Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podczas środowego śniadania Hermiona zapytała Harry'ego:
- Gdzie wczoraj byłeś?
Chłopak przygotowany na takie pytanie odparł po chwili:
- U profesora Slughorna. Zaprosił mnie na herba...
- Wcale nie! Byłam u niego spradzić czy tam jesteś! I wiesz co mi powiedział?! Że byłeś u niego tylko na przyjęciu w pociągu, a na podwieczorku w piątek i w niedzielę cię nie było choć cię zapraszał! Gdzie ty tak ciągle znikasz?! - Hermiona zrobiła się czerwona, jak wtedy, gdy jest wściekła i gdy lepiej się do niej nie zbliżać, a Harry nie wiedząc kompletnie co odpowiedzieć, rzucił tylko:
- Nie twój interes Hermiono, gdzie jestem i co robię.
- Ale Harry... - dziewczyna pomyślała, że jej przyjaciel tak zareagował, bo na niego  nakrzyczała - Martwię się...
- Nie masz powodu.
- Jak to nie? Oddalasz się ode mnie, z Ronem już wcale nie rozmawiasz...
- Wydaje ci się - mruknął Harry, wiedząc tym samym, że niedługo straci swoją przyjaciółkę, tak jak stracił Rona. Ale to tylko dla ich bezpieczeństwa - pomyślał.
- Nie wydaje mi się. Wiem co widzę. Myślisz, że jestem głupia, Harry?!
- Nie, Hermio...
- Bo nie jestem! Może potrzebowałeś przyjaciółki, żeby mieć od kogo spisywać prace domowe?! A skoro zacząłeś się uczyć, to już mnie nie potrzebujesz! - Harry otworzył usta ze zdziwienia. Nigdy nie spodziewałby się po Hermionie takiego wybuchu. Ale cóż. Stało się. Chłopak musiał dokończyć to, skoro już zaczął.
- To ty jesteś od myślenia. Ja mogę tylko się dostosować - i przybrawszy obojętną minę, Harry wsadził sobie do buzi kanapkę z tuńczykiem.
Dziewczyna zmarszczyła czoło, popatrzyła na jedzącego przyjaciela i odwróciwszy się do niego plecami, przeszła na drugi koniec stołu Gryffindoru i usiadła tam.
Po chwili uczniowie zaczęli wychodzić z sali. Harry wmieszany w tłum ruszył na zielarstwo. Ktoś mu wtedy szepnął do ucha:
- No, no Potter... Ale daliście razem ze szlamą przedstawienie. Wytazy uznania.
Chłopak od razu rozpoznał ten głos i rzekł:
- O co ci chodzi, Malfoy? Myślałem, że zawarliśmy rozejm. I skąd w ogóle wiesz, o co kłóciłem się z Hermioną?
- Potter, Potter... Cała Wielka Sala słyszała o co się sprzeczacie... Już widzę te jutrzejsze nagłówki w Proroku Codziennym: „Harry Potter ma nową dziewczynę?”, „Wybraniec i jego ‛przyjaciółka’ kłócą się o kontakty Pottera, czy może jest to sprzeczka przedmałżeńska?”
- Zamknij się, Malfoy! O co ci chodzi? Martwisz się o moją reputację?
- Oczywiście, że nie. Ja mogę martwić się tylko o siebie, bo tylko ja jestem na tyle idealny, bym mógł zaprzątać sobie sobą głowę.
- Mfm... Nie masz przypadkiem lekcji? - zapytał Harry, widząc, że tłum, który wyszedł z Wielkiej Sali znacznie się przerzedził i uczniowie zaczynają się im przyglądać.
- Aktualnie idę na Zielarstwo - uśmiechnął się perfidnie - och, a ty?
- Jakbyś nie wiedział. Ludzie się na nas gapią.
- Podziwiają moją urodę. I będziemy musieli porozmawiać.
- Emmm... O czym?
- Jak sam zauważyłeś, o niezwykle spostrzegawcza istoto, ludzie się gapią i podsłuchują. Nie powiem ci teraz. Pokój Życzeń o siedemnastej. Pasuje?
- Chyba tak...

Zielarstwo było takie jak zawsze. Pełne ziemi, błota i nawozu ze smoczego guana. Nic przyjemnego. Jednak po Zielarstwie była Obrona Przed Czarną Magią, której uczył profesor Snape (kocham go ^^).
Od razu, gdy za nauczycielem zamknęły się drzwi do klasy, ten przemówił:
- Jak mi wiadomo, pan Potter nareszcie zdążył się nauczyć programu pierwszej klasy z Eliksirów. Myślałem, że prędzej nastąpi koniec świata niż się pan, panie Potter nauczy czegokolwiek.
A teraz wyciągamy kartki. Na tablicy macie pytania i dwadzieścia minut czasu na to, by odpowiedzieć na nie.

Harry wolał nic nie odpowiadać Snape'owi więc od razu wyciągnął kartkę i zaczął pisać.
Chłopak napisał odpowiedzi na wszystkie pytania i w chwili gdy stawiał kropkę w ostatnim zdaniu, wykładowca zebrał kartki.
Po lekcji Snape powiedział jeszcze:
- Potter. Zostań w klasie.
I wypyściwszy uczniów zamknął drzwi.
Pierwszy odezwał się Harry:
- Panie profesorze, dlaczego mnie pan zatrzymał po lekcji?
- Dyrektor chce byś kontynuował lekcje Oklumencji. Ten przykry obowiązek nauczania cię, przypadł właśnie mi, mimo, iż wyrzuciłem cię w zeszłym roku z moich zajęć. Tak więc pierwsza lekcja dziś o siedemnastej w lochach.
- Do - dobrze panie profesorze - wydukał Harry, bo po jego głowie krążyły różne myśli - Do widzenia, profesorze - i wyszedł.

Nie mogę mieć lekcji ze Snape'em! On od razu dowie się o... O zdarzeniach z wakacji... O tym co robił mi wuj i o tym, że porwał mnie Voldemort. O tym, że Malfoy jest śmierciożercą również się dowie. Nie mogę mu na to pozwolić! I muszę ostrzec Malfoy'a, gdyby jednak Snape się dowiedział... - pomyślał Harry i pobiegł po Mapę Huncwotów, aby znaleźć Dracona.

Chłopak był niedaleko klasy do transmutacji i Gryfon szybko do niego przyszedł. Zaczął rozmowę:
- Malfoy. Mamy problem.
- Jaki? Nie wydałeś nic, prawda?
- Żyję. Więc nie. Ale mam dziś ze Snape'em Oklumencję. Nie opanowałem tego. On się wszystkiego dowie.
- Szlag by to! Jak mogłeś tego nie opanować?!
- Nie jestem wszechmogący!
- Przez ciebie trafię do Azkabanu, jeśli Severus się dowie! Co z ciebie za Wybraniec?!
- Skoro jesteś taki mądry, to powiedz mi jak to opanować.
- Ja... Nie wiem. Wymyśl coś! Musisz coś wymyślić!
- Wiem! Wiem, że muszę!
I Harry pobiegł do wieży Gryffindoru.

•••

Rozdział to w większości dialogi, tak wyszło.
Dziękuję za ponad tysiąc gwiazdek!
I... Komentujcie!
Bookeczka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro