34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jutro wrócę do Bostonu. Uprzedziłam już Aubrey. Ucieszyła się. Podobno nie rozmawiała z moim facetem, ale od kuzyna wiedziała, że nie szlajał się po klubach. Zaszył się w domu. Było mi przykro, że to z mojego powodu. Jednak to sprawiło, że pomyślałam, że on nadal na mnie czekał. Wierzyłam, że gdy opowiem mu o wszystkich swoich obawach związanych ze ślubem i planowaniem przyszłości, zrozumie moje zachowanie. Chociaż trochę. Oby, bo nie wiedziałam, co jeszcze powinnam zrobić, żeby wybaczył mi zostawienie go samego na kilka dni bez żadnej wiadomości. Nie mógł myśleć, że chciałam odejść. Nie zrobiłabym tego. Zwariowałam na jego punkcie i liczyłam na to, że zestarzejemy się razem. Nawet w małym mieszkanku bez dzieci i wnuków. Wystarczył mi tylko Gayle.

Na mieście natknęłam się na byłego chłopaka i nie było to miłe spotkanie. Zapomniałam, że często tędy przechodził w drodze do pracy albo do rodziców. Unikałam go przez cały pobyt w Nowym Jorku, ale on jakimś cudem dostrzegł mnie w tłumie. Miałam wrażenie, że tylko czekał, aż znowu mnie zobaczy. Podobno zostawiłam w jego mieszkaniu jakieś rzeczy i miałam je natychmiast odebrać, bo nie mógł na nie patrzeć. Nie byłam pewna, co to było, ale na pewno w pośpiechu o czymś zapomniałam. Niechętnie z nim poszłam. Może to głupi pomysł. Mógł mi to odesłać, zawieźć do moich rodziców albo wyrzucić. Miałam nadzieję, że to nie było nic ważnego. Poświęcę Markowi tylko kilka minut i przy okazji może trochę go jeszcze zwyzywam, chociaż nie sądziłam, że poczuję się dzięki temu lepiej.

– Daj mi to i idę. - Stanęłam w drzwiach naszego dawnego mieszkania.

Nienawidziłam tego miejsca. Nie chciałam zostać tutaj z Markiem sama nawet na moment. Bałam się go po ostatnich groźbach, które do mnie wypisywał, jeszcze zanim go zablokowałam. Był nieobliczalny, chociaż do tej pory poza kłótniami nie doszło między nami do rękoczynów. Może raz mnie szarpnął, ale oddałam mu. Jednak po zerwaniu naszych zaręczyn zaczął mnie nienawidzić. Zniszczyłam jego reputację grzecznego chłopca i nie mógł nic z tym zrobić. Pewnie bał się, że zacznę gadać i ludzie w końcu poznają moją wersję. Może tak byłoby najlepiej. Nie zamierzałam jednak go upokarzać. Mógł spać spokojnie. Nie obchodziło mnie, co myśleli o mnie ludzie w jego otoczeniu. Jeszcze poznają się na tym durniu. Współczułam jego kolejnej dziewczynie. Powinna się lepiej zastanowić, zanim zwiąże się z bogatym dzieciakiem, który nie szanował nikogo. Nawet własnych rodziców.

– Weź sobie. - Wskazał na drzwi sypialni.

– Nie wejdę tam. - Skrzyżowałam ręce na piersiach.

Nie zamierzałam dać się wciągnąć w jego chore gierki. Nie miałam na nie czasu. Musiałam pojechać do ojca i poprosić, żeby zawiózł mnie jutro do Bostonu. Skoro Mark chciał mi oddać jakieś rzeczy, mógł je zapakować i postawić przed drzwiami, a nie kazać mi ich szukać. Nie miałam zamiaru zbliżać się do sypialni i łóżka, w którym zdradził mnie z jakąś zdzirą. Nie chciałam na nie patrzeć. Chyba zamierzał mnie torturować, każąc tam wejść. Obawiałam się wspomnień, które do mnie wrócą. Miałam ochotę stąd wybiec. Nie obchodziło mnie, co zostawiłam w tym mieszkaniu. To nieważne.

– Bujaj się. - Popchnął mnie tak, że prawie upadłam.

– Nie dotykaj mnie. - Odwróciłam się do niego twarzą.

Wkurzyłam się, bo nie pozwolę mu sobą pomiatać. Nie powinnam tutaj przychodzić. Nie sama. Mogłam zadzwonić po ojca. Przy nim Mark na pewno by mnie nie tknął. Nie, jeśli nie chciał mieć połamanych palców. Tata uprzedził, że wolałby nie spotkać się z moim byłym narzeczonym, bo mogło dojść do rękoczynów. Nie chciałabym, żeby miał przeze mnie problemy.

– To zdejmuj ubranie. - Zaśmiał się.

Nie wiedziałam, co wymyślił, ale nie zamierzałam robić, co mi kazał. Nie byłam już jego posłuszną i głupią narzeczoną. Czas najwyższy stąd wyjść. Jeśli ten idiota jeszcze się do mnie zbliży, uderzę go. Byłam tak wkurzona, że znalazłabym w sobie wiele siły. Mogłabym go pobić, ale obawiałabym się, że narobiłby mi później problemów. Przecież był niewinnym chłopcem, a ja mściwą babą. Nie mogłam uwierzyć, że byłam z kimś takim jak on. Co ja w nim widziałam?

– Chyba cię pojebało! – wrzasnęłam, próbując go wyminąć.

Chciałam wyjść, ale rzucił mnie na łóżko i przycisnął do niego dłonie, nachylając się nade mną z ohydnym uśmiechem. Był za blisko. Potrzebowałam przestrzeni. Nie miałam siły się wyrwać. Zaczęłam się go bać. Nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiedziałam, czy zrobi mi krzywdę. Miałam ochotę płakać. Byłam głupia. Naiwna. Niby co było dla mnie tak bardzo ważne, żeby wejść z Markiem do jego mieszkania? Nic nie było tego warte. Nie mogłam nawet wyjąć z kieszeni telefonu. Byłam sparaliżowana strachem. Jeśli Mark chciał mnie zastraszyć, właśnie mu się udało. Osiągnął swój cel. Niech mnie wypuści. Nie zrobiłam mu nic złego.

– Rozbieraj się. - Odsunął się ode mnie, przeszywając mnie wzrokiem. – I to już.

– Wypuść mnie. - Zaczęłam płakać, podnosząc się z łóżka. – Oddam ci wszystkie pieniądze za straty, tylko mnie wypuść.

Miałam nadzieję, że pozwoli mi odejść. Nie miałam siły z nim walczyć. Byłam słaba. Nie mogłam przewidzieć jego kolejnego ruchu. Zamierzał zrobić mi krzywdę? Nie posłuchałam jego rozkazu. Próbowałam wyjąć telefon i napisać do Aubrey. Cokolwiek, żeby wiedziała, że coś się działo. Nie zostawiłaby mnie samej. Nie zignorowałaby mojej wiadomości. Na pewno kogoś poinformuje. Musiałam coś zrobić. Niespodziewanie Mark wyrwał mi telefon z dłoni, zanim wysłałam wiadomość, na co pisnęłam. Myślałam, że uda mi się wysłać, chociaż pusty SMS. Wkurzyłam tym Marka, bo roztrzaskał mój telefon o ścianę, robiąc przy tym okropny hałas, aż podskoczyłam przestraszona. Bałam się z każdą chwilą coraz bardziej. Musiałam się stąd wydostać i to jak najszybciej.

– Jesteś żałosna. - Podszedł do mnie i chwycił mocno za brodę, wbijając mi palce w policzki, na co syknęłam z bólu. – Nie chciałem cię bzyknąć. Jesteś beznadziejna. Nawet mnie nie podniecasz. Co ty sobie myślałaś, idiotko?!

Nic. Gdybym go podniecała, nie znalazłby sobie innej laski do zaspokajania swoich potrzeb. Ciągle próbował mnie zmienić. Nic, co bym zrobiła dla niego, nie sprawiło, że byłam wystarczająco dobra. Miał rację, byłam beznadziejna, ale to, dlatego że dałam się omotać takiemu idiocie jak on. Myślałam, że nasze kłótnie były czymś normalnym. Przecież w każdym związku bywały zgrzyty, ale to nieprawda. Ludzie, którzy się kochali, nie szukali ciągle powodów do krytykowania drugiej osoby. Pozwoliłam, żeby Mark mnie ograniczył, okłamywał i zdradzał. Był zły, bo nie znajdzie szybko kolejnej naiwniaczki, która będzie chciała wyjść za niego za mąż. Musiałby się bardzo postarać. Już współczułam dziewczynie, która się z nim zwiąże. Miała przerąbane na starcie.

– Czego ode mnie chcesz? – wydukałam ze łzami w oczach. – Odpuść.

– Przez ciebie musiałem tłumaczyć się, czemu nie będzie ślubu. - Uderzył mnie pięścią w brzuch, aż nie byłam w stanie złapać oddechu. – Nie jestem złym facetem, a właśnie tak wszyscy pomyśleli, gdy ode mnie odeszłaś.

To nie mnie zastał w naszym łóżku z innym facetem. Nie ja go zdradziłam! Nigdy bym tego nie zrobiła. Czułam się okropnie, gdy okazało się, że facet, którego kochałam, sypiał z inną kobietą. Widocznie umiała go zaspokoić. Chciałam spędzić z nim resztę życia, a on pokazał mi, że nie byłam dla niego wystarczająca. Po co, więc chciał się ze mną ożenić? Nie potrafiłam tego zrozumieć.

– To. Nie. Moja. Wina – mówiłam z ledwością.

– Właśnie, że twoja! - Znowu mnie uderzył, tym razem w twarz.

Celował na oślep. Nie byłam w stanie daleko przed nim uciec, bo wpadłam na ścianę.

– Przestań! – krzyknęłam, zakrywając twarz dłońmi.

– Trzeba było mnie nie zostawić.

Nie mogłam z nim zostać po tym, co zobaczyłam. Brzydziłam się nim. Nie byłam w stanie patrzeć na Marka, a co dopiero dzielić z nim życie, dom i łóżko.

– Nie kochałam cię – wydukałam, próbując się podnieść.

– Pierdoliłaś się pewnie za moimi plecami z innymi typami! – wrzasnął.

Nawet nie oglądałam się za żadnym chłopakiem. Gdy któryś z nich mnie zaczepiał, szybko kończyłam rozmowę, bo czułam się źle, z tym że Mark mógłby być wkurzony. Jego koledzy byli wszędzie i na pewno opowiedzieliby mu o każdym moim niewinnym spotkaniu z jakimś chłopaku. Nawet jeśli chodziło o znajomych z pracy.

Nie miałam siły, żeby pokonać kilka kroków. Zakręciło mi się w głowie, ale Mark szarpnął mnie za włosy, wyprowadzając do salonu. Co zamierzał mi jeszcze zrobić? Czy nie zadał mi wystarczająco bólu swoją zdradą? Nie musiał mnie krzywdzić bardziej. Zniszczył kilka lat mojego życia. Sprawił, że zwątpiłam w siebie. Czułam się jak śmieć. Przez chwilę czułam nawet, że nie zasługiwałam na nic dobrego w swoim życiu, że już nigdy nie będę szczęśliwa.

Mark znowu zaczął zadawać ciosy na oślep. Czułam jego pięści na całej twarzy. W pewnym momencie straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy, nerwowo rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nigdzie Marka. Gdzie poszedł? Może się przestraszył i uciekł. Miałam nadzieję, że był z dala ode mnie, a ja zaraz opuszczę to mieszkanie.

Nie miałam siły wstać. Czułam krew spływającą mi po twarzy, ale nie mogłam jej zetrzeć. Dłonie mi się trzęsły. Nie miałam przy sobie telefonu. Nikt mnie tutaj nie znajdzie. Bliscy nawet nie wiedzieli, gdzie szukać, bo niby skąd? Umrę tutaj. Sama. Chciałabym być teraz przy Gaylu. Musiałam wziąć się garść. Może uda mi się jakoś z kimś skontaktować. Znalazłam siłę, żeby wstać. Było ciężko. Nie mogłam złapać oddechu. Pokonałam kilka kroków w stronę wyjścia. Szłam chwiejnie, dopóki nie wpadłam na szklany stolik. Pieprzony stolik! Nigdy, go nie lubiłam. Straciłam równowagę i nie wiedziałam, co stało się później. Nie słyszałam żadnego huku, spowodowanego upadkiem. Nic. Pamiętałam tylko ciemność. Nie było nic więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro