XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie mają swoje wyobrażenie o spadaniu. Nie mam na myśli skakania ze spadochronem, a skok z okna. Myślą, że lot jest krótki, bezbolesny. Najtrudniej się zdecydować. Skoczyć, czy nie? Lecz jak już podejmiesz ostateczną decyzję, nie myśl, że to już koniec i za dwie sekundy będziesz martwy. Nie. Lot jest najgorszy. Skłania do przemyśleń, zmusza do żalu, rachunku sumienia i wychodzi na to, że umieramy żałując tej decyzji.

Spadam, nie ze świadomej decyzji, a z nagłego przypływu smutku, dołującego, jednej głupiej myśli żeby zakończyć swoje cierpienie. Nagle moja prędkość do zetknięcia się z ziemią maleje. Prawie w ogóle nie widzę różnicy w poruszaniu się w dół. Orientuję się, że nie tylko ja zwolniłam. Cały świat zaczął poruszać się w zwolnionym tempie. Nie mogę się ruszyć, ale mój mózg pracuje na najwyższych obrotach. Czemu ja to zrobiłam? Teraz, jak już jest po fakcie uważam, że to było głupie. W tamtym momencie faktycznie chciałam umrzeć, bez Zacka moje życie nie ma sensu. Ale teraz, jak już spadam, nieodwracalnie i jestem coraz bliżej śmierci, zdaję sobie sprawę, że decyzja o skoku z okna była spontaniczna, wywołana kolejnym wstrząsającym przypływem bólu, smutku i łez.

Różne sceny mojego życia odżywają w mojej pamięci, jakby ktoś je włączył w telewizji. Wszystkie te sceny, były moimi wspólnymi momentami z Zackiem. Nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwszy raz, rozstanie...

Wszystko uderza we mnie nową falą wewnętrznego bólu. Chcę płakać, ale nie mogę. Moje ciało jest w niewoli czasu. Czas mam tylko na przemyślenia. Nowe myśli nawiedzają moją głowę.

Czemu właśnie lecisz na śmierć, zamiast być ze swoim chłopakiem który kocha Cię na zabój?

Może i mnie kocha, ale mnie to nie obchodzi.

Nie kłam! Kochasz go. Tęsknisz. Pragniesz.

I co z tego, skoro moja wewnętrzna moralność i tak nie pozwala mi być z kimś tak okrutnym?

Czym są moralne zasady w porównaniu z miłością, bez której umierasz od środka?

Ja...

Co Cię obchodzą jego czyny z przeszłości, co Cię obchodzą inni! Dziewczyno, bądź ty raz w życiu samolubna.

Kim ty jesteś?

Tą rozsądniejszą częścią Ciebie.

Może masz i racje...

Za późno idiotko! Umieramy!

Czemu nie odezwałaś się wcześniej?! Brak odpowiedzi. Nagle wszystko przyspiesza. Z ogromną prędkością zbliżam się do ziemi. Żałuję. Żałuję skoku. Żałuję odejścia od Zacka... Krzyk, napięcie i ból.

~*~

-Czynności życiowe w normie. Potrafi samodzielnie oddychać, kości się zrastają. Powinna się niedługo budzić. Ma ogromne szczęście, że zgłosił się dawca. Taka ilość wampirzej krwi uratowała Olivii życie.

-Dziękuję doktorze- poznaję ten głos. To mama.

Gdzie ja jestem? Czemu nie mogę się ruszyć? Żyję? Powoli zaczynam czuć całe ciało. Wszechobecny ból. Z ogromnym wysiłkiem próbuję poruszyć palcem. Słyszę jakieś odgłosy. Skrzypienie drzwi. Kroki. Uchylam powieki. Zamykam. Rażące światło nie pozwala na dojrzenie czegokolwiek. Kolejna próba. Tym razem udaje mi się przyzwyczaić do światła.

-Wody- skrzeczę. Mama podnosi głowę z kolan i już jest przy mnie.

-Jezuniu kochany, Livie!- podaje mi szklankę z wodą którą wypijam od razu- wszyscy tak się martwiliśmy- przytula mnie, naciskając na bolące miejsca. Syczę z bólu- przepraszam skarbie.

-Nic się nie stało mamo- uśmiecham się smutno- co się stało?

-To ja się raczej powinnam ciebie o to spytać. Skoczyłaś z okna. Jednak, nie umarłaś na miejscu i w szpitalu próbowano Cię ratować. Szanse były znikome, gdy pojawił się jakiś mężczyzna, wampir i bez pytania podał ci swoją krew.

-Och, serio?- nie musiałam pytać jak on wyglądał. Wiedziałam, że to Zack-jestem zmęczona, mamo. Mogę iść spać?

-Jasne kochanie- pogłaskała mnie po głowie- śpij słoneczko.

~*~

Budzę się. Ból trochę zelżał i już bez problemu mogę poruszyć ręką. W sali szpitalnej jestem sama. Z niemałym wysiłkiem próbuję usiąść, ale nie wychodzi mi to najlepiej. Zrezygnowana opadam na poduszki. Żyję.

Brawo, dostałaś drugą szansę. Nie zmarnuj jej.

Co mam robić?- Czy to nie dziwne, że prowadzę rozmowę w myślach sama ze swoją podświadomością?

Sama decydujesz. Tylko wybierz tak, by taka sytuacja się nie powtórzyła.

Jakaś rada może? Pani Mądra?

Nie żyj patrząc w przeszłość. Żyj tak, by mieć szczęśliwą przyszłość. U boku osoby którą kochasz.

Muszę odnaleźć Zacka i go przeprosić.

Och brawo! Wreszcie załapałaś.

Ale co jak mu już na mnie nie zależy?

Ale ty jesteś kretynką, nie ma co. Gdyby mu faktycznie na tobie nie zależało, nie uratował by ci życia, kumasz? Poza tym, czy nie warto zawalczyć o miłość? Walcz kretynko, walcz!

Ale... Ale to głupie. Jeszcze wczoraj od niego uciekłam, nazwałam go potworem, a teraz co? Mam tak po prostu do niego pójść i powiedzieć "Hej skarbie, jednak Cię kocham"?

Ughh... Mam Cię dość. Poza tym, to nie było wczoraj. Jesteś w szpitalu od trzech dni!

Wkurzasz się, bo brakuje Ci argumentów!

Nie. Wkurzam się, bo jesteś głupia. Wiesz co? Sama sobie radź! Mam Cię w dupie. Rób co chcesz, mnie to już nie obchodzi.

Ehh... Moja podświadomość ma racje. Jak tylko wyzdrowieję, znajdę Zacka i zrobię wszystko żeby go odzyskać bez względu na to, kim jest. Do pokoju wchodzi Kath i siada obok mnie na łóżku.

-Jak się czujesz?- pyta smutno.

-Już lepiej, dzięki.

-Liv, co się stało? Czemu to zrobiłaś?

-Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać, wiesz?

-Powiedz kochanie, co się wydarzyło?- mówi mama, która właśnie weszła do pokoju.

-Mów Liv- naciska przyjaciółka.

-Chcecie wiedzieć co się stało?!- tracę cierpliwość i zaczynam krzyczeć- Mój facet okazał się pieprzonym władcą całego świata, to się stało!- ha, chyba bardziej to ich zaskoczyć nie mogłam.

-Jezus, słabo mi- mama podpiera się o ścianę.

-Nie wierzę- mamrocze Kath.

-To uwierz. Rzuciłam go zaraz przed powrotem do domu.

-Serio? Rzuciłaś najważniejszego wampira na świecie?- Kath popatrzyła na mnie jak na idiotkę.

-Daj mi spokój. Wyjdźcie obie.

-Dobra, jak wolisz. Odpoczywaj Liv- przyjaciółka bierze moją matkę pod ramię i wychodzą z sali.

Siedzę w samotności, w szpitalnej sali już trzecią godzinę. Oprócz nudy i smutku, doskwiera mi paskudna tęsknota. Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak skontaktować się z Zackiem. Jedyne co mi przyszło do głowy, to danie się złapać po godzinie policyjnej. Tak, to całkiem niezły pomysł, jeśli mnie wcześniej nie zabiją. Ehh... Spróbuję jak mnie wypuszczą z tego szpitala.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro