7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Mika, Amber odetchnęła. Owszem, bardzo pragnęła poznać swoich braci jednak nie oznaczało to, że w ogóle nie czuła zdenerwowania. Choć byli rodziną, to jednak nadal pozostawali sobie obcy. Może i Mika ją pamiętał, jednak mimo to ich wzajemne stosunku na obecną chwilę były dosyć chłodne. Tym bardziej poczuła lęk na myśl o spotkaniu z drugim bratem, który był jej bliźniakiem. Więź pomiędzy nimi powinna być silniejsza a jednak Jeff nawet nie chciał jej powitać. Miała kilka godzin by przygotować się na to spotkanie, a tym czasem powinna poznać otoczenie w którym prawdopodobnie spędzi najwięcej czasu przebywając w tym domu. Rozejrzała się po swojej sypialni badając każdy szczegół wystroju. Jej oczy zabłysły na widok takiego przepychu jakiego nie doznała w całym swoim życiu, a przynajmniej w tym które pamiętała. Na środku prawej ściany stało ogromne łóżko z baldachimem, którego wezgłowie obito zamszową tapicerką w kolorze pudrowego różu. Leżące przy nim stosy poduszek miały jedwabne poszewki w podobnym kolorze. Miękka narzuta kusiła by z rozbiegu rzucić się na łóżko i zatopić w nim swoje zmęczone ciało. Przed łóżkiem stały jej bagaże, które ktoś przyniósł prawdopodobnie wtedy gdy zwiedzała z bratem dom. Za łóżkiem znajdowało się sporych rozmiarów białe okno ościeżnicowe, którego każde skrzydło zostało podzielone szczeblinami na mniejsze kwadraty. Na prawo od niego tuż obok łóżka znajdowały się drzwi. Amber podeszła do nich a gdy je otworzyła, jej oczom ukazała się spora garderoba. Jedną dłuższą ścianę zajął rząd różnego rodzaju mniej lub bardziej stylowych ubrań wiszących na wieszakach. Tuż pod nimi na półkach znajdowały się buty. Całe mnóstwo butów. Były buty na wysokim obcasie, na niskim obcasie, kozaczki, czółenka, buty do konnej jazdy a wszystkie w przeróżnych kolorach. Na drugiej dłuższej ścianie stał rząd komód z szufladami. Amber nie kryjąc ciekawości otworzyła po kolei każdą z nich znajdując bieliznę, jedwabne rękawiczki, szale, nakrycia głowy i mnóstwo innych mniej lub bardziej jej zdaniem potrzebnych dodatków. Jednak najważniejsze miejsce w tym pokoju znajdowało się na krótszej ze ścian, zaraz na przeciwko wejścia. Przeszklony regał zajmował całą przestrzeń od podłogi do sufitu. Jego półki były wyłożone miękkim zamszowym materiałem w kolorze ciemnej czerwieni. Zaś to co na nim spoczywało zaparło Amber dech w piersiach. To była biżuteria. Naszyjniki wysadzane drogimi jak się jej wydawało kamieniami, bransoletki, kolczyki, ozdoby do włosów, pierścionki.... Takie ilości biżuterii dotąd widziała jedynie na półkach u jubilera. Teraz miała je we własnej garderobie zaledwie na wyciągnięcie ręki. Nie miała jednak odwagi by choćby spróbować ich dotknąć. Nie czuła by miała do tego jakiekolwiek prawo. Opuściła pomieszczenie by obejrzeć resztę sypialni. Niemal całą ścianę znajdującą się teraz na przeciwnej stronie stanowiły białe rozsuwane drzwi. Amber podeszła doń z ciekawością i z niewielkim trudem przesunęła jedno ze skrzydeł. Wtedy zobaczyła najcudowniejsze miejsce na świecie. Na przeciwległej ścianie umieszczono spory kominek przed którym stała beżowa niewielka kanapa z dwoma sporymi poduszkami. Gdy podeszła bliżej, jej stopa zatonęła w miękkim puchatym dywanie leżącym tuż przed kanapą. Amber jęknęła czując pod stopami przyjemny materiał. Na lewo od kominka stał spory regał na książki wypełniony po brzegi tytułami których nie znała. Natomiast na prawo pod kolejnym oknem stał sekretarzyk z obitym beżową tkaniną krzesłem. Amber oczami wyobraźni widziała jak spędza w tym miejscu większość swojego czasu. Marta naprawdę się postarała. Stworzyła dla niej cudowne miejsce, w którym będzie czuła się dobrze. Choć całość była utrzymana w odcieniach bieli, beżu i pudrowego różu Amber wiedziała, że ten pokój stanie się jej azylem. Pozostały jeszcze ostatnie drzwi do otwarcia które znajdowały się po prawej stronie łóżka. Amber jedynie przeczuwała co może się za nimi kryć. Ruszyła energicznie w ich kierunku z szerokim uśmiechem na ustach. Gdy otworzyła drzwi pierwszą rzeczą która rzucił jej się w oczy był brak okien. Ściany miały jasny kremowy kolor natomiast pod stopami zobaczyła podłogę z hebanu. Weszła do środka czując na skórze powiew chłodu. Na samym środku niewielkiego pomieszczenia znajdowała się drewniana wanna a tuż obok niej dwa wysokie dzbany. Na prawo od drzwi stał mały kominek który za pewne miał uprzyjemniać kąpiele. Choć rzeczywiście pomysł kąpieli w tym miejscu był kuszący i oczyma wyobraźni już widziała siebie zanurzoną w gorącej wodzie przy trzaskającym w kominku drewnie, to jednak wiedziała, że będzie tęsknić za normalną łazienką w domu babci. Wróciła z powrotem do sypialni i usiadła na szerokim parapecie okna. Gdyby położyć na nim kilka miękkich poduszek byłby kolejnym świetnym miejscem do spędzania czasu. Zwłaszcza, że widok z okna rozpościerał się na przepiękny ogród znajdujący się na tyłach domu. Amber jak przez mgłę przypomniała sobie moment gdy bawiła się z ojcem w ogrodzie. Poczuła ciepło na sercu i żałowała, że nie była w stanie przypomnieć sobie nic więcej. Nie miała pojęcia ile dokładnie czasu spędziła w ten sposób, jednak szybko przekonała się, iż zdecydowanie zbyt długo. Najpierw usłyszała dźwięk dzwonka a następnie delikatne pukanie do drzwi. Zeskoczyła z parapetu i otworzyła swojemu gościowi. Na korytarzu stał Mikael który uśmiechał się szeroko. Jego radość była zaraźliwa i udzieliła się również Amber

- Już czas na obiad siostro. Idziemy? – Spytał podając jej ramię

Amber nieco zdezorientowana jego oficjalnym zachowaniem, oddała się posłusznie w ręce brata. Szli w milczeniu a kiedy dotarli do znajomej już jadalni zobaczyła, że przy stoli siedzą już dwie osoby których nie zdążyła jeszcze poznać. Jedną z nich był mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Miał jasnobrązowe włosy stylowo zaczesane do tyłu i zadbany równo przycięty wąs, który nadawał jego twarzy miły wyraz. Jednak w jego oczach spostrzegła coś znajomego. Jakby jednak już wcześniej gdzieś widziała tego człowieka. Z zadumy wyrwał ją głos Mikaela, który zwrócił się do obcego:

- No stryju teraz wyglądasz jak człowiek. Z tą brodą ledwo cię poznałem, że nie wspomnę o Marcie – zachichotał na samo wspomnienie kazania, jakim kobieta obdarzyła stryja. Amber doznała nagłego olśnienia. Ten młody mężczyzna był stryjem Griffthem! Ale jakim cudem? Jej mina musiała wyrażać dokładnie to co czuła, bo stryj spojrzał na nią z uśmiechem

- Uprzedzę twoje pytanie moja droga - zaczął - to nie była moja broda. Jak wiesz nie wolno nam przechodzić przez szczeliny, musiałem więc zastosować dobry kamuflaż - wyjaśnił.

- Rzeczywiście muszę przyznać, że był dobry. Tak dobry, że bez problemów trafiłbyś u nas do czubków - odparła.

Siedzący niedaleko stryja chłopak prychnął z pogardą, a kiedy Amber na niego spojrzała odwrócił się od niej z odrazą. Widziała jego całą twarz jedynie przez ułamek sekundy, jednak zdążyła zauważyć, że miał takie same szarozielony oczy jak ona jednak jego włosy miały ciemniejszy, niemal brązowy odcień. Nie było jednak żadnej mowy o pomyłce. To musiał być jej brat bliźniak. Jeśli miała być szczera to spodziewała się nieco lepszego powitania z jego strony. Tym czasem Jeff nie ukrywał swojego wrogiego nastawienia względem niej, ignorując nie tylko ją, ale i karcące spojrzenia Mikaela. Amber usiadła na wskazanym jej przez stryja miejscu. Zerknęła na stół na którym znajdowało się jedzenie. Takie ilości babcia serwowała tylko wtedy gdy na obiedzie miał pojawić się wujek Lars z żoną i dziećmi. Amber nałożyła sobie jedną z wielu sałatek, które stanowiły przeważającą większość dań. Do tego dobrała posmarowane masłem świeże pieczywo i kilka truskawek na deser. Wbrew obawom babci, jedzenie tutaj było wyśmienite i zdecydowanie dbano w domu o zdrowe odżywianie. Jeff nie odezwał się do tej pory ani razu. Z pełną powagą i dostojeństwem, na jakie go było stać jadł kolację okazując swój brak zainteresowania siostrą. Atmosfera w tej chwili nie należała do najlepszych. Griffith próbował parę razy przerwać krępujące milczenie, rzucając jakąś dowcipną uwagą jednak niewiele tym wskórał. Mika odłożył sztućce na talerz kończąc swój posiłek i zwrócił się do Amber.

- Jutro przyjdzie do nas Nita Rigonal, chciałbym żebyście się poznały - oznajmił - Dobrze by było, żebyś przed pójściem do Orkanu poznała nowe osoby - dodał a Amber odruchowo poczuła przypływ małego buntu. Nie odpowiadało jej, że ktoś ma zamiar wybierać jej znajomych, choć z drugiej strony rozumiała, że Mika tylko chce dla niej jak najlepiej.

- Po co się wysilać? przecież i tak dla wszystkich będzie TĄ obcą - burknął Jeff

- Nita sprawi, że tak nie będzie, poza Tym Amber na pewno sobie poradzi - Powiedział Griffith uśmiechając się dobrotliwie.

Po tych słowach zapadła krępująca cisza, którą przerywało jedynie mlaskanie Salomona jedzącego łososia ze swojego talerza. Amber nie była taka pewna czy faktycznie sobie poradzi. Zbytnio też nie przekonał jej pomysł poznania jakiejś dziewczyny i niestety musiała w duchu przyznać Jeffowi rację. Poznanie Nity nie zmieni tego, że jest tutaj intruzem.

- Tak czy siak Nita już została zaproszona na jutrzejszy podwieczorek, więc niezależnie od tego co powiesz bracie, wszystko zostało zaplanowane - powiedział Mika wstając od stołu.

- Mówisz tak jakby Nita kiedykolwiek potrzebowała zaproszenia by tutaj przyjść - rzucił Jeff z krzywym uśmiechem na ustach.

Mika nie skomentował jego zarzutu a Amber pomyślała, że ta dziewczyna jest tutaj częściej niż można by pomyśleć.

- No cóż... miło było ale ja też już pójdę – Powiedział Griffith mam trochę pracy papierkowej a niestety samo nic się nie zrobi - westchnął - to do jutra kochani – Powiedział i razem z Mikaelem wyszli z jadalni.

W taki oto sposób Amber i Jeff zostali zupełnie sami. Dziewczyna poczuła nagłą tremę. Z uporem maniaka wpatrywała się w resztki na talerzu, zastanawiając się co powiedzieć by nie pogorszyć sytuacji. Nie bardzo wiedziała co mogłaby powiedzieć swojemu bratu, który patrzył na nią wyniosłym wzrokiem, godnym arystokraty patrzącego na plebejusza. Po chwili milczenia, która wydała się obojgu wiecznością Jeff odezwał się zimno:

- Wybacz, ale ja też już pójdę - Po tych słowach wstał od stołu i już po chwili zniknął za drzwiami.

Amber czuła jak uchodzi z niej powietrze a napięte dotąd mięśnie zaczynają się rozluźniać. Uważała, że zachowanie Jeffa było irytujące. Po jego wyjściu w jadalni zjawiła się Marta z jakąś służącą. Marta podeszła do niej i powiedziała:

- Nie warto się przejmować Jeffreyem, już od paru miesięcy nie można z nim wytrzymać. Szkoda że zachowuje się zupełnie inaczej niż dotąd.

- Co masz na myśli? – Spytała zaintrygowana. Czyżby za jego zachowaniem kryło się coś więcej niż sądziła?

- Och nie wiem czy powinnam ci o tym mówić panienko – zawahała się Marta

- Proszę, nikomu nie powiem – obiecała Amber

- No dobrze - zgodziła się Marta – Panicz Jeff był zawsze dzieckiem pełnym energii i wesołym, lubił płatać różne figle, buzia mu się nigdy nie zamykała a często było słychać w ciągu dnia jego donośny śmiech. Wszędzie zawsze było go pełno. Z czasem zmężniał ale nadal nie brakowało mu poczucia humoru, aż dwa tygodnie temu pokłócił się z paniczem Mikaelem. Od tego czasu rzadko kiedy się do siebie odzywają, a panienki brat bliźniak stał się taki... taki...

- Gburowaty i irytujący?- spytała Amber ze śmiechem. Marta kiwnęła głową po czym dodała:

- Kiedy Jeff spojrzy na kogoś to się pod nim nogi ze strachu uginają. Czasami brakuje mi tych jego figli. Ba! kiedyś to nawet dosypał do mojego gulaszu za dużo soli i na obiad państwo musieli się zadowolić tylko zupą, to były czasy... – westchnęła Marta.

Zebrała ze stołu brudne talerze i powlokła się w kierunku kuchni. Amber znowu została sama tym razem z nurtującymi ją myślami na temat zachowania brata. Chciała wiedzieć co stało się przyczyną tej nagłej wrogości i oziębłości w stosunku do niej. Czyżby jej powrót do domu tak bardzo były mu nie na rękę, że postanowił wszystkim okazywać swoje niezadowolenie? Wstała powoli od stołu i ruszyła do holu ku prowadzącym na piętro schodom. Nawet nie zauważyła Salomona czekającego na nią na poręczy, dopóki nie usłyszała jego głosu. Sądząc po jego minie nie ucieszył go fakt, że pod jego chwilową nieobecność kolacja się skończyła.

- Nie przejmuj się nic specjalnego cię nie ominęło – rzekła uśmiechając się krzywo.

- Domyślam się, że chodzi o Jeffa – powiedział puszczając do niej oczko – jednak nie po to na ciebie czekam. Mam ci przekazać, że od jutra rozpoczynasz lekcje etykiety - dodał z szerokim uśmiechem na ustach i przesadną wesołością.

- Czego!? Przecież umiem zachować się przy stole – obruszyła się dziewczyna

- Czy ktoś tutaj powiedział, że nie umiesz? - pokręcił głową kot – lekcje etykiety są obowiązkowe dla każdej młodej panny. Tutaj panują zupełnie inne reguły niż w świecie w którym dotąd żyłaś. Aby zostać zaakceptowaną przez środowisko musisz się wiele nauczyć o obyczajach i zachowaniu w większym towarzystwie– wyjaśnił oniemiałej przyjaciółce

- W co ja się wpakowałam - jęknęła Amber wspinając się po schodach. Była tutaj raptem parę godzin a już zaczynała żałować, że jednak nie została z babcią. Owszem od początku wiedziała, że wcale nie będzie łatwo. Nie sądziła jednak, że oprócz samego braku umiejętności magicznych będzie musiała mierzyć się z niezadowolonym jej obecnością bratem i lekcjami etykiety których ewidentnie jej zdaniem nie potrzebowała. Jedynym sposobem na ukojenie jej szarganych nerwów była gorąca kąpiel. Później zatopi się w swoim nowym miękkim łóżku i przy odrobinie szczęścia szybko zaśnie. To był wyśmienity plan!

<:3)~<:3)~<:3)~<:3)~<:3)~<:3)~<:3)~<:3)~

Po kolacji Griffith udał się do swojego gabinetu. Musiał przejrzeć listę spraw jakie nagromadziły się podczas jego nieobecności. Nawet nie zdążył usiąść gdy usłyszał delikatne stukanie w szybę. Otworzył okno i wpuścił do środka szarego gołębia z kopertą w dziobie. Ptak sfrunął na biurko i położył na nim kopertę. Hamilton usiadł i otworzył list rozrywając królewską pieczęć. Im dalej zagłębiał się w lekturę jego mina robiła się coraz bardziej pochmurna. W stolicy zwołano na naradę Izbę Lordów. Mieli się na nim stawić wszyscy przedstawiciele starych rodów. Griffith jako senior Hamiltonów również musiał się na nim pojawić. Wcale nie uśmiechała mu się podróż do stolicy na z pewnością tak samo jak ostatnio nudne zebranie. Zapewne po raz kolejny głównym tematem dyskusji będzie podwyższenie podatków biedoty, której już i tak nie wystarczało nawet na chleb. Król musiał zapełnić skarb państwa i mało obchodził go fakt, że ktoś na tym ucierpi. Stryj już od dawna nie pochwalał poczynań głowy państwa, jednak nic nie mógł poradzić przeciwko nowym pomysłom władcy. Wiedział, że wystarczy aby raz skrytykował króla, żeby nigdy nie zobaczyć czystego nieba. Co najwyżej mógłby na nie popatrzeć przez kraty więziennej celi. Griffith westchnął i spojrzał na szarego ptaka. Gołąb spojrzał wyczekująco na niego i spytał:

- Jaka jest Pańska decyzja milordzie?

Hamilton ponownie zerknął na zwitek leżącego przed nim pergaminu. Wszystko byłoby o wiele prostsze gdybyś tu był Jesse, pomyślał, teraz to ty siedziałbyś na moim miejscu i to właśnie ty byłbyś członkiem Izby Lordów, a nie ja. Griffith doskonale wiedział co w tej chwili zrobiłby jego brat.

- Powiedz Jego Książęcej Mości, że się zjawię

Gołąb pocztowy ukłonił się i wyfrunął przez nadal otwarte okno. W takich razach jak ten Griffith zawsze starał się naśladować swojego starszego brata, co niestety wychodziło mu z różnym skutkiem. Jesse w przeciwieństwie do niego zaskarbił sobie przychylność Króla, a nawet przyjaźń Księcia Regenta. Jesse chyba jako jedyny w królestwie śmiało mógł krytykować pomysły króla i pomimo młodego wieku władca bardzo cenił sobie jego zdanie. Oczywiście miało to miejsce zanim młody Hamilton poznał Lisę. Wiążąc się z nie magiczną i plebejska dziewką wywołał ogromny skandal i naraził na szwank swoje nazwisko. Utracił podziw króla i swoją pozycję w społeczeństwie. Większość arystokratów odwróciła się od niego plecami, tak samo jak uczynił to Griffith, który nawet po tylu latach nadal nie mógł sobie tego wybaczyć. Jesse miał jednak wielu wiernych przyjaciół, którzy wspierali go we wszystkim i za to stryj był im bardzo wdzięczny. Jego rozmyślania przerwało wejście Salomona

- Pismo urzędowe?- spytał dłubiąc końcówką szarego pióra w zębach.

Powszechnie było wiadomo, że szare gołębie roznoszą pisma urzędowe, białe zajmowały się roznoszeniem zaproszeń na przyjęcia i oznajmianiem dobrych nowin jak narodziny dziecka czy śluby. Natomiast brązowy gołąb oznaczał korespondencję prywatną, a czarny zawiadamiał o jakimś nieszczęściu.

Giffith spojrzał na Salomona i najpierw zamarł wpatrując się w wystające z pyska Fylgie szare pióro po czym się poderwał wołając z przerażeniem w głosie:

- Tylko nie mów, że pożarłeś mojego posłańca!

- Mówisz o tym nadętym gołębiu który przed chwilą opuścił gabinet? - spytał niewinnie Salomon. Griffith zbladł na co Fylgie zareagował głośnym śmiechem.

- Co Cię tak bawi!? Właśnie pożarłeś posłańca który miał zanieść moją odpowiedź do stolicy!

- Odpowiedź? czego znów od Ciebie chcą? - spytał Salomon.

- Zebranie Izby Lordów – rzekł stryj.

- Kolejna debata na temat podatków co? - spytał ironicznie kładąc się na kanapie pod oknem.

- Tak mi się wydaje, ale jakie to ma teraz znaczenie skoro zjadłeś posłańca! - zirytował się Hamilton.

- Nikogo nie zjadłem. Po prostu troszkę się z nim pobawiłem bo wyglądał na strasznego sztywniaka i w podzięce za poprawę humoru zostawił mi swoje pióro. Teraz pewnie już przekracza granicę posiadłości. Żałuj, że nie widziałeś swojej przerażonej miny - parsknął Fylgie

- ehh... - Westchnął Giffith - Pilnuj domu gdy mnie nie będzie – powiedział z powaga w głosie, jednak nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu co popsuło efekt. Wstał od biurka i ruszył do kuchni by powiadomić Martę o swoim wyjeździe. Po drodze rozkazał kamerdynerowi zapakować bagaż. Nie wiedział jak długo zabawi w stolicy. Miał nadzieję, że nie dłużej niż dwa może trzy dni. Griffith nie lubił miasta, o wiele bardziej wolał zaciszną wieś od wielkomiejskiego gwaru. Uczestniczenie w wystawnych przyjęciach i balach było dla niego męczącym obowiązkiem. Teatr uważał za rewię mody. Odczuwał, że panie zamiast przyjść oglądać sztukę znalazły się w tym miejscu, by pochwalić się swoja nową suknią i poplotkować. Hamilton wiedział, że nadejdzie taki dzień, kiedy będzie musiał się poświęcić i przenieść do miasta na dłużej. Gdy Amber pozytywnie zakończy Rytuał Przejścia stanie się pełnoprawną kobietą, a on jako jej opiekun będzie musiał znaleźć jej matronę, która wprowadzi bratanicę do towarzystwa. Lecz za nim to nastąpi Griffith chciał cieszyć się jak najdłużej spokojem panującym w Aroren.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro