4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wstawaj śpiochu! - usłyszała Bridgette na chwilę przed tym, nim oberwała puchatą poduszką w twarz - Jestem tutaj, żebyś wreszcie trochę się rozerwała.
- Ale jest sobota Marii- jęknęła w poduszkę Cheng.
- I właśnie dlatego tu jestem! Nie możesz każdego weekendu spędzać przed telewizorem opychając się słodyczami. To nie zdrowe - powiedziała Marinette Dupain Cheng. Kuzynka Bridgette po ostatniej rozmowie telefonicznej, postanowiła przyjechać do Paryża na weekend by postawić ją na nogi. Jej sięgające ramion granatowe kucyki, zatrzęsły się gdy z impetem zrzuciła Brid z łóżka razem z poduszką i kołdrą.
- Jesteś brutalna - stęknęła dziewczyna spod grubej pierzyny. Wstała ospale z podłogi i przeciągnęła się z głośnym ziewnięciem.
- No już! Ruchy ruchy - Ponagliła ją Marinette. Bridgette westchnęła i poczłapała do łazienki. Oparła się ciężko o blat i spojrzała w lustro robiąc kilka min. Gdyby nie podkrążone oczy to może, może wyglądałby znośnie. Nagle w lustrze dostrzegła spoglądające na nią intensywnie fiołkowe oczy i aż podskoczyła do góry, przestraszona nagłym pojawianiem się kuzynki w łazience.
- Długo będziesz jeszcze krzywić się do lustra, czy wreszcie pójdziesz pod prysznic? - spytała ze słodkim uśmiechem który dla Bird był przerażający. Wiedziała, że Marinette była chodzącym Aniołem, ale tylko do czasu, do puki nie uaktywniała sie jej zgryźliwa strona natury. Przymknęła błękitne oczy i spięła włosy na czubku głowy. Gdy tylko za Marii zamknęły się drzwi, ruszyła pod prysznic. Kiedy wreszcie pojawiła się w kuchni gotowa do wyjścia, zły humor zastąpiło podekscytowanie spędzenia dnia w towarzystwie kuzynki. Usiadła do stołu i szybko pochłonęła puszyste naleśniki swojego taty. Nie dość, że był idealnym rodzicem, to jeszcze w dodatku mistrzem w swoim kucharskim fachu.
- No to się zbieramy - oznajmiła Marii wstając od stołu. Dziewczyny wyszły na zalaną słońcem ulicę i ruszyły w kierunku parku. Kuzynka miała jasno określony plan. Najpierw zjadły lody w ulubionej cukierni, a potem Marinette zaprowadziła ją na seans do kina, na którym obie bawiły się świetnie. Później odwiedziły jeszcze kilka sklepów z ciuchami, po czym skierowały swoje kroki w kierunku domu. W pewnym momencie Brigitte nagle przystanęła, gdy jej wzrok padł na coś co znajdowało się przed nią. Zatrzymała się pod murem rezydencji Agreste z której właśnie wyszedł Felix, w towarzystwie jakiegoś blond włosego chłopaka o potarganej fryzurze. Bridgette w pierwszej chwili zaparło dech w piersi, kiedy zobaczyła, że chłopcy są do siebie bardzo podobni. Bliżej przyjrzała się twarzy Agreste i zobaczyła, że zniknął z niej grymas który na co dzień widziała. Jego usta przybrały coś na kształt cynicznego uśmiechu, a w oczach błyszczały Iskierki rozbawienia. Cheng wpatrywała się w niego intensywnie, próbując znaleźć jakiekolwiek inne objawy uczuć. W jej pole widzenia bezceremonialnie wcisnęła się Marinette machając dłonią przed oczami, jakby próbowała ją przywrócić do świata żywych. W tle za jej plecami w ich kierunku odwrócił się kuzyn Feliksa, obdarzając je swoim szmaragdowym spojrzeniem. Nagle widok szeroko uśmiechniętej i zarumienionej Marinette, oraz stojącego gdzieś w oddali za nią blondwłosego chłopaka sprawił, że Bridgette poczuła się bardzo dziwnie. Miała niepokojące wrażenie, że zapomniała o czymś bardzo istotnym co miało z nimi jakiś związek. Było to co najmniej dziwne zważywszy na to, że czarnowłosa nie miała nigdy przyjemności poznać kuzyna Felixa, czy kim on tam tak w zasadzie był. Ich obrazy nałożyły się na siebie w jej umyśle, ukazując zupełnie inne sytuacje a ona sama, poczuła jakby jednak skądś tego Blondyna znała. Uczucie to nie opuszczało jej dopóki chłopcy nie wsiedli do limuzyny i odjechali Bóg wie gdzie.
- Ziemia do Bridgette! - Wołała ze śmiechem Marinette, próbując zwrócić na siebie uwagę kuzynki. Bridgette zamrugała kilka razy powracając wreszcie do rzeczywistości.
- Miałaś zapomnieć o tym chłoptasiu, a nie wgapiać się w niego przy pierwszej lepszej okazji - zauważyła i chwytając ją pod rękę ponagliła, by wreszcie ruszyła się z miejsca.
- Chyba jeszcze musimy się trochę rozerwać - uznała ciągnąc Bridgette za sobą.

Wysiedli pod kręgielnią i ruszyli za ochroniarzem, który kupił im bilety wstępu i praktycznie odprowadził aż do stolika. W ślad za nimi podążała Nathalie.
- Bawcie się dobrze. Gdybyście czegoś potrzebowali, będziemy kilka stolików dalej - powiedziała.
- Adrien rozparł się wygodnie na półokrągłej kanapie, opierając kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. Jego luźny styl był czymś, czego jednocześnie Felix mu zazdrościł ale równie mocno i irytowało. Podeszła do nich różowo włosa dziewczyna o jasnej karnacji i niebieskich oczach. Ubrana była w krótką firmową spódniczkę i koszulkę. W dłoniach trzymała notes i długopis.
- Czy mogę przyjąć zamówienie? - Spytała melodyjnym głosem. Adrien gwałtownie zmienił pozycje i oparł się łokciami o blat stołu, kładąc na dłoniach swój podbródek. Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek z błyskiem czającym się w jego oczach.
- A co mogłabyś mi zaoferować?
Dziewczyna spłonęła rumieńcem i wydukała:
- Naszą specjalnością jest hamburger z podwójnym mięsem w zestawie, z frytkami i sałatką...
- Jak widać królikiem nie jestem, więc poproszę bez sałatki piękna - odparł nonszalancko puszczają do niej oczko. Felix przewrócił oczami nie mogąc tego słuchać. Wziął w dłonie kulę i wykonał pierwszy rzut, który jak się spodziewał był perfekcyjny i skasował wszystkie kręgle. Felix uniósł podbródek i z dumą spojrzał na de Vanily, który podniósł się z uśmieszkiem na ustach i po chwili również wykonał swój rzut. Stracił wszystkie kręgle prócz jednego, który chwiał się przez dłuższą chwilę i kiedy Agreste już myślał, że prowadzi w punktacji, biały pachołek jednak się przewrócił. W dalszej rozgrywce Adrienowi już nie szło tak dobrze jednak był niepoprawnym optymistą, któremu dobrego humoru nie mogła zepsuć głupia przegrana. Różowo włosa kelnerka przyniosła zamówienie i Adrien z szerokim uśmiechem wgryzł się w chrupiącą bułkę. Felix choć udawał znudzenie, w rzeczywistości dałby się pokroić za choćby kawałek.
- Mogę się podzielić Jeśli chcesz - powiedział Adrien i oderwał kawałek hamburgera.
- Nie dziękuję, dbam o moje zdrowie kuzynie. Nie jem takich rzeczy - skłamał Feliks unosząc dumnie głowa do góry.
- Jak chcesz - odparł Adrien wzruszając lekko ramionami, po czym ponownie wygryzł się w bułkę. Kiedy skończył zwrócił się do Felixa.
- Gdy ci powiem, to zwiewamy - powiedział spoglądając na idącą w ich kierunku zarumienioną kelnerkę, która trzymała w dłoni rachunek.
- Że co proszę? - Zapytał Agreste spoglądając na niego nie wierząc własnym uszom.
- Za nasz rachunek zapłacą tamci państwo. To nasi opiekunowie - powiedział do dziewczyny Adrien, szeroko się uśmiechając. Dziewczyna kiwnęła i ruszyła do stolika przy którym siedziała Nathalie i rosły ochroniarz.
- W nogi! - Zawołał Adrien i chwytając Felixa za ramię, pociągnął go ku wyjściu dla personelu.
- Co ty wyprawiasz! - Warknął Agrete wyszarpując się z jego uścisku. Oboje przystanęli na moment na korytarzu mierząc się wzrokiem.
- Daj spokój Felix - rzucił kuzyn opierając się nonszalancko o pomalowaną na sterylną biel ścianę - każdy ma prawo do odrobiny rozrywki. Powinieneś wyluzować - dodał polerując swoje paznokcie o koszule na piersi. Felix czuł jak ogarnia go gniew. Teraz dzięki temu dupkowi, jego ojciec się wścieknie i zamknie go znowu w domu na dobry miesiąc o ile nie dożywotnio. Chyba, że matka mu się postawi.
- Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, jakie będą konsekwencje naszej wycieczki? Może tobie wszystko wolno ale mnie nie! - Zawołał wkurzony.
- Nie dramatyzuj. Reguły są od tego żeby je łamać - rzucił lekko Adrien na co Felix spoglądał na niego osłupiały. Czy on naprawdę dramatyzował??
- Myślisz, że dziadek na wszystko mi pozwala? - Spytał. Felix milczał, jednak w duchu musiał przyznać, że właśnie tak było - Może i nie jest aż tak rygorystyczny jak twój staruszek, ale mimo wszystko narzucił mi jakieś zasady - kontynuował de Vanily - i wiesz co o tym myślę? Że mam to gdzieś - dodał z krzywym uśmiechem. Felix spoglądał na niego w milczeniu analizując to co właśnie usłyszał. Adrien był zawsze pewnym siebie optymistą, otwartym na świat i ludzi. Sypał kiepskimi żartami i lubił flirtować z każdą dziewczyną, choć nigdy nie miał wobec nich żadnych zamiarów. Felix jeszcze nie widział żeby którakolwiek panna zdołała zawrócić mu w głowie, i akurat w tym byli do siebie podobni. Oprócz tego Adrien był niesamowicie szczery a także odważny, więc w zasadzie nie miał powodu żeby mu nie uwierzyć. Wręcz przeciwnie. Dobrze wiedział, że kto jak kto ale młody de Vanily, czy odważny czy po prostu głupi niczego się nie bał. Nawet wściekłości dziadka która potrafiła być naprawdę straszna a nawet bolesna. Drzwi za ich plecami otworzyły się, a zza nich wyszła kelnerka która wcześniej ich obsługiwała. Spojrzała na nich spłoszona, ale Adrien szybko przejął inicjatywę i podszedł do niej ciągnąc Felixa za sobą.
- Zgubiliśmy się ślicznotko - powiedział de Vanily - jest tu gdzieś jakieś wyjście?
Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, jakby się wahał.
- Dobra powiem Ci prawdę - skapitulował Adrien wzdychając. Felix czuł rosnące zdenerwowanie. Jaką prawdę do cholery, pomyślał i dotknął dłonią ramienia kuzyna by go powstrzymać, kiedy usłyszał:
- Przyszła tutaj moja była dziewczyna - powiedział konspiracyjnym szeptem Adrien - szuka mnie bo nie dociera do niej, że z nami koniec. Chciałbym uciec tylnym wyjściem jeśli nam pokażesz gdzie jest moja piękna - dodał i puścił jej oczko. Felix oniemiał po raz kolejny w przeciągu kilku minut. Dziewczyna zarumienioną po same koniuszki uszu, z błyszczącymi oczami zaprowadziła ich do drzwi i wypuściła na tyłach kręgielni w jakimś zaułku. Adrien pięknie podziękował kłaniając się przed dziewczyną w pół na co zachichotała. Pomachał jej na odchodnym i ciągnąc Felixa za sobą, poprowadził ich na główna drogę.
- Co ty do cholery wyprawiasz! - Zawołał zirytowany Felix.
- Staram się żebyś wreszcie mógł się zabawić - odparł z dumą w głosie - Choć, zaprowadzę cię w jedno fajne miejsce - dodał.
Felix nie był ani trochę tym pomysłem zachwycony, i czuł jak Plagg przewraca się ze śmiechu w jego kieszeni. Przynajmniej on bawił się świetnie, pomyślał i powlókł się za Adrienem. Kuzyn poprowadził ich pod jakiś dobrze oświetlony budynek, z którego płynęła głośna muzyka i słychać było śmiechy oraz gwar dobiegający z jego wnętrza. Felix nie krył niezadowolenia z faktu, że znalazł się w tym miejscu i z grymasem na ustach ruszył ku wejściu.
- Chyba nie masz zamiaru tam tak wejść!? - zawołała za nim Adrien.
- A co nie podoba ci się w moim ubiorze? - warknął na niego Agreste. Co jak co, ale zawsze był dumny z tego jak się ubierał i nikt nie mógł zarzucić mu braku gustu - przecież jestem ubrany elegancko - dodał z dumą wypinając pierś.
- No właśnie - skrzywił się z niesmakiem Adrien - ty nie masz być elegancki. Ściągaj tą kamizelkę - rzucił.
- co?? Nie ma mowy - odparł zdecydowanym tonem. De Vanily już zaczynał go tego dnia naprawdę wkurzać. Nie było mowy o tym, żeby miał się pokazać ludziom bez swojej kamizelki. Adrien jednak był innego zdania i szedł do niego z łobuzerskim uśmiechem, który nie wróżył niczego dobrego. Choć Felix się opierał w trakcie szarpaniny, do jego uszu dobiegł dźwięk rozrywania materiału. Część kamizelki miał na sobie, a część znajdowała się w dłoniach kuzyna.
- No to po sprawie. Nie pójdziesz przecież w potarganym ubraniu - odparł spoglądając na niego z wyższością. Felix zrobił się cały czerwony z wściekłości i rzucił się na Adriena z pięściami. Zaskoczony chłopak ledwo uniknął jego ciosów i w duchu cieszył się, że kiedyś ćwiczył szermierkę na wyraźny rozkaz dziadka. Agreste okazał się niesamowicie zwinny i wyćwiczony. W końcu musiał taki być. Kiedy został Czarnym Kotem Strażnik Miraculi nieźle wytrenował jego i Biedronkę w walce wręcz. Kuzyn nie miał z nim żadnych szans. Przyparł go do muru i zamachnął się pięścią, jednak zatrzymał dłoń kilka centymetrów od jego twarzy. Na jego ustach widniał krzywy uśmieszek samozadowolenia, kiedy Adrien zamknął mocno oczy w oczekiwaniu na cios który nie nastąpił. Felix odsunął się od niego i strzepał niewidzialny pył z ubrania. Zdjął resztę swojej kamizelki i wyrzucił ją do pobliskiego kosza.
- Jak ja teraz niby twoim zdaniem wyglądam - prychnął niezadowolony Agreste. Adrien otworzył oczy w których widniała ulga, że jednak nie oberwał w tą swoją piękną buźkę. Przyjrzał mu się uważnie i podszedł do niego na wyciągnięcie ręki.
- Tak zdecydowanie lepiej, a w zasadzie idealnie - powiedział kiedy odpiął dwa pierwsze guziki jego koszuli i zdjął krawat - Połowa kobiet w klubie należy dziś do ciebie - dodał.
- Tylko połowa? - sarknął wkładając dłonie do kieszeni, choć prawda była taka, że oprócz Biedronki nie interesowała go żadna inna.
- Tak, połowa - Potwierdził - bo druga należy do mnie - dodał Adrien puszczając mu oczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro