Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Potter.
- Malfoy.

•••

Harry zastanawiał się, czy przypadkiem któryś z siniaków zrobionych przez wuja Verona nie jest widoczny, bo Malfoy uważnie mu się przyglądał. Poprawił rękaw bluzy, tak, aby jak najbardziej zasłaniała jego nadgarstki, całe posiniaczone i zaczął przyglądać się temu drugiemu. Malfoy miał lekko podkrążone oczy, w których widać było ból. Był też chudy. Nie tak jak Harry, ale nie wyglądał jak Malfoy z zakończenia roku. Zobaczył też, że chłopak się trzęsie, delikatnie co prawda, mimo, że, jak Harry dobrze wiedział, niedawno dostał kilkoma Cruciatusami. I nie dziwił się już, czemu Ślizgon mu się przyglądał. Zmienił się trochę w te wakacje, po wizycie u Voldemorta i nocach w komórce pod schodami. Dla kogoś, kto widział go tylko raz w ciągu wakacji i to niezbyt dokładnie, mogło się wydawać, że stała przed nim zupełnie inna osoba, a nie Harry Potter, Wybraniec. W końcu chłopak otrząsnął się i zapytał drugiego:
- Chciałeś coś, prawda, Malfoy?
- Tak, Potter. Bez powodu bym się z tobą nie spotkał, zwłaszcza w tym uroczym miejscu.
- Powiesz mi, czego chciałeś? Bo zaraz uczniowie będą wchodzić do wagonu... - i Harry skierował swój wzrok za okno.
- Więc, Potter... (Nigdy nie zaczynaj zdania od „więc” - jak mówi mój polonista xD) Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał, zważywszy, że jak sam zauważyłeś mamy mało czasu. Co powiedziałeś Dumbledore'owi o pobycie u Czarnego Pana?
- Nic. I nie dowie się o nim, jeśli nie puścisz pary z ust.
- Och, to po części załatwia sprawę, którą do ciebie miałem. Chcę, aby nik się nie dowiedział o tym, że jestem śmierciożercą. Dumbledore, nauczyciele, uczniowie, duchy. Nikt. W zamian, proponuję, że ja, jak to określiłeś: „nie puszczę pary z ust” na temat twojego pobytu u Voldemorta. Jednak nie rozumiem, dlaczego nie chcesz nikomu powiedzieć. Wyjaśnisz?
- Ciekawość to... Cecha Gryfonów. Kto by pomyślał, że taki Ślizgon jak ty, będzie posiadał tą cechę? - chytrze zauważył Harry.
- Ślizgoński spryt. I to w domu Gryfa... Zaiste, interesujące.
- Uznajmy, że nie było twojego pytania. Czy zatem zgadzasz się na warunki, które postawiliśmy obaj?
- Ja jeszcze nie skończyłem. Chcę także, abyś mi pomógł znaleźć wyjście z zamku, do miejsca, z którego można się aportować. Jesteś jedyną osobą, która wie o tym, kim jestem, dlatego masz obowiązek mi pomóc, bym mógł się stawić na... Wezwanie Voldemorta. - uciął szybko Draco.
- Wiem po co musisz się tam stawiać i co on ci robi. Widziałem.
- Ile?! - zapytał przestraszony Malfoy.
- Musiałem to oglądać za każdym razem, od początku do końca. Gdy byłem nieprzytomny, również. W lochach Voldemorta i w hmm... Tam gdzie spędzałem wakacje. - dorzucił krótko.
- Czyli pomożesz mi wydostać się z zamku nie wzbudzając niczyich podejrzeń?
- Tego nie powiedziałem. Nie mogę, nie będę dostarczać nikogo na tortury do Voldemorta! - do tej pory Harry był spokojny, jednak teraz wybuchnął - Nikt nie zginie przeze mnie! Nawet ty!
- Kompleks bohatera, co Potter?
- Nie denerwuj mnie, Malfoy... Nie chciałeś przypadkiem zawrzeć umowy?
- Oczywiście. Uznajmy więc, że ja nie powiem nikomu o tym, co zdarzyło się w Riddle Manor, a ty nikomu nie wypaplasz o tym, że jestem śmierciożercą i o tym, co Czarny Pan ze mną robi. Może być?
- Musi. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
- Oczywiście, że tak Potter. Ja, Draco Lucjusz Malfoy, uroczyście przysięgam nie wyjawić tajemnicy Harry'ego Pottera. Przysięgam na cały czystokrwisty ród Malfoy'ów.

W tej samej chwili pojawiła się delikatna nić w kolorze srebra, oplatająca wyciągniętą w kierunku Harry'ego dłoń. Chłopak przyjął ją i powiedział:
- Ja, Harry James Potter, uroczyście przysięgam nie wyjawić tajemnicy Dracona Malfoya. Przysięgam na... Swoje życie.

Dłoń Gryfona oplotła nić w kolorze czerwieni. Linie spletły się w jedną i zajaśniały magicznym blaskiem.

- Dlaczego obiecywałeś na swoje życie, Potter? A nie tak, jak ja, na swój ród... Przecież rodzina Potter'ów była czystokrwista do ostatniego pokolenia, spokojnie mogłeś...
- Nie. Dla mnie przynależność do takiego, a nie innego rodu nic nie znaczy.
- Ech, wy Gryfoni jesteście wszyscy tacy sami...
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, udam się do przedziału, Malfoy. Jest za pięć jedenasta.
- Pewnie, Potter. Nie wiem od kiedy zrobiłeś się  taki kulturalny...

Gdy Harry to usłyszał, wyszedł z łazienki i delikatnie trzasnął drzwiami. Bowiem teraz do niego dotarło, że to, do czego zmuszał go wuj, czyli pełnej kultury i posłuszeństwa - jak w wojsku, wyjdzie na wierzch w szkole i zapewne nie tylko Malfoy to zauważy.
Do końca podróży miał szczęście. Nie spotkał Rona ani Hermiony. Plan, który wymyślił po śmierci Syriusza zamierzał zrealizować.
Nie musiał chodzić po pociągu, bo nie był prefektem, więc na nikogo się nie natknął. Wyszedł tylko na podwieczorek, na który zaprosił go profesor, niejaki Horacy Slughorn, nauczyciel eliksirów. Nie było tam jednak nikogo z Gryffindoru, co Harry'emu całkowicie odpowiadało.
Pozostawała jeszcze kwestia uczty powitalnej, na której na pewno spotka wszystkich, których zamierza unikać...

•••

Moje kochane paskudy, dlaczego nie komentujecie?
Rozdział pojawił się bardzo szybko, bo mam rekolekcje i nie musze iść do szkoły aż do czwartku :)
Bookeczka ^.^

PS.: Dziękuję za prawie 4 tysiące wyświetleń ♥
W życiu nie spodziewałam się, że będzie tego tak dużo :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro