Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziękuję mojej kochanej Pati, za narysowanie mi pięknego rysunku, na okładkę mojego opowiadania ^.^
Koffam cię ♥

•••

Harry leżał na kanapie u Pani Figg. Wciąż był w szoku, że udało mu się teleportować. Pani Figg też nie rozumiała, jak tego dokonał. Właśnie rozmawiali o tym, jak Harry mógł tego dokonać, tydzień po omawianym zajściu, tydzień po tym, jak pani Figg mugolskimi sposobami próbowała mu wyleczyć rany, zadane przez Voldemorta oraz przez jego śmierciożerców ratując go tym samym od śmierci. Obrażenia Harry'ego leczyły się dość szybko, zważywszy, że do ich opatrzenia nie urzywano magii. Chłopakowi miały jednak pozostać blizny, zarówno na ciele, jak i w umyśle. Podczas gdy Harry odpoczywał, Pani Arabella opowiadała mu, co działo się od czasu, gdy się aportował na progu jej domu, do czasu, gdy się ocknął:
- Usłyszałam trzask, tak blisko moich drzwi i poszłam sprawdzić, co to. Na progu zobaczyłam ciebie. Chłopcze, wyglądałeś naprawdę okropnie. Wszędzie miałeś te rozcięcia, siniaki, krew. Krzyknęłam prestraszona, bo w pierwszej chwili nie rozpoznałam cię. Nie miałeś na nosie okularów, a twoje oczy, których koloru chyba nie można pomylić z żadnymi innymi, były zapuchnięte i popodbijane. Chciałam zatrzasnąć ci drzwi przed nosem, ale ty podniosłeś rękę, w dodatku tą złamaną, odgarnołeś włosy i pokazałeś mi swoją bliznę, mówiąc: - Niech Pani nie mówi Dumbledore'owi... - i wtedy straciłeś przytomność. Zaczęłam opatrywać ci rany mugolskim sposobami, bo jako charłak nie potrafię czarować. Na szczęście, Minerwa zaopatrzyła mnie kiedyś w Dyptam i eliksiry leczące. Gdyby nie to, pewnie... - pani Figg głos się załamał.
- Dziękuję pani. Uratowała mi pani życie, oraz utrzymywała pani w sekrecie to, co się stało, przed dyrektorem.
- Och, chłopcze, nie ma za co, nie ma za co... Ale Harry, powiedz mi, czy to nie Ministerstwo wtedy do ciebie napisało? - bowiem to pani Figg odebrała jego pocztę, gdy chłopak był nieprzytomny.
- Nie, proszę pani. To był pewien chłopak nalegający na spotkanie ze mną.
- Och, psychofan Harry'ego Pottera, czy może ktoś bardziej ci bliski...
- Ani to, ani to, pani Figg. To mój odwieczny wróg, Malfoy. Nie zgodziłem się na spotkanie.
- Ale może to było coś ważnego? Ta sowa wyglądała naprawdę poważnie. - zmartwiła się kobieta.
- Jeśli tak, to porozmawia ze mną w pociągu, co zresztą już zadeklarował.
- Harry, mój chłopcze... - nie zdążyła powiedzieć, bo chłopak się zaśmiał i rzekł:
- Mówi pani zupełnie jak Dumbledore... Tylko niech pani nie pyta, czy chcę cytrynowego dropsa...
- Och, a chcesz? Ale wracając, martwię się o ciebie chłopcze. Chodzisz taki blady i przygaszony, gdy ktoś się zbliża, ty się wzdrygasz...
- To po pobycie u Voldemomorta proszę pani. I po tym, co wydarzyło się w czerwcu... Przepraszam, muszę już iść, jeszcze raz pani dziękuję...
Chłopak zobaczył bowiem przez okno wjeżdżający na ulicę samochód wuja Verona. Wiedział co się stanie w nocy, to była straszna i obrzydliwa rutyna. Ale Harry nie mógł uciec. Nie miał dokąd, zresztą, za to wuj też by go ukarał, tak jak za jego ponad tygodniową nieobecność.
A został mu jeszcze nieco ponad miesiąc tego koszmaru. Ponad miesiąc znienawidzonych wakacji.
Nie mógł się z nikim spotkać, bo nie chciał nikogo narażać. Nawet tego cholernego Malfoy'a, który nie wiadomo czego chciał od Harry'ego. Przecież ten chłopak i tak otrzymuje codziennie dawkę Cruciatusów, więc nie ma sensu dodawać do tego kary, za spotkanie z nim, Harry'm Potterem. A w pociągu będą mogli porozmawiać...

•••

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, kochane :*
Rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że się podobał, komentujcie, gwiazdkujcie ;)
Ach... I dziękuję za te ponad 3,1 tys wyświetleń i całą masę gwiazdek i komentarzy :)
Bookeczka ^.^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro