28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od naszego wspólnego wyjazdu minęło kilka dni. Prowadziłem normalne życie, pracowałem, malowałem i patrzyłem jak suma pieniędzy na moim koncie się powiększa.

Między nami nic się nie zmieniło, nadal się spotkaliśmy jako przyjaciele, a czasami ze sobą sypialiśmy. Szczerze mówiąc coraz bardziej mnie to drażniło, ale lepsze jest to niż gdybym miał go stracić na zawsze.

Dylan cały czas czepiał się o moją pracę, nie dawał mi spokoju żebym pracował jako fotomodel u chłopaka Emmy, bo on jest fotografem. Oczywiście, że taka praca byłaby lepsza, ale mniej płatna, a mi bardzo zależało na kasie żeby jak najszybciej kupić własne mieszkanie.

Wkurzało mnie to, że się czepia i gada, że jest zazdrosny, jak może być zazdrosny skoro nie jesteśmy parą a on nie chce związku, nie ogarniam go, ale się przyzwyczaiłem. Tego wieczoru szykowałem się do pracy. Gdy już miałem wychodzić z pokoju zderzyłem się z Patrickiem.

- O ja do ciebie, szef chce z tobą pogadać - powiedział Patrick i poszedł szybko na dół.

Zestresowałem się, bo prawda jest taka, że rozmawiałem z tym facetem chyba tylko ze dwa razy. Ubrałem się bardziej kompletnie i poszedłem do jego gabinetu.

- Proszę - odpowiedział na moje pukanie do drzwi. Wszedłem nieśmiało, mężczyzna wskazał mi krzesło. Usiadłem na nie i popatrzyłem na niego.

- Thomas, widzę, że się u nas już zaklimatyzowałeś na dobre - powiedział bawiąc się leżącym na biurku długopisem. Pokiwałem twierdząco głową.

- Wiem, że zależy Ci na tym żeby jak najwięcej zarobić. Tak się składa, że jest pewien klient, który jest od pewnego czasu tobą bardzo zainteresowany.

- Co to znaczy zainteresowany - przerwałem mu.

- Chciałby z tobą spędzić noc, proponuje ogromne pieniądze - powiedział mężczyzna.

- Mowy nie ma - powiedziałem drżącym głosem. Ta propozycja mnie zszokowała, nie było mowy o takich rzeczach, ja miałem tu tylko tańczyć.

- Dostaniesz czterdzieści procent.

- Nie zgadzam się - powiedziałem wkurzony.

- No dobra, pięćdziesiąt procent - licytował mężczyzna.

- Nie zgadzam się, nie prześpię się z kimś za kasę - mówiłem zdenerwowany. 

- To tylko jedna noc - przekonywał mnie i widziałem, że jest bliski żeby na mnie nawrzeszczeć.

- Nie - upierałem się przy swoim.

- Wiesz ilu by dało, żeby być na twoim miejscu? Zresztą z ciebie mam najmniej pieniędzy, bo większość oprócz tańca daje z siebie więcej, a ty nie - powiedział i walnął pięścią w stół.

- Czy to znaczy, że prawie każdy tutaj jest dziwką? - zapytałem starając się zachować spokój.

- Nie mów tak, żaden z twoich kolegów nie stoi pod latarnią. Zresztą co ty sobie myślałeś? Nie powiedzieli ci prawdy? Dobra, mniejsza o to, słuchaj to jest polecenie służbowe - powiedział stanowczym głosem i walnął pięścią w stół. Wstałem i szarpnąłem za drzwi.

- Nie zrobię tego, zwalniam się! - krzyknąłem i poszedłem szybko do pokoju.

Byłem tak strasznie wkurwiony, chciałem jak najszybciej się stąd usunąć. Nie było opcji bym się na to zgodził, sam taniec na rurze to było już dla mnie dużo i potrzebowałem czasu by się przełamać, a co mówić o spędzeniu nocy z jakimś obcym napalonym na mnie zapewne obleśnym typem. Zadzwoniłem szybko do Dylana, miałem tylko jego.

- Słucham - odebrał zasapany głosem.

- Dylan? Ja cię przepraszam, że dzwonię... Proszę cię przyjdź pod klub mam dużo rzeczy nie zabiorę się sam - powiedziałem zapłakany

- Ale co? Czekaj nie rozumiem... Co się dzieje? - spytał.

- Bądź jak najszybciej - poprosiłem.

Szybko wrzucałem rzeczy do toreb. Nie łatwo było to wszystko spakować, mieszkałem tu kilka miesięcy, ale po tej propozycji nie chciałem tu pozostać ani minuty dłużej. Stoczyłem się ze wszystkim po schodach i wyszedłem na tyły klubu gdzie stał już chłopak.

- Thomas co ty wyprawiasz? - zapytał i wziął ode mnie torbę.

- Idźmy stąd błagam zaraz ci powiem - powiedziałem i głos mi się załamał.

- Ktoś ci coś zrobił? Thomas powiedz! 

- Nikt mi nic nie zrobił, po prostu się zwolniłem i wprowadziłem. Przenocujesz mnie? - zapytałem przystając na chwilę.

- To chyba oczywiste - powiedział.

Gdy weszliśmy do mieszkania Dylan od razu mnie usadził na kanapie, usiadł obok i wlepił we mnie oczy.

- Mów - rozkazał.

- Byłem na rozmowie z szefem, i powiedział, że jakiś facet proponuje dużo kasy za to żeby się ze mną przespać, nie zgodziłem się. Ale on powiedział, że to polecenie służbowe. Wkurwiłem się i... I po prostu wyniosłem.

- Co za palant! Ja, ja sobie z nim porozmawiam - powiedział i już zakładał buty, szybko się rzuciłem w jego stronę i przytrzymałem.

- Nigdzie nie idziesz, daj sobie spokój okej? To nie jest tylko klub nocny, to jest zwykły burdel, powiedział, że to ze mnie ma najmniej zysku jakim kretynem trzeba być żeby stracić nawet taką robotę! - uniosłem się i oparłem o ścianę, byłem załamany.

- Ej nie obwiniaj się - pocieszał mnie chłopak i mocno przytulił.

- Dylan co teraz? Co ja teraz zrobię - użalałem się nadal będąc w uścisku chłopaka, nie miałem nikogo oprócz niego.

- Będzie dobrze. Zamieszkasz ze mną. Znajdziemy ci jakąś prac. - mówił i głaskał mnie po plecach.

- Nic mi w życiu nie wychodzi - powiedziałem cicho. Chłopak odsunął mnie od siebie i popatrzył w oczy.

- Nie mów tak, teraz już będzie dobrze. Zobaczysz, jakoś sobie poradzimy, ja pomogę Ci, obiecuję - zapewniał chłopak.

Słowa Dylana podniosły mnie na duchu, gdyby nie on to bym się załamał, no i gdyby nie on to właśnie wracałbym do ojca, który by był dumny, że powinęła mi się noga i wyszło na jego, czyli że nie umiem sobie poradzić sam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro