XXXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podnoszę się z ławki i ruszam przed siebie. Po drodze zatrzymuję się na chwilę aby uformować śnieżkę i biegnę dalej. Przebieram nogami nie tracąc tempa, chociaż lekarz mówił, że powinnam się oszczędzać. W momencie gdy już zaczynam wątpić w to, czy Zack w ogóle mnie goni, on jak spod ziemi, pojawia się wprost przede mną. Wpadam na jego pierś, a on łapie mnie nim zdążę upaść po zderzeniu. Obiema dłońmi trzyma moje nadgarstki. Zachłannie wpija się w moje usta i odbiera zasłużoną nagrodę.

Orientując się, co właśnie miało miejsce, wyrywam się z całych sił. Odpycham go od siebie i odskakuję w tył.

-Jesteś wampirem!- wrzeszczę. Zack marszczy brwi.

-Skąd ty...- po chwili dostrzega swój błąd, wampirza prędkość- cholera!- uderza pięścią w pobliskie drzewo tak, że cały śnieg zgromadzony na gałęziach spada na dół. Gdy cały puch opada widzę, że on jest dosłownie cały w śniegu, ale ja na szczęście stałam dalej.

Chichoczę cicho widząc jego rozdrażnienie z powodu zimnych kawałków lodu, które dostały się mu za kołnierz kurtki.

-Śmieszy cię to?- pyta spokojnie jak gdyby bał się mnie przestraszyć.

-Masz za swoje- wciąż strasznie się boję, ale zaistniała sytuacja wydaje się strasznie komiczna.

-Przepraszam cię maleńka, cały czas się pilnowałem, żeby się przed tobą nie zdradzić, bo nie pamiętałaś naszej znajomości, nie pamiętałaś kim jestem. Nie chciałem cię przestraszyć i wszystkiego zepsuć. A teraz przez jedną chwilę nieuwagi znów się mnie boisz.

-Znów?- pytam cicho.

-Już raz się dowiedziałaś prawdy- stwierdza cierpko- po jakimś czasie zaakceptowałaś ją. A teraz historia się powtarza. A najlepsze jest to, że to nie koniec rewelacji- znowu uderza w drzewo, tym razem nie ma śniegu, który mógł by spaść. Za to kora pęka.

-Głupio mi tak o wszystko się dopytywać, ale jak to nie koniec? Czego ważnego jeszcze o tobie nie wiem?- pytam próbując uspokoić swój oddech.

- A chuj tam, wyjadę ci od razu ze wszystkim, lepsza jedna histeria niż dwie- pociera zirytowany czoło- słuchaj Liv- robi krok w moją stronę, ale gwałtownie się odsuwam. Pąsowieje na mój gest.

-Mów, zimno mi i chcę już wracać do domu.

-Ehh... Nie jestem zwykłym wampirem, Livie. Jestem Panem wszystkich wampirów, a po zagładzie- także ludzi. Mam pod władaniem cały, pieprzony świat i z moich rozkazów umierają ludzie. Jestem odpowiedzialny za cały głód i zło przez ostatnie cztery lata. Przepraszam cię Livie. Raz już się o tym dowiedziałaś, zostawiłaś mnie wtedy i o mało nie popełniłaś samobójstwa. Do niczego cię nie zmuszam, ale proszę nie rób głupstw. Nie chcę żebyś cierpiała.

Siada zrezygnowany na śniegu. Stoję przez chwilę w miejscu i analizuję nowo nabyte informacje. Staram się myśleć trzeźwo. Kiedyś już się o tym dowiedziałam, zaakceptowałam to. Kath mówiła, że byłam bardzo szczęśliwa z Zackiem. Kath mu ufa. Kath umawia się z jego bratem. Kath wie o tym wszystkim, a jednak nie przeszkadza jej to.

Dziwi mnie fakt, że nie przejęłam się tym tak, jakbym się tego po sobie spodziewała. Cały czas dręczy mnie Deja vu, może fakt, że już kiedyś pogodziłam się z tą sytuacją sprawia, że teraz nie chcę robić o nią afery.

Spoglądam na Zacka. Nie patrzy na mnie. Siedzi na śniegu ze spuszczoną głową. Szkoda mi go. Widzę, że jego też ta sytuacja strasznie męczy. Widzę, że żałuje.

-Zanim straciłaś pamięć- odzywa się po chwili, jego głos brzmi chrapliwie- poprosiłaś mnie, żebym coś zmienił. Zrobiłem jak chciałaś, zniosłem godziny policyjne, zakazałem łapanek, kazałem dofinansować każdą rodzinę. Nie zostawiaj mnie teraz, po raz drugi. Ja cię kocham, maleńka- podnosi głowę, a ja widzę nieogarnięty smutek w jego zaszklonych już, srebrnych oczach.

Coś we mnie pęka. Nie wytrzymuję i płaczem podbiegam do niego, padając na ziemię, wpadam mu w ramiona. Zarzucam mu ręce za szyję i wtulam się w niego z całej siły. Jest zdziwiony moim zachowaniem ale obejmuje mnie.

-Nie boisz się?- pyta niepewnie.

-Jasne, że się boję. Jak nie wiem co, ale wierzę, że wcześniej już to zaakceptowałam. Kath ci ufa, a ja ufam jej. Z resztą, wyglądasz teraz tak biednie, że trudno się nad tobą nie zlitować- czuję jak jego klatka piersiowa drga w cichym śmiechu.

-Kocham cię, Livie- składa krótki pocałunek na środku mojego czoła i przyciska mnie do siebie mocniej.

-Wierzę, że też cię pokocham, Zack.

~*~

Napisałam 3 rozdziały jednej doby :_:

Omg umieram, idę spać.

Pewnie dodam go później, ale kończę pisać o 00:25

Dziękuję wszystkim którzy ze mną są <3

Kocham czytelników tej książki.

Loffki kisski, princessa67577

Ps. Czy tylko ja się wzruszyłam? To takie uroczeeee



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro