żeby się ruszyła. W tym samym czasie sięgnął po Lucy i złapał ją za kark, wyciągnął z wody i popchnął przed siebie.
- Ruszcie się! - Syknął Luke. Zacisnąłem mocno powieki, po czym zacisnąłem usta w wąską kreskę, wyciągnąłem nóż i doskoczyłem do Cienia.
- Idźcie, zatrzymamy ich. - Powiedziałem, czując na sobie zdziwiony wzrok innych.
- Jak ty zostajesz, to ja też. - Odparł Luke.
- I ja. - Rzuciła Lucy, stając obok brata.
- Nie. - Uciął surowo tygrys i złapał mnie za kark, po czym podniósł i postawił na ścieżce. - Dam sobie radę. - Dodał, popychając mnie psykiem w przód. 
- Zwariowałeś?! - Syknąłem cicho, czując, jak moje serce tłucze mi o żebra.
- Nie, nie zwariowałem. - Odparł zirytowany. 
- Oni cię zabiją! - Powiedziałem dziwnie wysokim głosem.
- To niech mnie zabiją. - Warknął i skoczył w krzaki.
- Nie! - Krzyknąłem i chciałem ruszać za nim, gdy coś złapało mnie i pociągnęło do tyłu.
- Też chcę za nim iść, ale nie możemy tak ryzykować... - Powiedział Luke, patrząc w moje, powoli szklące się, oczy.
- Ale... - Zacząłem wilgotnym głosem, gdy chłopak zatkał mi usta dłonią i pociągnął za sobą.
- Posłuchaj mnie, on da sobie radę. - Powiedział poważnie, po czym uśmiechnął się lekko i przeczesał mi włosy dłonią. - Zaufaj mi. - Dodał cicho, po czym po prostu złapał mnie za rękę i ruszył w stronę jaskini.
Ostatni raz obejrzałem się za siebie, w stronę, w którą pobiegł Cień, po czym pociągnąłem cicho nosem, czując, jak moje oczy szklą się coraz bardziej. Westchnąłem cichutko i poszedłem za Hunter'em. 

Słyszałem, jak reszta podąża za nami, ale w tamtym momencie nic mnie nie obchodziło. Bałem się o Cienia. Bardzo się o niego bałem.
Ponownie delikatnie pociągnąłem nosem, a potem westchnąłem. Poczułem, jak ktoś kładzie mi dłoń na bark i delikatnie go ściska, na co uśmiechnąłem się kwaśno. W tym czasie Luke nadal trzymał mnie za rękę i nadal prowadził nas z powrotem do domu. Nie odezwaliśmy się słowem, odkąd Cień ruszył w ślad za tymi ludźmi.
Odruchowo zacząłem zastanawiać się, kim oni są. Naturalnie, pierwszą myślą było to, że to Ernest zmienił zdanie i powrócił, by zburzyć ten piękny domek z kart, który udało nam się zbudować. Na myśl o kolejnym gwałcie od razu poczułem nieprzyjemne uczucie w dolnej partii mojego ciała i skrzywiłem się.

Po chwili Luke zatrzymał się, a ja wpadłem na niego, pochłonięty przez wspomnienia.
- Sorki. - Rzuciłem cicho, nie unosząc głowy. Ten tylko westchnął, po czym pogłaskał mnie po głowie. Uniosłem wzrok i zrozumiałem, że zamyśliłem się tak bardzo, że nawet nie zorientowałem się, gdy dotarliśmy do domu. Westchnąłem cicho, po czym spojrzałem w niebo. Było koło południa. Pociągnąłem cicho nosem i przymknąłem oczy, czując ciepłe promienie słońca na skórze. 

Poczułem, jak ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie gdzieś. 
- Co robisz? - Zapytałem cicho Hunter'a, a ten zamiast mi od powiedzieć, tylko nadal ciągnął mnie za sobą. - Gdzie mnie wleczesz? - Zadałem kolejne pytanie i zdziwiłem się, gdy Hunter tylko wzmocnił uścisk na moim nadgarstku. - Hunter, gdzie mnie wleczesz? - Zapytałem głośniej. - Ogłuchłeś, czy co? - Dodałem i pisnąłem cicho na ból ściskanej ręki.

Przeszliśmy jakieś 500 metrów, gdy chłopak nagle zatrzymał się, odwrócił w moją stronę i przycisnął mnie do pobliskiego drzewa. 
- Kurwa mać, co ty robisz?! - Krzyknąłem na niego, a ten tylko zatkał mi usta dłonią, a drugą przytrzymał mi ręce.
- Możesz na chwilę się zamknąć i mnie posłuchać? - Zapytał beznamiętnie, na co się zdziwiłem. Pokiwałem lekko głową, niemo się zgadzając.
- Więc słuchaj. - Zaczął. - Wiem, że cała ta sytuacja jest przerażająca i bardzo się boisz, ale cokolwiek się stanie, nie możesz ich zostawić. - Warknął, a jego oczy rozbłysły wściekle. - To jest twoja rodzina i masz bronić ją, choćbyś miał sam przy tym zginąć, zrozumiano? - Szepnął wściekle, aż mi włosy na karku stanęły dęba.
Pokiwałem głową, ponieważ chłopak nadal przyciskał dłoń do moich ust. Luke chwilę mierzył mnie spojrzeniem swoich lodowych oczu, po czym chyba mi uwierzył, bo lekko skinął głową, puścił mnie i odsunął się na jakieś pół metra.
- Zapamiętaj. - Zaczął. - Rodzina jest najważniejsza. - Dodał surowo, a ja aż zdziwiłem się jego zachowaniem. Wydawało mi się, że nasz Luke był inny.
- Lukey, wszystko dobrze? - Zapytałem cicho. Nie ruszyłem się z miejsca, bo, będąc szczerym, cholernie się go wystraszyłem. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale przysięgam, bałem się jak nie wiem co.
- Nie widzisz, że tak? - Warknął na mnie, na co się skuliłem. ,,Co się z nim dzieje?", pomyślałem, patrząc na niego tak, jak do niedawna patrzyłem na "moich właścicieli". Powoli zaczynałem myśleć, że ktoś zamienił nam naszego Luke'a, na jakiegoś... No nie wiem... Mordercę? Tak, to chyba dobre stwierdzenie. Chociaż, co ja mówię? Przecież sam jestem mordercą. 
Po chwili chyba dotarło do niego, co robi, bo stanął spokojnie, cały czas mnie obserwując. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Skuliłem się i zacisnąłem oczy bojąc się, że mnie uderzy. Zdziwiłem się, gdy poczułem, jak palcami delikatnie przeczesuje mi włosy. Uniosłem lekko głowę i popatrzyłem na niego, a on wziął mnie na ręce i przytulił do siebie. Pisnąłem cicho, gdy nie poczułem gruntu pod nogami, na co on westchnął.
- Przepraszam cię. - Zaczął, jedną ręką trzymając mnie, bym nie spadł, a drugą głaszcząc mnie po plecach. - Martwię się o Cienia, martwię się o nas, martwię się o siebie... - Szepnął. - Po prostu, ponosi mnie. Przepraszam... - Szepnął mi do ucha, na co westchnąłem i wtuliłem głowę w jego szyję.

***

O mój Boże, chyba potrzebuję lekarza...
Napisałam właśnie CIEKAWY rozdział do ,,UCIECZKI"... SZOK NORMALNIE!
Nie wiedziałam, że tak się da!

Nie no, a tak na poważnie, pierwsze rozdziały były w miarę ciekawe, a później coś się zepsuło po drodze xD

Nie, to jeszcze nie jest koniec tego tomu, spokojnie :D
Jeszcze będziecie chcieli mnie zabić :) 

Do przeczytania,
- HareHeart. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro