Część 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


       Dziewczyna potrząsnęła głową starając się nie myśleć o tym co dokładnie zaszło feralnego dnia jej śmierci, ale nie było to łatwe. Obrazy same przelatywały przed jej oczami i zaczęła narastać w niej uśpiona fala nienawiści. Czuła jak ta rozsadza ją od środka.

- Pieprzeni faceci! – wykrzyknęła

Vagatha nigdy nie czuła negatywnych uczuć względem mężczyzn, ale ta grupa właśnie podsyciła w niej płomień złości do nich. Starała się szybko pomyśleć o męskich aniołach, które poznała w niebie i ratować się tym przed tak negatywnym uczuciem. Naszła ją myśl, że być może jeżeli faktycznie chce zamknąć ten okropny rozdział ze swojego życia to musi pogrzebać oprawców, tym razem jednak na dobre. Podeszła do odrzuconej maski i ponownie przyłożyła ją do twarzy.

- Chcieliście spytać o drogę do piekła to ją odnaleźliście, ale jesteście naiwni, jeżeli myślicie, że niedopadanie was tam najświętsza sprawiedliwość.

Dziewczyna wieczorem dołączyła do reszty egzekutorów. Cyryl jeszcze nie dotarł, ale ciężko było jej uwierzyć, że te sympatyczne twarze, te pełne miłości osoby zamieniają się w bezwzględnych morderców w chwili, gdy nałożą maskę. Trzymając swoją za róg szybko podeszła do najlepiej tu znanego jej anioła - Filipa.

- Vagatha! – uśmiechnął się do niej szeroko – Słyszałem, że masz do nas dołączyć, ale byłem przekonany, że to plotki. Nie jestem pewny, czy to dobre miejsce dla ciebie. Poza tym jesteś taka młoda! Zarówno jako człowiek, jako i anioł, jesteś tu dopiero dwa lata.

- Też uznałam to za dziwne. Powiedz mi, czy przebaczyłeś oprawcy swojej córki?

- Moja mała duszyczka... Zabita przez psychola, gdy miała zaledwie cztery latka... Życzyłem mu śmierci, życzyłem mu jak najgorzej. To przez niego to – mężczyzna podwinął rękaw pokazując bliznę biegnącą od nadgarstka aż po łokieć. – Byłem zaskoczony, gdy mimo samobójstwa pozwolono mi trafić do Nieba. Bóg rozumiał mój ból, który nie pozwalał mi pozostać na Ziemi. Dzięki temu spotkałem ją ponownie jak i moją ukochaną żonę.

- Wspominałeś, że zmarła podczas porodu, prawda?

- Tak. Cztery lata nas rozdzieliły, ale moja miłość do niej nie umarła. Przez ten miesiąc gdy zbierałem się do samobójstwa zdążyła zaopiekować się naszą córką.

- Jak to jednak ma się do mojego pytania?

- Moja księżniczka mogła dzięki temu dorastać w najpiękniejszym miejscu jakie istnieje, miała szansę dorosnąć w atmosferze miłości i dobra, nie zaznała tu nigdy zła, więc nawet nie wie czym jest. Nie pamięta tamtego feralnego dnia, wszystko więc co zapamięta to dobro i miłość. Teraz jest w twoim wieku, Vaghatko, miała cudowne, inne życie. Dzięki temu nie mogę mieć żalu do człowieka, który jej to zrobił. Zawdzięczam mu cudowne życie córki i fakt, że mimo iż ja sam nie starzałem się, bo nie chciałem, to mogłem patrzeć jak ona dorasta w tym miejscu, jak z dziecka aniołka przemienia się w anielską kobietę i wróciłem do żony z którą byłem rozdzielony cztery długie lata. Dodatkowo córka mogła ją poznać stosunkowo szybko i moja żona mogła uczestniczyć w jej dorastaniu – wzruszony otarł łzę z policzka. – Bardzo mi przykro, że ciebie w ten sposób rozdzielono z rodziną i że przeżyłaś taki koszmar. Niewyobrażalnie mi przykro.

- To już za mną. Myślisz, że jak zlikwiduję ten gang poczuję się lepiej?

- Nie wiem Vaghatko. Wolałbym abyś nie brała w tym udziału. Nie wyobrażam sobie, aby moja córka, która przecież jest w tym samym wieku na ludzkie lata co ty w tym uczestniczyła – mówiąc to mężczyzna nałożył tę upiorną maskę i twarz cudownego anioła zastąpiła gęba, która kojarzyła się dziewczynie z krwią grzeszników, która często lądowała na maskach egzekutorów.

- Widzę Vaggie, że się zdecydowałaś – w stronę dziewczyny szedł wyprostowany, jak zwykle dumny Cyryl.

- Tak, wygrałeś.

- To nie zawody moja droga. Proszę. To Gerard.

- Gerard? – dziewczyna przyjęła podarowaną jej niebiańską włócznię – O czym ty mówisz?

- Ger oznacza „oszczep", a hard to „mężny". To imię tego oszczepu.

- Podoba mi się – na twarz dziewczyny wypełzł nieprzyjemny uśmiech.

- Nałóż maskę – sam zrobił to samo i uniósł do góry miecz, który momentalnie zapłonął. – Dzielni mężowie i żony, idziemy jak co roku ku chwale Pana naszego zwalczyć szerzącą się w piekle zarazę! Musimy zmieść pełzający tam bród i robactwo, które zasiały się w duszach mieszkańców, musimy pozbyć się tych najbardziej zgniłych w środku. Jesteście ze mną?!

Wokół Vaggie rozbrzmiały donośne okrzyki wojów.

- RUSZAMY! – Cyryl pierwszy rozłożył swe białe skrzydła i sfrunął, podczas kiedy rozbrzmiał niebiański gong zwiastujący, że nadeszła oto Noc Oczyszczenia.

Anioły pikowały w dół z zawrotną prędkością. Wiatr szumiał Vaggie w uszach i mimo uczucia spadania nie czuła strachu. W dłoniach ściskała swoją broń zlatując coraz niżej i niżej. Przez ułamek chwili ujrzała opuszczony przez nią świat ludzi, jednak nikt z nich nie dostrzegł żadnego anioła. Wszyscy momentalnie zniknęli pod ziemią aż dotarli do Piekieł. Każdy pognał w inną stronę, a zdezorientowana dziewczyna dotknęła stopami ziemi. Teraz rozumiała sens masek. One nie tylko miały wyglądać strasznie, niemalże psychopatycznie, ale przede wszystkim ukryć prawdziwe emocje egzekutorów. Ukryć ich... niepewność. Rozglądała się po okropnym świecie, tak innym od tego do którego trafiła ona sama. Ich sklepienie, o ile można było je tak nazwać, było krwistoczerwone, a przebywające tu postaci wyglądały karykaturalnie i przerażająco. Dodatkowo część z nich walczyła ze sobą wzajemnie i unicestwiała się bez pomocy egzekutorów. Wszechogarniający chaos.

- Co za piekło – wyszeptała i poczuła się rozbawiona zdając sobie sprawę, że w rzeczy samej to jest Piekło.

Czuła mimo to, że jakaś pewność ją opuściła. Ruszyła przed siebie widząc jak inni uciekają na jej widok. Wiedzieli, że nie mogą jej skrzywdzić, że ona nie zginie, ale oni mogą. Po chwili dostrzegła, że ten świat mimo iż brudny i stęchły nie różni się aż tak wiele od życia na Ziemi. Były tu bary, studia porno, kasyna, sklepy, mieszkania... Życie zdawało się tu płynąć dalej. Zacisnęła mocniej rękę na włóczni zdając sobie sprawę z tego, że ci, którzy zgotowali jej piekło za życia dalej sobie spokojnie tu żyli, chodzili na piwo i może dalej prowadzili przestępcze życie. Nie zapłacili za jej krzywdy. Znów poczuła falę nienawiści i wiedziała już, że musi ich zabić.

- Słuchajcie mnie paskudne bestie! – krzyknęła – W tej chwili oczekuję informacji, gdzie przebywają członkowie bardzo popularnego gangu, na pewno o nim słyszeliście. Chodzi o gang Mara Salvatrucha. Wiem, że osoby, które ścigam już nie żyją i przebywają tu.

- Głupia suko, myślisz, że ci pomożemy? – zaśmiał się ogar piekielny

Vaggie ściągnęła brwi mimo iż nikt nie mógł tego dostrzec pod maską i ruszyła z zawrotną prędkością na ogara przykładając mu broń do gardła tak blisko, że jej końcówka przebiła skórę i po szyi przeciwnika spłynęła stróżka krwi.

- Tak, myślę, że mi pomożecie, bo tylko ten kto wie gdzie przebywają przeżyje, reszta zostanie unicestwiona. Jestem egzekutorem, my się do cholery nie cackamy!

Dziewczyna była zaskoczona złością jaka w niej szalała i tym, że w ogóle klnie, podczas kiedy wszystkie te negatywne emocje i wulgaryzmy w Niebie nie miały miejsca. Jak to możliwe, że podczas kiedy w Niebie była uważana za niewinną, uroczą dziewczynę, która zginęła w brutalny sposób i która muchy by nie skrzywdziła, po zstąpieniu tutaj czuła jak wypełzają z niej najgorsze demony? Demony uśpione gdzieś wewnątrz.

- Dobra, dobra! – przerażony uniósł otwarte dłonie na wysokości klatki piersiowej poddając się i wycofał do tyłu - Jakieś konkrety? Codziennie trafiają tu nowi członkowie tego gangu. Żaden z nich nie pójdzie nigdy do Nieba dla mięczaków, to bestie gorsze od większości z nas.

- Fernando Chiapas, Eric Pradera, Gwatemalczyk Jose Maria Negrero Sermano, został skazany także za handel ludźmi oraz ostatni z nich Carlos Arnoldo Verntura, również skazany za handel ludźmi. U was pewnie to swoiste gwiazdy, co?

- Niekoniecznie, ale z pewnością są znani za długą listę swoich przewinień na Ziemi. Ponoć ten cały strażnik bram, święty Józek, nawet nie chciał na nich spojrzeć, a osąd waszego nadętego Boga był krótki. Trafili tu po paru minutach od śmierci. Trzymają się dalej razem, ale... nie poznałabyś ich – zarechotał.

- Lepiej dla ciebie bym poznała.

- Nie miałem na myśli wyglądu. Raczej stan. Jeżeli zaś chodzi o wygląd przypominają takie... oślizgłe humanoidalne kreatury. Nic przyjemnego, ale gęby prawie te same, będziesz wiedziała, że to oni.

- Gdzie szukać?

- Leć prosto jak w mordę strzelił. Szukaj czarnego mostu, tam ich znajdziesz.

Dziewczynę kiwnęła głową.

- Uff, przeżyłem – powiedział zadowolony i w tym momencie przebił go miecz Cyryla, a sam ogar padł, gdy anioł wyjął z niego zakrwawione ostrze.

- Vaggie, nie spoufalaj się z nimi!

- Przecież wiem! – fuknęła odlatując

Czuła na sobie wzrok anioła i wiedziała, co musi zrobić. Zamknęła oczy i natarła na pierwszego, napataczającego się przechodnia. Odwróciła się i zobaczyła maskę Cyryla, który widząc to odleciał w swoją stronę. Drżącymi dłońmi zdjęła swoją własną i zobaczyła na niej ślady krwi istoty, którą właśnie zabiła. Dziewczyna wydała okrzyk bólu i rozpaczy i padła na kolana. Zabiła. Naprawdę kogoś zabiła. Zakryła dłońmi twarz po której łzy spływały tak samo gęsto jak dnia gdy została porwana. Od tamtej pory przez dwa lata nie uroniła ani jednej.

Któryś z mieszkańców bardzo głośno puścił utwór „Whismaster" zespołu Nigtwish. Dziewczyna powoli zaczęła się podnosić. Nie, musiała być silna. Musiała sprawić aby ci, którzy ją zabili wreszcie odpokutowali to własną, ponowną śmiercią. Pewnie co wieczór chodzili do baru lub na prostytutki świetnie się bawiąc, podczas kiedy ona została odseparowana od reszty rodziny i przyjaciół. Skazali ją na długie lata samotności. Nie mogła pozwolić na to, by jej oprawcy nie zapłacili za to. Dzięki energetycznej muzyce dźwignęła się na nogi, nałożyła opryskaną krwią maskę i wyjęła włócznię z ciała nieszczęśnika, którego przebiła. Wzdrygnęła się słysząc nieprzyjemny dźwięk przypominający wyjmowanie przedmiotu z czegoś glutowatego i kleistego. Ponownie ściągnęła brwi i naenergetyzowana utworem z całą siłą rozpostarła potężne i piękne skrzydła ruszając najprzód. Wiedziała, że tu nikt nie może jej zagrozić i to ona ma tu teraz władzę i siłę. Frunęła bardzo szybko na silnych skrzydłach byleby dotrzeć do swojego celu. Odpychała tych, którzy stali jej na drodze. Nie zabijała, ale eliminowała z punktu przed oczami. W pewnej chwili zauważyła zieloną, przypominającą krokodyla istotę, która stała jej na drodze. Machała ręką dając znać by zszedł jej z pola widzenia, ale że tego nie zrobił wystawiła w jego stronę swoją broń lecąc na niego.

- STÓJ! – z rozpostartymi ramionami wyskoczyła przed istotę jakaś białoskóra blondynka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro