4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lipiec rok 1991

- Raz... - kurcze - Dwa... - czy to na pewno dobry pomysł?? - Trzy! Crucio! - oh..

Momentalnie runęłam na podłogę z krzykiem. Ten ból... Ten ból jest okropny...

Czuję się jakby ktoś palił każdą komórkę mojego ciała jednocześnie. Jakby wbijano mi miliony naostrzonych sztyletów we wnętrzności. Jednocześnie depcząc mnie i po mnie skacząc. Czuję się jakbym miała plastikową reklamówkę założoną na głowę, przez co mam na myśli, że nie mogę złapać miarowego oddechu... Ah! To takie okropne!

Łapię chłostami powietrze jakby miało go zaraz zabraknąć... Tak mnie boli...

Próbuję przestać krzyczeć, zapanować nad bólem, ale... Nie mogę... Ból jest za silny...

- Al ce! Wszy k d brze?? Mam prze st ć?? - ledwo usłyszałam głos Jack'a, ale zrozumiałam przekaz. Pokiwałam przecząco głową. Muszę wytrzymać... Dla Jack'a...

Krzyczałam. Płakałam. Już po raz enty przegryzłam wargę nie mogąc wytrzymać z bólu... Ile to trwa?? Nie mam pojęcia. Wszystko mnie boli... Już przestaję myśleć racjonalnie... Jack... A może Black?? Naprawdę nie mam pojęcia. W każdym razie pytali mnie się już wiele razy czy przestać. Odmawiałam. Muszę być silna. Dla Jack'a.

Ból ustał. Zdjęto klątwę... Jednak teraz czuję się jakbym była spalona doszczętnie. Wyniszczona... Wydeptana... Nic nie słyszę. Nic nie widzę. Sama czerń...

Czy to tak wygląda życie po życiu? A gdzie obiecywane anioły? Gdzie Bóg? Gdzie herbata? Gdzie inni... Gdzie martwi?? Jestem tu sama... Nikt mnie nie chce. To koniec... Nikt mnie już nie potrzebuje...

A... A czy kiedyś ktoś potrzebował?? Jack... Jack mnie kiedyś potrzebował?? Chyba nie...

Nie! Stop! Jack wiele razy mówił, że jestem dla niego jak siostra! Że jestem ważniejsza on jego matki! Że mnie potrzebuje by żyć! By się nie nudzić! A ja wcale nie jestem martwa! Żyję! Przecież czuję ból!

Brawo...

- Słucham?? Kim jesteś?? - spytałam rozglądając się. Nic nie widziałam...

A czy to ważne? - spytał tajemniczo

- Myślę, że tak... Przynajmniej dla mnie. - powiedziałam nadal się rozglądając. Dalej sama czerń...

Ahh... Nazywają mnie różnie. Anioł stróż, doradca, sumienie... Zależy w co wierzysz. - odparł beztrosko

- Aha... Nie rozumiem... - powiedziałam trochę zirytowana

Nie musisz tego rozumieć, Alice... To zrozumiałe, że jeszcze tego nie pojmujesz... - odparł, a ja zrezygnowana przestałam się rozglądać

- Ah... Ale... Dlaczego wcześniej powiedziałeś ,,Brawo”? - spytałam nic nie rozumiejąc

Wiesz... Jesteś bardzo wytrzymała... Bardziej od niejednego dorosłego, a przecież dopiero masz dziesięć lat... - powiedział... Umm... Zadowolony?

- Dziękuję... Ale... Z czego to wynika? - spytałam zaciekawiona

A z tego, że byłaś pod klątwą cruciatusa przez szesnaście minut... I to z własnej woli... Niesamowite... - powiedział, a w jego głosie słychać było coś na wzór... Ekscytacji..? Podziwu..?

- No widzisz. Miałam motywację. - powiedziałam z uśmiechem, przypominając sobie Jack'a.

Ah, tak... Jack... Świetny z niego człowiek. Był u mnie kilka razy z podobnego powodu jak ty... - powiedział cicho

Jack? Z podobnego powodu... CO?? Ale dlaczego ja o tym nie wiem?? Dlaczego mi nie powiedział? Nie ufa mi? A może chciał zapomnieć...

- Jak to?? - spytałam zaskoczona

Alice... O tym chyba musisz już z nim porozmawiać... I chyba pora byś już stąd znikała... - rzekł i mogłabym się założyć na życie mojego kota, że się uśmiechnął.

- Ale dlaczego?? Tak dobrze mi się z tobą rozmawia... - spytałam. Pewnie mnie nie polubił...

Nie możesz tu za długo zostać... Chyba nie chcesz nawet myśleć jak Jack będzie cierpieć gdy... - powiedział i zawahał się na chwilę

- Ah... Oczywiście, że nie - przerwałam mu by nie kończył. Zadziałało.

Nie martw się, porozmawiamy jeszcze wiele razy... Do zobaczenia, Alice. - rzekł tajemniczo

- Do zobaczenia... - odpowiedziałam z uśmiechem

- ...em, e to zły pomysł Jack!!! - usłyszałam na dzień dobry.

- Zamknij - kaszel- Się - kaszel- Bla - kaszel - ck... - wychlipałam z wielkim trudem, gdyż ściska mnie w płucach i nie mogę normalnie oddychać, a co dopiero mówić.

- Alice!!! Jak się czujesz?? Przepraszam, Alice!!! - wrzeszczał, aż się zaśmiałam, lecz po chwili zaniosłam się kaszlem, ale i tak dalej się śmiałam

- Oj Jack, Jack... Wszystko w - kaszel - porządku - kaszel - u - śmiech z kaszlem - teoretycznie... - dodałam po chwili, a chwilę potem razem ze mną śmiał się Black.

- Jesteś wielka laska! - rzekł nadal się śmiejąc

I ten moment wybrałam by otworzyć oczy. Biało. Bardzo biało... Ale po kilkukrotnym mruganiu zaczynają pojawiać się inne barwy... O! I już jest tak, jak powinno!

Pierwsze co zobaczyłam, po odzyskaniu wzroku był Jack... Miał podpuchnięte oczy... Płakał?.. Głupie pytanie...

- Jack... Prze - kaszel - przepraszam... - powiedziałam po czym, tłumiąc jęki bólu wstałam i go przytuliłam, oddał uścisk uśmiechając się lekko.

- Ty stoisz! - wydarł się wydarł się

- Black - mruknęłam - zamknij jadaczke - dodałam prawie warcząc, po czym wypiłam eliksir pocruciatusowy. Ahh... Jaka ulga!

- Ale... Jak to możliwe? - rzekł już spokojniej

- Srak, Black... Ej! Jak się rymuje!!! Srak Black Srak Black Srak Black!!! Masz nową ksywkę!!! - krzyknęłam za raz po tym zanosząc się śmiechem wraz z Jack'iem. Mina Black'a, bezcenna!

- Ej! Wypraszam sobie! - fuknął 'obrażony'

Zaraz po tym drzwi otworzyły się z hukiem i za nim zoriętowałam się to się dzieje, wąż był już przy mnie

- Alice! Słyszałem twoje krzyki, ale dopiero teraz zdołałem wydostać się z pokoju! - mówił szybko. Aż mi się smutno zrobiło. Zamknęłam dzisiaj pokój żeby przypadkiem Jack nie wszedł do niego i nie zabił 'przypadkiem' mojego nowego towarzysza... - To ten animag ci coś zrobił?? - spytał, po chwili będąc już przy Black'u i sycząc na niego przeraźliwie, próbował go ugryźć.

- NIE! - krzyknęłam, a wąż od razu odwrócił się przodem do mnie i przestał syczeć, a ja zdziwiona nowym językiem, aż usiadłam na fotelu. - Wytłumaczę ci później, a teraz proszę, wróć do pokoju... - powiedziałam dalej w tym samym języku wskazując na drzwi.

- Alice, co to było?!?!? - wykrzyczał Black po chwili.

- Wężomowa... - odpowiedziałam w tym samym czasie, wraz z Jack'iem.

***

No witam, witam moi mili! Dzisiaj odrobinę krótszy rozdzialik, bo łeb mi ściska i czuję się jak na haju... No, ale jest! Czy ktoś to w ogóle czyta? Mam nadzieję, że choć trochę moje wypociny w jakiś tam sposób was utyswakcjonują i zostawicie po sobie ślad! Gwiazdki! Hihi... Jeszcze tu jesteś?? Dobra, dobra już nie przynudzam! Następny rozdział tradycyjnie w następną sobotę, lub niedzielę (🙄)! Tymczasem bayo!

Riddle

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro