31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gayle


Nie wiedziałem, co sobie myślałem, wyskakując z tym zaręczynami. Mogłem poczekać. Wystraszyłem ją. Byłem szczęśliwy z Chelsie, kochałem ją i chciałem jej to udowodnić. Wydawało mi się, że to dobry sposób, żeby zapewnić dziewczynę o swojej miłości. Miałem wrażenie, że słowa nie wystarczały, bo cały czas bała się, że byłem złym facetem. Byłem do czasu, aż nie poznałem jej. Ta dziewczyna zawróciła mi w głowie. Bardziej niż Ibe, a to podobno w niej byłem zakochany, ale wtedy byłem gówniarzem. Co mogłem wiedzieć o miłości? Nic. Przekonałem się o tym przy Chelsie. Chciałem spędzić z nią resztę życia. Każdego dnia zmieniałem się na lepsze dla niej. Nawet zacząłem normalnie rozmawiać z Aubrey. Było dziwnie, bo od zawsze lubiłem jej dokuczać. Zabawnie się wtedy denerwowała. Jednak przekonałem się, że wcale nie była taka zła.

Postanowiłem odwiedzić przyjaciela. Chyba z myślą, że Aubrey zdążyła już do niego zadzwonić i pożalić się na mnie. Moja dziewczyna na pewno pojechała do Abi. Zamierzała się u niej przede mną ukryć, ale nie musiała z tego powodu brać w pracy wolnego. Dam jej czas na przemyślenia. Nie zadzwoniłem, nie narzucałem się. Czekałem na jej krok. Wtedy będę mógł zacząć działać.

– Co jest? - Landen spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

Chodził po salonie z synkiem na rękach. Maluchowi pewnie było wygodnie. Miałem wrażenie, że Landen nie potrafił dać mu spokojnie poleżeć. Mój przyjaciel i jego żona byli chyba najbardziej nadopiekuńczymi rodzicami jakiś znałem. Zdarzało się, że wykłócali się o opiekę nad synem, ale to dlatego, że oboje chcieli spędzać z nim jak najwięcej czasu. Istne szaleństwo. Nigdy nie spodziewałbym się tego po Landenie, który długo wzbraniał się przed zostaniem ojcem. Madison musiała być bardzo wściekła, że inna kobieta dostała bez żadnego gadania od niego to, co próbowała wymusić na swoim już byłym mężu. Uważałem, że mój przyjaciel bardzo dobrze wtedy zrobił, decydując się na rozwód.

– Nic. - Rozsiadłem się na kanapie, rozglądając się po salonie. – Gdzie Emma?

Niemożliwe, że zostawiła swojego męża samego z dzieckiem. Ta trójka od pewnego czasu była nierozłączna. Nie pamiętałem już, kiedy Landen wyszedł z domu gdziekolwiek sam. A nie, już wiedziałem. Na wieczór kawalerski. Nieźle się wtedy schlaliśmy, ale w porównaniu do naszych kochanych kobiet nie zamówiliśmy striptizerek, chociaż mieliśmy je w planach. Siedzieliśmy w swoim gronie, a one bawiły się, oblepiając wzrokiem striptizerów, ale to oczywiście nam się oberwało.

– Poszła na badania kontrolne.

– I nie poszedłeś z nią?

– Nie chciała mnie tam. Pewnie mnie obgada z koleżankami z pracy. Poza tym mam malca tylko dla siebie. - Pocałował go w główkę.

– Jeszcze nie masz dość?

– No co ty. - Zaśmiał się. – Będę współczesną kurą domową.

Emma zdecydowała, że wróci do pracy, więc to jej mąż zostanie z dzieckiem w domu. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ dzięki temu, że miał własną firmę, mógł tłumaczyć dokumenty, nie wychodząc z domu. Nie musiał z niczego rezygnować. Tak samo, jak jego żona. Maluch nie będzie zostawał z opiekunką. Czasami wpadną do niego babcie, żeby się nim zająć, gdy Landen będzie musiał pojechać do firmy. Może raz na jakiś czas mógłbym się zająć maluchem, ale poczekam, aż będzie trochę większy. Łatwiej będzie go wtedy czymś zająć. Na przykład grą w piłkę.

– A śmiałeś się z Halla.

Ich konflikt chyba został zażegnany. Nie mógł ciągle winić Aarona za głupie wybory swojej kuzynki. Gdyby od razu z nim porozmawiała, nie zostałaby sama w ciąży. I jeszcze to, że powiedziała o dziecku przyjacielowi Halla, zamiast jemu. Nie wybaczyłbym im tego, ale Aaron miał do Aubrey dużo cierpliwości. Więcej niż jej kuzyn, dla którego to było zbyt wiele. Na szczęście wszystko się ułożyło. Tym bardziej że Hall i mój przyjaciel byli teraz rodziną. Aaron musiał pogodzić się z tym, że Landen był ulubionym wujkiem jego córki.

– Perspektywy się zmieniają, gdy stoi się po drugiej stronie. Co z tobą? - Usiadł obok mnie. – Pokłóciłeś się z Chelsie.

– Nawet nie.

Gdybyśmy się pokłócili, szybko znaleźlibyśmy rozwiązanie i pomysł na zgodę. Najlepiej było zakończyć kłótnie seksem. Tym razem to nic nie dało. Podczas naszego ostatniego seksu, gdy Chelsie odrzuciła moje zaręczyny, było inaczej. Czułem, że się ode mnie oddalała. Zasnąłem, tuląc ją mocno do siebie, ale ona i tak mi się wymknęła. Nie wiedziałem jaką decyzję podjęła. Miałem nadzieję, że mnie nie zostawi.

– Nie? - Uniósł brew.

– Nie wiem, gdzie jest.

Nie zadzwoniła do mnie ani nie zostawiła żadnej wiadomości. Nic. Martwiłem się o nią. Mogłem zapomnieć o tym głupim pierścionku, ale niech wróci. Nic się przecież nie stało. Tylko że miałem głupie wrażenie, że Chelsie nie kochała mnie tak bardzo, jak ja ją. Ta myśl nie dawała mi spokoju.

– Czemu?

– Wyszła z samego rana. Myślałem, że do pracy, ale jej tam nie było.

– Skąd wiesz?

– Czasami tam łażę. - Przewróciłem oczami. – Twoja ciotka powiedziała, że Chelsie nie będzie przez kilka dni. Zamierza wykorzystać urlop.

– Bez ciebie.

Dla mnie to też było dziwne. Landen pewnie myślał sobie, że to moja wina. Owszem, bo to ja nie umiałem być w związku, bo nigdy nie byłem z żadną dziewczyną dłużej niż tydzień. Miałem gdzieś, co sobie o mnie myślał. Nie zamierzałem dłużej z nim rozmawiać o Chelsie. To moja sprawa. Poradzę sobie.

– Daj mi spokój – burknąłem.

– Mam nadzieję, że nic jej nie zrobiłeś, bo Abi wyrwie ci jaja. - Zaśmiał się.

Jasne. Gdyby jej przyjaciółka powiedziała na mnie, chociaż jedno złe słowo, Aubrey zjawiłaby się w moim domu od razu i nawet nie dałaby mi się wytłumaczyć. Nie zrobiła tego, a to znaczyło, że doskonale wiedziała, gdzie była Chelsie i co się stało, że ode mnie odeszła. Obie nie zamierzały ze mną rozmawiać. Spoko. Poczekam. Któraś w końcu nie wytrzyma, a Chelsie nie mogła myśleć, że pozwolę jej odejść bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Zasłużyłem na to. Poświęciłem dużo czasu na przekonanie jej do siebie i pokazanie, że mi na niej zależało. Musiałem wiedzieć, co zrobiłem źle.

– Już by to zrobiła, gdyby to była moja wina.

– Dobra. Dam ci spokój, ale wrócimy do tej rozmowy.

– Jasne. - Pogłaskałem Jamesa po małej dłoni zaciśniętej w pięść.

Nie przepadałem za dziećmi, ale cudze byłem w stanie tolerować. Szczególnie gdy były grzeczne. Nie musiałem ich przecież znosić całymi dniami. Nie myślałem o byciu ojcem, ale nie wykluczałem takiej opcji. Kiedyś. Poza tym okazało się, że moja dziewczyna nawet nie myślała poważnie o związku ze mną. Nie wiedziałem, czy mogłem liczyć jeszcze na cokolwiek.

Przyszedłem do Landena, bo nie miałem zamiaru całego dnia spędzić w domu i użalać się nas sobą. Nie pójdę też szlajać się do klubów. Zmarnowałby wszystko, co budowałem przez ostatni czas, a wierzyłem, że jeszcze uda mi się to ułożyć. Chelsie musiał wyjaśnić mi, dlaczego nie chciała zostać moją narzeczoną. Nie odpuszczę jej. Wiedziałem, że mnie kocha. Czegoś się bała albo nie była pewna mnie. Może musiałem udowodnić jej, że byłem wierny. Nie zdradziłbym jej. Tym bardziej że wiedziałem już jakie świństwo wywinął jej były facet. Był idiotą, że nie potrafił docenić swojej kobiety. Gdyby odpowiednio o nią zadbał, nie musiałby szukać wrażeń z innymi laskami. Chelsie może nie była doświadczona, ale mogłem nauczyć ją jak mnie zaspokoić i czerpać z tego przyjemność. Ona też zawsze była przeze mnie zaspokojona.

– Chcesz go potrzymać? - Landen spojrzał na synka, który zaczął się wiercić w jego ramionach.

Pewnie było mu niewygodnie albo się znudził. Chyba że mój przyjaciel doszedł do wniosku, że pora nakarmić dziecko i chciał, żebym je przypilnował, a on przygotuje mleko.

– A nie obrzyga mnie?

– Nie. - Zaśmiał się, kładąc mi malucha na torsie.

James zrobił wielkie oczy, przyglądając mi się uważnie i miałem wrażenie, że zaraz zacznie płakać. Oby nie, bo spanikuję bardziej niż on. Jego maleńkie dłonie nadal były zaciśnięte w piąstki, ale jedną przybliżył do mojej twarzy. Zastanawiałem się, co zamierzał zrobić. Powinienem się bać?

– Chcesz mnie uderzyć? - Uśmiechnąłem się, trzymając go mocniej, bo trochę zaczął się ruszać.

Nie chciałbym, żeby maluch zrobił sobie przy mnie krzywdę. Emma by mi nie wybaczyła, a ja już chyba nigdy nie zbliżyłbym się do żadnego dziecka. Poważnie.

– To nie byłby głupi pomysł – odezwał się Landen.

– Twoja żona nie byłaby zadowolona, że namawiasz dziecko do agresji. - Zerknąłem na niego.

Oddalił się do kuchni po jedzenie dla Jamesa. Miałem nadzieję, że przez te kilka minut poradzę sobie z maluchem sam.

Chłopczyk rozłożył paluszki i dotykał nimi mojej twarzy. Nie wiedziałem, czego szukał, ale starałem się mu nie przeszkadzać. Próbował nawet wsadzić mi je do oczu. Zaśmiałem się na jego próby i odchyliłem lekko głowę do tyłu.

– Fajny z ciebie gościu. - Pogłaskałem go po główce. – Naprawdę super.

I w tym momencie się do mnie uśmiechnął. Wow. Chyba się polubiliśmy na dobre. Niestety malec stracił zainteresowaniem mną, gdy jego tatuś pojawił się obok z butlą mleka. Niechętnie oddałem go Landenowi.

– On zawsze wybierze jedzenie. - Zaśmiał się, widząc moją niezadowoloną minę.

– Pewnie tak. - Patrzyłem na Jamesa, przyssanego do butelki.

W pewnym momencie poczułem, że złapał mnie za palca i mocno zacisnął na nim swoją rączkę.

– Polubił cię.

– Ja go też. Chyba bardziej, niż gdy zobaczyłem go po raz pierwszy. - Uśmiechnąłem się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro