4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cornelia dalej nie mogła uwierzyć że trener wystawił ją i Ariona na boisko. Obecnie stała przed lustrem w łazience, która mieściła się na terenie stadionu. Trener Travis kazał się im przebrać w stroje drużyny, jednak nie pomyślał o jednej dość istotnej sprawie.

Stroje męskie mają kompletnie inny krój niż damskie, dlatego koszulka klubowa, mimo iż miała najmniejszy rozmiar jaki się dało znaleźć, dalej na niej wisiała. Spodenki miały gumkę oraz dwa sznurki, dzięki którym można było je zwęszyć w talii. Buty jakimś cudem były na nią dobre, więc po około dziesięciu minutach wyszła już gotowa na murawę. Stanęła koło ubranego tak samo Ariona, widać było że się stresował nie mniej niż ona.

- Proszę państwa, będziemy mieć zmianę w zespole Raimon'a! – zawołał komentator. – To chyba nowi kandydaci na zawodników! Co może oznaczać taka decyzja trenera Travisa?! 

Doug odrzucił swoją grzywkę do góry.

- A mnie siada na ławce? – prychnął zirytowany po czym ruszył w stronę trenera.

- Doug, daj spokój – poprosił Riccardo który podążał wzrokiem za kolegą. – pan trener na pewno dobrze wie co robi. 

- Jasne, na pewno sobie teraz poradzicie!

Za fioletowłosym chłopakiem ruszył inny zawodnik, który również miał zejść z boiska. Oboje spojrzeli z irytacją oraz wyższością na Ariona i Cornelię. Doug na chwilkę stanął koło nich, po czym ponownie prychnął i usiadł na ławce. Arion ruszył w stronę kapitana, rudowłosa zrobiła to samo, dalej się zastanawiając nad decyzją trenera.

- Dlaczego nas wystawił? – zastanawiała się w myślach po czym spojrzała się na trenera. – Jaki on ma cel? 

- Kapitanie – z myśli wyrwał ją głos Ariona, który stanął na przeciwko Di Rigga. – dziękuje za zaufanie i przyjęcie nas do zespołu. Zrobimy co w naszej mocy!

- Zrobimy wszystko by pomóc wam wygrać! – Cornelia również dodała swoje trzy grosze. 

Po tych słowach oboje z brązowowłosym udali się na pozycje, a Riccardo odprowadzał ich swoim wzrokiem. Zastanawiał się czemu trener kazał zejść doświadczonym zawodnikom z murawy, a na ich miejsce wstawił dwóch początkujących, którzy nawet nie należą do drużyny. 

Cornelia w tle słyszała komentarze chłopaków z drużyny na swój temat. Większość sprowadzały się do tego, że skoro jest dziewczyną to nie będzie potrafić grać. Sama dobrze o tym wiedziała, że nie jest jeszcze na takim poziomie jak pierwszy skład, ale chce się rozwijać dalej i próbować być lepsza. Po to poszła do Raimon'a by grać w dobrej drużynie! To było jej marzenie.

- Zrobię wszystko by im pomóc! – obiecała sobie w myślach, czekając aż komentator ogłosi informacje o wznowieniu gry. 

- Tak jest! Na boisku pojawili się nowi zawodnicy Arion Sherwind oraz Cornelia Haggard! Co wniosą do tego meczu by zmienić jego przebieg? – mówił komentator. 

Rudowłosa szturchnęła Ariona w ramię by ten zwrócił na nią uwagę. 

- Przeciwnik jest silny – stwierdziła fakt po czym spojrzała na drużynę Czarnych Templariuszy. – ale damy sobie rade, co nie?

- Oczywiście, że damy! – Arion kiwnął głową na słowa dziewczyny.

Victor w tym momencie spojrzał na dwójkę nastolatków.

- Znowu wy? – westchnął zirytowany tym, że znów widzi rudowłosą oraz brązowowłosego. 

Arion westchnął głośno.

- Coś się wymyśli.

- Jakoś z tego wybrniemy! – zapewniła na głos piwnooka. 

Po tych słowach rozległ się gwizdek wznawiający grę. Jeden z zawodników z drużyny Templariuszy wyrzucił z autu w stronę Victora, który od razu przejął piłkę. Arion biegnąc w jego stronę, mówił że będzie do końca bronić footballu, jednak granatowłosy nic mu nie odpowiedział, wyminął go po czym kopnął piłkę. Cornelia myślała, że podał do któregoś zawodnika ze swojej drużyny, jednak Victor wycelował w różowowłosego obrońce z drużyny Raimon'a. Wyrzuciło go kilka metrów do tyłu.

Cornelia podbiegła do niego. 

- Hej, nic ci nie jest? – zapytała kucając koło chłopaka, który jedną ręką trzymał się za brzuch. – Daj rękę, pomogę ci.

Wyciągnęła w jego stronę swoją dłoń, on natomiast zlustrował ją wzrokiem. Jednak po chwili przyjął pomoc i z pomocą rudowłosej wstał na równe nogi. Cornelia spojrzała na pozostałych członków pierwszego składu. Victor wymierzał strzały w każdego, bez żadnych skrupułów. 

- Przecież to już przechodzi ludzkie pojęcie – powiedziała do siebie ignorując fakt, że dalej stoi koło różowowłosego chłopaka. – nie daruje mu tego!

- Zaczekaj! – zawołał chłopak, jednak piwnooka go zignorowała i ruszyła wprost na Blade'a.

Stanęła koło ciężko dyszącego Ariona, po czym zmierzyła Victora morderczym spojrzeniem. Kątem oka widziała jak reszta drużyny leży na murawie.

- Co jest? – zapytał znudzonym tonem Victor. – Tylko na to was stać w ramach miłości do tej gry?

- Osz ty! – Arion ponownie ruszył na wyższego chłopaka z zamiarem odebrania mu piłki, jednak ponownie mu się to nie udało.

Wtedy rozległ się gwizdek kończący pierwszą połowę meczu, a drużyna Czarnych Templariuszy prowadziła wynikiem dziesięć do zera.

***

Cała drużyna zeszła z boiska na czas przerwy, by chwilę odpocząć oraz by się napić. Cornelia usiadła na ziemi i pogrążyła się w swoich myślach, jak mają ich pokonać? Oraz jak mają odrobić straty w drugiej połowie? To graniczy z cudem, że strzelą chociaż jedną bramkę.

- Przepraszam kapitanie – z myśli wyrwał ją głos Ariona, który stał na przeciwko Di Rigga. – nie dałem rady wesprzeć drużyny na boisku. Ale wciąż, nie mam zamiaru oddać tym bandytą naszego klubu!

Cornelia wstała z ziemi i stanęła koło niebieskookiego.

- Ja również przepraszam – dodała piwnooka z słyszalną skruchą w głosie. – nie udało mi się pomóc.

Riccardo spojrzał na dwójkę nastolatków z irytacją.

- Spokojnie, ja też nie chce by przejęli nasz klub – powiedział po czym przymrużył oczy. – ale nie będzie z nimi łatwo. Przykro to stwierdzić, ale mają nad nami przewagę. 

- Tak Piąty Sektor załatwia sprawy – do stojącej trójki podszedł bramkarz Raimon'a.

Był wysoki, właściwie od Cornelii wszyscy byli wyżsi. Jego brązowe włosy były napuszone, wyglądały według dziewczyny trochę jak brokuły, boki były wygolone. Jego mina była poważna, a brwi lekko zmarszczone. Ubrany był w zielono - pomarańczowy strój dla bramkarza a na dłoniach miał rękawice.

- Piąty Sektor? – zapytał zdezorientowana Arion.

- Zgadza się – Riccardo potwierdził słowa bramkarza. – jeszcze o nich nie słyszeliście?

Cornelia przytaknęła głową, wiedząc o czym mówi kapitan. Arion nie wiedział o co chodzi, więc Di Riggo zaczął opowiadać o tym jak dziesięć lat temu, Japonia całkowicie zdominowała światowy football młodzików. Przez to pozycja szkolnego klubu piłkarskiego stała się wyznacznikiem statusu szkoły, im silniejsza drużyna to tym większy prestiż. Kapitan wspomniał również o tym, że w dzisiejszych czasach ten sport wyznacza wartość szkół oraz uczniów.

- Tak uważasz? – zapytał niepewnie Sherwind, Cornelia natomiast się nie odzywała.

- Zgłosiliście się do Raimon'a ze względu na naszą reputacje piłkarską, prawda? – zapytał kapitan, uważnie przyglądając się stojącej przed nim dwójce. 

- Reputacje? – zapytał zbity z tropu Arion, po czym dodał energicznie. – Nie! To nie do końca tak! Ja całe życie marzyłem by reprezentować barwy tej szkoły! 

- Tak samo jak ja! – rudowłosa wtrąciła się do rozmowy. – moim marzeniem było dostanie się do tego gimnazjum. 

Brązowe oczy Riccarda na chwilę złagodniały.

- Marzyliście o tym – uśmiechnął się na chwilę, jednak po tym znów przybrał poważną minę. – chyba jesteście jedynymi, którzy tak na to patrzą.

Cornelia i Arion spojrzeli zdziwieni na kapitana, który im wytłumaczył co miał na myśli.

- Wyniki są teraz absolutnie wszystkim, jeśli ich nie osiągasz, jesteś postrzegany jako bezwartościowy. Piąty Sektor to syndykat piłki nożnej, który powstał by przeciwdziałać temu i kontrolować sytuacje szkół.

- Piąty Sektor posuwa się za daleko z tym wszystkim. – przyznała pani Hills. 

- Od dawna wiadomo, że zwycięstwa i porażki przyznają według swoich zasad. – odezwał się trener Travis z założonymi na klatce piersiowej ramionami. – Każą tych, którzy się stawiają. Obecnie kontrolują każdy aspekt każdej szkolnej drużyny i sposób rozwoju ich zawodników, wszystko za obietnice fair play. 

- Toż to szaleństwo... – Cornelia nie umiała ująć w słowa swoich odczuć, na temat tego co właśnie usłyszała. 

- Taka gra została karykaturą samej siebie. – przyznał mężczyzna.

Cornelia spojrzała na resztę drużyny, widziała w ich oczach złość oraz gorycz w stosunku do tego systemu, rozumiała ich w pełni. Przecież piłka nożna, czy jakikolwiek inny sport ma sprawiać radość, a Piąty Sektor odbiera wszystkim tą radość. Posmutniała na samą myśl o tym. 

- Wciąż możemy od czasu do czasu rozegrać fajny, uczciwy mecz – przyznał Riccardo patrząc w górę. – i wtedy możemy poczuć radość z gry w piłkę.

Cornelia spojrzała ze współczuciem na kapitana, nie mogła sobie wyobrazić ile on oraz reszta drużyny musi nieść na barkach by to wszystko wytrzymywać. Chciała coś powiedzieć jednak wtedy rozbrzmiał gwizdek, który oznaczał, że rozpoczyna się druga połowa meczu.

***

Drugą połowę rozpoczęli Templariusze, rudowłosy zawodnik podał do Victora. Riccardo próbował wślizgiem odebrać mu piłkę, jednak Blade był szybszy i kapitan upadł na murawę.

- Kapitanie! – zawołał przestraszony Arion.

Victor odwrócił głowę w stronę leżącego Di Rigga. 

- Co się stało? – zapytał prześmiewczo. – Tak szybko kończycie grę? 

Riccardo nic nie odpowiedział, podniósł się i dalej próbował odebrać granatowłosemu piłkę, jednak bez skutku. Victor powiedział mu w międzyczasie, że i tak nie będzie dla nich miejsca w tym zespole. Wtedy to Blade oddał strzał który rozbił obronę Raimon'a a piłka poleciała prosto w bramkarza. Po chwili na tablicy był wynik jedenaście do zera.

Cornelia i Arion z przerażeniem patrzyli jak kolejni zawodnicy zostają powaleni przez strzały Victora, oraz jak Riccardo cały czas się podnosi mimo tego iż był wykończony. Blade szydził z brązowookiego oraz mówił, że kariera pierwszego składu na boisku właśnie się zakończyła.

- Ta drużyna jeszcze wiele pokaże!  – odezwał się zdenerwowany Arion z poważną miną.

- Nie pozwolimy przejąć barw klubowych Raimon'a! – koło Sherwinda stanęła rudowłosa również z poważnym wyrazem twarzy.

Twarz Victora przybrała gniewny wyraz.

- To sami je sobie weźmiemy! – zawołał po czym ponownie rozpoczął serię nokautowania członków zespołu.

Cornelia nawet już nie słuchała tego co mówi Victor, ponieważ jej myśli zajął widok leżących na murawie kolegów z drużyny. Jeden z chłopaków, który trzymał się za ramię, oznajmił że ma tego dosyć i powolnym krokiem ruszył w stronę szatni.

- Czekaj, Lars! Dokąd ty idziesz?! – pytał Riccardo, jednak chłopak odpowiedział mu, że rezygnuje. – Nie rób tego! Lars!

- Jak tak dalej pójdzie...  – zaczęła mówić Cornelia jednak przerwał jej głos kapitana. 

- Złamią nas wszystkich... – mówił załamanym tonem, na co Blade tylko się szerzej uśmiechnął.

- Złamią nas kontuzjami. – pomyślała dziewczyna po czym poczuła jak piłka lekko się ociera o jej nogę.

Spojrzała najpierw na piłkę, później na Victora który stwierdził że ma teraz szansę. Dziewczyna miała w głowie ułożony plan, kiwnęła głową do Ariona, na co ten odpowiedział jej tym samym. Oboje mieli to samo na myśli i doskonale wiedzieli co mają robić.

Cornelia ruszyła przed siebie i bardzo zwinnie omijała przeciwników, po niedługim czasie podała do Sherwinda który zaczął dryblować członków Templariuszy. Wymieniając tak do siebie piłkę, ignorowali prośby pozostałych graczy Raimon'a o podanie, ponieważ właśnie o to chodziło w całym planie

By utrzymać się jak najdłużej przy piłce, by reszta składu nie oberwała.

- Dlaczego do nikogo nie podają? – zapytał zaskoczony Riccardo.

- Ale całkiem nieźle sobie radzą! – dodał fioletowłosy chłopak z czerwonymi goglami na brodzie. 

Po chwili Cornelia oraz Arion zostali otoczeni przez zawodników Czarnych Templariuszy, powolnym krokiem zbliżał się do nich Victor. Nie mieli dokąd uciec, a najgorsze w tym wszystkim był to, że siedzą razem w tym okręgu i nie mają jak podać.

- Arionie Sherwind, Cornelio Haggard – zaczął Victor z wypisaną złością na twarzy. – wasze twarze, mnie irytują! Tracicie tylko czas próbując grać w piłkę!

Wtedy to z ciała Blade'a zaczęła wyłaniać się dziwna granatowo - czarna energia, która zaczęła się w coś formować. Cornelia nie mogła uwierzyć własnym oczom, czy to możliwe by Victor miał Avatara? Przecież to są tylko legendy!

- Oto Szlachetny Rycerz Lancelot – powiedział a energia zmieniła się w coś na wzór rycerza z mieczem i tarczą.

- Czyli naprawdę istnieją? – zapytała sama siebie rudowłosa.

- Jeszcze nic nie pokazałem! – zawołał Victor po czym ruszył na dwóch nastolatków.

Uderzenia Avatara były tak silne, że i Cornelię i Ariona wyrzuciło do góry, przez co stracili piłkę. Po chwili oboje upadli na murawę ledwo żywi, a dziewczyna czuła, że zaraz straci przytomność. Na tyle ile mogła odwróciła głowę w stronę Ariona, który mówił trenerowi, że da radę grać. Będąc na ostatku sił wstała, jednak Victor to zauważył, po czym znów wymierzył w nią cios. Kiedy upadła ponownie, zrobiło jej się ciemno przed oczami.

- Hej, żyjesz? – poczuła jak ktoś trzęsie jej ramieniem, uchyliła powiekę i jedyne co zobaczyła to ciemne oczy zawodnika o jasnoniebieskich włosach. – Hej! Nie odpływaj!

Wszystko co słyszała, wołanie chłopaka, głos Ariona oraz krzyk kapitana. Po tym wszystkim straciła przytomność.

- Wybacz Arion... – to ostatnie o czym pomyślała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro