Impact otworzył oczy.
Znajoma przestrzeń... Dobrze wiedzieć.
- Gaster? - odezwał się.
- O co chodzi, Impact? - usłyszał jego głos.
- Muszę cię o coś zapytać... O coś, co zastanowiło mnie, gdy ostatni raz tu byłem.
Impact widział jego zdenerwowanie. Wie, co mam na myśli.
- C-co takiego...?
- Wiesz dobrze... Coś ukrywasz przede mną. Ostatnio gdy rozmawialiśmy powiedziałeś... Jak to było? "Nie wiem, czy powinieneś żartować w ten sposób... Zważywszy na to, że to faktycznie napięta sytuacja i do tego ty... w sumie nieważne". Co dokładnie miałeś na myśli?
- . . .
- Proszę cię... - Impact podszedł do niego bliżej. - Od tamtego czasu nie mogę przestać o tym myśleć. Co takiego ukrywasz przede mną? Co jeszcze wiesz? Powiedz mi... Proszę...
- Nie... Nie chcesz tego wiedzieć - Gaster odwrócił się od niego. - Tej jednej rzeczy nigdy nie pamiętałeś... I lepiej będzie, jeśli tak zostanie.
Co on ma na myśli?! MUSZĘ WIEDZIEĆ!
- CZEGO NIBY NIE CHCĘ WIEDZIEĆ?!? ODPOWIEDZ MI!!! CZEMU NIE POZWALASZ MI ODKRYĆ PRAWDY?!?
Widział spojrzenie jego wuja. Widział, że bardzo nie chce mu czegoś powiedzieć... I że boli go to.
- Naprawdę... Naprawdę jesteś tak zdeterminowany, by się dowiedzieć? - zapytał po długiej chwili. - Jeśli tak... może lepiej usiądź.
Nie było w okolicy niczego, na czym można usiąść, więc Impact usiadł na ziemi, jeśli można tak to nazwać.
- No dobrze... Impact... Jak wiele z pobytu w Otchłani pamiętasz?
- Niemal wszystko... Pamiętam, jak wyszliśmy stamtąd... I co robiliśmy przez ten cały czas. Właściwie to... - zamyślił się. - Jedyne czego nie wiem, to co się stało, gdy tylko tam się dostaliśmy. Teraz jak o tym myślę... Zawsze, gdy cię o to pytałem, zmieniałeś temat.
- Tak... Ja... nie mogłem ci powiedzieć, co dokładnie się stało. Sam nie do końca pamiętałem sam moment dostania się do Otchłani... Ale to, co wydarzyło się potem... Tego nigdy nie zapomnę.
- Co się wtedy wydarzyło...? Nie pamiętam...
Gaster zamilkł na moment.
- Spadaliśmy w dół... Aż w końcu uderzyliśmy w ziemię, jeśli można tak to określić... Na moment mnie zamroczyło... Gdy w końcu doszedłem do siebie, wstałem i rozejrzałem się. I wtedy... - jego ręce zaczęły się trząść. - Wtedy zobaczyłem ciebie... leżącego na ziemi kilka metrów dalej. Pobiegłem do ciebie... Niech to, na samą myśl o tym...
- Spokojnie... - Impact dotknął jego ramienia. - Już dobrze... Co się wydarzyło dalej?
- Leżałeś na ziemi... nieprzytomny... i ciężko ranny... Nie mogłem cię uleczyć... nie wiem dlaczego...... A twoje HP było dosłownie na granicy i ciągle spadało... I wtedy... Wtedy...
- Wtedy? - bał się zadać to pytanie...
- .........wtedy twoja dusza się rozpadła.
Impact nie mógł wydusić z siebie słowa. Był w kompletnym szoku. Moja... dusza...? Ale... to oznaczałoby... Nie...
- Czy... czy to znaczy...? - odruchowo dotknął swojej klatki piersiowej.
- Tak... Że czysto teoretycznie..... byłeś martwy....
- ........................................................................................... - nie mógł wydusić z siebie słowa. Byłem... MARTWY?!? I dlatego Gaster nic mi nie mówił?!?
- Impact?! O mój... Twoje oczodoły zaczynają krwawić - nagle usłyszał jego głos. - Dobrze się czujesz...? Proszę cię... uspokój się...
- Jak mam się uspokoić?! Ja... ja byłem...
- Impact, błagam cię... spójrz na mnie - dotknął jego ramienia. - Ja wiem, jak to brzmi... i wiem, że to trudne do przyjęcia... Ale... musisz ochłonąć... W pierwszej chwili myślałem rzeczywiście, że już po tobie... Ale wtedy otworzyłeś oczy... żyłeś... nie wiem jak, ale byłeś żywy...
- Ale... jak? - Impact popatrzył na swojego wuja. - J-jak to możliwe?
- Myślę, że to dzięki temu - Gaster wskazał na jego duszę. - Twoja dusza się rozpadła... ale w twoim całym ciele znajdowała się srebrna magia. Chyba... wystarczyła, by utrzymać cię przy życiu... i z czasem stworzyć ci duszę, którą posiadasz teraz.
Magia... łał. Jeśli to prawda... to ja jeszcze nie zacząłem nawet rozumieć tego, co potrafię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro