Rozdział XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Trójka uczniów Hogwartu, z którymi rozmawiała Tonks, podzieliła się z nią wszystkim co widzieli oraz swoimi przypuszczeniami.
— Dziękuję za współpracę — skończyła notować.
— Współpraca z tak sławną osobą to zaszczyt — odezwał się Ron.
— Czytaliście Proroka. No dobrze, wracajmy — posłała im łagodny uśmiech.
   Spakowała wszystko do torby, którą na szczęście ostatnio zostawiła w Kwaterze (miała w niej puste rolki pergaminów, pióra i atrament), po czym wspólnie z dziećmi udała się do jadalni. W pomieszczeniu zastali dodatkowe dwie osoby, którymi byli Alastor i William.
— Tonks! — Zawołał ją Moody, gdy tylko weszła do pomieszczenia.
— Mam informacje dla Zakonu — powiedziała, a Molly zaczęła wyganiać dzieci do swoich pokoi, żeby następnie zamknąć drzwi.
— Odgrzałam ci herbatę, napij się — pani Weasley uparcie kierowała Tonks do stołu i ta w końcu jej uległa.
— Co dla nas masz? — Zapytał Bill, przytulając do siebie Fleur.
— Już się dowiedziałam, że czytaliście Proroka — zaczęła.
— Za niedługo zaczniesz rozdawać autografy — wtrącił się z uśmiechem rudy czarodziej.
— Więc wiecie też, że sprawowałam zastępstwo za Scrimgeoura — kontynuowała, jakby nikt jej nie przerwał. — Dzięki temu miałam dostęp do najważniejszych spraw. Po pierwsze złapaliśmy Śmierciożerce. Jedyne informacje, jakie o nim nam to, że nazywał się Avery. Oczywiście spróbuję się dowiedzieć więcej.
— Dobra robota — odezwał się Moody.
— Kolejna sprawa to morderstwo dwójki czarodziejów. Nad budynkiem wisiał Mroczny Znak i ponownie zwiastował on to co najgorsze. W środku natknięto się na Śmierciożerców, jednak uciekli. Zamordowani to Katrina Watson, czarownica półkrwi i jej pięcioletni syn Michael. Zginęli od Avady, jednak kobieta była wcześniej torturowana — skończyła mówić.
— To bardzo przydatne informacje — odezwał się po raz pierwszy Syriusz.
— Gdzie się to wydarzyło? — Zapytał Szalonooki.
— Hilington.
— Trzeba przyznać, że nieźle sobie radzisz, Tonks — tym razem starszy czarodziej posłał jej uśmiech, który na jego pokiereszowanej twarzy wyglądał jak grymas.
— Staram się — spojrzała na mężczyznę, jednak było to błędem, bo tuż obok niego znajdował się Remus.
— Słyszałem, że prowadziłaś przesłuchanie z Potterem — odezwał się ponownie, a czarownica przytaknęła. — Dobrze, że przejęłaś te sprawę.
— Wiem o tym, że miejsce pobytu wszystkich dzieciaków stąd zostało sfałszowane.
— Nikt z Zakonu o tym nie wspominał — stwierdził.
— Nikt nie musiał, Alastorze. Dotarło to do mnie w Ministerstwie. To znaczy informacja, że Potter, Granger i Weasleye znajdują się w Hogwarcie, a wcale tak nie było.
— Dumbledore ma wszędzie wtyki.
— To logiczne, jednak skusiłam się to sprawdzić jakiś czas temu dla pewności. I możecie być spokojni, bo faktycznie jest nie do wykrycia.
— Świetnie — odezwała się Molly. — Kończmy zebranie — zwróciła się do Moody'ego.
— A więc koniec, jeśli nic więcej nie macie.
— Porozmawiajmy — tym razem ruda czarownica zwróciła się do Tonks i wspólnie udały się do kuchni.
— O co chodzi? — Zapytała Dora.
— Co się między wami wydarzyło? Między tobą i Remusem.
   Nimfadora nie miała ochoty o tym mówić, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że będzie jej wtedy lepiej. Zdecydowała się na ten krok i na spokojnie wszystko opowiedziała starszej kobiecie.
   Skończyło się na tym, że Molly przytulała do siebie młodszą czarownice, która ponownie tonęła w własnych łzach.
— Nie potrafię w to uwierzyć — głaskała ją po plecach. — Nie powinnaś dać za wygraną.
   Tonks odsunęła się delikatnie od Molly, żeby przetrzeć łzy.
— Nie poddawaj się!
— Każde kolejne odrzucenie będzie bolało równie mocno — odezwała się młodsza.
— Myśli kreują rzeczywistość. Nie nastawiaj się na najgorsze.
— Nie wiem czy sobie poradzę.
— Oczywiście, że dasz radę. Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama — posłała jej uśmiech pełen otuchy.
— Dziękuję — Dora starała się odwzajemnić go.
— Drobiazg. Zostań na obiedzie — zaproponowała.
— Muszę wracać do pracy.
— Pracujesz wystarczająco ciężko. Nikt nie może powiedzieć o tobie złego słowa.
— Jak powiadał Szalonooki — wstała z krzesła. — Nie mogę spoczywać na laurach.
— Nie możesz się również przemęczać — oparła ręce o biodra. — To przyjdź na kolację. Remus też będzie, więc będziecie mogli porozmawiać.
— Zastanowię się — ucałowała ją i poszła do jadalni po swoją torbę. — Wychodzę, do następnego — rzuciła, po czym udała się do wyjścia.
   TRZASK. Teleportowała się do Ministerstwa Magii, żeby zająć się swoją pracą. Tonks była wdzięczna za to, że tyle się dzieje, bo jej myśli nie krążą nagminnie wokół pewnego wilkołaka.
   Będąc już w swojej kabinie zajrzała w akta, które otrzymała od swojego szefa. Były to informacje o złapanym Śmierciożercy. Czarownica zajęła się tym i po dłuższym czasie dokumenty były gotowe na rozprawę.
   Kolejną nie zakończoną sprawą jest ta z czarnomagicznym przedmiotem. Tonks przejrzała wszystkie notatki, listy i sporządzane już dokumenty, żeby móc działać dalej. Spisała raporty, stworzyła dodatkowe zapiski dla siebie i w końcu mogła skończyć pracę.
— Wizyty w szpitalu się już skończyły — powiedziała sama do siebie, spoglądając na zegar.
— Scrimgeour kazał ci przekazać, żebyś poszła już do domu — w jej kabinie pojawił się Savage.
— Dlaczego?
— Twoja zmiana już dawno się skończyła i obawia się, że zaczniesz spędzać więcej czasu w pracy niż on — zaśmiał się.
— Powinien się zacząć bać o swoje stanowisko — prychnęła.
— Lepiej mu tego nie mów — powiedział, po czym wyszedł.
   Tonks zabezpieczyła wszystkie papiery i udała się do wyjścia z biura. Zdecydowała się pojawić na kolacji w Kwaterze Głównej, gdyż postanowiła nie uciekać więcej przed tym co sprawia jej jakiekolwiek przykrości.
— Tonks! — Wybiegł za nią do windy rudy czarodziej.
— Co się dzieje, Arturze? — Zapytała. — Hol Główny!
— Idziesz na kolację? Molly wysłała mi sowę, żebym ci przekazał, że Remusa nie będzie.
— Dlaczego?
— Przykro mi, jednak gdy wspomniała, że możesz się pojawić na kolacji to wyszedł.
— Zamierza mnie unikać? — Zapytała na głos samą siebie.
— Chyba ostatnio się wam nie układa.
— Nie ma co się układać, Arturze. Nic nie szkodzi, bo i tak nie mogę się zjawić.
— To jest kolejna sprawa, bo prosiła, żebyś się mimo wszystko zjawiła.
— Muszę wracać do domu, przykro mi — wysiedli z windy.
— Jesteś pewna? — Podeszli wspólnie do kominków.
— Przeproś ode mnie Molly. Do widzenia — weszła do kominka, żeby przenieść się do swojego domu.
   Wychodząc z niego potknęła się o dywan i ku swojej niezdarności poleciała na stół.
— Szlag!
   Podniosła się i po sprawdzeniu czy wszystko jest z nią w porządku, udała się do swojej sypialni. Dom był pusty, więc mogła w spokoju zająć się użalaniem nad sobą. Inaczej nie da się tego określić, gdyż czarownica położyła się do swojego łóżka, żeby móc ukryć swoją twarz w poduszce i płakać.
   Dlaczego sprawia mi tak wielki ból? — Pytała samą siebie. — Czy to wszystko na prawdę jest dla niego takie proste?
   Tonks miała w swojej głowie mnóstwo pytań, na które nie znała odpowiedzi. Rozmyślając o tym wszystkim zasnęła, żeby obudzić się o świcie i pogrążyć się ponownie w swoich myślach. Czas płynął nieubłaganie, nim się obejrzała była już godzina dziesiąta.
— Więc tak teraz ma wyglądać każdy mój dzień? — Zapytała samą siebie i wstała z łóżka.
   Poszła wziąć prysznic, żeby chwilę później ubrać się ponownie w pierwsze lepsze ciuchy z szafy. Tym razem nie próbowała zmieniać jakkolwiek swojego wyglądu, a wyszła przed dom i teleportowała się na pustą uliczkę. Podeszła do budynku, który był oszklony. Z zewnątrz wyglądał jak sklep z odzieżą. Na szybie widniała karteczka z napisem "TRWA REMONT", a tuż za nią na wystawie można było zobaczyć manekina.
— Przyszłam w odwiedziny do Katie Bell — odezwała się, po czym widząc kiwnięcie manekina przeszła przez szybę.
   Teraz Dora znajdowała się ogromnym jasnym pomieszczeniu, które było recepcją i poczekalnią. W środku znajdowało się wielu ludzi, jednak Tonks nie zwracając na nich uwagi podeszła do pierwszej napotkanej pielęgniarki. Miła czarownica zaprowadziła ją do pokoju, w którym znajdowała się uczennica Hogwartu.
— Nazywam się Nimfadora Tonks — podeszła do leżącej na łóżku dziewczyny. — Jestem Aurorem i przyszłam tutaj w sprawie zaklętego naszyjnika.
   Gdy pacjentka nic nie powiedziała to Dora kontynuowała:
— Musisz mi o wszystkim opowiedzieć.
   Nie było łatwo wyciągnąć z niej tych informacji, jednak koniec końców Nimfadora wyszła z szpitala z dodatkowymi notatkami. Chcąc jak najszybciej uporać się z tą sprawą, teleportowała się pod bramę Hogwartu.
Expecto Patronum! — Z końca jej różdżki wyleciała srebrzysta poświata, która chwilę później uformowała się w wilka.
   Prawda jest taka, że nie udało jej się to za pierwszym razem. Ciężko jej było wyczarować patronusa, jednak na chwilę obecną niewiele może z tym zrobić.
   Po kilkunastu minutach bramę otworzył jej Severus Snape. Wspólnie ruszyli do zamku, jednak żadne z nich się nie odezwało. W końcu mężczyzna skręcił w kierunku lochów, a czarownica poszła do gabinetu dyrektora. Gdy znalazła się już na miejscu to posąg ukazał jej schody. To Dumbledore musiał otworzyć jej przejście, gdyż Tonks nie znała nowego hasła. Weszła na nie, a te się poruszyły. Stojąc już przed drzwiami gabinetu zapukała i nie czekając, aż Albus się odezwie po prostu weszła do środka.
— Dzień dobry — powiedział radośnie.
— Dzień dobry — podeszła do jego biurka. — Przyszłam w sprawie zaklętego naszyjnika.
— Usiądź — wskazał jej krzesło, a ta posłusznie wykonała polecenie.
— Katie Bell prawodpopodobnie działa pod wpływem Imperiusa. Naszyjnik miał być podarunkiem dla ciebie, Albusie.
— Więc tak to wygląda.
— Masz jakieś pytania?
— To przykre, że niewinne dziecko zostało zranione.
— Już jest z nią lepiej.
— Jestem wdzięczny, że zajęłaś się tą sprawą. Moglibyśmy mieć problemy, gdyby był to kto inny — mówił łagodnie.
— Nie musisz być wdzięczny, bo należy to do moich obowiązków jako członka Zakonu Feniksa — odpowiadała obojętnie.
— Obowiązkami są powierzane wam zadania. Cała reszta, którą dla Zakonu robisz wynika z twojej dobroci.
— Możliwe.
— Skoro już o tym mowa to mam dla ciebie misję.
— Słucham — odpowiadała krótko.
— Razem z Remusem sprawdzicie pewne miejsce, które może okazać się kryjówką Śmierciożerców — zaczął starzec. — Napotkałem pewne ślady, więc trzeba to sprawdzić. Remus już został o tym poinformowany.
   Tonks przeklinała w tym momencie już nawet samego Albusa Dumbledore'a.
— Spotkacie się o dwudziestej pierwszej przed Kwaterą Główną.
— Rozumiem. To wszystko?
— Tak, odprowadzę cię do bramy — wstał, a czarownica tuż za nim.
   Szli powoli przez puste korytarze zamku.
— Wybacz, że to ciebie wysyłam na te misje — odezwał się, gdy wychodzili z Sali Wejściowej. — Nie wyglądasz najlepiej.
— W porządku, czuję się dobrze.
— Postaraj się odpocząć przez resztę dnia, żeby nie popełnić żadnego błędu.
— Nie martw się. Wykonam powierzone mi zadanie porządnie.
— Liczę na was — machnął różdżką w bramę i ta się otwarła.
— Do widzenia — powiedziała czarownica.
— Do widzenia, Nimfadoro — zamknął za nią bramę.
   Albus przyglądał się młodej czarownicy, a ta teleportowała się do Ministerstwa Magii. Podbiegła do otwartej windy i zawołała:
— Poziom trzeci...
— Poziom drugi, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów — przerwał jej znajomy głos.
   Czarownica się odwróciła i zobaczyła za sobą swojego szefa.
— Tonks — zwrócił się do niej. — Z tego co mi wiadomo jesteś Aurorem i należysz do owego departamentu. Pragnę dodać również, że do mojego departamentu. Zapomniałaś?
— Nie dajesz mi o tym zapomnieć — odpowiedziała.
— Co się z tobą dzieje?
— Wszystko już załatwiłam — udawała, że nie słyszała pytania. — Spiszę jeszcze raport z dzisiejszego dnia i przyniosę ci.
— Jeśli się pośpieszysz to będziesz mogła wyjść z pracy wcześniej — powiedział, gdy oboje wychodzili z windy.
— Jesteś wspaniałomyślny — zadrwiła.
— Cieszę się, że to wiesz. Wracaj do pracy — wszedł do swojego gabinetu, a Nimfadora udała się do swojej kabiny.
   Napisała potrzebne raporty i dziękując Merlinowi zamknęła wszelkie sprawy, którymi się zajmowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro