Prolog.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marka poznałam w szkole podstawowej, ale wtedy nie bardzo za sobą przepadaliśmy. Często bywał dupkiem. Dzieciak, który myślał, że mógł mieć wszystko i wszystkich. Dopiero w liceum zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Chodziliśmy do tej samej szkoły. Niestety byłam do niego młodsza, ale gdy spotykaliśmy się razem ze swoimi znajomymi na korytarzu, jakoś znaleźliśmy wspólne tematy do rozmów. Jeszcze wtedy widziałam w nim tylko kolegę. Kilka miesięcy przed wakacjami, gdy byłam w pierwszej klasie liceum, postanowił zapytać, czy moglibyśmy być razem. Zgodziłam się. Podobał mi się od dawna, ale nie byłam pewna, czy był mną zainteresowany. Dobrze się dogadywaliśmy. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu przed zbliżającym się balem maturalnym Marka, na którym miałam mu towarzyszyć. Właśnie dlatego siedziałam teraz u swojego chłopaka, żeby ustalić szczegóły. Musieliśmy umówić się na konkretną godzinę, żebym zdążyła się przygotować. Chciałam wyglądać ładnie, żeby koledzy zazdrościli mu dziewczyny. Poza tym nie mogłam odstawać od rówieśniczek Marka, które na pewno nie będą oszczędzać na kreacjach i makijażu akurat tego dnia. Bal maturalny dla wielu dziewczyn był jak pokaz mody, gdzie musiały wyglądać idealnie i lepiej od koleżanek, z którymi konkurowały przez lata szkolne.

– Wyjdziesz za mnie? – spytał Mark, gdy usiadłam obok niego.

Odkąd przyszłam, nie zdążyłam się nawet odezwać. W ogóle nie spodziewałam się tego. Czy to aby nie za wcześnie na takie deklaracje? Ok, wiele moich koleżanek z klasy miało już narzeczonych, ale byli w związkach od wielu lat. My nie mieliśmy długiego stażu, ale to, że przyjmę zaręczyny Marka, nie musiało znaczyć, że w ciągu roku zaciągnie mnie pod ołtarz. Minie jeszcze sporo czasu, zanim się na to zdecydujemy. Samo planowanie zajmie nam prawie rok. Szczególnie że matka mojego chłopaka na pewno chciała wydać z tego powodu ogromne przyjęcie. Przecież Mark był jej jedynym synem. Dogadywałam się dobrze z jego rodzicami, więc nie będzie problemu podczas przygotowań do ślubu.

Mój chłopak nie zadał sobie trudu, żeby zaprosić mnie do restauracji albo gdziekolwiek. Po prostu wyjął z kieszeni pierścionek i tyle. Byłam tak bardzo zakochana w Marku, że zgodziłabym się zostać jego żoną nawet bez tego. Nie przejmowałam się, że nie będę mogła uraczyć swoich koleżanek opowieściami z cudownych zaręczyn. Wiele z nich wspominało o wyjazdach w egzotyczne miejsca oraz zdjęciami z tej ważnej chwili, którą oczywiście ktoś musiał uwiecznić. Czy to było ważne? Nie bardzo. Za to zadbam, żeby dzień mojego ślubu był idealny i żebym miała co wspominać.

– Tak. - Uśmiechnęłam się.

Oczywiście, że chciałam zostać jego żoną i kiedyś urodzić mu dzieci. Ile będzie ich chciał. Mogłaby być nawet piątka. Byłam jedynaczką, dlatego zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Wierzyłam, że będziemy szczęśliwi.

Nie chciałam popełnić błędu swoich rodziców. Czasami miałam wrażenie, że ich małżeństwo trwało tylko ze względu na mnie. I tak wytrzymali ze sobą dziesięć lat, zanim ostatecznie postanowili się rozejść. Przynajmniej teraz mieli partnerów, z którymi było im dobrze. Tyle że, zanim zdecydowali się na ślub, mogli poczekać, aż upewnią się, że naprawdę się kochali. Może chodziło o to, że mama była już w ciąży, gdy wychodziła za mąż. To by wszystko wyjaśniało.

– Tak się cieszę. - Wziął mnie w ramiona.

– Bałeś się, że odmówię? - Pocałowałam go.

Nawet przez chwilę się nie zawahałam. Co niby innego miałabym mu odpowiedzieć? To, że krótko byliśmy razem, nie znaczyło, że wcale się nie znaliśmy. Miałam kilka lat, żeby upewnić się, że Mark był odpowiednim facetem dla mnie. Nikt inny nie zawrócił mi w głowie. Chciałam z nim spędzić resztę życia, niezależnie od tego, co myśleli moi rodzice.

Mama machnęła ręką na mój związek, bo nie mogła zabronić mi spotykać się z Markiem, ale to tata miał największy problem z nim. Przeszkadzało mu zachowanie mojego chłopaka podczas nielicznych spotkań z moją rodziną. Nie robił, przecież nic złego, a ojciec czasami udawał, że interesował się moim życiem, chociaż nie bardzo go interesowałam, gdy przeprowadził się do swojej nowej kobiety, zostawiając mnie z mamą. Mark nie lubił spędzać czasu nawet z moimi znajomymi, ale nie widziałam w tym nic złego. Przecież nie musieliśmy przesiadywać w tym samym gronie ludzi.

– Ani trochę. - Zaśmiał się.

Oczywiście zawsze był pewny siebie. Czasami mnie to wkurzało, ale zdążyłam się przyzwyczaić. Mieliśmy już za sobą kilka kłótni, głównie o to, że wolał spędzać czas ze swoimi kumplami niż ze mną, a miał pretensje, gdy zamiast wyjść gdzieś z nim umówiłam się z koleżankami, których nie lubił. Nigdy nie wnikałam dlaczego, ale one też nie darzyły go sympatią. Nikt nie zmuszał ich do przebywania w swoim towarzystwie, więc nie było to dla mnie żadnym problemem. Raz wściekłam się na Marka, że flirtował z inną dziewczyną na moich oczach. Myślałam, że mu tego nie wybaczę, ale na spokojnie wytłumaczył mi, że to była zwykła rozmowa. Uwierzyłam mu.

– Mogłeś chociaż udawać. - Szturchnęłam go rozbawiona.

– Poczujesz się dzięki temu lepiej? - Spojrzał na mnie.

– Tak.

– Ok. Bałem się jak cholera, ale niby czemu miałabyś mi odmówić?

Może, dlatego że nie byłam gotowa, chociaż nie uwierzyłby w to, bo codziennie zapewniałam go o swojej miłości. A może, dlatego że byliśmy zbyt młodzi, żeby wiedzieć, czego naprawdę chcieliśmy? Wierzyłam, że skoro Mark zrobił poważny krok do przodu, to planował swoją przyszłość ze mną u swojego boku, co bardzo mnie cieszyło. Może wkrótce pomyślimy o wspólnym mieszkaniu.

Moja mama byłaby zadowolona, gdyby w końcu mogła wyjechać ze swoim facetem. Jedyne, co ją jeszcze trzymało w mieście to, to że miała pod dachem dorosłą córkę. Nie zasugerowała, że powinnam się wyprowadzić, ale na pewno tego chciała. Miałam, przecież pracę w kwiaciarni, z którą zostanę sama po wyjeździe matki, więc mogłam sobie coś wynająć. Mark też niedługo zacznie pracę w firmie swoich rodziców. Nie musiałam się martwić, że po szkole zostaniemy z niczym. Oboje mieliśmy zapewnioną przez rodziców jakąś przyszłość. Nieważne, że praca w kwiaciarni nigdy nie była moim marzeniem. Na razie nie miałam na siebie żadnego planu. Tata chętnie zainwestowałby w moje studia, ale nie byłam pewna, czy chciałam na nie iść. Miałam jeszcze trochę czasu na tę decyzję.

– Mało przekonujące. - Zaśmiałam się. – Kocham cię.

– Też cię kocham, Chelsie.

Zjedliśmy razem kolację, którą mój narzeczony zamówił i obejrzeliśmy dwa filmy.

Mark nalegał, żebym została na noc, ale nie mogłam. Rano musiałam otworzyć kwiaciarnię i siedzieć w niej do czasu, aż moja mama nie wróci z towarem. Zajmie jej to pół dnia, a ja będę miałam zmarnowaną sobotę. Nie pierwszą. Przyzwyczaiłam się już, że mama często wykorzystywała mnie do siedzenia w kwiaciarni, żeby mogła wyjść gdzieś ze swoim nowym facetem. Szkoda, że nie brali pod uwagę, że też chciałam spotkać się ze znajomymi, a poza szkołą nie miałam na to czasu, bo pilnowałam biznesu rodziców. Gdyby nie szkoła chyba w ogóle nie miałabym koleżanek, bo niby gdzie i kiedy miałabym je poznać? Dobrze, że Marka nie wkurzało to, że zazwyczaj mieliśmy dla siebie tylko godzinę albo dwie dziennie, żeby się spotkać. Resztę czasu nadrabialiśmy SMS-ami lub rozmowami przez telefon.

Po powrocie do swojego domu byłam zadowolona jak nigdy. Nie powiedziałam jeszcze nic mamie o zaręczynach. Zamierzałam poczekać, aż sama zauważy pierścionek na moim palcu. Będzie miała okazję pokazać mi, jak bardzo interesowała się życiem córki.

Odkąd przyszłam, nie odezwała się do mnie słowem. Zapewne zaraz przyjdzie jej facet i powinnam zniknąć im z oczu. No jasne. Najlepsze dziecko to takie, którego prawie nie było. Kiedyś mama chwaliła mnie przy Jimmie, że świetna ze mnie córka. Na jakiej podstawie? Bo pomagałam jej prowadzić biznes, który założyła z ojcem? Czy dlatego że starałam się być miła dla jej faceta? Albo dlatego że nie kazałam zabierać się na każdy wakacyjny wyjazd. Nie wiedziałam.

Gdy znalazłam się w swoim pokoju, zaczęłam wyobrażać sobie swój ślub. Byłam jak większość dziewczyn, które od zawsze marzyły, żeby to był najpiękniejszy dzień w ich życiu. Wybór sukni na pewno sprawi mi wiele radości, bo uwielbiałam zakupy. Umówię wizytę u najlepszego fryzjera w mieście. Nie to, żeby ten, do którego chodziłam do tej pory, był zły, ale nie zamierzałam na niczym oszczędzać. Tata na pewno zasponsoruje kochanej córeczce zachcianki z okazji jej ślubu. Nie wyobrażałam sobie nawet, jak wielkie koszty wiązały się z weselem, ale przecież nie wyjdę za mąż już w przyszłym roku. Na pewno mogliśmy liczyć na pomoc rodziców w tej kwestii.

Zaczynałam układać w głowie plany na przyszłość z Markiem. Zastanawiałam się, czy zamieszkamy we własnym domku na przedmieściach, czy z rodzicami mojego narzeczonego. Wcale nie przeszkadzałoby mi mieszkanie z teściami, bo mama Marka była świetną kobietą. A może zdecydujemy się na luksusowy apartament w centrum miasta, tyle że wtedy chyba musielibyśmy wyprowadzić się z Edison, ale to żaden problem. Może i nawet to byłoby lepsze, bo nie musiałabym być gospodynią domową i skupiłabym się na swojej karierze zawodowej. Niezależnie od tego, gdzie zamieszkamy, na pewno będzie mi tam dobrze. I kiedyś naszym dzieciom, którym zapewnimy dużo miejsca do zabaw. Żadnych zwierząt. Nie dam się na to namówić. Nie chciałam, żeby jakieś stworzenie, poza moimi maluchami plątało mi się pod nogami. Dzieci będą wielką odpowiedzialnością. Wolałabym skupić się na nich. Poza tym nie mielibyśmy czasu na zwierzątko, goniąc za karierą. Mark na pewno przejmie wiele obowiązków w firmie rodziców. Obyśmy w tym wszystkim znaleźli czas dla siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro