XLI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Troska Katherine i mamy jest miła, ale po kilku dniach mojej agonii już męcząca. Obie wciąż nalegają, bym dużo piła, bo płacząc praktycznie bez przerwy, powoli się odwadniam. Cały czas powtarzają mi, że mój stan nie jest dobry dla dziecka, ale nie panuję już nad swoją rozpaczą. Straciłam miłość swojego życia i nie miałam na to wpływu, to nie była moja wina. Czwartego dnia Kath nie wytrzymuje.

-Livie musisz wyjść. Choćby na spacer. Zamienisz się w roślinkę, jeśli twoje wycieczki będą się ograniczać do chodzenia do toalety- nie odpowiadam jej. Nie odzywam się już od dwóch dni. 

W następnym tygodniu coś się zmienia. Oprócz Kath, która nie opuszcza mnie na krok i mamy, która woli trzymać się z daleka, zaczyna odwiedzać mnie Amon.  Przychodzi każdego dnia, pyta jak się czuję. Nigdy nie dostaje odpowiedzi, ale wierzy mi. Jest po mojej stronie i to trochę podnosi mnie na duchu. Nie liczę już, że uda mu się przekonać Zacka o mojej racji. Nie chcę go już widzieć. Uważa mnie za dziwkę i zostawił samą z dzieckiem, o mało mnie nie zabił. Nas. Mimo to, chociaż mam do niego ogromny żal, chociaż zachował się jak skurwiel, wciąż mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie do mnie. Że powie, że mi wierzy, że znowu mnie przytuli i pokocha mnie i dziecko.

Dzisiaj, tak jak codziennie leżę w łóżku, przywalona stertą koców, na mokrej od łez pościeli. Ile można płakać? Czy łzy mi się kiedyś nie skończą? Kath spała obok mnie na krześle, z głową wspartą na ręce. Ostatnio mam dużo czasu na myślenie, bo co innego mogę robić całymi dniami rozpaczając w łóżku, ale nie chcę myśleć. To boli. Nagle w cichym mieszkaniu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Kath budzi się i niechętnie zmierza do przedpokoju. Pewnie Amon znowu przyszedł aby nas trochę pocieszyć swoim specyficznym humorem. Jednak natarczywość dzwonienia sygnału do drzwi wskazuje, że chyba ma jakieś wieści. Tak jak myślałam, jak tylko Katherine dowleka się do klamki, wampir wpada jak burza do mojego pokoju. Nawet odwracam się na drugi bok, żeby spojrzeć na niego z nieskrywanym zainteresowaniem. 

-Wymyśliłeś coś?! Jakieś wieści?- za nim do pokoju wbiega jego dziewczyna i razem ze mną patrzy na niego z wyczekiwaniem. 

-Mam i nie mogę uwierzyć, że wcześniej na to nie wpadłem. Że ten debil na to nie wpadł... Przecież to tak kurewsko oczywiste- warczy sam do siebie wyraźnie podirytowany.

-Możesz przejść do rzeczy?- pyta Kath nie mogąc znieść już tego oczekiwania.

-Jasne- posyła jej swój "firmowy" uśmiech i w ułamku sekundy pojawia się klęcząc przy moim łóżku. Patrzy mi dokładnie w oczy, a ja nie mogę odwrócić wzroku- czy kiedykolwiek zdradziłaś mojego brata?- pyta poważnym głosem. Mam ochotę wybuchnąć niewesołym śmiechem, albo przynajmniej prychnąć, ale nie potrafię. Chcę mu odpysknąć coś obraźliwego, nawrzeszczeć na niego za jego wątpliwości, ale czuję jakby moje ciało na chwilę odmówiło mi posłuszeństwa.

-Nie- moje usta poruszają się w samowoli, wyznając prawdę. Na jego oblicze wpływa szeroki, zwycięski uśmiech

-Wspaniale- klaszcze radośnie w dłonie- ubieraj się- wstaje, podchodzi do szafy i rzuca we mnie stosem ubrań- jedziemy do Zacka.

-Zauroczyłeś mnie!- mówię oskarżycielsko, podnosząc się do siadu. 

-Ale zadziałało- odpowiada przyciągając Kath do siebie- jak tamten platfus zobaczy to na własne oczy będzie musiał ci uwierzyć- uśmiecham się lekko słysząc jak określa swojego brata. 

Po tym jak już się ubrałam i lekko ogarnęłam, żeby nie wyglądać jak trup, wszyscy w dobrych nastrojach wsiadamy do samochodu Amona.

-Gdzie on jest?- pytam cicho. Boję się tej konfrontacji.

-Wyjechał z miasta. Zaszył się w tej pieprzonej twierdzy w Houston i praktycznie całą zdemolował- wreszcie wiem gdzie znajduje się ten zamek do którego nie raz mnie zabierał. Poprawiam się na siedzeniu.

Całą drogę Amon jedzie tak przeraźliwie szybko, że na miejscu jesteśmy już po niespełna trzech godzinach. Cała się trzęsę, ale próbuję robić wszystko, żeby się nie stresować, stres szkodzi ciąży. Ale boję się, potwornie się boję i już teraz nie tylko odrzucenia, boję się tych wszystkich wampirów, a w szczególności Zacka. Amon siłą wyciąga mnie z samochodu, bo zapieram się rękami i nogami. Przerzuca mnie sobie przez ramię i wnosi do środka. Kath kroczy dumnie u jego boku. 

Gdy idziemy przez hol, widzę co miał na myśli Amon mówiąc o demolce. Całe wnętrze parteru przechodzi remont. A może raczej rekonstrukcję? Nie wiem, bo prace chylą się już ku końcowi, ale tędy musiało przejść tornado.

Mijające nas wampiry patrzą na mnie z pogardą, albo ciekawością. Czuję nieprzyjemne ukłucie w brzuchu, które nie jest spowodowane wbijającym mi się tam barkiem Amona. 

-Boję się- szepczę cicho, ale wiem, że on usłyszy. 

-W razie czego cię obronię- mówi, a mnie jeszcze gorzej. Czy Zack mógłby zrobić mi krzywdę?

Stajemy przed wielkimi podwójnymi drzwiami, wampir każe mojej przyjaciółce iść do jego sypialni, my natomiast wchodzimy do komnaty Zacka. Od wejścia słyszę kobiecy chichot, Amon się spina, odczuwam to boleśnie przewieszona przez jego ramię. Wchodzimy do salonu i wyginam szyję, żeby spojrzeć w kierunku źródła dźwięku, który momentalnie cichnie, gdy pojawiamy się w progu. 

Zack siedzi rozłożony na skórzanej kanapie, a na jego kolanach wygina się jakaś chuda blondynka. Oboje na nas patrzą. Oboje wściekli. On z bólem, ona z zazdrością.

-Po co ty tu...- zauważa mnie- po co ją tu ściągnąłeś?- jego oczy zieją pustką, ale nie dostrzegam w nich gniewu, a raczej ogromny ból, ból, ponieważ sądzi, że go zdradziłam. 

-Szybko się pocieszyłeś bracie- mówi Amon z przekąsem- mógłbyś wyprosić stąd tego lachociąga, żebyśmy mogli porozmawiać we trójkę?- patrzy wymownie na rozgoryczoną blondynkę. Zack nawet nie próbuję jej bronić.

-Clarisso...-  Zack zwraca się do dziewczyny ozięble.

-Wypierdalaj w podskokach- kończy jego brat, dziewczyna strapiona podnosi się z kanapy i w wampirzym tempie opuszcza komnatę. Amon wreszcie stawia mnie na ziemi i w końcu mogę spojrzeć na mężczyznę, którego wciąż piekielnie kocham, pod normalnym kątem. 

-Ona nie jest tu już mile widziana- mówi powoli patrząc na mnie, a pode mną uginają się kolana. 

-Nie pierdol- warczy młodszy z rodzeństwa i popycha mnie w stronę Zacka. 

Zatrzymuję się dokładnie przed nim. Z bliska przeraża mnie jeszcze bardziej, jego wysoka postura i chłodny wzrok. Mógłby mnie zabić nawet nie mrugnąwszy, a ja nie mogłabym nic na to poradzić. Widzi, że się boję, że się trzęsę. Dopiero z bliska dostrzegam zapadnięte policzki i podkrążone oczy. Wygląda też dużo bladziej, ale wciąż cholernie przystojnie.

-Jedno pytanie, jedna odpowiedź i wreszcie skończymy tę farsę- kontynuuje Amon. 

By spojrzeć sobie w oczy, ja muszę zadrzeć głowę do góry, Zack natomiast pochyla się. Jego intensywne spojrzenie przeszywa mnie na wylot. Nie mogę odwrócić wzroku, już zaczął, złapał mnie w swoje sidła.

-Spałaś z innymi?- pyta, a ja czuję, że nawet gdybym chciała, nie mogłabym skłamać. 

-Nigdy- widzę jak coś w nim pęka. Uwierzył mi. Niech mnie szlag, naprawdę mi uwierzył!

Przymykam oczy z ulgą. Czuję chłodny powiew i gdy otwieram je szybko, Zacka już nie ma. Słyszę tylko głośne trzaśnięcie drzwiami. 

-Gdzie on spierdolił?- pyta zrezygnowany Amon. 

Po niespełna kilku sekundach słyszymy głośny huk.

***

Zack

Wybiegam z pokoju, komnaty, piętra, momentalnie znajduję się w jakimś pustym pokoju gościnnym. Nie patrząc na nic uderzam obiema pięściami w ścianę, z całą swoją siłą. Przez dziurę o średnicy pół metra widzę księżyc, pełnia. Wściekłość, która mnie wypełnia jest nie do opisania. Już wcześniej byłem zły na siebie, za zaatakowanie Liv, teraz gdy wiem, że była niewinna czuję się jeszcze gorzej. 

Zaatakowałem swoją dziewczynę, skrzywdziłem Livie. 

Ściana, a raczej to co z niej zostało, oberwała po raz kolejny. 

Moje dziecko... To moje dziecko... Jasna cholera, przecież to cud.  Jak ja mogłem jej nie wierzyć, nie ufać, przecież to moja mała Livie... Nie wybaczę sobie tego, ale nie mogę jej stracić teraz, gdy wiem, że nigdy mnie nie zdradziła. Ale czy ona mi wybaczy?

-Zack?- słyszę za sobą jej cichutki głosik. Boi się. Boi się mnie. Przymykam oczy starając się opanować złość. Jak ona mnie znalazła? Aż takie zniszczenia za sobą pozostawiłem? 

Czuję jej małą, delikatną dłoń na swoim ramieniu i cała złość nagle ze mnie odpływa.

-Jesteś na mnie wściekły?- pyta nieśmiało. Oddycham głęboko, jak ona może myśleć, że to jej wina? Od początku znała prawdę, a ja jej nie wierzyłem.

-Na ciebie? Nie. Nie. Nie. Ja... Nie mam pojęcia jak cię przepraszać- odwracam się do niej przodem i patrzę na jej małą postać. Dopiero teraz zauważam, jak musiała przeze mnie cierpieć. Wygląda jakby płakała przez dwa tygodnie. Pomimo ciąży strasznie schudła i zmizerniała. To moja wina. 

-Po prostu mnie przytul-  mówi cicho i spuszcza wzrok. Boże, co ja narobiłem...

Padam przed nią na kolana, przyciągam do siebie i chowam twarz w jej płaskim brzuchu. Czuję jak po chwili wplata palce w moje włosy. 

-Wybaczysz mi?

-Będziesz wspaniałym ojcem, Zack. 

~*~

ROZDZIAŁ RÓWNO NA 1400 SŁÓW.

Wiecie czemu? Bo pod ostatnim była tak piekielnie ogromna aktywność, że humor mi się poprawił na 4 lata na zapas :") Dlatego też tak zmotywowana dodaję teraz rozdział zamiast uczyć się biologii ;-;

Naprawdę, pod ostatnim rozdziałem, to było coś niesamowitego, bardzo wam dziękuję. 

Ogłaszam też oficjalnie- to ostatni rozdział. Będzie jeszcze epilog. Pierwsze moje skończone opowiadanie. To dzięki wam, ale czas na podziękowania będzie po epilogu. 

I UWAGA

PLANUJĘ DRUGĄ CZĘŚĆ! 

Przepełniona miłością, wasza princessa67577

PS. JAK DOSTANE JUTRO 2 Z BIOLOGII TO POCIESZĘ SIĘ WASZYMI KOMENTARZAMI XDDD 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro