7. Tylko troszkę!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Siedziałem w swoim pokoju gotowy do wyjścia. Opiekunki ubrały mnie w świąteczny strój, na jaki składały się czarne spodnie i elegancka, lecz bardzo niewygodna koszula. Uczesały nawet moje wiecznie rozwiane włosy. Miałem nadzieję, że państwo Payne przyjadą szybko, abym nie musiał męczyć się w tym okropnym stroju. Korciło mnie, aby przebrać się w jak najgorszy strój, by tylko zniechęcić ich do mojej osoby. Niestety wtedy nakrzyczałaby na mnie opiekunka i kazałaby się przebrać w jeszcze bardziej niewygodny strój.

Gdy usłyszałem kroki na korytarzu miałem nadzieję, że to właśnie oni. Niestety bardzo się przeliczyłem. Do sypialni weszło trzech chłopaków. To byli moi dręczyciele. Różnica lat między nami wynosiła około trzech, czterech lat. Mieli ogromną przewagę nade mną. Rozejrzałem się wokół, lecz nie dostrzegłem niczego, co mogliby mi zabrać. Obdarli mnie z każdej zabawki. Po co więc tu przyszli?

- Słyszeliśmy, że cię zabierają - odezwał się Hank.

- Adoptują cię - dodał drugi, pyzaty chłopiec. - Przyszliśmy się pożegnać.

- Adoptują? - zapytałem ze strachem w oczach. - Ale ja nie... Nie chcę.

- Już tu nie wrócisz - przemówił ostatni z nich wszystkich. - Będziesz miał dom i rodziców, nie pozwolą ci tutaj wrócić. To łóżko jest już nasze, tak jak twój koc i poduszki. Oddaj nam wszystkie swoje zabawki.

- Ja nie mam zabawek - pokręciłem głową. - Ukradliście mi już wszystkie...

- Ukradliście? - prychnął brązowowłosy chłopak. - My nie jesteśmy złodziejami, bierzemy tylko co nasze. Nie masz prawa do żadnego przedmiotu, nic nie jest twoje.

- Ale ja naprawdę nic już nie mam - zapewniłem ich, podnosząc się z łóżka, by dać do niego pełny dostęp.

Najwyższy z nich podszedł bliżej mnie i chwycił za koszulę, by popchnąć dalej. Szarpnięcie spowodowało, że oderwał się guzik od koszuli, lądując na ziemi. Parzyłem na niego, następnie przenosząc spojrzenie na chłopców. Chcieli coś jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodziła im w tym opiekunka. Weszła do sypialni i gestem ręki nakazała, abym za nią poszedł. Szybko zakryłem dłonią miejsce po guziku. Naprawdę nie chciałem jej zezłościć. Pani Dolores była najbardziej niemiłą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu. Gdyby tylko zauważył mój strój, nakrzyczała by na mnie, a tego bardzo nie chciałem.

Spotkaliśmy się z panem Liamem i panem Zaynem. To ten pierwszy pomógł mi z założeniem kurtki i butów. Następnie udaliśmy się na zewnątrz, gdzie na parkingu stał bardzo luksusowy samochód. Zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, że na siedzeniach z tyłu leżała podstawka dla dzieci. Ja wcale nie byłem taki mały i nie potrzebowałem tego. Jednak oni założyli inaczej. Pan Liam upewnił się, że dobrze przypiął mnie pasami i dopiero wtedy zasiadł za kierownicą.

Przez całą drogę pan Zayn zagadywał mnie, by zachęcić do rozmowy. Gdy dotarliśmy na miejsce, sam poradziłem sobie z pasem bezpieczeństwa, wychodząc z auta. Ich dom był ogromny. Miał duże podwórko i całość wyglądała naprawdę wspaniale. Zaprowadzili mnie do środka, gdzie zdjąłem buty i kurtkę, którą przejął ode mnie pan Zayn.

W salonie znajdowała się największa i najpiękniejsza choinka na świecie. Miała tyle ozdób, tyle lampek! Zapierała dech w piersiach. W powietrzu unosił się zapach pierniczków i przepysznych, świątecznych dań. Mężczyźni bardzo się postarali. Spojrzałem teraz na ich twarze, które uważnie mnie obserwowały. Uśmiechnąłem się lekko, co od razu odwzajemnili.

Jako pierwszą rzecz do zrobienia, którą mi zaproponowali, było ozdabianie pierniczków, co z kolei było mi kompletne obce. Nigdy tego nie robiłem. Jednakże przyjąłem ich propozycję i razem z tą dwójką dobrze bawiliśmy się przy wspólnym dekorowaniu. Narobiliśmy sporo bałaganu, ale mężczyźni zdawali się tym nie przejmować. Nie nakrzyczeli na mnie nawet wtedy, kiedy różowa tubka z lukrem wystrzeliła na bluzkę jednego z nich. Dopiero po skończeniu tej całej zabawy z ozdabianiem przypomniałem sobie, że miałem sprawić, aby mnie nie polubili. Nie chciałem, by zatrzymali mnie u siebie. Nie mogłem tu zostać. Harry w każdej chwili mógł wrócić do domu, kiedy mnie tam nie będzie. To przerażająca myśl.

Podczas świątecznego posiłku zachowywałem się bardzo niegrzecznie. Jadłem rękami, co spotkało się tylko z rozczuleniem ze strony mężczyzn, nie gniewem czy krzykiem. Spodziewałem się zupełnie innej reakcji. Nawet kiedy wytarłem tłuste palce o obrus nikt mnie nie okrzyczał, a zaproponował serwetkę. Ci mężczyźni byli podejrzanie spokojni. Opiekunka w domu dziecka dałaby mi za takie zachowanie karę. Musiałem więc jeszcze bardziej się wysilić.

Po zbitym talerzu i potrąceniu dzbanka z napojem później, usiedliśmy na kanapie. Pan Liam zaproponował wspólne oglądanie świątecznych filmów o Świętym Mikołaju. Było mi przykro, że cały mój bałagan musiał sprzątnąć czarnowłosy. Ale robiłem to w imię wyższego celu. Oni nie mogli mnie polubić. Mogłem się nawet założyć, że w tej chwili nienawidzili mojej osoby tak bardzo, że chcieli jak najszybciej się pozbyć.

- Masz ochotę na pierniczki? - zapytał pan Zayn, trzymając plastikową tacę wraz z naszymi ozdobionymi wcześniej słodkościami.

Pokiwałem energicznie głową, nie mogąc się powstrzymać. Sięgnąłem dłonią po mały pierniczek w kształcie choinki. To właśnie ten udekorowałem jako pierwszy. Szepnąłem ciche podziękowanie, wzrokiem ponownie wędrując na ekran telewizora.

Gdy i to nam się znudziło, a film dobiegł końca, zrobiło się ciemno na dworze. Czarnowłosy mężczyzna zaproponował, abyśmy porysowali coś na kartce. Nie byłem tym zbytnio zachwycony, ale kiedy dostrzegłem nowiusieńkie i nieużywane kredki, nie mogłem się powstrzymać. Zabrałem kilka kredek i zamiast przy stole, usiadłem obok choinki. Mężczyźni nie mieli mi tego za złe. Kolorowe światełka migotały na świątecznym drzewku. Podobało mi się to. Tegoroczne święta były najlepszymi w całym moim życiu, a raczej byłyby, gdyby Harry był tu ze mną. Bardzo za nim tęskniłem.

Narysowałem na kartce ogromnego pluszaka, takiego samego, jakiego dostałem od Świętego Mikołaja, lecz zabrali mi go starsi koledzy. Przynajmniej mój rysunek będzie mi go przypominać. Uśmiechnąłem się, kiedy tylko skończyłem dzieło. Po nim zabrałem się za następne zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że mężczyźni zamiast rysować rozmawiali cicho wpatrując się we mnie. Jeszcze trochę i wrócę do domu. Nie było wcale tak źle, nawet troszkę polubiłem to miejsce i tych panów, ale tylko troszkę!

><><

Witajcie, kadeci!

Jak minął wam dzień, skarby?

Ja w końcu wyciągnęłam gitarę, która kurzyła się w pokrowcu przez długie miesiące. Moje palce cierpią (gitara akustyczna) :o

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro